NASA i reforma znaków zodiaku, czyli pseudoracjonalistyczne popisy nieuctwa… astronomicznego! Znowu!

Od kilku dni krąży po sieci sensacyjna, ale ZUPEŁNIE NIEPRAWDZIWA wiadomość, że

NASA aktualizuje zodiak, ponieważ nikt tego nie robił od 2000 lat. Pozycje znaków zodiaku przesunęły się nawet o miesiąc! 86% ludzi ma źle ustawiony swój znak. Sprawdź, czy ty też.

Tę sensacyjną wiadomość podały Radio Zet, Eska.pl, kobieta.interia.pl, se.pl, twojapogoda.pl, m.onet.pl, natemat.pl, businessinsider.com.pl (autor jako jedyny podaje link do wyjaśnień astrologa, Piotra Piotrowskiego), wiedzoholik.pl (chyba raczej alkoholik, bo jak widać używka, której używają zniszczyła im neurony) i każdego dnia przybywa kolejnych mądralów (portali i blogerów), którzy kolportując tę bzdurę chcą się popisać rozumem, a popisują się kompromitującym i zatrważającym nieuctwem.

Miałam na to machnąć ręką, bo to nie pierwszy i z całą pewnością nie ostatni raz, kiedy zarozumiali i aroganccy ludzie uważający się za wszystkowiedzących mędrców robią z siebie pośmiewisko. Ale kiedy w tym czcigodnym gronie zobaczyłam niewymienioną z nazwiska osobę z CENTRUM NAUKI KOPERNIK i nawet samego ASTRONOMA, po prostu zwątpiłam w to, co widzą moje oczy…

Przyjrzyjmy się z czego wyśmiewają się pseudo-racjonaliści, czyli poznaj głupiego po śmiechu jego.

Z kogo się śmiejecie? Z siebie samych się śmiejecie!

NASA aktualizuje znaki zodiaków

Już w tytule notki autor zalicza wpadkę: „znaki zodiaków”. Ile mamy zodiaków? Zapewne, według autora, jest ich 12. Otóż nie. Zodiak jest tylko 1, ale jest podzielony na 12 sektorów, zwanych nie „zodiakami”, lecz znakami zodiaku.

Na tejże stronie widzimy taką oto wyliczankę dat dla „nowych znaków”:

Koziorożec:  20.01-16.02
Wodnik: 17.02-11.03
Ryby: 11.03-18.04
Baran: 19.04-13.05
Byk: 14.05-21.06
Bliźniaki: 21.06-20.07
Rak: 21.07-10.08
Lew: 10.08-16.09
Panna: 17.09-30.10
Waga: 30.10-23.11
Skorpion: 24.11-29.11
Wężownik: 29.11-17.12
Strzelec: 18.12-20.01

Poważny błąd! To nie są okresy przebywania Słońca w znakach zodiaku, lecz w gwiazdozbiorach.

Znaki zodiaku i gwiazdozbiory to nie to samo!!!

Kolejny błąd: pierwszym znakiem zodiaku nie jest styczniowy Koziorożec, lecz marcowy Baran, który wyznacza pierwszy dzień astronomicznej wiosny (pozostałe znaki kardynalne to: Rak rozpoczynający astronomiczne lato, Waga rozpoczynająca astronomiczną jesień i Koziorożec rozpoczynający astronomiczną zimę).

Przeglądając nagłówki wyników wyszukiwania kilka razy uległam złudzeniu, że oto wreszcie pojawił się długo oczekiwany głos rozsądku. Na stronie http://www.spidersweb.pl/2016/09/nasa-znaki-zodiaku-zmiana.html widzę tytuł: „Nie, NASA nie ogłosiła zmian w znakach zodiaku”. Ucieszyłam się, że wreszcie ktoś zdemaskuje te brednie, ale autor od razu się zaorał dając dowód, że jest astronomicznym ignorantem!

Przecież ludziom NASA kojarzy się z niebem i kosmosem, więc na pewno NASA zarządza znakami zodiaku i horoskopami.

Znaki zodiaku to według autora astrologia i horoskopy!

Wikipedia starała się być poprawna, ale z nadgorliwości również walnęła byka:

Mimo że przez obszar gwiazdozbioru przebiega ekliptyka, Wężownika nie zalicza się w astrologii do gwiazdozbiorów zodiakalnych. Wynika to z tego, że granice tego gwiazdozbioru przecinają ekliptykę od stosunkowo niedługiego czasu – od standaryzacji gwiazdozbiorów w roku 1930. Przez gwiazdozbiór przebiega obecnie 18,6° ekliptyki– ponad 3/5 znaku Strzelca. Słońce wędruje na tle konstelacji pomiędzy 29 listopada a 18 grudnia.

Wężownik to nie znak zodiaku, ale jak najbardziej gwiazdozbiór zodiakalny. Gwiazdozbiory zodiakalne to te, przez które przechodzi ekliptyka.

Zodiak jest pojęciem znanym i używanym również w astronomii.

Przed wielu laty, widząc w forum dla astronomów naigrywania się z „wiary w zodiak” i szyderstwa z „wyznawców zodiaku” napisałam maila z zapytaniem, czy nie ma tam nikogo na tyle profesjonalnego, żeby wyjaśnił dyskutantom, jak bardzo się ośmieszają. Podpisałam się ironicznie „ciemna baba wierząca w zodiak”. Jakież było moje zdumienie, kiedy otrzymałam odpowiedź od bardzo sympatycznego astronoma z Wrocławia. Przyznał mi rację, że zodiak jest pojęciem astronomicznym.

Proszę uważnie przeczytać, jak kwestię zodiaku wyjaśnia ASTRONOM:

Znaki zodiaku i gwiazdozbiory zodiakalne to dwa różne pojęcia.

Znaki zodiaku to równe ‚prostokątne’ obszary na sferze wzdłuż ekliptyki, każdy o szerokości 30 stopni i wysokości 10-16 stopni. Każdy zajmuje taką samą powierzchnię sfery i wyznaczony jest przez podział ekliptyki na 12 równych części. Jest ich 12.

Natomiast gwiazdozbiory zodiakalne, to gwiazdozbiory (rozumiane w sensie obecnej astronomicznej ich definicji, czyli wydzielone obszary sfery, a nie jak w starożytności grupy jasnych gwiazd) przez które przechodzi ekliptyka.

Gwiazdozbiorów takich jest 13. Dodatkowy, Wężownik, leży ponad gwiazdozbiorem Skorpiona, w znaku zodiaku Strzelca.

Proszę zwrócić uwagę również na to, że zodiak ze swymi znakami zawsze leży gdzieś na sferze niebieskiej, a więc także na tle gwiazdozbiorów. Znaki zodiaku to jakby siatka nałożona na gwiazdozbiory, siatka ta nie zmienia swego kształtu, ale przesuwa się stale względem nieruchomych gwiazd i gwiazdozbiorów.

Jeśli ktoś jeszcze nie załapał: znaków zodiaku było, jest i zawsze będzie 12 i wszystkie miały, mają i zawsze będą miały po 30 stopni i to nie one podlegają precesji, lecz gwiazdozbiory! Tak więc nawet po 5000 lat ekliptyka i leżący na niej zodiak będą przywiązane do Ziemi, natomiast odsuną się gwiazdozbiory!

Dlaczego?

Ponieważ, jak już wspomniałam, zodiak leży na ekliptyce, a ekliptyka na stałe „przywiązana” jest do Ziemi!

Ekliptyka [gr.], wielkie koło na sferze niebieskiej, wzdłuż którego obserwuje się pozorny ruch Słońca, będący odbiciem ruchu rocznego Ziemi dokoła Słońca – Encyklopedia PWN

Człowiekowi stojącemu na ziemi wydaje się, że słońce krąży wokół naszej planety. Ten okrąg to właśnie ekliptyka! I jest ona podzielona na 12 równych sektorów, zwanych znakami zodiaku!

Ekliptyka (podzielona na 12 sektorów) nie może (co oczywiste!!!) zmienić swojego położenia względem Ziemi, czyli ulec precesji!
Precesji ulegają gwiazdozbiory, a nie zodiak!

Jeśli ktoś zna się na komputerach, ale o astronomii nie ma pojęcia powinien przed napisaniem czegokolwiek na ten temat posprawdzać hasła w encyklopedii, gdyż w przeciwnym wypadku skompromituje się, robiąc z siebie kompletnego idiotę!

Prawdą jest oczywiście, że umowny podział nieba, ustalony przez astrologów, dezaktualizuje się, bo Kosmos widziany z perspektywy Ziemi wciąż się zmienia. Podobnie jest z konstelacjami, które przecież istnieją jedynie na ziemskim niebie i wciąż ulegają zmianom.

Nie odróżniając znaków zodiaku od gwiazdozbiorów autor zwyczajnie się ośmiesza, bo popisuje się nieznajomością podstaw ASTRONOMII! Ekliptyka to astronomiczne przedszkole! Mój tata pokazał mi czym jest ekliptyka kiedy miałam 5 lat. Użył do tego jabłka, które posłużyło za Ziemię i żarówki w roli Słońca!

A dalej jest jeszcze gorzej! Żeby bredzić o znaku zodiaku położonym gdzieś w odległym kosmosie trzeba mieć po prostu mózg meduzy (która jak wiadomo tego organu w ogóle nie posiada):

Przewiduję, że będziemy tym razem wiązali zmiany w znakach zodiaku z kolejnymi misjami kosmicznymi. Co powiecie na tytuł: „Orion w czasie misji na Marsa odkrył w kosmosie nowy znak zodiaku”.

A teraz będzie The Best of The Best – ci wykazali się pozorną dociekliwością, ale odpowiedzi które uzyskali nie wzbudziły w nich żadnych wątpliwości.

http://innpoland.pl/129693,uwierzyles-w-zmiane-zodiakow-przez-nasa-niestety-dales-sie-nabrac

Tu widać jak na dłoni, że „eksperci” w ogóle nie odpowiadają na pytania, które im się zadaje, a nawet w ogóle nie rozumieją o co są pytani!

Żaden nie zauważył, że cały ten oszukańczy artykuł jest pozbawiony logiki i antynaukowy. Jak już wiemy zodiaku nie da się aktualizować, ponieważ nie podlega on precesji! Wszystkim, którym zadano to bezsensowne pytanie zodiak automatycznie skojarzył się z astrologią i horoskopami, które wywołały w nich wielkie obrzydzenie, ale nikt nie zauważył, że cały ten tekst jest merytorycznie błędny i powinien być sprostowany!

Poprosiliśmy o komentarz ekspertów.

– Wie Pan to nie nasza domena. Astrologia to paranauka – słyszymy od pracownika Centrum Nauki Kopernik.

A teraz… ups! Bredzący astronom! Czego ich tam uczą na tych uczelniach, że niczego ich nie nauczyli?

Na rozmowę udaje nam się jednak namówić dr Marka Sendyka, pracownika Instytutu Astronomii na Uniwersytecie Zielonogórskim.

(…)

Tak zwane znaki zodiaku są związane z rzeczywistymi gwiazdozbiorami, czyli układami gwiazd na niebie. Z perspektywy naszej planety słońce pozornie przesuwa się z jednego układu w drugi. Znak zodiaku, który jest nam przypisywany, to ten, w którego gwiazdozbiorze Słońce znajduje się w momencie naszego urodzenia.

Korekta, którą proponować miała NASA, nie nastąpiła jednak wczoraj. Przez tysiące lat Ziemia zmieniła swoje położenie względem Słońca.

Czy to aby na pewno astronom?!?!?

Tak zwane znaki zodiaku są związane z rzeczywistymi gwiazdozbiorami, czyli układami gwiazd na niebie

Nieprawda! W czasach babilońskich znaki zodiaku i gwiazdozbiory zodiakalne pokrywały się, ale obecnie, z powodu precesji, rozeszły się. Astronom (?) tego nie wie?

Znak zodiaku, który jest nam przypisywany, to ten, w którego gwiazdozbiorze Słońce znajduje się w momencie naszego urodzenia.

ZNAK ZODIAKU TO NIE GWIAZDOZBIÓR!!!!!!!

Przez tysiące lat Ziemia zmieniła swoje położenie względem Słońca.

Że co????????????????

Ziemia zmieniła położenie względem Słońca????? To znaczy, że Ziemia oderwała się od Układu Słonecznego i leci sobie swobodnie przez lodowaty Kosmos?

Pozostawię to bez komentarza!

W Polsce mamy samych magistrów, ale mądrego ze świecą szukać…

Wszystko co chcielibyście wiedzieć o astrologii i ezoteryce

Młoty na astrologię

Wężownik, czyli rzekomy 13 znak zodiaku

Astrologia uniwersytecka

Kilka słów o przeciwieństwach, które są tym samym, o wierze, dogmatach, misjonarstwie, zwalczaniu herezji oraz kilka słów o zażartych dyskusjach, banowaniu, zdrowym rozsądku i pieniądzach

Nie będę używać słowa „ezoteryka”, ponieważ inżynierowie społeczni zadbali o to, żeby nadać temu słowu wypaczone i pejoratywne znaczenie. To samo zrobiono ze słowem „astrologia”, która przeciętnemu Kowalskiemu kojarzy się z głupimi „horoskopami” drukowanymi na ostatniej stronie kolorowych magazynów.

Nie będę również pisać o „oświeceniu”, bo jedynymi mi znanymi oświeconymi (światłem energooszczędnej „żarówki” rtęciowej) są wyznawcy Kartezjusza i pogrobowcy epoki oświecenia.

Nie uważam się za osobę oświeconą, lecz za PRZEBUDZONĄ. W świecie, w którym większość społeczeństwa stanowią osoby pogrążone w głębokiej hipnozie los przebudzonego jest nie do pozazdroszczenia. Lunatycy traktują go jak wariata lub wyznawcę teorii spiskowych, a przede wszystkim zagrożenie dla ich słodkiego snu na jawie. Z tego względu przebudzeni najczęściej udają się na wewnętrzną emigrację duchową i nie przyznają się do tego, że widzą świat inaczej, niż reszta ludzkości. Doświadczenie bardzo szybko i boleśnie uczy ich, że w świecie śpiących należy chodzić na paluszkach i że przede wszystkim, pod żadnym pozorem, nie wolno budzić kogokolwiek, gdyż osobnik nieprzygotowany na to, co zobaczy na jawie, wpada we wściekłość i może stać się groźny dla budziciela.

Z tego właśnie powodu wszystkie szkoły rozwoju duchowego działały w ukryciu, a ich wiedzę nazywano „tajemną”. Tej wiedzy wcale nie trzeba było ukrywać, ponieważ chroniła się ona sama, tym, że była niezrozumiała dla wszystkich, którzy nie dorośli (nie „przebudzili się” lub „nie narodzili się ponownie”, o czym nauczał Jezus) do jej zrozumienia.

Z tego powodu, w przeciwieństwie do ludzi religijnych i racjonalistów, przebudzeni nie prowadzą działalności misyjnej. Jak powiadają, kiedy uczeń jest gotowy, nauczyciel znajdzie się sam. Mój blog również nie jest misjonarski, chociaż na pewno ma misję do spełnienia. Tą misją jest obwieszczanie dobrej nowiny, że rozsiani po świecie i zagubieni przebudzeni nie są sami. Jest nas więcej, więc nie musimy się czuć, jakbyśmy byli nienormalni. Jesteśmy bardziej normalni, niż ci, którzy się za normalnych uważają – bo oni są pogrążeni w hipnozie, a my nie!

ktoś w internecie nie ma racjiCzym się różni człowiek z misją od misjonarza?

