Testament „Zaklinacza Wody”

Źródło: EcoZen

17 października odszedł dr Masaru Emoto, wybitny japoński naukowiec, znany z badań nad wpływem świadomości na wodę. Jego legendarne doświadczenie polegało na eksponowaniu pojemniczków z wodą na dźwięki, emocje, obrazy, a następnie obserwowanie zmian jakie zachodzą w strukturze molekularnej płynu. Wyniki badań były zaskakujące. Możemy wpływać myślami na wodę, a przecież sami w 60-70% składamy się z wody….

emoto1

Pozytywne emocje i dźwięki sprawiają, że woda przyjmuje piękne, regularne kształty…

Dr Masaro Emoto twierdził, że ludzka świadomość ma wpływ na strukturę molekularną wody. Jego teoria poszerzyła naszą koncepcję świadomości i niejako udowodniła, że myśl wpływa na rzeczywistość. Jego książka „The Hidden Messages of Water” (tłum. Ukryty przekaz wody) stała się bestsellerem.

emoto2

Dr Emoto i jego przełomowe badania.

Eksperyment z wodą – jak miłość i nienawiść wpływają na jej strukturę

Jego eksperyment z kryształkami wody polegał na tym, że woda w szklanych naczyniach była wystawiona na działanie różnych słów, dźwięków, obrazów. Następnie była zamrażana i fotografowana pod mikroskopem elektronowym. Wyniki były zadziwiające. Woda wystawiona na działanie miłości, wzniosłych uczuć i harmonijnych dźwięków, przyjmowała piękne regularne struktury, z kolei ta poddana działaniu agresywnemu była „brzydka” i nieregularna.

Emoto twierdził, że: „Woda jest jak lustro, które ma możliwość pokazania nam tego, czego nie widać. Jest odbiciem naszej rzeczywistości, które można zmienić za pomocą jednej, pozytywnej myśli. Jeśli jesteś otwarty – wystarczy tylko wiara.”

Czy wiecie w ilu procentach człowiek składa się z wody?

Między 60-80%!!!

Ludzkie ciało składa się średnio w 75% z wody, krew to 92%, kości 22%, mięśnie 75%, mózg to aż 86% wody!!!

Skoro myślą wpływamy na strukturę wody otwiera to niesamowite możliwości…

Nasze myśli, stres, otoczenie, w którym żyjemy – mają na nas ogromny wpływ. I tak, przebywając w nieprzyjaznym środowisku, w stanie permanentnego stresu – chorujemy. Z kolei przepełnieni radością – rozkwitamy.

Warto zastanowić się nad swoimi słowami, myślami, emocjami – to one tworzą naszą rzeczywistość… Spróbuj przeformułować to co negatywne na pozytywne i czekać na zmiany :)

Samoleczenie, samouzdrawianie, terapia dźwiękiem…

Dr Emoto pracował nad tym, by jego odkrycie przyniosło realne korzyści człowiekowi. Badał lecznicze właściwości wody. Zastanawiał się także nad terapią dźwiękiem. Skoro kojąca muzyka harmonizuje wodę, łagodzi również ludzkie dolegliwości. W 1992 roku otrzymał dyplom Międzynarodowego Uniwersytetu Otwartego jako lekarz medycyny alternatywnej.

Więcej o badaniach dr Emoto znajdziecie m.in. na youtubie (też na filmikach umieszczonych tutaj).

Ponadto w Polsce ukazały się jego książki: „Tajemnice wody i jej wpływ na człowieka i naszą planetę”, „Woda. Obraz Energii Życia” (wyd. Medium) oraz zbiorcza: „Uzdrawiająca siła wody” – Masaru Emoto, Jürgen Fliege.

Odszedł szczęśliwy

Dr Masaru Emoto zmarł u boku ukochanej żony. Jego ostatnie slowa brzmialy: „Dziekuję”…

Jak mawiał: „Życie jest miłością, która jest darem od Boga i rodziców, a śmierć jest wdzięczność za przejście w nowy wymiar”.

txt. EcoZen

fot+źródło: http://thespiritscience.net

statystyka wody za: http://www.trener.pl

Geoinżynieria. Była podoficer, Kristen Meghan, opowiada o tym, jak odkryła, że wojsko rozpyla chemtrails

Kristen Meghan nie jest amatorką tropiącą rzekomą teorię spiskową, zwaną „chemtrails”, lecz osobą pod każdym względem kompetentną i uprawnioną do wypowiadania się w tej sprawie. Złożyła przysięgę na Konstytucję, a jej zadaniem, jako wojskowej higienistki środowiskowej, było czuwanie nad bezpieczeństwem ludzi i środowiska naturalnego. Mimo, że opuściła armię wciąż czuje się związana przysięgą, której do tej pory nie była w stanie dotrzymać i obiecuje, że nie zamilknie, bez względu na to, ile miejsc pracy straci i ilu przyjaciół oraz członków rodziny się od niej odwróci.