Misjonarstwo polega na inwazji na cudze terytorium i nawracaniu „tubylców” na swoje (zupełnie niemądre) wierzenia. Najbardziej znanym i oczywistym przykładem są biali księża, którzy jadą do Afryki i narzucają czarnym swoją religię. Misjonarze racjonalistyczni to ekipa Barta, która dokonuje zmasowanego desantu na cudzy blog i argumentami siły próbuje wybić autorowi z głowy „niesłuszne” poglądy, a na ich miejsce narzucić mu swoje przekonania. Święta inkwizycja przebranżowiła się z religijnej w (pseudo)naukową, ale wciąż ma się dobrze, i niestety, rośnie w siłę. Oby to się nie skończyło paleniem heretyków podważających materialistyczne dogmaty na stosie atomowym…

Mój blog nie raz stał się obiektem działania misjonarzy, zarówno religijnych, jak i racjonalistycznych, ale, co oczywiste, oparłam się wszelkiej inwazji i wciąż tu jestem.

Skoro jesteśmy przy temacie wiary i wiedzy wyjaśnimy sobie to i owo. Zarówno misjonarze religijni, jak i racjonalistyczni zadają mi takie same pytania: „Dlaczego nie chcesz ze mną dyskutować?! Dlaczego banujesz ludzi, którzy mają inne zdanie? Unikasz dyskusji jak diabeł święconej wody. Ciekawe dlaczego? Pewnie nie masz nic na obronę swoich wierzeń i boisz się, że w ogniu racjonalnych argumentów runą jak domek z kart!” Identyczność ich pytań potwierdza moją tezę, że przeciwieństwa są tym samym. Wyjaśnię więc w tej notce łopatologicznie i w punktach, dlaczego nie podejmuję dyskusji z misjonarzami.

Misjonarze dowolnego nurtu dostają u mnie bana, ponieważ każdy misjonarz to prymityw i najeźdźca, uważający, że tylko jego światopogląd jest słuszny, a inni ludzie to głupcy, których należy skierować na „właściwe” (czyli „mojsze”) tory.

Nie ma możliwości, żebym w starciu z argumentami mogła stracić WIARĘ z bardzo prostego powodu: jestem EMPIRYCZKĄ, więc kieruję się tym, co widzę, słyszę i czuję własnymi zmysłami, a nie wiarą w słowa dowolnego rodzaju autorytetu.

Pochodzę z rodziny, że tak powiem, głęboko agnostycznej. Moi rodzice i dziadkowie nie wierzyli nie tylko w religijne bajki, ale również w ateizm, socjalizm, kapitalizm, propagandę mediów ani bujdy polityków. Można powiedzieć, że nie wierzyli w nic. I ja to po nich odziedziczyłam. No cóż, nie dość, że geny, to jeszcze aspołeczne wychowanie, więc nic na to poradzić nie mogę, że jestem nieuleczalnie niewierząca. Zamiast wierzyć autorytetom lub tzw. „wszystkim” (znacie to hasło: „wszyscy to wiedzą / tak robią / tak myślą / zgadzają się z tym”… jedzcie gówna, bo miliony much nie mogą się mylić), wolę osobiście sprawdzić każdy trop. Sprawdziłam więc również katolicyzm, Świadków Jehowy, tzw. „racjonalizm” i ateizm i wyszło mi, że to nic innego, jak kolejne pułapki dla stadnych owiec.

Jeśli czegoś nie wiem, szukam wiedzy i nie podejmuję tematu, dopóki się nie dowiem wszystkiego, co mnie interesuje. Dlatego, jeśli coś piszę, oparte jest to na solidnym fundamencie poszukiwań, przemyśleń i osobistej obserwacji oraz zweryfikowane przez praktykę. Dlatego żadne, nawet najbardziej zażarte dyskusje nie zmienią moich przekonań.

Nie mam obowiązku dyskutować z każdym, kto rzuci mi rękawicę.

Gdybym dyskutowała z każdym, kto rzuci mi wyzwanie nie miałabym czasu ani energii na nic innego. Przez wszystkie lata, od kiedy podłączyłam się na stałe do Internetu (czyli od stycznia 2000 roku) należałam do wielu grup dyskusyjnych i każdy interesujący mnie problem przedyskutowałam gruntownie wiele razy. Mam prawo poczuć się zmęczona koniecznością tłumaczenia wciąż tego samego każdemu z osobna. Żeby tego uniknąć stworzyłam te strony, które widać na górze bloga. Każdy, kto chce się dowiedzieć, co sądzę na dany temat może tam zajrzeć i przeczytać. A najlepiej poszukać wiedzy samodzielnie.

Powtórzę po raz n-ty: o faktach się nie dyskutuje, fakty przyjmuje się do wiadomości.

Jeśli coś zostało udowodnione naukowo lub jeśli śledztwo wykazało, że „autorytety” kłamią dla osobistych korzyści (GMO, globalne ocieplenie, szczepienia itp.), to nawet 100, 1000, czy 1000 000 podpisów lub inny konsensus „najwybitniejszych uczonych świata” nie sprawi, że fakty ulegną zmianie!

Kiedyś nauka oparta była na dowodach. Dziś oparta jest na grantach. I na politycznej (a raczej korporacyjnej) poprawności. Spolegliwy uczony może liczyć na kasę, sławę i wpływowe stanowiska. Dziś światem rządzą korporacje, więc nauka musi dostarczać dowodów, które zwiększają ich zyski, choćby działo się to kosztem zdrowia i życia ludzi. Dlatego „wybitni uczeni” zajmują się dziś fabrykowaniem dowodów na to, że aspartam i margaryna są zdrowe, że klimat się ociepla z powodu nadmiernej emisji dwutlenku węgla, że onkochemia leczy nie tylko raka, ale każdą chorobę z awitaminozą włącznie, że szczepienia ratują zdrowie i życie, że GMO nie tylko jest bezpieczne dla zdrowia, ale jest wielkim postępem naukowym i ratunkiem przed głodem itp. Tak naprawdę te wszystkie „odkrycia” są jedynie dojną krową dla korporacji, które zarabiają na tym miliardy dolarów rocznie. A dla ludzkości to wszystko jest prostą drogą do zagłady. Niestety, lunatycy pogrążeni w śnie hipnotycznym nie są w stanie tego dostrzec, więc muszą się tym zająć przebudzeni, których wzywam do działania.

Do prawdy nie doszłam dzięki ognistym dyskusjom typu „strzyżono-golono”, lecz zupełnie innymi metodami!

Dyskusje z pseudo-racjonalistami przypominają odpieranie ataku ciężkozbrojnych rycerzy z zakutymi łbami na twierdzę bronioną przez wolnomyślnych heretyków. Jest oczywiste, że w tak prowadzonych zażartych dyskusjach nie chodzi o prawdę, lecz o triumf mojszości.

Owszem, przyznaję, że z dyskusji na różnych forach można się dowiedzieć rzeczy, o których istnieniu nie miało się pojęcia, ponieważ jest mnóstwo tematów, których korporacyjne media (tak, wszystkie media są własnością korporacji, więc nie służą do informowania, lecz do urabiania opinii publicznej) unikają jak ognia i takich, które nie są wykładane w szkole, ale to wszystko, co mogą dać ci fora – dostarczą ci informacji, że istnieje temat, który sam/a musisz zbadać. Walki toczone w forach o to, kto ma rację są stratą czasu, bo są one niczym innym, niż misjonarstwem, czyli potrzebą nawrócenia „heretyków” na jedynie-słuszne dogmaty. Prawda nie zależy od ilości ani siły głosów, które zgromadzi w forum. Prawda albo jest prawdą, albo nie jest i żaden konsensus tego nie zmieni. I nigdy nie zapominaj o ostrzeżeniu przedstawionym w punkcie 2, czyli o istnieniu nauki opartej na grantach, a nie na dowodach!!!

Skuteczność jest miarą prawdy – huna

Nie interesują mnie żadne teorie, więc w blogu się nimi nie zajmuję! Mnie interesuje wyłącznie poszukiwanie prawdy i rezultaty praktyczne. Jeśli coś jest skuteczne, jak np. medycyna naturalna, homeopatia czy astrologia, to znaczy, że jest prawdziwe, a skoro tak, to należy to stosować, a nie dyskutować „jak to działa” lub „czy to jest zgodne z nauką / religią” (widzicie tę zbitkę „nauka / religia”, czyli dowód na to, że przeciwieństwa są tym samym?). Po co godzinami maglować problem, czy placebo jest naukowe, skoro wiadomo, że stosowane jest ono również w medycynie alopatycznej? Lekarze znają mnóstwo przypadków, kiedy lekarz otworzył brzuch chorego i natychmiast go zaszył, ponieważ nowotwór był zbyt rozległy, żeby go operować. Jeśli jednak pacjent głęboko wierzył w skuteczność operacji rak znikł bez leczenia.

Użyteczni idioci

Zastanawiałam się, co to za ludzie. Czy ktoś im płaci za tę szkodliwą działalność? Wygląda na to, że nie. To najbardziej niebezpieczny gatunek agresywnych szkodników o autorytarnej osobowości, czyli osobnicy, którzy zawsze ślepo i gorliwie są posłuszni ideologii głoszonej przez sprawujące władzę autorytety. Jeśli jest to władza faszystowska, może liczyć na tych gorliwych siepaczy, którzy nie proszeni przez nikogo ruszą w świat ze szczerą nienawiścią z sercu, zabijać i palić każdego, kto wydaje się być w opozycji do obowiązujących trendów. I nie ma znaczenia, czy chodzi tu o religię, politykę, czy o dowolną inną ideologię, taką jak np. „nauka”.

Koniec świata i co dalej? Wyjaśnia Włodzimierz H. Zylbertal

UWAGA!

Wszystkim panikarzom wyjaśniam, że to nie jest zapowiedź końca świata! Tytuł jest ironiczny. Ale żeby się dowiedzieć o co chodzi, trzeba uważnie obejrzeć film.

Nie należy pisać recenzji filmu, którego się nie widziało!

Życzę wszystkim szczęśliwego Końca Świata!

Umarł król, niech żyje król!

21 grudnia wypada data od dawna zapowiadanego końca świata, więc składam wszystkim serdeczne życzenia, żeby stary świat jak najszybciej skonał, bo śmierć starego to jednocześnie narodziny nowego.

Kiedy jeden cykl się kończy, zaczyna się następny. Twój własny koniec świata zdarza się każdej nocy, kiedy zasypiasz, a kiedy się budzisz rano twój świat zaczyna się od nowa. Kiedy umrzesz narodzisz się ponownie i tak bez końca. Chyba, że Bóg będzie miał dość i zakończy tę zabawę.

Prawdę mówiąc – bardzo bym chciała, żeby obecny świat się skończył, ale im bliżej 21 grudnia, tym bardziej w to wątpię. Nie spełniły się żadne piękne obietnice z channelingów, zapowiadające cudowną przemianę ludzkości i wszechświatowe oświecenie. Wybaczcie, ale ja nie tylko nie widzę tego oświecenia, ale raczej zdaje mi się, że ciemność widzę, ciemność! A raczej… ciemnotę! Taką „oświeconą”, na miarę młodych, znakomicie wykształconych… analfabetów z wielkich miast, dokładnie takich, jakich sobie wyobrażałam myśląc o Erze Wodnika. Wodnik nie ma nic wspólnego z miłością! Miłość to cecha odchodzącej właśnie Ery Ryb, a archetyp Wodnika to „wiedza”. Tak, jak Ryby nie przyniosły prawdziwej miłości, lecz jej karykaturę, tak i Wodnik nie przyniesie prawdziwej wiedzy, lecz jedynie jej namiastkę. Racjonalizm stanie się nową religią dla plebsu, a nieukowcy będą jej kapłanami. Ludzie będą przekonani, że są znakomicie wykształceni, lecz w rzeczywistości będą aroganckimi dyletantami – co widać, słychać i czuć już dziś. Nie będzie ludzi renesansu, lecz specjaliści w wąskiej dziedzinie wiedzy: specjalista od oka, od palca, od kół samolotu, od wkręcania jednej śrubki, od kadr itp. Co gorsze, zniknie wolność wyrażania własnej opinii, a co jeszcze gorsze – prawo do podejmowania suwerennych decyzji w jakiejkolwiek sprawie, nawet dotyczącej życia osobistego. Wszystko będą rozstrzygali eksperci i doradcy, a jedyną rolą obywatela będzie przestrzeganie zasad, ustalonych przez władze. Liga broni, liga radzi, liga nigdy was nie zdradzi. Nie będzie narodów, państw, ras ani jakichkolwiek różnic między ludźmi, z płciowymi włącznie. Jednym z haseł Wodnika jest „wolność, równość i braterstwo” – jakże więc można by było tolerować taką nierówność, że jedna płeć chodzi w ciąży, rodzi i karmi piersią, a druga nie? Na posiadanie dziecka trzeba będzie mieć pozwolenie, a dziecko będzie wydawane w leasing. Jeśli rodzice się nie sprawdzą zostaną zastąpieni innymi.

Straszna wizja?

A pewnie, że straszna!

Obawiam się jednak, że klamka zapadła. Mimo licznych ostrzeżeń ludzkość się nie przebudziła i nie wyzwoliła spod jarzma, które stopniowo jej nakładano.

I nie pytajcie mnie, proszę, gdzie jest Bóg i jak mógł do tego dopuścić. Bóg nie ma z tym nic wspólnego. Bóg nawet (podobno) zesłał tu Zbawiciela, ale jak widać nawet to poświęcenie nie pomogło.

Ludzkość sama jest bogiem i to ona kreuje swoją rzeczywistość.

Świat stał się własnością banksterów i korporacji z powodu głupoty wyborców – tylko idiota wciąż powtarza ten sam błąd, przez dziesięciolecia wybierając tych samych złodziei i mafiosów i nie wyciąga żadnych wniosków z tego, że kolejne wybory nie przynoszą zmian. Gdyby na tej planecie żyły istoty oświecone, żaden bandzior nie byłby w stanie nimi manipulować ani tym bardziej przejąć nad nimi władzy. Niestety, wyszło na to, że ludzkość jest stadem owiec, a skoro tak, to musi mieć pasterza.

Żeby nie kończyć tak pesymistycznie napiszę, że być może mamy jeszcze jakąś szansę. Prezydent Boliwii, który wystąpił na zgromadzeniu ONZ powiedział, że ten szczególny dzień to koniec „czasu poza czasem” i początek prawdziwego czasu; koniec Macha (męskiej hegemonii) i początek Pacha (odzyskania należnego miejsca dla żeńskiej energii); koniec samolubstwa, początek braterstwa; koniec skrajnego indywidualizmu i początek wspólnoty.

Moralez wyznał, że naukowcy dobrze wiedzą, że ta symboliczna data oznacza koniec antropocentryzmu, a początek życia nastawionego biocentryzcznie; koniec nienawiści, początek miłości, koniec zakłamania, początek życia w prawdzie; koniec smutku, początek radości; koniec podziałów, a początek jedności. Dodał, ze to są tematy, które muszą być rozwijane.

Zaprosił na uroczyste międzynarodowe spotkanie 21 grudnia 2012 r. Powiedział, że ta data to początek równowagi i harmonii dla Matki Ziemi – że dużo by tu opowiadać o mądrości jego indiańskich braci z Meksyku, Gwatemalii, Ekwadoru i Boliwii, ale nakreślił punkty debaty dotyczącej ich wiedzy.

Więcej na maya.net.pl

Z astronomicznego punktu widzenia dzień 21 grudnia 2012 roku jest szczególny o tyle, że nie tylko wypada w nim przesilenie zimowe, czyli wejście Słońca do kardynalnego znaku Koziorożca, to jeszcze ten punkt kardynalny (0 stopni Koziorożca), a więc również Słońce, znajdą się na równiku galaktycznym, czyli w samym centrum Drogi Mlecznej. Ten moment można uznać za symboliczny moment rozpoczęcia Ery Wodnika. Majowie wiedzieli o tym, ale nie przewidywali żadnego końca świata. Ich kalendarz zapowiada ważne wydarzenia w przyszłości, mające mieć miejsce setki lat od tej daty. Miejmy nadzieję, że z Centrum Galaktyki popłynie w stronę Ziemi silne promieniowanie kosmiczne, mogące otworzyć na prawdę nawet najbardziej zabetonowane i niereformowalne umysły.

Jeśli tak się stanie, to wspaniale, a jeśli nie, to cóż mi pozostaje?

Spędziłam urocze wakacje na niebieskiej planecie. Było super, jak w hollywoodzkim horrorze, ale dla mnie ta zabawa dobiega końca. Nie wykupię biletu na następny turnus, bo już mi się znudziło. Kolejne wcielenie mam nadzieję przeżyć w innej rzeczywistości, gdzie oświeceni są grupą dominującą, a ludzkie owce mniejszością.

W innym wymiarze, w dalekiej galaktyce, w środku Universum, żyje grupa nieśmiertelnych istot zwanych Władcami Czasu. Posiadają wszelkie atrybuty doskonałości, są wszechmocni, wszechwiedzący, sprawiedliwi i wszechmiłujący. Pilnują oni całego stworzenia. Są odpowiedzialni za utrzymanie ewolucji wszystkich form życia w całym swoim dominium. Co jakiś czas któryś z nich jedzie na wakacje.
Pewnego razu przyszła wreszcie kolej na Seta.

Set udał się do agencji podróży, by znaleźć dla siebie miejsce na spędzenie zasłużonego urlopu.

– No cóż, panie Set – rzekł agent – mamy wolne miejsca na dalekich krańcach naszego systemu gwiezdnego, na ,,Czerwonej” planecie. Może pan tam leżeć do góry brzuchem i cieszyć się wszystkimi przyjemnościami życia.

– Byłem tam ostatnio i jest tam wspaniale, ale wolałbym coś bardziej egzotycznego – odparł Set.

– To może będzie panu odpowiadała ,,Zielona” planeta w sektorze gwiezdnym 401. Można tam odpoczywać w idealnym spokoju i ciszy. Ostatnio jest to bardzo popularne miejsce.

– Nie – odrzekł Set – wolałbym okolicę, w której mógłbym stawić czoło jakimś wyzwaniom.

– To spodoba się panu spiralna galaktyka Nyx 73, w której będzie pan pełnił rolę ,,bóstwa przewodniego i opiekuńczego” – dla wszystkich istot tej galaktyki, bardzo przyjemne wczasy.

– Nie o to mi chodzi – odparł Set – na co dzień istoty, którymi się opiekuję uważają mnie za Boga, którym przecież nie jestem i nawet mnie czczą. Wolałbym coś bardziej aktywnego, niepowtarzalnego, egzotycznego, co stanowiłoby prawdziwe dla mnie wyzwanie.

Agent zastanowił się przez chwilę i powiedział:

– Myślę, że mam coś takiego. W odmiennym wymiarze, na dalekich krańcach kosmosu znajduje się bardzo mały sektor gwiazd zwany ,,Drogą Mleczną”. Nie wiadomo skąd wzięto taką nazwę. Jest w nim ,,Niebieska” planeta. Można tam bawić się z samym sobą i innymi Władcami Czasu, którzy spędzają tam swój urlop. Główną rozrywką jest ,,zabawa w chowanego”. Jest tam bardzo popularna. Zanim pan tam pojedzie, musi pan zdecydować, ile wcieleń chce pan otrzymać i jaką rolę odgrywać w danym życiu. Ponieważ w naszym wymiarze nie istnieje czas i jest pan nieśmiertelny, może pan dostać tyle żyć, ile pan zechce. Zaraz po pierwszym wcieleniu na niebieskiej planecie, zapomni pan, kim jest, aby mógł pan szukać siebie za każdym razem – w każdym życiu od nowa. Pomiędzy życiami musi pan wybrać, w co się chce bawić w następnym życiu. Musi pan także wybrać dla siebie płeć i rasę. W każdym życiu są bardzo fajne gry i zabawy zwane rodziną lub relacjami. Te dopiero potrafią człowieka rozśmieszyć!

Set się zainteresował:

– To brzmi wspaniale. Proszę mi jeszcze powiedzieć o innych grach i zabawach, w których mogę uczestniczyć, podczas gdy będę próbował odnaleźć siebie.

– Och, jest ich bardzo dużo. We wszystkich może pan wziąć udział podczas swych wakacji.

Bardzo popularna jest ,,zabawa w wojownika”. W tej zabawie może pan zobaczyć, ile razy można pana zabić w bitwie albo w innych okolicznościach, w których pomaga pan innym sprawdzić to samo. To bardzo zabawna gra, a najzabawniejsze jest w niej to, że wszyscy traktują ją serio. Większość bierze w niej udział około 600 razy, ze względu na specjalny program, takie wewnętrzne przepisy dla wczasowiczów na niebieskiej planecie, które nazywają się – Karma. Mówię panu, można umrzeć ze śmiechu, taka fajna zabawa.

Jest też ,,zabawa w kupca” lub ,,biznesmena”. Pokazuje, ile razy można się wzbogacić, a później wszystko stracić. Bardzo interesująca, pyszna rozrywka.

W czasie turnusu może pan także zagrać w grę ,,władca i poddani”, lub ,,polityk i wyborcy”, gdzie wymyśla i ustala pan sam reguły własnej gry, dla innych wczasowiczów. Musi pan jak największą ilość poddanych lub wyborców, czyli innych wczasowiczów, wywieść w pole. Nieźle się można przy tym ubawić.

Bardzo ekscytujące są zabawy w ,,złodzieja”, ,,człowieka mafii”, lub ,,dyktatora”, musi pan w jak najkrótszym czasie maksymalnie okraść i zabić tylu wczasowiczów ile się da. Z powodu wewnętrznych przepisów – Karma – później role się odwracają i przez kilkaset wcieleń, bierze pan udział w grze w ,,biedaka”, gdzie inni wczasowicze pana okradają, gnębią i zabijają. Naprawdę bardzo ekscytujące.

A co by pan powiedział na zabawę w woła roboczego? Polega ona na tym, że robi się to samo codziennie przez osiem godzin przez około pięćdziesiąt lat i dostaje się za to tyle pieniędzy, by nakarmić rodzinę i od czasu do czasu się upić. Dość popularna gra wśród wczasowiczów.

Jeśli wybierze pan płeć żeńską, może pan sprawdzić, ile razy potrafi posprzątać dom i ugotować, zanim zużyje pan swoje ciało. Nie bardzo rozumiem, ale mam wrażenie, że ta gra ma także pomóc innym urlopowiczom w zabawie, którą nazywają ,,narodzinami”.

Jedną z najpopularniejszych rozrywek jest, niech pan słucha uważnie, zabawa, która trwa równocześnie z innymi zabawami. Nazywa się ,,zabawą w ofiarę i cierpiętnika”. Tu się pan dopiero uśmieje! Boki zrywać zobaczy pan, ile zwykłych sytuacji potrafi pan przekształcić w tragedię – całe tysiące! Ile razy może pan umrzeć na jakąś chorobę, ile razy spowodować, że będzie pan, jak mówią, nieszczęśliwy. Zdaje się, że przy tej grze trzeba tak wytrenować umysł, by potrafił negatywnie oceniać i osądzać różne rzeczy. Ja w ogóle nie mogę jej pojąć. Zdaje się, że wysyłają urlopowiczów do specjalnych szkół, by się jej dobrze nauczyli. Ale pierwsze nauki pobiera się u tych wczasowiczów, którzy bawią się w rodziców. Jak pan trochę poćwiczy, to na pewno pan się zorientuje, o co w niej chodzi.

Ale jest jeszcze lepsza: ,,zabawa w studiowanie” – zobaczy pan w niej, ile teorii filozoficznych można włączyć do swej kolekcji podczas jednej gry w odnajdywanie siebie. Jeśli stanie się pan w niej dobry, może przekształcić się w ,,grę w profesora”, lub jeszcze lepiej ,,zabawę w guru”, w której uczestnik myśli, że jest oświecony, i pomaga innym urlopowiczom bawić się w studiowanie.

Lecz najbardziej wyrafinowaną zabawą, która trwa w trakcie innych zabaw na niebieskiej planecie jest, gra w ,,religię” i duchowość, w trakcie której trzeba wierzyć w coś czego nie ma, zamiast szukać samego siebie. Niektórzy urlopowicze tak zafascynowani są tą niesamowitą grą, że łączą się w grupy tzw. wyznawców i konkurują ze sobą, robią specjalne obrzędy i jakieś inne dziwne rzeczy których nie rozumiem, czasami się zabijają, dla czegoś co sami wymyślili a nie istnieje. Naprawdę zadziwiająca i wciągająca na wiele set, a nawet tysiące wcieleń gra. Prawdziwy rarytas!

– Jednakże niech pan uważa! Gra w religię i duchowość dlatego jest tak wyrafinowana, gdyż kryje się w niej wyjście i zakończenie urlopu na niebieskiej planecie, gdy już pan uzna, że wystarczy wyzwań i zabaw i odnajdzie pan samego siebie i znudzi się to już panu, ciągłe szukanie siebie, to z powodu programu Karma, odrodzi się najpierw pan jako nauczyciel, który wyzna prawdę innym wczasowiczom, lecz ci nie będą słuchać jedynie pana zabiją! Potem będą czcić pana jako proroka i mesjasza. To będą ci którzy dopiero co rozpoczęli urlop na niebieskiej planecie i ,,zabawę w chowanego”. Po prostu dlatego nie będą zainteresowani pana prawdą, bo będzie im to psuło całą zabawę i skończyli by zbyt wcześnie wypoczynek i nie poznaliby innych fajnych gier.

Na sam koniec wczasów odrodzi się pan niedaleko miejsca zwanym Bodhgaja i pod drzewem bodhi zrozumie pan, że to definitywny koniec urlopu i nie ma sensu więcej ,,zabawiać się w chowanego” i czas wracać do pracy, będzie pan nauczał innych urlopujących Władców Czasu, którzy też już będą blisko końca turnusu i tak jak pan będą już mieli dużo za sobą atrakcji i zabaw. Powie im pan całą prawdę, tym razem pana nie zabiją, tylko będą zainteresowani i najpierw pojedyńczo pan, a później inni małymi grupkami, będziecie opuszczać niebieską planetę.

– I co pan na to, panie Set? Jeśli pan się zapisze dostanie pan pierwsze 450 wcieleń gratis od firmy. Lecz od razu zastrzegam żeby w pełni doświadczyć wszystkich wyzwań, zabaw i gier na niebieskiej planecie trzeba przeżyć minimum około 6000 wcieleń w różnych kombinacjach, niektórym nieśmiertelnym tak się spodobała ,,zabawa w chowanego”, że musieliśmy zapisywać na dodatkowe turnusy, wprost nie mogą się nachwalić, jest to bowiem rodzaj nowego aktywnego wypoczynku, który ostatnio zdobywa sobie rzesze wiernych wielbicieli, coś w rodzaju ekstremalnych sportów.

Gwarantujemy doskonałą iluzję, że przez pierwsze kilka tysięcy wcieleń, nie rozpozna pan, kim naprawdę jest, by nie psuć wyśmienitej zabawy. Jedynie musi pan podpisać zgodę, że w trakcie turnusu na niebieskiej planecie, będzie pan przestrzegał wewnętrznego regulaminu i programu o nazwie – Karma. To tylko uatrakcyjni całą zabawę.

Zachwycony Set:

– To brzmi wspaniale! Prawdziwie egzotyczne wakacje! Proszę mnie zapisać na wczasy na niebieskiej planecie. To musi być cudowne przeżycie, szukać samego siebie, przez tyle wcieleń!

ANTHONY BRASKO

“WCZASY NA NIEBIESKIEJ PLANECIE”

Z bloga zenforest

Wiadomości z racjonalistycznego wariatkowa

Czy racjonaliści to masochiści?

Przeglądając statystyki bloga widzę, że racjonaliści pasjami czytują mój blog. I wszyscy dostają piany na ustach. Spytam więc – dlaczego sobie to robicie? Dlaczego tak się katujecie?

  • skoro piszę kompletne bzdury to po jaką cholerę je czytacie i zażarcie z nimi polemizujecie?
  • dlaczego każde moje zdanie o psychopatach każdy z was bierze osobiście do siebie i wpada w furię, że go obrażam?
  • skoro wy wierzycie w globalne ocipienie, w ozonowe ochujenie i w świński przekręt szczepionkowy, to dlaczego ja nie miałabym mieć prawa do wiary w cokolwiek, co mi się podoba?

Ja tego nie rozumiem! Jest w sieci wiele blogów, które piszą rzeczy, z którymi zupełnie, wręcz totalnie się nie zgadzam, ale ja szanuję wolność słowa i nigdy nie przyszłoby mi do głowy, żeby takie blogi czytać, przeżywać, dostawać ataków furii, atakować ich autorów napastliwymi komentarzami, pisać u siebie polemiki z treściami tam zawartymi, a już szczególnie żądać ich zamknięcia.

Ja po prostu takich blogów nie czytam.

Nie czytam ich i dzięki temu jestem zdrowa.

Kocham każdą różnorodność

Ludzie mają naprawdę bardzo różne poglądy. I dobrze. Niech sobie mają. Dopóki nie wyruszają na krwawe krucjaty przeciwko dowolnego rodzaju poglądom, nie mordują, nie podpalają, nie gwałcą, nie kradną ani nie składają niemowląt w ofierze satanistycznym bóstwom, to mi to nie przeszkadza. Naprawdę!

Niech sobie każdy żyje jak chce i niech wierzy, w co chce.

Nie ma dla mnie znaczenia, czy ktoś jest katolikiem, ateistą czy buddystą – jeśli jest z tym szczęśliwy, to OK.

Nie przeszkadza mi, że ktoś jest muzułmaninem lub mormonem i ma 4 żony. Jeśli jemu i jego kobietom to odpowiada, to ich sprawa. Są dorośli, więc mają prawo.

Podobają mi się Amisze – naprawdę, wcale nie uważam, że należy ich uszczęśliwiać przymusowym transferem do cywilizacji XXI wieku. Chętnie bym z nimi pomieszkała, bo nęcą mnie podróże w czasie. Poza tym oni produkują naprawdę zdrowe żarcie bez nawozów, środków ochrony roślin i konserwantów.

Jeśli ktoś ma życzenie wierzyć w płaską ziemię, to ja nie widzę żadnego powodu, żeby mu tego zakazać. Mnie to nie atakuje w żaden sposób. Ani mi nie szkodzi. Co mnie to w ogóle może obchodzić, że ktoś wierzy w coś, czego nałuka nie potwierdza?

Podobnie z kreacjonistami – nie widzę w kreacjonizmie żadnego zagrożenia dla mojego bezpieczeństwa, a tym bardziej życia, po co więc miałabym to zwalczać, zwłaszcza przemocą?  Nie rozumiem ludzi, którzy dostają piany na mordzie i skręcają się w paroksyzmach nienawiści, kiedy tylko zobaczą kreacjonistę. Co z nimi jest nie tak? To nie wygląda estetycznie. To wygląda wręcz odrażająco. Kiedy na nich patrzę lub kiedy ich czytam myślę sobie, że należy ich odizolować od zdrowego społeczeństwa, żeby komuś nie zrobili krzywdy.