Po zamachu 9 września Kristen, 19-letnia, zagubiona i niepewna, co zrobić ze swoim życiem, zaciągnęła się do lotnictwa wojskowego. Pracowała w bio-inżynierii środowiskowej, a jej zadaniem było monitorowanie wpływu wojska na środowisko i zdrowie, zarówno pracowników wojska jak i ludności cywilnej i usuwanie skutków ewentualnych skażeń. Przez jej stanowisko pracy przechodziły zamówienia na różne chemikalia potrzebne m.in. do naprawy i konserwacji samolotów, a ona musiała dbać o to, żeby nie stanowiły one zagrożenia dla ludzi i żeby były zgodne z obowiązującymi normami. Różni ludzie, wiedząc o tym, jaką pracę wykonuje zadawali jej pytanie, czy słyszała o chemtrails. Nie, nie słyszała. Ale postanowiła sprawdzić, co na ten temat piszą w Internecie. Znalazła tam strony, które zajmowały się obalaniem i ośmieszaniem tej teorii spiskowej, a ona uwierzyła, że piszą tam prawdę, bo przecież, z racji wykonywanej pracy, ona pierwsza wiedziałaby, gdyby wojsko powodowało jakiekolwiek skażenia.

A jednak coś się nie zgadzało. Około roku 2006 zaczęło do niej docierać, że wojsko nie było tym, czym wierzyła, że jest.

Kiedyś przeglądała swój komputer i Formularz Lotnictwa 39-52 „Zatwierdzenie substancji szkodliwych”. Widniało tam wiele ton aluminium, baru, strontu oraz różne formy tlenków i siarczanów. Wiedziała, że są one używane w procesach takich jak obróbka strumieniowo-ścierna czy piaskowanie numeryczne. Problem w tym, że ona już te chemikalia rozliczyła, posługując się Kartą Bezpieczeństwa Preparatu, gdzie wymieniony jest producent i być może lista wymaganego sprzętu ochrony osobistej, wykorzystywanego w procesie oraz kilka sposobów złagodzenia ekspozycji. Ale te elektroniczne karty, które miała przed sobą różniły się od tych, z którymi pracowała. Wyglądały jakby ktoś sam je stworzył i zeskanował, nie było w nich producenta i były bardzo ogólnikowe. Zadawała pytania zwierzchnikom, do czego jest to wykorzystywane, ale nigdy nie otrzymała odpowiedzi, więc tych kart nie rozliczyła. Zaczęto na nią naciskać, że zalega ze swoimi 39-52. Kiedy zaczęła zadawać pytania stała się wrogiem. Była cenionym pracownikiem, miała swoją rangę, była odznaczona, była podoficerem kwatermistrzostwa, zdobyła wiele nagród, więc nie było powodu, żeby ją demonizować. Przeniesiono ją do innego centrum logistycznego lotnictwa w stanie Georgia, a zła opinia poszła za nią. W nowym miejscu pracy sytuacja z dziwnymi kartami się powtórzyła, ale ona zajęła się pracą dochodzeniową. Zaczęła pobierać próbki powietrza i gleby, słusznie zakładając, że to, co zostało rozpylone w powietrzu musi opaść na ziemię. Używała bardzo czułego sprzętu i odkryła, że poziom skażenia jest bardzo wysoki. Zaczęła zadawać pytania nowemu dowódcy, ale jego reakcja ją zdumiała. Popatrzył jej w twarz i powiedział: „Zastanawiam się nad tobą, co jest z tobą nie tak? Ostatnio wyglądasz na naprawdę bardzo przygnębioną, mógłbym ocenić twoje zdrowie psychiczne nawet na 120 dni” (zapewne izolacji). „Kto zająłby się twoją córką?” To potwierdziło jej podejrzenia, że zamiast chronić zdrowie ludzi, wojsko ich zatruwa, łamiąc wiele praw. W konfrontacji z lękiem przed „wrzuceniem do klatki” nabrała wielkiej odwagi, żeby działać. W wojsku nie mogła nic zrobić, bo w wojsku jesteś numerem i każdy aspekt twojego życia jest kontrolowany. Na szczęście zbliżał się czas ponownej rekrutacji, więc postanowiła, że nie zaciągnie się ponownie. Uciekła i nie obejrzała się za siebie. Od października 2010 roku, po 9 latach służby, została informatorką (whistleblower) i krzyczy o tym, co odkryła. Oczywiście wojsko usiłuje ją uciszyć, ale nie ma niczego, co mogłoby ją zdyskredytować. Jest prześladowana, wyrzucana z pracy, a gdy podróżuje samolotami na lotnisku jest wciągana do tajnego pomieszczenia.