Nie widzę zupełnie żadnego powodu, żeby doszukiwać się zagrożenia ze strony ludzi, którzy żyją zgodnie z naturą. Jeśli ktoś chce jeść zacofaną, nienaukową, tradycyjną, organiczną żywność uprawianą na płaskiej ziemi i g…. i leczyć się ziołami, masażami, akupunkturą czy homeopatią, a nawet magią i czarami to mi to w niczym nie zagraża i nie widzę powodu, żeby to zwalczać.

Zgodziłabym się również na to, żeby inni wierzyli w darwinizm, ale to akurat wcale bezpieczne nie jest, ze względu na dziki fanatyzm i agresję wyznawców tej idei. I nie tylko z tego względu. Z tą groźną filozofią kojarzą się takie trendy, jak darwinizm społeczny i eugenika, a niedawna historia pokazała, czym to grozi.

Jeśli ktoś chce się leczyć samą chemią, lubi kiedy go operują i wycinają mu połowę niezbędnych do życia narządów, z mózgiem włącznie, cieszy się, kiedy go naświetlają bombą kobaltową, gdy wychodzą mu włosy, gdy rzyga i w bólu umiera – to ja mu tych przyjemności nie zabraniam. Niech z nich korzysta do woli.

Wszelka różnorodność nadaje koloryt tej planecie i bardzo mnie cieszy.

Martwi mnie natomiast fanatyzm i nietolerancja

Wkurza mnie, gdy kretynizmy, bzdury i rzeczy zabójczo niebezpieczne (medycyna alopatyczna czy onkologiczna, GMO, zbędne dodatki do żywności, szczepienia, obowiązkowe badania medyczne pod groźbą zwolnienia z pracy, energetyka jądrowa itp.) narzuca się siłą i bez referendum całemu światu, a więc i mnie!

Oburza mnie narzucanie siłą czegokolwiek, wprowadzanie totalitarnych nakazów i zakazów i ograniczanie wolności obywatelskich pod hasłem „dla twojego dobra” lub „w imię postępu cywilizacyjnego / naukowego”. Jestem dorosła i sama potrafię zadbać o swoje dobro. Sama wiem, który postęp jest dla mnie dobry, a który zabójczy. Mam prawo dokonywać samodzielnych wyborów i świadomie decydować o tym, co jest dla mnie dobre, a co zgubne.

Jeśli ktoś fanatycznie wierzy, że jego poglądy są jedynymi właściwymi, bo objawił mu je sam Bóg Wszechmogący lub że zostały zweryfikowane przez materialistyczną nałkę, która tak samo jak Bóg Wszechmogący nigdy się nie myli, to czuję ciarki przerażenia na plecach. Boję się, bo wiem, że ten ktoś zrobi wszystko, żeby wprowadzić rządy totalitarne i zmusić mnie do przyjęcia jego religii lub jego światopoglądu.

Przeciwieństwa są tym samym

Pisałam o tym wiele razy i wiele razy przedstawiałam na to dowody.

Wiara religijna i (nie)wiara ateistyczna leżą na tej samej osi wiary, tylko zwrot mają przeciwny (wiara – niewiara). Astromaria  nie jest płaszczakiem i nie miota się po odcinku między Kościołem a Racjonalistą, lecz podniosła się z pozycji leżącej i patrzy na to wszystko z góry. Z góry lepiej widać, bo perspektywa jest szersza!

Zarówno wyznawcy Boga Wszechmogącego, jak i Nieomylnej Materialistycznej Nałuki to fanatycy, nienawistnicy i agresorzy, skłonni do wyrywania sztachet z płotów, a nawet zbrojenia się po zęby tylko po to, żeby wyruszyć na krwawą krucjatę i pozamykać gęby gadające na głowach inaczej myślących niż ich głowy.

Kto nie wierzy niech się przeleci po blogosferze, a szybko się przekona, że i jedna i druga skrajność pisze o Astromarii, o astrologii, o ziołach, medytacji, jodze, o homeopatii i wolnościach obywatelskich to samo. Dla jednych to grzech, a dla drugich zabobon, ale jedni i drudzy są zgodni, że trzeba tego zakazać. Przeciwieństwa?

Komu i w czym może szkodzić moja prywatna i zupełnie osobista wiara w homeopatię, astrologię czy żywność organiczną? To jest legalne!!! To jest uznane przez Unię Europejską! Zabraniając ludziom korzystania z metody leczenia, która jest legalna i oficjalnie uznana w UE naruszacie prawo i dobre obyczaje.

Skoro nie wierzycie w te rzeczy, to z nich nie korzystajcie. Przecież nikt was do niczego nie zmusza.

Ty masz prawo do tego, w co ty wierzysz, a ja mam prawo do tego, w co ja wierzę.

Jeśli się z tym nie zgadzasz, to znaczy, że uważasz się za nadczłowieka, a mnie uważasz za podczłowieka. To naprawdę wiele wyjaśnia.

Dlaczego tak się wkurzacie czytając to, co piszę?

Z prostej przyczyny: ponieważ potwierdza to wasze podświadome obawy, że wcale nie jesteście tacy wszystkowiedzący i że możecie się zwyczajnie mylić. Ta myśl jest nieznośna dla waszego ego. Pozwólcie, że pofreudyzuję troszkę… tak, wiem, że to okrutne. W rzeczywistości podświadomie wątpicie w ścieżkę, którą podążacie. Przeze mnie tracicie pewność siebie i spokój, jaki ludzie czerpią z wiary i przynależności do jednomyślnego stada. Ale to dobry znak. To znaczy, że jesteście naprawdę bardzo blisko przebudzenia. To znaczy, że już słyszycie budzik, który dzwoni, ale chcecie wykraść jeszcze kilka ostatnich chwil snu.

Dobrze wam zrobi, jeśli zamiast chować głowę w piasek odważnie skonfrontujecie się z rzeczywistością taką, jaka jest. Na pocieszenie powiem wam, że strach ma wielkie oczy. Kiedy stawicie mu czoła w otwartej konfrontacji okaże się, że to wszystko wcale nie jest takie potworne i że niepotrzebnie tak się baliście.

JFK, chemtrails, GMO – tylko kompletny tchórz i intelektualny leń wierzy w sztuczny świat kreowany przez media i w kłamstwa, serwowane przez polityków.

Czerwona i niebieska pigułka

Jeśli wybierzesz niebieską pigułkę będzie to oznaczało, że zrezygnowałeś z myślenia. Dzięki temu twoje życie stanie się łatwe i proste. Będzie to życie nudne, bez emocji, w kapciach i przed telewizorem. Z głową w piasku. Wybierasz nie-wiedzę. Wybierasz trwożliwą wiarę jedynie w te „prawdy”, które zapisane są w podręczniku, w opiniotwórczej gazecie i pokazane w TV. Posłuchaj, żeby zrozumieć… jak władza robi cię w wała.

Czerwona pigułka jest dla ludzi samodzielnie myślących i mających odwagę zaglądać w otchłań. Tak, w otchłań. Bo ona naprawdę istnieje, jest mroczna, czasem wręcz przerażająca i skrywa wiele spisków, zmów i skandali jak z hollywoodzkiego filmu sensacyjnego. Nie zaglądaj do niej, jeśli czujesz lęk! Otchłań  nie jest dla tchórzy.

Po niebieskiej pigułce będziesz widział wszystko od dobrej strony.

Firma Monsanto będzie dla ciebie dobroczyńcą ludzkości.

Aspartam będzie dietetycznym ratunkiem dla chorych i profilaktyką dla zdrowych. Będziesz żarł go łychami. I karmił nim swoje dzieci. Choćby na złość Astromarii, żeby pokazać, że jest głupia.

Aspartam E951 – rakotwórcza słodycz

GMO będzie dla ciebie bardzo wyrafinowaną, naukową technologią, w pełni bezpieczną, podobnie jak wszystkie pozostałe wynalazki tego pioniera nauki, firmy Monsanto. Nie dostrzeżesz żadnych, nawet leżących przed twoim nosem dowodów na szkodliwość czegokolwiek, co wynaleźli geniusze z tego biotechnologicznego giganta. Będziesz je żarł do syta na talerzach z recyklingu butelek Cycle-Safe i karmił tym swoje dzieci. Będziesz unikał jak zarazy żywności organicznej, bo jest szkodliwa i zawiera za dużo witamin, które są trujące. Zamiast używać witamin posypiesz i polejesz swoim młodym potrawy DDT, polichlorowanymi bifenylami (PCB), Agent Orange, dioksynami, pestycydami, alachlorem i RoundUp’em, a wszystko to popijecie mlekiem z BST (rBGH, Posilac). Po posiłku polecam butelkę fluorowanej wody mineralnej (na szczęście w Polsce nielegalnej). Smacznego!

Życie wymyka się spod kontroli

Świat według Monsanto

Jeśli połkniesz czerwoną pigułkę zrozumiesz, że Firma Monsanto nie jest dobroczyńcą ludzkości i nie uratuje jej przed głodem. Wbrew uroczystym deklaracjom nie wyprodukowała ani jednej rośliny odpornej na suszę, na mróz ani na zasolenie. Produkowała wyłącznie rzeczy trujące, skażające środowisko, rakotwórcze i powodujące poważne wady genetyczne płodów. A teraz produkuje nasiona, które nie są lepsze, a nawet są gorsze od naturalnych (mniej wydajne i podatne na choroby), ale za to objęte patentami, za które trzeba coraz więcej płacić. Celem tej firmy jest zdobycie na wyłączność patentów na wszystkie żywe organizmy, z których produkuje się żywność. Kto jest właścicielem żywności, ten włada ludzkością. Każdy z nas jest niewolnikiem własnego żołądka.

Po czerwonej pigułce przestaniesz też wierzyć w nałkę, bo staniesz się świadom jej błędów i nadużyć. Na przykład stracisz wiarę w globalne ocieplenie. Ten kościół już jest zamknięty, z braku dowodów i wiernych.

Zima będzie trwała cały rok

Zaskoczyły cię majowe opady śniegu sprzed kilku dni? Okazuje się, że powrót zimy to nic niezwykłego. Co więcej – już niedługo trzeba się spodziewać coraz częstszych śnieżyc, nawet… w lecie. Zbliża się bowiem kolejna epoka lodowcowa, do której musimy się przygotować. Przepowiadają ją naukowcy oraz wrocławscy Glacjaliści.

Prażąca się w upale planeta i globalne ocieplenie – to już nieaktualna teoria. Mamy coraz więcej dowodów na to, że będzie wręcz przeciwnie. Zimy staną się coraz ostrzejsze i coraz dłuższe, aż w końcu ruszy lodowiec. Pod jego powierzchnią znajdzie się Europa Północna a także Polska.

Lądolód oprze się prawdopodobnie na Karpatach, a na południu Europy będą panowały takie warunki jak teraz na północy Skandynawii. Nie jest to niestety odległa przyszłość. Początek epoki lodowcowej może zacząć się jeszcze za życia naszego pokolenia. Nasi potomkowie za 100 czy 200 lat będą musieli emigrować do Afryki, na tereny gdzie będzie można w miarę normalnie żyć.

Czyli powrót do starej teorii, którymi „nauka” straszyła ludzkie owce przez całe lata 70. Resztę przeczytajcie sobie tutaj (i jak my mamy szanować naukę i naukowców? Nie za dużo tych pomyłek i wpadek?)

A teraz najśmieszniejsze rzeczy, które przeczytałam o sobie:

Astromaria  jest elektoratem Kaczyńskiego – posikałam się ze śmiechu, czegoś równie śmiesznego jeszcze o sobie nie czytałam! Otóż Astromaria  nie jest elektoratem czegokolwiek, ponieważ Astromaria  nie jest płaszczakiem i nie miota się między religią a ateizmem ani między PiS i PO. Astromaria  widzi wszystko z perspektywy osobnika trójwymiarowego, a więc z góry i dlatego nigdy nie głosuje na tego, kto już został wybrany. Na listy wyborcze wpisywane są osoby JUŻ WYBRANE przez sitwę, która rządzi światem. Demokracja i opozycja polityczna są czystą fikcją. Obie partie „opozycyjne”, zarówno w USA (Republikanie i Demokraci) jak i w Polsce (PiS i PO) to w rzeczywistości jedna partia, dla zmylenia baranów podzielona na dwie frakcje, udające, że się zwalczają. Ponadto Astromaria  nigdy nie głosuje na przedstawicieli obcego narodu udających Polaków. Astromaria nie czytuje również „opniotwórczych” gazet wydawanych przez ludzi wywodzących się z plemion koczowniczych ze wschodu kontynentu, dzięki czemu nie uległa skażeniu polityczną poprawnością ani ideami tolerancji dla moralnej degrengolady i antypolonizmu oraz nietolerancji dla patriotyzmu.

Obrona krzyża i religii – tego też Astromaria  nigdy nie robi. Krzyż i katolicyzm zostały narzucone Polce siłą, ogniem i mieczem przez te same obce siły, które teraz tę religię zwalczają pod sztandarami ateizmu i racjonalizmu. Religia i ateizm to ten sam ch… (przeciwieństwa są tym samym!!!). Astromaria  kieruje się w życiu rozumem, a nie wiarą lub niewiarą w cokolwiek.

Na zakończenie nowa definicja:

Prostytucja – dawanie dupy każdemu… o przepraszam, zawieranie sojuszy z każdym, kto jest przeciwko Astromarii. Jeśli jest przeciwko niej katolicki fanatyk i prawicowy oszołom, to racjonaliści plują z nim razem w tym samym kierunku, czyli na Astromarię, nie bacząc na to, że brudne środki uświniają cel.

O naszych duchowych pomocnikach, czyli uważaj, kogo wzywasz do współpracy

Tym tekstem wyrażam „konstruktywną samokrytykę”. Pisałam wiele razy, że nie ma demonów ani diabłów i że jedynymi niebezpiecznie harcującymi w życiu ludzi bytami są te, które powołuje do życia ich ego lub podświadomość i że w najgorszym razie są to egregory. Otóż bardzo się myliłam. Egregory są groźne, ale główną przyczyną problemów NIEKTÓRYCH (absolutnie nie wszystkich!!!) osób parających się ezoteryką lub okultyzmem lub szukających spełnienia na tzw. „ścieżce duchowej” są byty, zwane (słusznie lub nie) demonami lub Szatanem. Czym jest Szatan wyjaśniłam w tej notce.

Zacznijmy od wyjaśnienia, że termin „ścieżka duchowa” jest przez większość wstępujących na nią adeptów całkiem opacznie rozumiany. Jeśli komuś się wydaje, że ścieżka duchowa polega na przesiadywaniu w kościele, klepaniu pacierzy lub że da mu nadprzyrodzone moce i podziwiane przez tłumy zdolności, to bardzo się myli. Co gorsze, może się srodze rozczarować, a nawet narobić sobie kłopotów rodem z najstraszliwszego horroru.

Prawdziwy rozwój duchowy nie wyzwala żadnych wzbudzających zdumienie, a zwłaszcza przerażenie zdolności, zwanych w Indiach sidhi. Rozwój duchowy to po prostu najzwyklejsze w świecie przebudzenie z hipnozy, w której żyje prawie cała ludzkość. Przebudzony duchowo człowiek nie lewituje, nie czyni cudów ani nie ma (bo ich nie pragnie) zdolności podglądania najintymniejszych i starannie skrywanych przed światem tajemnic innych ludzi. Jest to osoba, która przestała wierzyć kapłanom, uczonym, politykom, mediom, autorytetom, ekspertom dowolnego rodzaju i innym sprzedawcom iluzji. To po prostu ktoś, kto widzi rzeczy takimi, jakie one są i nie da sobie wmówić żadnych religijnych, ateistycznych, naukowych, politycznych czy dowolnych innych bzdur, przy pomocy których władza steruje ludzką owczarnią.