Zastanawiacie się, kim są piloci, którzy to rozpylają i dlaczego się nie ujawniają? Od czasu kiedy Kristen mówi o tym wszystkim zgłaszają się do niej piloci i ludzie, którzy wstawiają kanistry z chemikaliami do samolotów, ale z oczywistych względów ona nie może ujawnić kim są. Nikt nie chce skończyć jak Snowden i Manning. Prawa chroniące demaskatorów nie działają, a tak naprawdę nie istnieją. Geoinżynieria istniała i istnieje i jest finansowana z podatków. Trują nas z nieba za nasze własne pieniądze! O tym procederze nie wiedzą nawet ludzie zatrudnieni w lotnictwie, tak, jak ona nie wiedziała, mimo że pracowała jako higienistka środowiskowa rozliczająca zużycie chemikaliów stosowanych do oprysków. Bo jeśli nie wiesz, czego szukać to tego nie znajdziesz.

Dlatego nie wierz ekspertom! Nie wierz ludziom pracującym w monitoringu atmosfery! Oni nie kłamią, kiedy mówią że niczego nie rejestrują. Oni sami nic nie wiedzą z prostego powodu: nie mają dość precyzyjnych urządzeń, żeby wykryć nanocząsteczki metali. Ale to nieprawda, że nie ma skażeń.

Kristen pyta retorycznie swoich kolegów z wojska: „Czego się boisz, skoro jesteś w czynnej służbie, co oznacza, że jesteś gotów zginąć w obronie swojego kraju?” Dlatego apeluje do wszystkich, żeby rozpowszechniali tę wiedzę, żeby się ujawniali, żeby wyciągnęli tę tajemnicę na światło dzienne i powstrzymali ten proceder. Ona wciąż jest wierna przysiędze, ma poczucie, że jest to jej obowiązek i dopiero teraz może się z niej wywiązać. Uważa, że pracownicy służby zdrowia działają nieetycznie, bo o tym nie mówią.

Kristen uważa, że najważniejszą przeszkodą są strony z dezinformacją na ten temat. Najważniejsze są dwie: metabunk i ContrailScience, obie prowadzone przez pracownika rządu, programistę Micka Westa. Mick West nie jest chemikiem, fizykiem ani specjalistą ochrony środowiska, ale czuje się uprawniony do mówienia wam, że jesteście szaleni, jeśli widzicie na niebie chemtrails. Przestrzega też przed licznymi trollami dezinformacji, którzy są opłacani, żeby udawali znawców tematu lub kogoś takiego jak my, kto uczciwie przekazuje wiedzę. Nie polecajcie na Facebooku czy Twitterze żadnej strony o contrails jeśli nie sprawdzicie, kto ją prowadzi i kto mu za to płaci. [Oprócz płatnych agentów dezinformacji, wśród autorów takich głupich stronek i artykułów w blogach o contrails jest wielu użytecznych idiotów, którzy uważają się za „racjonalistów”, czyli arogantów przekonanych, że są mądrzejsi niż empirycy, wierzący w to, co widzą – MS].

Oto rady Kristen, jak zbadać skład wody i powietrza, żeby przekonać niedowiarków. Nie jest to takie proste, bo zwyczajne laboratoria nie dysponują wystarczająco czułą aparaturą, zdolną do wykrycia nanocząsteczek. To jest bardzo ważne: to są nanocząsteczki, a nie zwyczajne aluminium, bar i stront! Dlatego zwykłe laboratorium nic nie wykryje.