Niestety, większość ludzi żyje w przekonaniu, że na ścieżce duchowej czekają jakieś fantastyczne dary: zdolność czynienia zadziwiających cudów, wglądu w przeszłość i przyszłość świeżo poznanej osoby, umiejętność uzdrawiania dotykiem itp. Niektórzy przeżywają fascynacje wywoływaniem duchów, piciem krwi, rzucaniem klątw i podporządkowywaniem sobie bliźnich przy pomocy magii. I szukając takich mocy wpadają w sidła zła.

Wszyscy słyszeliśmy o znanych i podziwianych przez tłumy tarocistach czy astrologach słynących z tego, że wiedzą wszystko, nawet to, na jaki kolor pomalowane są ściany w twoim mieszkaniu, jak ma na imię twoje najmłodsze dziecko, a nawet jakiej marki i z którego rocznika samochodem jeździsz. Leszek Szuman znany był z tego, że zapisywał datę przyszłej śmierci każdego swojego klienta i podobno nigdy się nie mylił.

Zawsze mnie to zadziwiało, bo chociaż studiowałam astrologię przez lata i u wielu różnych nauczycieli, żaden z nich nigdy nie uczył nas wyliczania z horoskopu dat przyszłych wydarzeń, a o znajomości imion dzieci czy kolorów i marek samochodów nawet nie wspomniał. A jednak wciąż donoszono mi o astrologach, którzy takie rzeczy swoim klientom mówili i nigdy się nie mylili. Bardzo mnie to zadziwiało i zaczęłam nawet podejrzewać, że moi nauczyciele byli nieukami.

Zdolności niektórych przepowiadaczy przyszłości były tak wielkie, że zapewniły im miejsce w historii. Niektórzy z racji tych uzdolnień zostali nawet uznani za świętych. Święty Jan spisał przepowiednię dla całego świata, zwaną Apokalipsą. Nostradamus widział przyszłość jakby odbywał przejażdżkę maszyną do podróży w czasie. Baba Wanga przepowiedziała skażenie radioaktywne całej półkuli północnej. I – o zgrozo – przepowiednie te realizują się na naszych oczach!

Jakim cudem ci ludzie znali przyszłość, skoro przyszłość tworzona jest na bieżąco przez nas samych?

W końcu zrozumiałam skąd pochodzi „nadprzyrodzona” wiedza, którą dysponują niektórzy tarociści, astrolodzy i uzdrowiciele. Bynajmniej nie odczytują jej z kart ani z horoskopu, bo tym sposobem zdobyć się jej nie da.

Otrzymują ją dzięki pomocy „przewodników duchowych” i „aniołów”, a raczej bytów, które się za przewodników duchowych i anioły podają, ale żeby taką pomoc otrzymać, należy o nią poprosić, a raczej skorzystać z ochoczo podsuniętej oferty. Oni aż się palą, żeby za ciebie pracować i czynić cuda. A nawet, żeby uczynić cię sławnym.

Skąd ten zapał do niewolniczej i anonimowej pracy na cudzy rachunek?

Niestety, na tym świecie nie ma nic za darmo!

W moim forum pojawił się ostatnio osobnik o nicku „hipnotyzer1”, który w cudowny sposób uzdrawia, niczym sam Jezus. Według niego przyczyną nowotworów są energetyczne pasożyty, więc wystarczy je wygonić, aby choroba znikła bez śladu. Poczuł się tak wielki, że kiedy tylko wkroczył na moje terytorium z marszu posłał do diabła wszystkie metody leczenia i uzdrawiania, z doktorem Gersonem i vilcacorą na czele. Wszystkie te metody uznał za guzik warte i nie dorastające do pięt jego cudownym umiejętnościom, po czym zostawił swój numer telefonu, żeby każdy mógł skorzystać z jego usług. Oczywiście – nie za darmo.

Dalsza dyskusja w forum wyjaśniła, na czym polega cudowność usług tego „speca”. Otóż pracują za niego dwa „Anioły”, których moc jest tak wielka, że żaden pasożyt im się nie oprze.

Pracują Anioły… a kto bierze pieniądze?

Pieniądze kosi pan „hipnotyzer1”!

Czy to uczciwy układ?

Nie sądzę. Bo wygląda na to, że „hipnotyzer1” czerpie korzyści z niewolnictwa. Dwaj anielscy murzyni ciężko pracują, a on zgarnia kasę, którą oni zarobili.

Za pana tarocistę czy wszystkowiedzącego astrologa również całą robotę odwalają jacyś niewidzialni pracownicy. Jasnowidzom, znającym przyszłość świata również ktoś ją przedstawia.

Niektórzy z nich są nawet w pełni świadomi faktu, że nie są to anioły, lecz demony. Ale się oszukują, że to „dobre” demony. Oni z tymi złymi się nie zadają. I oczywiście wierzą, że są tacy sprytni, że bezbłędnie rozpoznają, które są dobre, a które niedobre.

Ktoś pewnie zaraz spyta, co w tym złego, skoro anioły, a nawet demony nie potrzebują pieniędzy?

Chodzi o to, że na tej planecie nie ma nic za darmo. Na tej planecie toczy się śmiertelna walka o energię. Pieniądze też są formą energii, ale ponieważ na tamtym świecie nie mają one wartości, rachunki muszą być wystawiane w innej walucie. Walutą w tym interesie jest dusza. Lub całe mnóstwo dusz, np. cały naród. Szkoda, że zawierający kontrakt cwani okultyści i uzdrowiciele nigdy o to nie pytają. Niewyobrażalnie rozdęte ego, wizja zarobienia wielkiej forsy za nic i możliwość grania roli celebrytów w pudle dla idiotów tak ich zaślepia, że tracą zdrowy rozsądek i nie myślą o konsekwencjach. A kiedy w końcu zobaczą rachunek śmiertelnie się przerażają! Wielu z nich kończy w szpitalu psychiatrycznym, inni szukają ratunku w Kościele. Niestety, wpadają z deszczu pod rynnę, ponieważ Kościół jest instytucją demoniczną. O tym, jak bardzo demoniczny jest Kościół i jaką perfidną zasadzkę zastawił na ludzkie dusze będzie jeszcze mowa na końcu.

Mali okultyści sprzedają swoje własne dusze. Ale i sławę dostają małą.

Wielcy gracze przechodzą do historii, ale rachunek za to wystawiany jest całym narodom, a nawet światu. Na szczęście ci cwaniacy obiecali sprzedać coś, co do nich nie należy, więc nie ma szansy, by ten kontrakt został sfinalizowany. Ale demony mimo to liczą na swoją zdobycz i gotowe są nawet uciec się oszustwa, żeby tylko ją otrzymać.

Jak już pisałam Apokalipsa nie jest przepowiednią, lecz scenariuszem napisanym i realizowanym przez kosmiczne pasożyty okupujące naszą planetę i hodujące ludzi niczym bydło. Jan, który tę Apokalipsę spisał pisze wyraźnie, że rozmawiał z potężnym osobnikiem, którego wziął za Boga i że na jego zlecenie spisał tę księgę. Wygląda na to, że zaproszono go do kina, w którym wyświetlano trójwymiarowy i stereofoniczny film holograficzny, tak realistyczny, że nie do odróżnienia od rzeczywistości.

Podobną sztuczkę pokazano Nostradamusowi. Obaj otrzymali polecenie spisania tego, co widzieli.

A co widzieli?

Wojny i zniszczenia, które zaplanowali i realizują twórcy scenariusza tego „futurystycznego filmu”!

To nie my wywołujemy wojny!

Wszystkie wojny światowe (również trzecia), wraz z dokładnymi datami ich wybuchu, zostały zaplanowane tysiące lat temu, za czasów św. Jana i innych „proroków”.

Ci „prorocy” czanelingowali przekaz z szatańskiego źródła.

I teraz mamy być ukarani zagładą za to, że jesteśmy krwiożerczą i wojowniczą rasą, mordującą w wojnach przedstawicieli własnego gatunku!!!

To dopiero jest perfidia. Perfidia godna Szatana!

Za tę oszukańczą „usługę” ma teraz zapłacić cała ludzkość, dobrowolnie uznając się za niegodnych życia grzeszników, którzy muszą być za karę zgładzeni. Mamy wyrazić dobrowolną zgodę na to, by nas, niczym szczury lub insekty, wybito! Niestety, wielu ludzi uwierzyło w tę bajkę i powtarza jak mantrę śpiewkę o tym, że człowiek niszczy planetę, że jest rakiem na jej ciele i że nie zasługuje na dalsze istnienie.

Na wypadek, gdyby ten plan się nie powiódł, nasi okupanci mają alternatywną ofertę: ukoronujcie Jezusa na króla Polski i namówcie inne narody, by poszły w wasze ślady, a Bóg was ocali. Jeśli tego nie zrobicie, spotka was zagłada tak straszna, jakiej świat dotąd nie widział.

I mamy uwierzyć, że taką propozycję nie do odrzucenia, w stylu najgorszych bandziorów z sycylijskiej mafii, przedstawia nam sam Bóg, Stwórca Wszystkiego?!

Niezwykłość i rangę tego żądania wyraża ostrzeżenie Boga, skierowane do nas za pośrednictwem Rozalii (Celakówny), że na świat nadchodzi kara o wiele cięższa od kary potopu, a także zapewnienie, że Polska nie zginie, o ile uzna w wyżej opisany sposób Jezusa swym Królem. W ślady Polski, jak zostało to zapowiedziane Rozalii, pójdzie wiele innych narodów, które także uznają w Jezusie swego jedynego Króla i Boga; tylko one ocaleją z powszechnej zagłady.

Tej intronizacji ma dokonać nie tylko Kościół, ale i władze świeckie! Ma to być intronizacja „totalna”, religijna i świecka, żeby nikt nie mógł powiedzieć „nie w moim imieniu!”

Jest ratunek dla Polski, jeśli Mnie uzna za swego Króla i Boga w zupełności przez Intronizację, nie tylko w poszczególnych częściach kraju, ale w całym państwie z rządem na czele… (Rozalia Celakówna, Wyzniania, s. 263n.).

Dalej czytamy coś absolutnie kuriozalnego:

Ceremonia Intronizacji dotyczy także, i przede wszystkim, Pana Jezusa. Wyznajemy bowiem, że Jezus jest Królem Wszechświata, a więc Władcą nie tylko wszystkich ludzi i narodów, ale także Panem (Królem) całego stworzenia. Jego władanie jest absolutne: Dana Mi jest wszelka władza w niebie i na ziemi (Mt 28,18). Jest więc najwyższym i de facto jedynym Władcą: Królem królów i Panem panujących (por. Ap 19,16).

Zaraz, zaraz, chwileczkę, chyba coś tu się nie zgadza!

To światem nie rządzi już Bóg?

Bóg odszedł na emeryturę i przestał być Bogiem?

Zrzekł się władzy niczym stary król, który abdykuje by koronować syna?

Podobno Bóg jest wieczny! Nigdy się nie narodził i nigdy nie umrze, jakże więc mógłby się zestarzeć i zmurszeć na tyle, by być niezdolnym do rządzenia dziełem, które powołał do życia?

A może raczej został od władzy odsunięty?!

Widzicie ten wredny podstęp?

Żąda się od nas, żebyśmy wyrzekli się spierniczałego, niezdolnego do istnienia starego Boga-Stwórcy i zastąpili Go Jezusem, młodym Bogiem!

Proces ogłupiania wiernych trwa od dawna, bo Kościół zawsze nauczał, że należy się modlić do Jezusa, a nawet do pomniejszych świętych, a nie do Boga.

Dlaczego?

To jest cyniczny podstęp i pułapka.

Jeśli Jezus istniał naprawdę (w co osobiście śmiem wątpić) to był nauczycielem duchowym, który przybył na ziemię nauczać ludzi, żyjących 2000 lat temu. Dawno wykonał powierzoną Mu misję i odszedł. Jezus, którego wykreowała religia nie ma nic wspólnego z tamtym Jezusem i z Jego duchową misją. Jezus religii jest WYŁĄCZNIE egregorem, stworzonym przez demoniczne siły, rządzące tą planetą i ludzkością. Egregor jest oszukańczą pułapką dla dusz. Jego zadaniem jest odgradzanie wiernych od prawdziwej duchowości i prawdziwego Boga (który nie ma nic wspólnego z Biblią i Jahwe). Ludzie modlą się do sztucznie wykreowanej postaci, która niczym gąbka wchłania ich emocje oraz prośby i zatrzymuje w sobie.

Wszystkie manifestujące się w objawieniach „Jezusy”, „Matki Boskie” i inne „anioły” to paskudne egregory lub groźne demony!

Módl się do Boga! Nie potrzebujesz żadnych pośredników!!!

Pośrednicy roztrwaniają energię, jak stacje przesyłowe prąd elektryczny.

Pomóc Ci może jedynie prawdziwa boskość, więc nie szukaj jej pod jasno świecącą latarnią, lecz tam, gdzie ona jest!

Nie masz prawa wypowiadać się na temat zdrowia bo nie jesteś lekarzem ani na temat klimatu, bo nie jesteś klimatologiem – czyżby?

Po mojej poprzedniej notce ukazał się taki oto komentarz:

MeliPeli powiedział/a
Astromario,
Po raz kolejny przypominasz, że ci, którzy nie studiowali astrologii nie mają prawa się o niej wypowiadać, bo się na niej nie znają. Popieram, to jest bardzo słuszne podejście. Ale w takim razie, czy Ty studiowałaś wakcynologię, chemię, klimatologię, technologię żywienia skoro wypowiadasz się na temat szczepień, szkodliwości związków chemicznych, ocieplenia klimatu i GMO? Jeśli tak, to zwracam honor. Jeśli nie, to albo powinnaś przestać poruszać te tematy, albo pozwolić na krytykę astrologii tym, którzy jej nie studiowali. Każdy ma prawo wierzyć/wiedzieć co chce i rozpowszechniać tę wiarę/wiedzę, ale też każdy powinien przykładać jedną miarę do siebie i innych ludzi.

Odpowiedziałam w komentarzach, ale wciąż mnie to drażniło… bo po prostu nie znoszę demagogii.

Mogę się nie znać na lotach kosmicznych, naprawie odkurzaczy czy technikach operowania mózgu, bo mi to do niczego nie jest potrzebne, ale na profilaktyce zdrowotnej MUSZĘ SIĘ ZNAĆ, żeby w ogóle przeżyć w tym skorumpowanym i rządzonym przez psychopatów świecie.

Podobnie, we własnym dobrze pojętym interesie, stale muszę patrzeć na ręce politykom, żeby nie przespać momentu, kiedy zechcą mnie zniewolić lub uśmiercić.

Ja nie dyskutuję z chirurgami na temat technik operowania mózgu, BO SIĘ NA TYM NIE ZNAM.

Ty również nie znasz się na tym, jak wyliczyć i zinterpretować progresje sekundarne w kosmogramie indywidualnym i jak je połączyć z technikami interpretacji solariusza.

To są techniki i to jest dziedzina zastrzeżona dla profesjonalistów. Laicy nie mają tu nic do gadania.

Nieznajomość astrologii, a nawet totalna ignorancja w tej kwestii, nie zagraża utratą zdrowia ani życia, w przeciwieństwie do nieznajomości zasad dbania o własne zdrowie, takich jak higiena, prawidłowe odżywianie czy budowanie odporności organizmu. Podobnie groźne jest bezkrytyczne ufanie politykom, naukowcom czy grupom nacisku, wywierającym wpływ na politykę i zdrowie publiczne.

Astrologii może się nauczyć każdy, nawet samouk może stać się mistrzem w tej dziedzinie.

Dokładnie to samo można powiedzieć o dietetyce, profilaktyce zdrowotnej czy umiejętności samodzielnej interpretacji danych statystycznych dotyczących zmian klimatologicznych i/lub skutków szczepień.

Każdy z nas chodził od szkoły, gdzie otrzymał wiedzę, która jest niezbędna do funkcjonowania w społeczeństwie. Uczyliśmy się biologii, fizyki i chemii. Uczyliśmy się tego po to, żeby umieć odróżnić prawdę od kłamstw. Kiedyś edukacja stała na naprawdę wysokim poziomie, ale dziś spada z pieca na łeb, co potwierdzi każdy stary nauczyciel, pamiętający czasy powojenne. Wielu nauczycieli skarży się na nieustające reformy Ministerstwa Edukacji, coraz bardziej obniżające poziom edukacji. Ja w przypadki nie wierzę. Ktoś musi mieć w tym swój interes.

Kiedy czytam, jakie głupoty wypisują w komentarzach mojego bloga i na swoich blogach „racjonaliści”, czyli ludzie, którzy twierdzą, że skończyli studia wyższe, to wprost oczom własnym nie wierzę – mnie pewnych rzeczy uczono w PODSTAWÓWCE, a oni nie wiedzą tego, mając dyplom wyższej uczelni!!! Czytając to zastanawiam się, czy oni naprawdę są idiotami, czy tylko udają idiotów za pieniądze, które płacą im jakieś grupy interesów. Bo żeby twierdzić, że dwutlenek węgla jest gazem groźnym dla środowiska i że powoduje globalne ocieplenie trzeba być naprawdę zupełnym nieukiem. Ale czy mogę się temu dziwić, skoro dziś nagrodę Nobla daje się… politykowi, który nie mając żadnego dorobku naukowego napisał książkę pełną antynaukowych twierdzeń o klimacie?! Twierdzenia te nie mają nic wspólnego z prawdą, ale za to są bardzo wygodne dla polityków i szefów wielkich korporacji, żądnych totalitarnej władzy nad światem. Nobel się w grobie przewraca…

Społeczeństwo nie powinno myśleć, bo po co? Żeby odkryć, że nauka zaprzedała się grupom interesów? Albo że medycyna truje, bo gdyby skutecznie leczyła, to straciłaby klienta, a więc pieniądze?

Kochana owieczko, dam ci dobrą radę: NIE MYŚL. Masz za małą główkę i jeszcze mogłabyś się pomylić.

Nie myśl, nie interesuj się niczym poza sportem, muzyką pop i zarabianiem wielkiej kasy na wielkie i szpanerskie zakupy, których pozazdroszczą ci inne owieczki. Musisz mieć wielki pałac, furę i komórę, bo inaczej będziesz nikim i nie będziesz szanowana przez społeczeństwo.

Zajmij się tym i nie patrz władzy na ręce. Władza jest przecież demokratycznie wybrana, z woli ludu, nieprawdaż? Skoro tak, to jak ktokolwiek mógłby podejrzewać, że knuje przeciw swojemu elektoratowi? To nieprawda, to tylko teorie spiskowe, wymyślane przez jakichś paranoików. Nie wierz w nie, bo jeśli uwierzysz świat będzie się z ciebie śmiał – chyba nie chcesz się narazić na śmieszność?

Śpij spokojnie, zrelaksuj się, cicho sza…

Nie krytykuj wakcynologów, bo przecież nie studiowałaś wakcynologii!

Nie krytykuj klimatologów, bo przecież nie studiowałaś klimatologii!

Nie studiowałaś również technologii żywienia, wpływu związków chemicznych na organizm, agronomii ani biotechnologii.

Nie pyskuj, gdy cię szczepią, karmią skażonym chemią żarciem oraz frankenfoodem z piekła rodem, kiedy zdzierają z ciebie ostatni grosz podatku za oddychanie, nie protestuj, gdy zabierają ci prawo do organicznej żywności, ziół i medycyny naturalnej.

Nie znasz się, więc nie krytykuj.

Jeśli ci mówią, że rtęć w szczepionkach jest zdrowa, to znaczy, że tak właśnie jest. A jeśli twoje dzieci chorują, to nie szukaj przyczyny w szczepieniach, lecz w błędach natury. Sama rozumiesz, natura to przeżytek. Natura jest niedoskonała. Zawsze coś może się w niej zepsuć, jakieś geny mogą być niedobre albo coś innego może pójść nie tak.

Tylko nauka jest doskonała i nieomylna. Natura błądzi w mrokach prehistorii, więc nauka musi ją poprawiać. Rozumiesz? Bóg spieprzył robotę, gdy tworzył świat, ale przecież mamy naukowców. Oni wszystko poprawią. Dlatego ani autyzm, ani nawet nagła śmierć łóżeczkowa twojego bachora w ogóle nie powinna cię wytrącać z równowagi. Takie rzeczy się zdarzają. Nie ponoś szumu, bo jeszcze ktoś uwierzy w bzdury, które wygadujesz.

Zdaj się na ekspertów

Mądry człowiek powinien wiedzieć, że zdrowie jest jego najcenniejszą własnością i powinien uczyć się, jak sam może leczyć swoje choroby. [Hipokrates]

Tyle ojciec medycyny, Hipokrates. Ale zawsze znajdą się „mądrzejsi”, którzy wiedzą lepiej. Powiedzą ci, że nie masz prawa troszczyć się o swoje zdrowie, bo nie jesteś lekarzem i nie masz uprawnień. Tak kochani, dziś na wszystko trzeba mieć papier, licencję i pozwoleństwo od Jaśnie Pani Władzy lub innego Jaśnie Oświeconego Autorytetu i bez tego nie wolno ci wbić gwoździa we własną ścianę ani nawet podrapać się po swojej własnej d…..

Pozornie takie rozumowanie jest słuszne – po co niemądra owieczko masz główkować, zdaj się na tych, którzy mają sprawniejsze rozumy, stosowne wykształcenie i uprawnienia nadane przez Ważne i Kompetentne Komisje.

Wszystko to byłoby prawdą, gdybyśmy żyli w raju.

Ale nie żyjemy, niestety.

Światem rządzą psychopaci – czas to wreszcie zrozumieć!

Żyjemy w świecie, któremu daleko do doskonałości i w którym toczy się nieustająca wojna dobra ze złem. Dobro jak dotąd nie zatriumfowało, wręcz przeciwnie, stale jest spychane z drogi przez amoralnych drani. Osobników takich nazywamy psychopatami. Dzięki całkowitemu brakowi moralności i empatii ci ludzie zdolni są do wszystkiego, byle tylko zdobyć władzę nad światem, podporządkować sobie całą ludzkość i zarabiać pieniądze każdym sposobem. W dążeniu do celu psychopaci nie mają żadnych zahamowań ani skrupułów.

Dlatego przyzwoici i spokojni obywatele nigdy nie są bezpieczni. I właśnie dlatego co jakiś czas świat pogrąża się w bezsensownych wojnach lub jest gnębiony przez totalitaryzmy.

Gdyby ludzie cały czas patrzyli władzy na ręce, nie byłoby warunków do powstawania totalitaryzmów. Ale niestety, nie robią tego. Zamiast zachowywać czujność i zdrową podejrzliwość przyzwoici ludzie wolą żyć spokojnie. Wolą zajmować się rodziną i przyjemnymi sprawami. I niestety, budzą się z ręką w nocniku. Bo przegapili moment, kiedy jeszcze można było powstrzymać Lenina, Hitlera, Stalina czy NWO. Do rozumu dochodzą dopiero wtedy, kiedy bomby lecą im na ich bezmyślne, owcze łby lub gdy faszyzm wali kolbami w ich drzwi.

A może byśmy tak w końcu zaczęli uczyć się z historii, żeby nie popełniać wciąż tych samych, tragicznych błędów?

Może czas zacząć zgłębiać wiedzę, której nie dostarcza nam szkoła, pozostająca na usługach rządzących światem psychopatów?

Może czas zacząć zwyczajnie myśleć, wyciągać wnioski z tego, co widać wokół i przeciwdziałać spiskom, które przeciwko porządnym obywatelom knują bezwzględni psychopaci?

Radziłabym OSOBIŚCIE SPRAWDZIĆ, czy klimatolodzy, wakcynolodzy, lekarze, farmaceuci, biotechnolodzy, agronomowie, historycy i „niezależne media” (śmiech na sali!) mówią prawdę, a jeśli kłamią, to dlaczego. Radzę to zrobić we własnym, dobrze pojętym interesie! Bezmyślne poleganie na „demokratycznie wybranej władzy” może się skończyć śmiercią w obozie Auschwitz lub FEMA. A przynajmniej ciężką chorobą z braku dostępu do zdrowej, nieskażonej chemią i pseudonaukowymi wynalazkami żywności i wody.

Odradzam również wiarę w to, że można spokojnie zdać się na autorytety, bo one wiedzą, co mówią i mówią zawsze prawdę.

Pokażcie mi lekarza, który znałby się na dietetyce i profilaktyce zdrowotnej. To taka głupia dziedzina wiedzy, to dobre dla kucharek i garkotłuków, a nie dla Uczonego Pana Doktora, który ma leczyć, a nie zaglądać do (za przeproszeniem) kuchni.

Profilaktyka jest bardzo dla medycyny niedobra, bo co robiłby lekarz gdyby wszyscy byli zdrowi? Ludzie muszą chorować, żeby był ruch w interesie.

Uczciwych lekarzy, którym chciałoby się zgłębiać zasady dietetyki można policzyć na palcach jednej ręki, bo w uczelniach medycznych przedmiot ten jest w głębokiej pogardzie. Jeśli lekarz koniecznie chce się tym interesować, to na własną rękę, we własnym czasie i za własne pieniądze. I musi się liczyć z ostracyzmem ze strony swoich kolegów po fachu.

Do niedawna żyliśmy w świecie, w którym była niewielka lista rzeczy nielegalnych. Było ich dokładnie tyle, ile wymieniono w Dekalogu. Co nie było zakazane, to było dozwolone i nikt nie musiał pytać o zezwolenia żeby żyć normalnie i uczciwie. Niestety, lista rzeczy nielegalnych stale rosła, bo przecież prawnicy też z czegoś muszą żyć. Rosła tak dobrze, że dziś dochodzimy do sytuacji, w której wszystko jest nielegalne, z wyjątkiem tych kilku rzeczy, które jeszcze jakimś cudem (chyba przez niedopatrzenie) nie zostały zdelegalizowane. Dziś nie wolno palić papierosów nawet w swoim własnym kiblu… ale to jeszcze nic! Nie wolno się zdrowo odżywiać, bo to odbiera zarobek lekarzom i farmaceutom. Znaczy to, że bycie zdrowym staje się nielegalne.

Doktor Mengele ojcem medycyny alopatycznej

Niewiele osób zdaje sobie sprawę z tego, że to kartele chemiczne rozpętały II wojnę światową, bo potrzebowały zbytu na swoje wyroby. Produkcja bomb i gazów bojowych wydała im się świetnym sposobem na zwiększenie popytu. Powstające obozy koncentracyjne umożliwiły traktowanie ludzi jako króliki doświadczalne i handel ludźmi niczym bydłem. „Uczeni” i „lekarze” mogli testować na nich swoje „leki” i praktykować „medycynę doświadczalną”, czyli w pełni „naukową”. Doktor Mengele przeszedł do historii, ale nie był on jedynym, który zasługiwał na podobną „sławę”. Żeby było zabawniej, po wojnie powieszono kilku doktorków, dla śmiechu, żeby było fajne widowisko, jednak Mengele, zbrodniarz nad zbrodniarzami, uciekł do Ameryki, gdzie żył sobie jak w raju aż do śmierci z przyczyn naturalnych. Mossad oczywiście go wytropił i wysłał jego śladami kilku agentów z misją zastrzelenia drania tak, jak na to zasługiwał, ale stał się cud… Gdy ci już go namierzyli i szykowali się do strzału przyszedł rozkaz, że mają się wycofać i wracać do domu.

Media o tym nie informowały…

Ani o tym, ani o wielu innych, bardzo ciekawych rzeczach.

Na przykład o tym, kim był inny zbrodniarz wojenny, Fritz Ter-Meer i dlaczego za swe krwawe wyczyny dostał AŻ 7 lat odsiadki, a nie czapę. Nie pisano również o tym, że nie odsiedział nawet tego, bo był potrzebny Rockefellerom. Mieli dla niego pracę. W nagrodę za miłość dla ludzkości otrzymał zadanie kierowania koncernem farmaceutycznym i opracowania kodeksu regulującego normy obowiązujące w produkcji i handlu żywnością, zwanego Codex Alimentarius, dziś wprowadzanego w życie na całym świecie – dla dobra ludzkości.

Nie do wiary, prawda?

Zbrodniarz wojenny, który opracowywał i testował „leki” na ludzkich królikach doświadczalnych w Auschwitz, w tym na Żydach, dostaje od innego, wysoko postawionego i bogatego Żyda misję normowania kwestii zdrowotnych.

Media nie zadawały trudnych pytań, dlaczego jedni Żydzi poszli do gazu, a inni ich tam wysłali. Po co robić niepotrzebny szum?

W tym czasie media lansowały zabawę i rozrywkę.

Bawmy się, przecież mamy za sobą taką straszliwą wojnę, taki krwawy holokaust, po co więc mamy się jeszcze bardziej smucić i dręczyć wspomnieniami? Po co żądać odwetu? Po co karać winnych?

Przecież Jezus nakazał wybaczanie i odpuszczanie win. Wybaczmy im, miłujmy ich i bawmy się. Budujmy lunaparki, uczmy się nowych kroków tanecznych, kręćmy filmy pełne śpiewu, tańca i kolorowych strojów! Niech żyje rozrywka!

Ludzkość tak się zatraciła w tańcu i plotkach z życia gwiazd, że nie zauważyła, iż nadchodzi nowy holokaust. Co więcej – z tych samych rąk, co poprzedni.

Produkcja bomb i gazów bojowych rozruszała interes. Ale nie całe zapasy środków chemicznych udało się zużyć. Zostało tego całkiem dużo.

Naprawdę, szkoda by było, żeby się zmarnowało!

Ludzie stojący na czele karteli chemicznych pokombinowali i znaleźli sposób na „utylizację”, na której można jeszcze dodatkowo bardzo dużo zarobić.

Gazy bojowe zostały przerobione na „leki” onkologiczne i środki „ochrony” roślin, a reszta poszła do produkcji nawozów sztucznych.

A co z czołgami?

Czołgi przerobiono na traktory i maszyny rolnicze.

Mała dygresja: czy wiecie, że Mengele to rodzinna firma, produkująca przed wojną kombajny dla rolnictwa? Na każdym niemieckim polu stał kombajn z napisem Mengele. Tak, chodzi o TYCH Mengele. Dokładnie o ojca doktora Mengele. I tym sposobem kółko się zamknęło, prawda jak ładnie?

W czasie, gdy prasa publikowała pikantne ploteczki o życiu gwiazd Hollywoodu, a telewizja lansowała piękne cycate i miauczące jak kotki w rui panienki, których sutki i pośladki hipnotycznie wirowały na ekranach wszystkich domowych telewizorów, kartele chemiczno-farmaceutyczne rosły w siłę i robiły rzeczy, które, gdyby wyszły na jaw, stałyby się wielkim skandalem. Ale się nie stały. Bo media już dawno nie były wolne i publikowały nie to, co jest, lecz to, co życzyli sobie tam widzieć ich właściciele i bogaci „sponsorzy”, wykupujący reklamy i „artykuły sponsorowane”, czyli mówiąc bez ogródek: kryptoreklamę ukrytą za rzekomo naukowo rzetelnym artykułem.

Z drugiej strony media zadbały o to, żeby wmówić ludziom, że wszystko to, w co dotąd wierzyli to przesądy i wstecznictwo, bo przecież XX wiek to wiek pary i elektryczności, więc liczy się nałuka, a nie jakiś zabobon. I tylko nałuka jest jedynym autorytetem, Bogiem i nieomylną wyrocznią. Amen!