Do badania oddajemy wodę deszczową i śnieg, a nie glebę, ponieważ gleba ma bardzo różny skład, zależnie od miejsca, w którym występuje. Należy wziąć szklany słoik (nie plastikowy, bo zawiera on BPA) i pobrać do niego deszczówkę lub śnieg. Kristen nie może ujawnić publicznie, do którego laboratorium należy to wysłać, ponieważ większość laboratoriów odmawia przyjęcia próbek, jeśli się dowiedzą, że ma to jakiś związek z jej działalnością. Dlatego należy wysłać do niej e-mail z zapytaniem, a ona poda wam informację co robić. Takie badanie kosztuje ok. 50$.

Ze wszystkich praw, które tracimy geoinżynieria jest największym zagrożeniem. Jak mówi Kristen, możecie mieć broń, możecie mieć pieniądze, możecie mieć wszystko, ale jeśli nie macie żywności i wody i jeśli umieracie z powodu chorób układu oddechowego i nerwowego to jakie to ma znaczenie?

Jesteśmy truci na wiele sposobów: szczepionkami, skażonym powietrzem, fluorem w wodzie i paście do zębów, chemią w żywności, chemikaliami ze szczelinowania itp. Pojedyncze źródło nie wydaje się groźne, ale jeśli to wszystko zliczymy razem okaże się, że nasz organizm nie będzie w stanie poradzić sobie z metabolizowaniem tego wszystkiego.

Adres do Kristen: kristenmeghan@gmail.com

I na zakończenie: kilka słów o szalonych (a raczej psychopatycznych) „uczonych”, którzy w Erze Wodnika przejmują rolę, którą do tej pory pełniły religie. Tak, jak religie kłamały w sprawach duchowych, tak nauka kłamie w sprawie dowodów. Nie istnieje i nigdy nie istniało żadne globalne ocieplenie. Kto nie wierzy, niech sobie poczyta o eocenie, kiedy na ziemi temperatura była wyższa o prawie 9 stopni niż obecnie. Nie było wtedy czap lodowych – w ogóle! Mimo to nasza planeta nie rozpadła się, a życie nie wyginęło. Wręcz przeciwnie, był to okres bujnego rozwoju ssaków. W średniowieczu było dużo cieplej, niż obecnie. W Anglii i Polsce rosły winogrona i wyrabiano z nich znakomite wina. Od 2000 lat klimat się oziębia! Jeśli nam coś grozi, to raczej lodowiec, niż ocieplenie. Zresztą ocieplenie byłoby najlepszą rzeczą, jaka mogłaby się nam obecnie przydarzyć, gdyż tylko gorący klimat byłby w stanie zapewnić nam urodzaj, mogący wyżywić rosnącą populację.

Jeśli nie przegonimy tych wszystkich psychopatów udających uczonych los ludzkości będzie przesądzony!

Kłamliwa Żydopedia ani jednym słowem nie wspomina o tym, że w eocenie panowało potężne globalne ocieplenie. Oczywiście, nie może tego ujawnić, bo ludzie mogliby zacząć myśleć i pytać, dlaczego nie nastąpiła wtedy zagłada naszej planety. Dociekliwym polecam tekst Globalne ocieplenie z dalekiej przeszłości, przemyślcie sobie zagadkę, dlaczego nie tylko świat się wtedy nie skończył, ale nastąpiła wręcz eksplozja życia.

Najnowsze wytyczne europejskie zatwierdzają metodologię prof. Seraliniego oraz wyniki jego badań na szczurach karmionych kukurydzą GMO

Źródło: Fakty dla zdrowiaNajnowsze wytyczne europejskie zatwierdzają metodologię prof. Seraliniego oraz wyniki jego badań na szczurach karmionych kukurydzą GMOPo fali ostrej krytyki w stosunku do przełomowego badania przeprowadzonego przez naukowca oraz po niesprawiedliwym podważeniu zasadności jego rygorystycznych metod badań naukowych, Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności (EFSA) zaskoczył wszystkich, zmieniając swoje stanowisko o 180 stopni. Według ostatnich doniesień, agencja potwierdziła prawdziwość wyników profesora Gillesa-Erica Seraliniego, opublikowanych w artykule dotyczącym długoterminowych szkód dla zdrowia powodowanych spożywaniem modyfikowanej genetycznie kukurydzy NK603 produkcji Monsanto, potwierdzając tym samym, że wnioski z jego badania są w istocie słuszne.

Film i artykuł o badaniu prof. SeraliniegoGMO – szokujące wyniki pierwszego długotrwałego i niezależnego badania.

Jak donosi portal GMOSeralini.org, pośrednia aprobata badań prof. Seraliniego przez EFSA zbiega się z przyjętymi przez agencję nowymi wytycznymi dotyczącymi tego, w jaki sposób w przyszłości powinno się prowadzić długotrwałe badania nad żywnością w Unii Europejskiej (UE). Być może trudno w to uwierzyć, lecz EFSA, urząd który jest zasadniczo europejską wersją amerykańskiej Agencji Żywności i Leków (FDA), tworzy owe wytyczne w oparciu o te same, które zastosował prof. Seralini na potrzeby badania wykazującego, że produkty GMO przyczyniają się do niewydolności narządów i powstawania raka.

Zainteresowani tematem zapewne pamiętają, że po publikacji kontrowersyjnego badania prof. Seraliniego w 2012 r. urząd EFSA przypuścił gwałtowny atak na naukowca, twierdząc przy tym, że podczas pracy nie zastosował on odpowiedniej metodologii badań. Jak wcześniej zauważyli autorzy GMWatch.org, roszczenia te były całkowicie bezpodstawne i stronnicze, ponieważ w żadnym z odgórnie finansowanych przez przemysł badań również nie stosowano tychże norm, a mimo to były one wykorzystywane przez EFSA w celu zatwierdzania produktów GMO.

Jednakże na chwilę obecną EFSA w istocie przyznaje, że prof. Seralini miał rację, a jego metody badawcze są w rzeczywistości solidniejsze niż te obecnie stosowane. Dlatego też, agencja przyswaja wiele z tych metod, wprowadzając je jako oficjalne standardy nowoczesnych badań nad bezpieczeństwem żywności, co można uznać za wielkie zwycięstwo nie tylko prof. Seraliniego i jego trudu, ale także całej społeczności niezależnych badaczy, którzy dążą do odkrycia prawdy, a nie umacniania korporacyjnej propagandy.

„To fascynujący dokument, który w dużej mierze potwierdza metodologię i wybory dokonane w 2012 roku przez prof. Gillesa-Erica Seraliniego podczas badania nad genetycznie modyfikowaną kukurydzą NK603 – metodologię i wybory, które były celem ataków EFSA i rzeszy innych krytyków”, dodaje GMOSeralini.org w komentarzu do nowych wytycznych proponowanych przez EFSA.

Następujący plik umożliwia samodzielne zapoznanie się z nowymi wytycznymi (w języku angielskim): Raport EFSA dot. metodologii badania bezpieczeństwa żywności.

EFSA zatwierdza niemal wszystkie metody badawcze stosowane przez Seraliniego

Niektóre z punktów, na które warto zwrócić uwagę w nowych wytycznych EFSA, mówią, że gatunek szczura wykorzystany przez prof. Seraliniego – mianowicie szczur Sprague-Dawley (SD) – jest rzeczywiście odpowiedni do stosowania w długofalowych badaniach nad bezpieczeństwem żywności. Prof. Seralini był uprzednio krytykowany za wykorzystywanie szczurów SD podczas swoich badań, tymczasem według EFSA szczury SD są obecnie właściwe dla tego typu eksperymentów.

EFSA przyznaje już również, że długofalowe badania nad bezpieczeństwem żywności  nie wymagają szczegółowych i niezmiennych hipotez, co wcześniej stanowiło kolejny punkt oparcia dla krytyki pracy prof. Seraliniego. Technicznie rzecz biorąc, ponieważ produkty GMO wciąż są nowością jeśli chodzi o literaturę naukową, konstruowanie badań w bardziej „odkrywczy” sposób, tak jak to zrobił prof. Seralini, było całkowicie do przyjęcia.

Niemniej, nowe wytyczne EFSA wnoszą o wiele więcej poza samym uzasadnieniem pracy prof. Seraliniego. Biorą również za cel błędne wykorzystanie historycznych grup kontrolnych w badaniach nad bezpieczeństwem, co było praktyką często stosowaną przez Monsanto i inne podmioty badawcze, i co w zasadzie prowadziło do osiągnięcia jedynie wcześniej założonych wyników. Według EFSA, dane z historycznych grup kontrolnych „powinny być traktowane z ostrożnością”, ponieważ mogą prowadzić do zafałszowanych wyników.