I tak, zanim się obejrzeliśmy, wszyscy staliśmy się zakładnikami „sponsorowanej” pseudonauki i pseudomedycyny.

Nie tylko media zostały wykupione. Kupiono prawników, uczelnie i uczonych. Poziom edukacji obniżył się drastycznie, od podstawówki po uczelnie wyższe, nic więc dziwnego, że dziś niewielu ludzi ma dość przenikliwości, żeby widzieć i rozumieć, co się stało.

Ludzkość została oszukana, nabita w butelkę, a co najgorsze, z powodu braków w edukacji i za sprawą szczepionek z niszczącą układ nerwowy (w tym mózg) RTĘCIĄ nie potrafi samodzielnie i krytycznie myśleć. Wszyscy, A ZWŁASZCZA „wykształceni” ludzie, potrafią tylko bezrefleksyjnie powtarzać jak papugi to, co im wbito do głów i co wbijają im do tych głów codziennie mainstreamowe media. Ale samodzielnie myśleć nie potrafią. Bo tego nie uczono i nie wymagano. Kazano tylko wkuwać i zdawać egzaminy.

„Racjonalizm” to faszyzm

Ja nie mam prawa wypowiadać się na temat swojego zdrowia i jakości żywności, jaką serwuje mi „nauka”, bo nie jestem naukowcem i nie znam się na tym?!

Co za psychopata to wymyślił?

To moje zdrowie i nikt nie ma prawa mi go odbierać! Nikt nie ma prawa zmuszać mnie do jedzenia toksycznej żywności, tylko dlatego, że tak sobie życzą jacyś „nałukowcy” i jakieś „ałtorytety” od siedmiu boleści!

Dodam do tego co napisałam jeszcze taką refleksję: astrologia ani astrolodzy nikomu na łeb inwazyjnie nie wchodzą, nikogo nie zmuszają do korzystania z ich usług, a co najważniejsze: KONTAKT Z NIMI NIKOMU NIE GROZI ŚMIERCIĄ. Można z usług astrologa skorzystać lub nie skorzystać, wolna wola.

Z medycyną jest już zupełnie inaczej.

Medycyna wchodzi każdemu inwazyjnie na łeb i wpieprza się w życie prywatne i jeszcze ciąga po sądach tych, którzy nie maja życzenia korzystać z jej „dobrodziejstw” takich jak badania profilaktyczne, szczepienia i leczenie.

Spróbuj nie zaszczepić dziecka – będziesz mieć sprawę w sądzie.

Spróbuj nie iść do ginekologa – nie dostaniesz pracy, bo możesz być w ciąży albo mieć raka, a pracodawca sobie nie życzy takiego pracownika (za to lekarze sobie życzą mieć takiego pacjenta i go „leczyć” za grube pieniądze).

Spróbuj nie poddać dziecka z białaczką leczeniu onkologicznemu, a sędzia wezwie cię przed swoje oblicze i zagrozi więzieniem.

Wszystko to oczywiście w ramach „państwa prawa”, bo „dla naszego dobra”.

Ja pieprzę takie dobro, sama o siebie zadbam, bo wiem, że rak jest spowodowany przez nadmiar chemii, którą ktoś na siłę mi wciska w żarciu, a ja nie mam wyboru i muszę to gówno kupić. Bo jakiś psychopata, powołujący się na nałukę, wmawia światu, że bez nawozów, pestycydów i herbicydów nic w polu nie urośnie i że dla wyżywienia nadmiaru ludzkości muszą być stosowane „nowoczesne” i „naukowe” metody uprawy roli oraz przetwórstwa.

Człowiek choruje od nadmiaru wszechobecnej w środowisku, rakotwórczej chemii!

Ale jeśli zachoruje od niej, to co mu nałukowa medycyna zaproponuje?

JESZCZE WIĘCEJ CHEMII!

Organizmowi zatrutemu rakotwórczą chemią ci idioci serwują jeszcze więcej rakotwórczej chemii, a do tego rakotwórcze naświetlania – i ja nie mam prawa dyskutować, a zwłaszcza protestować, bo to są „uczeni” i to oni są mądrzy, a ja nie studiowałam medycyny, więc się nie znam i nie rozumiem skomplikowanych procesów, zachodzących w organizmie???

Nie, ja nie jestem głupia, wręcz przeciwnie, i dlatego nie dam się zabić szarlatanom z naukowymi tytułami.

Jeśli mój organizm jest zatruty chemią, to jest rzeczą OCZYWISTĄ I NIE PODLEGAJĄCĄ DYSKUSJI, że trzeba go z tej chemii OCZYŚCIĆ.

I nic więcej nie jest potrzebne, ponieważ organizm sam dąży do równowagi. Organizm został tak zaprojektowany, żeby utrzymywać homeostazę. Ja nie muszę kontrolować ciśnienia krwi, oddechu, temperatury ciała ani poziomu neuroprzekaźników w mózgu – TO ROBI SIĘ SAMO!

Robi się, ale pod jednym warunkiem – że w tym NIE PRZESZKADZAMY. Czyli nie trujemy się niepotrzebnymi „dodatkami” do żywności, lekami, szczepionkami ani innymi truciznami.

A teraz jeszcze kilka słów o chemii rolniczej

Na ten temat też rzekomo nie mam prawa się wypowiadać, bo tego nie studiowałam, więc się nie znam.

Otóż znam się.

Ale nie na tym, ile trujących świństw należy zastosować na hektar ziemi, żeby było „naukowo” i „nowocześnie”.

Ja wiem, że można uprawiać ziemię BEZ JAKIEJKOLWIEK CHEMII I BEZ WYNALAZKÓW TYPU GMO i uzyskiwać takie same plony. Pisząc „takie same” mam na myśli ILOŚĆ plonów, ALE NIE JAKOŚĆ. Bo jakość tych chemicznych jest żadna. Natomiast te uprawiane bez chemii są zdrowe, a nawet lecznicze.

Nie potrzeba lekarzy, pigułek, operacji, naświetlań, przeszczepów narządów ani innych inwazyjnych działań. Wystarczy zatrutego pacjenta karmić sokami z takich warzyw i owoców, żeby sam powrócił do zdrowia. Idealnie skuteczna i gwarantująca powrót do pełni zdrowia kuracja za darmo. Piszę „za darmo”, dlatego i że każdy i tak wydaje pieniądze na jedzenie. Zamiast wydawać je na żywność skażoną agrochemią, można je wydać na organiczną.

Ale to jest już prawie nielegalne!

Zabrania tego Codex Alimentarius (sprawa przeciw Codexowi jest już w sądzie).

Zabrania tego, bo uprawianie roli bez środków chemicznych naraża na straty Kartel chemiczno-farmaceutyczny. Bo producenci agrochemii nie zarabiają. Nie zarabiają lekarze i farmaceuci, „leczący” trującą chemią nieszczęśników, którzy pochorowali się od tej agrochemii. To jest przestępstwo! Bo w dzisiejszym świecie nie ma gorszego przestępstwa, niż narażenie korporacji na straty finansowe. Pisałam w blogu o aferze, która wybuchła po opublikowaniu badań na temat szkodliwości kuchenek mikrofalowych. Dowody były porażające i autor artykułu bił na alarm. Ale mało nie skończyło się to dla niego tragicznie, ponieważ wszedł na odciski potężnej korporacji, która wystosowała do sądu pismo ze skargą, że straciła przez to finansowo i zażądała zakazu dalszych publikacji oraz surowej kary dla dziennikarza. I sąd uznał, że narażanie na straty finansowe jest gorszą zbrodnią, niż narażanie zdrowia i życia ludzi, którzy kupując te kuchenki nabawiają się raka i umierają. I artykuł zdjęto, a autora ukarano.

Tak właśnie miewa się prawda w dzisiejszym świecie.

Channelingi, szkoły rozwoju duchowego i racjonalizm

Wydaje się niewłaściwe mieszanie tak (pozornie) różnych rzeczy w jednym worku, ale spróbuję tu dowieść, że wszystkie te nauki i grupy mają charakter lucyferyczny. Jak już pisałam, nie jestem wyznawczynią nauk biblijnych, ale są one dla mnie źródłem inspiracji, ponieważ Biblia jest zapisem przedwiecznych mitów, a te z kolei są odbiciem dawnej, nierzadko zaginionej mądrości. Opowieści tych nie należy taktować dosłownie, lecz jako alegorie i tematy do własnych przemyśleń.

Podobnie potraktował tę księgę Rudolf Steiner, tworząc inspirującą opowieść o Lycyferze i Arymanie.

Lucyfer to „niosący światło”, zbuntowany anioł, którego ego tak się rozdęło, że poczuł się mądrzejszy od Stwórcy. Stwórca nie może się kłócić z każdym przemądrzałym aniołem, wymówił więc Lucyferowi gościnę i zrzucił go na ziemię. A tam znalazł on podatną na jego nauki publikę. Lucyfer ma swój rozum, zdecydowanie nie jest głupcem, ale w starciu z Bogiem nie ma żadnych szans. Natomiast w starciu z ogłupioną przez ciemne moce ludzkością jest prawdziwym mistrzem i to on rozdaje tu (znaczone) karty.

Wszystkich channelingów, szkół duchowych i grup kultywujących dowolną filozofię strzegą egregory, które dbają o to, żeby „uwieść” czytelnika, sprawić, by za nimi podążył i utknął możliwie jak na dłużej w duchowym ślepym zaułku. Dlatego przesycone są „prawdą” i „miłością”, bo dzięki temu ludzie otwierają swoje serca i umysły. Tym sposobem stają się podatni na wszystko, co dany przekaz niesie, również na przekazy z gruntu fałszywe. Dobrze skrojone kłamstwo zawiera ponad 90% prawdy. Dobrze skrojone kłamstwo jest przeznaczone dla najinteligentniejszych odbiorców, bo ci są najcenniejszym łupem Lucyfera i działających dla niego egregorów.

Kiedy Lucyfer zrobi swoje, czyli omami i rozkocha w swoich naukach naiwne rzesze, przybywa jego brat Aryman i stawia im na karku swój podkuty, ciężki bucior dogmatu, w który zamienia wszystkie urocze, lucyferyczne nauki. Tak się stało z chrześcijaństwem i z racjonalizmem, a dziś dzieje się z New Age. Kto dał się uwieść tym ideom, ten stał się niewolnikiem i może się spodziewać wszystkiego najgorszego, a przede wszystkim tego, że zostanie zniewolony i pozbawiony wolności samodzielnych dociekań.

Są dwa sposoby na łatwe życie: wierzyć we wszystko albo nie wierzyć w nic. Obydwa zwalniają nas od myślenia [Alfred Korzybski]

„Racjonalista” WIERZY w wszystko, co podają mu do wierzenia jego racjonalistyczni guru i nie wierzy w nic, co mówią niezrzeszeni w tym ruchu.

Aryman wciąż powtarza: „błogosławieni, którzy nie widzieli, ale uwierzyli”. Z tego powodu ruch racjonalistyczny zaliczyłam do tej samej grupy, w której mieszczą się religie i szkoły duchowe.

Od lat konsekwentnie walczę z racjonalistyczną głupotą i sądząc po reakcji obozu przeciwnika muszę być w tym naprawdę dobra. Ponieważ racjonaliści nie mają żadnych racjonalnych argumentów na swoją obronę, mogą z prawdą walczyć jedynie jej wyszydzaniem i wyśmiewaniem lub niewybrednymi atakami na moją osobę. No cóż, nie od dziś wiadomo: poznać głupiego po śmiechu jego.

Kiedy w logiczny sposób zdemaskowałam głupotę „racjonalistów” negujących osiągnięcia sławnej ośmiornicy Paul (skoro ośmiornica typowała na zwycięzcę meczu drużynę zaznaczoną na żółto, logiczny wniosek jest taki, że ci, którzy malowali żółtym kolorem musieli znać wyniki meczów, a z tego wynika kolejny logiczny wniosek, że albo sami są jasnowidzami, albo mecze były ustawione), zareagowali oni na to w sposób, który mnie zupełnie zaskoczył: zaczęli podawać link do mojego tekstu. W pierwszej chwili nie mogłam pojąć, o co chodzi: ja demaskuję ich głupotę, a oni mnie reklamują? Olśniło mnie dopiero po jakimś czasie: skoro racjonalistyczni parafianie są tak bezmyślni, że uwierzyli w nielogiczne wyjaśnienia racjonalistów, to nie ma obawy, że ruszą mózgami i zrozumieją moje wywody.

Obowiązkiem „racjonalisty” jest ślepo i fanatycznie NIE WIERZYĆ w żadne nadprzyrodzone kwestie, takie jak jasnowidzenie czy prekognicja. Racjonaliście nie wolno stracić swojej świętej, racjonalistycznej NIE-WIARY w istnienie spraw nie z tego świata. Dla nich liczy się wyłącznie przynależność do klubu i możliwość dumnego obnoszenia się z etykietką „racjonalisty”, bo to zwalnia ich z wysiłku intelektualnego i trudu używania własnego umysłu. Wmówiono im, że „racjonalista” to człowiek rozumu i to im wystarcza, nie potrzebują na to żadnych dowodów. Ich guru z kolei dawno już odkryli, że wystarczy wmówić owieczkom, że oni, jako „racjonaliści” kierują się rozumem i mają patent na prawdę i rację i samo to gwarantuje im władzę absolutną i rząd dusz. Sprytni ci ludzie wiedzą, że „racjonalistyczni” parafianie są za głupi, żeby odkryć prawdę i zbyt leniwi, żeby sobie nad nią samodzielnie łamać głowę.

Racjonalista (identycznie zresztą jak moherowy berecik) nie ma prawa uczyć się astrologii, nawet, jeśli jego najszczerszą intencją jest jej naukowe obalenie. Samodzielne sprawdzanie prawdziwości przekonań przekazywanych przez racjonalistycznych guru / prowincjonalnych klechów jest surowo zakazane, bo z całą pewnością skończyłoby się zdemaskowaniem ich kłamstw i odejściem z sekty.

Wielu wybitnych astrologów to byli racjonaliści, którzy okazali nieposłuszeństwo swoim mistrzom i ambitnie postanowili przejść do historii jako ci, którzy starli astrologiczny zabobon z powierzchni ziemi (jakże naiwna musi być wiara, że na przestrzeni tysięcy lat historii ludzkości nie znalazł się nikt, kto by tego dokonał przed nimi – a jakoś encyklopedie nie wymieniają nikogo).

W tym momencie mojego wywodu „racjonalistom” już dziękuję, dalszy ciąg będzie dla was nie do przyjęcia, bo będzie o czymś, co przecież „nie istnieje”. Darujcie więc sobie jego czytanie.

Wróćmy zatem do rozważań duchowych.

Moim zdaniem ścieżka jest tylko jedna: do Boga. Nie do Jahwe czy innych, niższych bytów pokroju Lucyfera, lecz do Stwórcy, który stoi na początku i na końcu drogi. Wszyscy do niego zmierzamy i wszyscy tam dotrzemy, tyle tylko, że możemy wybrać nieskończenie dużo dróg i dowolnie długi czas wędrówki, również po bezdrożach i jałowych pustyniach. Jeśli robimy to świadomie i przy tym dobrze się bawimy, traktując to jako przygodę i okazję do rozwoju, to OK. Nawet, jeśli komuś zdarzy się uwierzyć w którąś z bajek Lucyfera i wpaść w fanatyczną wiarę, która uwięzi nas na długo, oj na długo, to i tak uwięziony w końcu ma szansę oprzytomnieć i wrócić na szlak.

Dlatego warto wziąć sobie do serca rady doświadczonych wędrowców:

Gautama Budda:

Nie wierzcie w jakiekolwiek przekazy tylko dlatego, że przez długi czas obowiązywały w wielu krajach. Nie wierzcie w coś tylko dlatego, że wielu ludzi od dawna to powtarza.

Nie akceptujcie niczego tylko z tego powodu, że ktoś inny to powiedział, że popiera to swym autorytetem jakiś mędrzec albo kapłan, lub że jest to napisane w jakimś świętym piśmie.

Nie wierzcie w coś tylko dlatego, że brzmi prawdopodobnie.

Nie wierzcie w wizje lub wyobrażenia, które uważacie za zesłane przez Boga.

Miejcie zaufanie do tego, co uznaliście za prawdziwe po długim sprawdzaniu, do tego co przynosi powodzenie wam i innym.

William „Bill” Cooper:

Czytaj wszystko, słuchaj każdego. Nie dawaj wiary niczemu, dopóki nie potwierdzisz tego własnymi badaniami.

Dlaczego nie wezmę udziału w paradzie gejów?

Zapewne sądzisz, że jestem moherem i elektoratem PiSu. Przykro mi, ale bardzo się mylisz. W żadnym stopniu nie utożsamiam się z jakąkolwiek religią, światopoglądem czy opcją polityczną. Nie deklaruję również przynależności do żadnej „tradycji”, ani „tradycyjnego porządku”, ponieważ żadna tradycja nie jest gwarantem dobra. Tradycja może być czymś dobrym, ale nie musi. Często jest tylko skostniałą formą obyczajową, strzeżoną przez ludzi bojących się każdego rodzaju zmian. Walka z tradycją również nie jest rzeczą dobrą, ponieważ historia świata i ludzkości udowodniła ponad wszelką wątpliwość, że każda bez wyjątku rewolucja kończy się wylaniem dziecka z kąpielą, a więc zniszczeniem „zła” wraz z dobrem. Jako osoba „za, a nawet przeciw” widzę zawsze obie strony medalu i odradzam gwałtowne działania.

Zgodnie z tym co napisałam na winietce bloga nie jestem ani katoliczką, ani ateistką. Nie wyznaję żadnej religii, nie jestem ateistką, ale nie jestem również agnostyczką. Mam taką niezłomną zasadę, że nigdy nie przystępuję do żadnego stada, bo przynależność do niego ograniczałaby moją wolność osobistą i niezależność myślenia. Zapoznałam się z licznymi definicjami agnostycyzmu i żadna z nich do mnie nie pasuje. Tym bardziej nie pasuje do mnie etykietka ateistki, ponieważ ateizm jest równie prostacki w wymiarze duchowym, jak sekta moherów i tak samo jak religia, z którą walczy opiera się na irracjonalnej wierze. O ile ludzie religijni wierzą w istnienie Boga, o tyle ateiści w jego istnienie nie wierzą. Tak czy inaczej oba światopoglądy oparte są na wierze, a nie na racjonalnej wiedzy.

Jako osoba totalnie niezrzeszona i głęboko tolerancyjna uważam, że każdy ma prawo do życia jakie mu odpowiada i że nikt nie powinien być prześladowany z powodu swoich wyborów. Szanuję wszystkie religie, preferencje seksualne (z wyjątkiem pedofilii), dowolne formy rodziny (monogamię, poligamię itp.) itp., ale uważam, że są to sprawy prywatne i że nie ma powodu, żeby obnosić je na sztandarach.

Skoro jestem za tym, żeby usunąć ze szkół i urzędów państwowych krzyże, jako symbol wywyższenia katolicyzmu ponad pozostałe religie i ateizm, nie mogę popierać dominacji i demonstrowania przynależności do jednej z wielu istniejących orientacji seksualnych. Bądźmy logiczni i konsekwentni.

Żadna parada równości nie zagwarantuje homoseksualistom akceptacji społecznej. Powiedziałabym, że nawet może się stać przeciwnie: jak widać wyzwala to agresję ze strony konserwatywnej części społeczeństwa. Ale deptanie praw ludzi dorosłych i plucie w twarz środowiskom przywiązanym do tzw. „chrześcijańskiej moralności” jest niczym w porównaniu z inwazją na młodą i niedojrzałą psychikę naszych dzieci, bez względu na to, w jakiej tradycji są wychowywane. Narażanie dzieci na kontakt z rzeczami, do których nie dorosły i jeszcze nie powinny nic o nich wiedzieć jest rzeczą niezwykle ryzykowną. Rodzice małych dzieci powinni w dniach poprzedzających paradę wyjechać z nimi do ciemnego lasu, gdzie nie dotrą echa tej parady i zrezygnować z włączania wszelkich mediów. Cieszę się, że nie mam małych dzieci i że nie muszę przeprowadzać z nimi pod presją sytuacji rozmów uświadamiających. Wystarczy, że z powodu akcji plakatowej i telewizyjnego jazgotu zostałam zmuszona do rozmawiania z nimi o aborcji, chociaż były w takim wieku, w którym jeszcze nie powinny nic o tym wiedzieć.

To naprawdę zdumiewające, że ludzie rządzący mediami i władze Kościoła (to aluzja do akcji antyaborcyjnych) nie wiedzą takich rzeczy i swoim nieodpowiedzialnym działaniem narażają dzieci na urazy psychiczne. Równie niepojęte, że psycholodzy nie grzmią i nie wzywają władz do opamiętania.

Po raz kolejny zwracam uwagę czytelników na to, że przeciwieństwa są tym samym i że świat faluje: od skrajności w skrajność. Mnie jest naprawdę obojętne, czy moje dzieci zostaną narażone na traumę psychiczną z powodu akcji oszołomów religijnych broniących „wartości chrześcijańskich”, czy przez zgraję ateistów z ich ideami „tolerancji” i „postępu”. Każdy postęp kończy się przegięciem w przeciwną stronę, więc możemy być pewni, że po latach wstydliwego ukrywania się homoseksualiści nie tylko się ujawnią, ale bycie homo stanie się trendy i seksy, a młodzież będzie się na ten styl snobować.

Ośmielę się wyrazić swoją opinię, że przynależność do religii i orientacja seksualna to rzeczy, które zaliczają się do sfery prywatnej, a nawet intymnej. Mnie bardzo razi demonstracyjne i wyzywające obnoszenie się ze swoim katolicyzmem. Podobnie razi mnie demonstrowanie swojej seksualności, bez względu na to, czy jest ona homo czy hetero.

I na samo zakończenie: jeśli chcesz przetestować swoją tolerancję i otwartość zastanów się, jaki jest twój stosunek do lekarzy homeopatów, zielarzy, astrologów, radiestetów i jasnowidzów. Na próbę wyobraź sobie, że organizują oni w twoim mieście paradę równości i tolerancji dla różnych światopoglądów. Jeśli masz ochotę złapać kij bejsbolowy i walić w nich jak popadnie, to nie jesteś osobą tolerancyjną, lecz światopoglądowym fanatykiem, takim samym jak fundamentaliści religijni lub użytecznym idiotą na usługach systemu i nie myślisz, lecz pozwalasz, żeby różnej maści ateistyczni i „racjonalistyczni” guru robili ci wodę z mózgu.

Jeszcze raz o homeopatii i ZASADACH KOMENTOWANIA mojego bloga

Nie zajmuję się w tym blogu teoriami naukowymi ani teoretycznymi dociekaniami.

Nie jestem naukowcem i nie mam do tego ani kwalifikacji, ani uprawnień.

W blogu piszę wyłącznie o tym, czego osobiście doświadczyłam, w czym brałam udział i czego byłam naocznym świadkiem.
Piszę o FAKTACH, a nie o teoriach!!!
Powiem więcej – teorie i dyskusje na ich temat mnie nie interesują!

FAKTY SĄ FAKTAMI I Z NIMI SIĘ NIE DYSKUTUJE.

Fakt weryfikuje się sam.

Jeśli piszę o homeopatii, to nie teoretycznie, lecz wyłącznie czysto praktycznie.

Prawdę mówiąc mam gdzieś, JAK działa homeopatia. Jako pacjentka i matka jestem zainteresowana wyłącznie tym, żeby mnie i moją rodzinę leczono skutecznie i bez skutków ubocznych. To wszystko. Reszta nie ma znaczenia.

Dlatego nie interesuje mnie racjonalistyczny jazgot wokół tej metody leczenia i jałowe bicie piany jakichś użytecznych idiotów deklarujących tu swoją wiarę bądź niewiarę w dane zjawisko i snujących kłamliwe teorie wyssane z brudnego, pseudointelektualnego palca.

Z tego powodu

NIE UDZIELAM GŁOSU KŁAMCOM I OSZCZERCOM.

To mój blog i to ja decyduję o tym, kogo w nim goszczę, a komu zatrzaskuję drzwi przed aroganckim i fałszywym nosem.

Napisałam wyraźnie, że do bloga nie wpuszczam fanatyków zaślepionych ani wiarą religijną ani racjonalistyczną. Każda wiara zaślepia, pozbawia zdolności do logicznego myślenia oraz prowadzi do całkowicie jałowych dyskusji typu „strzyżono-golono”. Mnie nie interesuje wasze wyznanie wiary ani naiwne przekonania. Jeśli nie macie do powiedzenia niczego z autopsji, to nie otrzymacie prawa zabierania głosu w moim blogu.

Napisałam w zasadach komentowania bloga, że nie zatwierdzam komentarzy, jeśli widzę, że ich autor nie przeczytał komentowanego tekstu.

Adrian nie przeczytał. Gdyby to zrobił, zauważyłby, że na końcu bardzo wielkimi wołami jest napisane:

Bardzo proszę, wręcz błagam na klęczkach, nie piszcie mi tu bzdetów na temat osławionego miliona Randiego, bo mam tego pana i jego oszukańczą kasę w bardzo DU.żym poważaniu. Dla mnie ten magik jest tylko magikiem i niczym więcej, a nie autorytetem w jakiejkolwiek dziedzinie.

Adrian oczywiście powołał się na milion Randiego – ślepy jesteś koleś, czy mózg zgubiłeś po drodze? A może upał ci zaszkodził na głowę?

Wyjaśniłam w notce, do której podałam link (Dawkins i Randi), że Randi jest oszustem i udowodniłam to w sposób nie podlegający dyskusji. Przykra sprawa, że „racjonaliści” okazali się za mało inteligentni, żeby podjąć merytoryczną dyskusję i jedyne, co czytałam w komentarzach, to kolejne wyznania wiary, a nie rzeczowe argumenty.

Zapewniam was, że Randi nikomu tego miliona nie wypłaci, dlatego, że gdyby to zrobił musiałby się przyznać do porażki, uznając istnienie sił metafizycznych lub potwierdzając skuteczność homeopatii. Jego zadaniem jest utrzymywanie ludzi w kłamstwie za wszelką cenę i wbrew faktom, więc z całą pewnością nigdy się nie podda i nikomu nie zapłaci ani grosza. Wiem, że ma na to prosty sposób: nie podejmuje rękawicy, jeśli rzuci mu ją prawdziwy mistrz. Nasz Krzysztof Jackowski w asyście Roberta Bernatowicza wyzwał go na pojedynek, ale został olany. Wielki Randi nie raczył nawet odpisać. Taka jest prawda na temat tego pana.

Wspomniany w komentarzach do poprzedniej notki Adrian i inni kłamcy nie mają prawa wstępu do mojego bloga. Ci ludzie nie wiedzą nic o homeopatii, bo nigdy nie korzystali z jej pomocy. Ci sami ludzie jadowicie i z nienawiścią wypowiadają się o astrologii, ale nigdy w życiu jej nie studiowali, nawet na najbardziej elementarnym poziomie. Ja nie wypowiadam się na temat nauki, bo się na niej nie znam. Z tego samego powodu odmawiam innym prawa do zabierania głosu o astrologii, na której się nie znają. Podyskutujemy, jeśli będziecie mieli do powiedzenia coś z osobistego doświadczenia.

W skrzynce mailowej mam komentarz innego „racjonalistycznego” oszołoma. Nie zatwierdzę go, bo powtarza same komunały, dawno już obalone jako kłamstwa, np. mit o obalaniu astrologii przez światłą naukę. Więcej zajdziesz tutaj i tutaj. Dalej facet domaga się linku do tekstu opisującego magię, jaką stosuje Randi do obalania homeopatii. Przecież ten link jest podany w tekście. Skoro go nie zauważył, to pewnie dlatego, że nie przeczytał co piszę. Ze strachu, że wiara osłabnie?

Dla wrogów homeopatii, akupunktury, radiestezji, astrologii itp. mam dobrą radę: poznajcie wroga, gdyż bez tego ośmieszacie się tylko wypisując kretynizmy, które demaskują waszą totalną niewiedzę o tematach, które zwalczacie. W tym blogu i na blogu astrologicznym pisałam na czym polega wasza głupota i wyśmiewałam waszą nieumiejętność logicznego myślenia oraz (o zgrozo) nienawiść do obiektywnej wiedzy.

Jeśli chcesz ze mną polemizować, to najpierw użyj blogowej wyszukiwarki i zapoznaj się z tym o czym pisałam. Jeśli tego nie zrobisz twój komentarz wyląduje w koszu z tej prostej przyczyny, że nie chce mi się pisać 1000 razy tego samego. Jeśli raz coś wyjaśniłam, to jest to już wyjaśnione i nie zamierzam tego powtarzać po raz n-ty. Dlaczego? Z prostej przyczyny: cenię sobie swój czas i oszczędzam energię, żeby mi jej starczyło na bardziej pożyteczne i rozwijające zajęcia.

Na zakończenie wyjaśniam: homeopatią leczy się praktycznie wszystko, nawet raka, ale jeśli lekarze alopatyczni i onkolodzy doprowadzili pacjenta do stanu bliskiego śmierci może się to okazać niemożliwe. Przykra prawda wygląda tak, że pod opiekę homeopaty trafiają z reguły pacjenci onkologiczni w stanie agonalnym. Homeopatia, która mogłaby im pomóc na początkowym etapie choroby musi się więc ograniczyć wyłącznie do zmniejszania cierpień konającego człowieka. Co za bezsens i tragedia. Ale cóż, prawa są bezwzględne. Za błędy i głupotę (np. wiarę w przesądy materialistycznej nauki i medycyny) płaci się wysoką cenę, którą może być utrata życia.

Największą zasługą homeopatii jest profilaktyka. Osoby, a zwłaszcza małe dzieci, które pozostają pod stałą opieką homeopaty nie chorują. Podczas gdy ich rówieśnicy łapią jedną infekcję za drugą dzieci homeopatyczne pozostają zdrowe. Dlatego nie potrzebują antybiotyków, a rodzice nie muszą brać zwolnień z pracy. Czyż to nie piękne? Jeśli masz, drogi rodzicu, dość chorób dziecka i problemów z absencją w pracy, czym prędzej poszukaj homeopaty i skorzystaj z jego wiedzy.

W tym blogu opisałam, jak homeopatia wyleczyła mojego syna z kamicy nerkowej. Ale przecież zaślepiony „racjonalista” ma gdzieś niezbite dowody merytoryczne, czyli prosto z życia. Dla niego liczy się tylko święta wiara w dogmaty światopoglądowego materializmu, a nie fakty. Żeby więc nie stracić wiary fakty się pomija i nie czyta niczego, co mogłoby tą wiarą zachwiać.

Mój blog to nie śmietnik, do którego każdy może wrzucić bezwartościowe „myśli” i wyzwać mnie na pojedynek, w którym i tak nie chodzi o prawdę, lecz wyłącznie o to, żeby mnie zmęczyć, wyczerpać nerwowo i pokonać siłą liczebną (wszyscy na jednego), a nie naukowymi dowodami.