„Ogólnie rzecz biorąc, jesteśmy zadowoleni widząc, że EFSA bierze pod rozwagę nasze ostrzegawcze wywody o złudnych „referencyjnych” grupach kontrolnych i danych kontrolnych z przeszłości (nawet pomimo faktu, że w tym samym dokumencie EFSA pozwala następnie na ich wykorzystanie), jak również zatwierdza te aspekty eksperymentu Seraliniego, za które był najostrzej krytykowany”.

Autor: Ethan A. Huff

Źródła:
http://www.naturalnews.com/041728_food_safety_guidelines_seralini_study_gm_corn.html
http://gmoseralini.org/seralini-validated-by-new-efsa-guidelines-on-long-term-gmo-experiments/
http://www.gmwatch.org/index.php/news/archive/2012/14377-proof-that-efsa-used-double-standards-to-attack-seralini
http://www.efsa.europa.eu/en/efsajournal/pub/3347.htm
http://science.naturalnews.com/gmo.html

Petycja w sprawie znakowania żywności modyfikowanej genetycznie

Sejm, senat i prezydent, wbrew woli niemal całego narodu, podjęli decyzję, skutkiem której Polacy nie będą mieli wyboru i będą skazani na jedzenie GMO. Do czasu nowych wyborów musimy tolerować to jawne pogwałcenie demokracji, ale na szczęście jest akcja, która może połączyć siły zwolenników i przeciwników GMO, czyli petycja w sprawie znakowania żywności zawierającej GMO.

Zwolennicy ekologii i Natury od dawna domagają się jasnej informacji, czy żywność, którą kupują nie jest skażona dodatkiem GMO, którego nie życzą sobie jadać.

Ale i racjonaliści równie zdecydowanie powinni domagać się informacji, czy to, co kupują to postępowe, naukowo poprawione, uczciwie opatentowane, solidnie przebadane przez „naukowców” z Monsanto, obfitujące w glifosat i toksynę Bt GMO, a nie jakieś zacofane i prymitywne, naturalne obrzydlistwo.

Dlatego zarówno jedni, jak i drudzy, we własnym, dobrze pojętym interesie powinni masowo podpisywać petycję w sprawie znakowania żywności.

Petycja w sprawie znakowania żywności modyfikowanej genetycznie

Oto mapa zabobonów, które w przerażającej skali odradzają się w całej Europie. Kraje oznaczone zielonym kolorem zamieszkują ciemni barbarzyńcy, bojący się postępu naukowego, całkowicie i bezwarunkowo zakazujący upraw GMO na swoim terenie. Jednym z nielicznych, światłych krajów w Europie jest Hiszpania. Dzięki GMO jej gospodarka kwitnie, a ludziom żyje się najdostatniej na świecie. Bierzmy przykład z Hiszpanii i kroczmy jej drogą, a będzie się nam żyło równie bogato!

strefy_wolne_od_gmo_europa

SZOKUJĄCE ODKRYCIA O GMO, ALARM DLA ŚWIATA!

ZOBACZ   FILM,  ROZEŚLIJ DALEJ INFORMACJE, KONIECZNIE NAPISZ i ZADZWOŃ DO:  Ministrów Rolnictwa,  Środowiska, Zdrowia,  Premiera,  Prezydenta,  do posłów i senatorów oraz do lokalnych władz.

WSPIERAJ DZIAŁANIA NA RZECZ POLSKI WOLNEJ OD GMO: http://www.icppc.pl/antygmo/pomoz-kampani/

WIĘCEJ:

NOWE wyniki badań opublikowane we wrześniu 2012 roku m. in. na łamach „Food and Chemical Toxicology” i przedstawione na konferencji prasowej w Londynie pokazują, że WPŁYW GMO NA ZDROWIE JEST SZOKUJĄCY!

Wieloletnie badanie, przeprowadzone przez naukowców z Uniwersytetu w Caen (Francja) uznano za najbardziej dokładne badanie, kiedykolwiek opublikowane w zakresie skutków zdrowotnych żywności GMO oraz herbicydu Roundup na szczurach.

„TO BADANIE POKAZUJE NADZWYCZAJNĄ LICZBĘ GUZÓW ROZWIJAJĄCYCH SIĘ WCZEŚNIEJ I BARDZIEJ AGRESYWNIE – szczególnie u samic. Jestem w szoku w odniesieniu do skrajnie negatywnych skutków dla zdrowia.” – powiedział Dr Michael Antoniou, biolog molekularny, King College London.

„Możemy spodziewać się, że spożycie kukurydzy GMO i herbicydu Roundup, poważnie wpływa na zdrowie człowieka.” dodał Dr Antoniou.

Oto niektóre z szokujących(!) ustaleń, jakie potwierdzono w badaniach opierających się na długoterminowym spożywaniu GMO:
  1. Do 50% samców i 70% samic umarło przedwcześnie w porównaniu z 30% i 20% w grupie kontrolnej.
  2. Szczury karmione kukurydzą GMO i śladowymi ilościami Roundup doznały poważnych obrażeń w tym organiczne uszkodzenia wątroby i uszkodzenia nerek.
  3. We wszystkich zabiegach i u obu płci wystąpiło 2-3 razy więcej nowotworów niż w grupie kontrolnej.
  4. Do 24 miesiąca 50-80% samic rozwinęło nowotwór, z nawet trzema guzami na zwierzę. Pierwsze duże nowotwory wykrywane są w czasie od 4 do 7 miesięcy. Większość nowotworów wykrywana była po 18 miesiącach.
  5. Szczury, które piły śladowe ilości Roundup (na poziomach prawnie dozwolonych w sieci wodociągowej) rozwinęło o 200% do 300% więcej dużych guzów.
W związku z tymi SZOKUJĄCYMI wynikami badań domagajmy się od Rządu RP:
  1. NATYCHMIASTOWEGO ZAKAZU UPRAW GMO W POLSCE, w tym szczególnie upraw kukurydzy MON810 i ziemniaków AMFLORA.
  2. Stopniowego wycofywania ze sprzedaży produktów żywnościowych i pasz zawierających GMO… termin całkowitego wycofania wspomnianych produktów nie może być dłuższy niż 3 lata.
  3. Nieograniczonego dostępu do tradycyjnych, lokalnych/regionalnych nasion.
  4. Nieograniczonego dostępu do dobrej jakości żywności produkowanej przez tradycyjnych i ekologicznych rolników co wiąże się jednoznacznie z opracowaniem regulacji, które będą tę sprzedaż ułatwiały a nie utrudniały, jak to jest obecnie.

Z poważaniem,
Jadwiga Łopata, laureatka Nagrody Goldmana (ekologiczny Nobel)
Sir Julian Rose, prezes
==========================
Międzynarodowa Koalicja dla Ochrony Polskiej Wsi – ICPPC
34-146 Stryszów 156, Poland tel./fax +48 33 8797114  biuro@icppc.pl
www.icppc.pl   www.gmo.icppc.pl   www.eko-cel.pl

Zgoda na zaszczepienie dziecka jest wyrażana w dobrej wierze, ale czy na pewno w pełni świadomie?

Niejaka Maria zadała mi w komentarzach pytanie:

Astromario, czy Twoje nowo narodzone dzieci ktoś zaszczepił bez Twojej wiedzy? Mnie, przed szczepieniem moich dwóch noworodków (dwa różne szpitale w Poznaniu, w przeciągu 5 lat), pytano o zgodę, ba- nawet musiałam ta zgodę wyrazić na piśmie. W żadnej szczepionce, która dostali nie było Thimerosalu.

Maria (pominę fakt, że narobiła mi bałaganu w blogu kopiując cytat z notki „Niebezpieczne szczepienia” i wklejając ją w komentarzach pod notką „O mnie”), pojawiła się i znikła, więc podejrzewam, że to prowokacja hasbary opłacanej przez Big Pharma, a nie wyznanie naiwnej mamusi.

Ale w ramach ćwiczenia z logiki załóżmy, że Maria to rzeczywiście Maria i że lekarze rzeczywiście spytali ją, czy wyraża, również na piśmie (tak, podkładkę trzeba mieć, na wypadek, gdyby się młodej mamie odwidziało i poleciała do sądu ze skargą, że szczepienie nie wyszło dziecku na zdrowie), zgodę na szczepienie swojego nowonarodzonego dziecka.

Zacznijmy od zastanowienia się, dlaczego Maria zadaje mi pytanie, czy moje dzieci zaszczepiono i czy zrobiono to z moją zgodą czy bez niej? Mam rozumieć, że jeśli mnie spytano, a ja wyraziłam zgodę, to znaczy, że wszystko jest w idealnym porządku i nie mam czego drzeć japy?

Zaraz, zaraz, chwileczkę, a nawet jeśli by tak było, że podpisałam, to nie mam prawa później zmienić zdania na temat szczepień?

Ale po kolei:

Nie pisałam ani o mnie, ani o Tobie Mario, ani o jednostkowych przypadkach wyrażenia zgody na piśmie, lecz o dość powszechnej praktyce szczepienia noworodków (w tym wcześniaków) bez pytania rodziców o zgodę.

Znam niezliczoną ilość przypadków, kiedy zaskoczeni rodzice dowiedzieli się o fakcie zaszczepienia ich noworodków z dokumentacji szpitalnej. Nie tylko ich nie spytano o zgodę, ale nawet ich nie poinformowano o fakcie szczepienia. Słyszałam też o szantażowaniu w izbie przyjęć rodzących kobiet, że jeśli nie podpiszą zgody na zaszczepienie dziecka, to nie zostaną przyjęte i nie będą mogły urodzić w tym szpitalu. Dość głośny jest przypadek rodziców, którzy złożyli oświadczenie, że nie życzą sobie, aby ich dziecko poddano szczepieniu, ale szpital pogwałcił ich wolę i dziecko zaszczepiono. Przypadek ten trafił do sądu i chyba będzie miał ciąg dalszy.

Ciebie spytano i podpisałaś.

Domyślam się, że podpisałaś zgodę w najlepszej wierze, bo szczerze wierzyłaś, że szczepionki są konieczne, że są w pełni bezpieczne i że gdyby twojemu dziecku cokolwiek zagrażało, to lekarze na pewno by cię o tym uczciwie poinformowali.

Gdybyś nie wierzyła w to, że szczepionki są w pełni bezpieczne, to byś pewnie nie podpisała, prawda?

WIARA w szczepienia i WIARA w uczciwość lekarzy a WIEDZA na ten temat to dwie, zupełnie różne kwestie.

  • Czy odczytano ci lub pokazano do przeczytania pełny skład szczepionki, podany na opakowaniu?
  • czy poinformowano cię, czy szczepionka zawiera czy nie Thimerosal, który jest organicznym związkiem rtęci?
  • czy powiedziano ci, że jest w niej wiele innych zanieczyszczeń, takich jak białko jaja, pozostałości pożywki z małpich nerek i nawet być może wirusy odzwierzęce, skwalen, związki aluminium, konserwanty i inne substancje?
  • czy powiedziano ci, że podanie szczepionki może spowodować lekki lub ciężki NOP, alergie, choroby autoimmunologiczne, autyzm, nowotwory i zapalenie mózgu?
  • czy wiesz o tym, że w czasie każdego szczepienia musi być przygotowany zestaw przeciwwstrząsowy (taka informacja DLA LEKARZA widnieje na opakowaniu szczepionki)?
  • skąd wiesz, że szczepionka nie zawierała Tiormesalu / Thimerosalu? Czy wyraźnie pytałaś o to lekarzy przed szczepieniem, czy tylko tak ci się wydaje, bo ktoś cię uspokoił, że rtęci w szczepionkach już nie ma?

Szczególnie nurtuje mnie pytanie: DLACZEGO wyraziłaś zgodę (na piśmie) na podanie swoim świeżo urodzonym dzieciom szczepionki WZW B przeciwko wirusowemu zapaleniu wątroby, które przenosi się głównie drogą płciową? Czy wiedziałaś o tym, jak się ta choroba przenosi? Czy miałaś jakieś racjonalne podstawy, żeby sądzić, że twoje nowonarodzone dziecko będzie uprawiać seks bez prezerwatywy od pierwszej doby życia? [Wirusowym zapaleniem wątroby można się też zarazić w wyjątkowo niehigienicznym i brudnym miejscu – czyżby w porodówce i na oddziale noworodków był aż taki syf?]

A teraz ci wyjaśnię, dlaczego moja zgoda (gdybym ją nawet poświadczyła własnoręcznym podpisem) była guzik warta.

Gdyby mnie spytano w izbie przyjęć, czy zgadzam się na zaszczepienie mojego nowonarodzonego dziecka, z całą pewnością wyraziłabym na to zgodę, ponieważ w czasach, kiedy byłam młodą mamusią bezrefleksyjnie bałam się chorób i święcie wierzyłam w szczepienia oraz w niepokalaną uczciwość lekarzy (dziś już w to nie wierzę, ale wtedy byłam „głęboko wierząca” w te bzdury). Dlatego, bez wahania, w dobrej wierze, podpisałabym każdy świstek, który by mi podsunięto.

Ale czy to byłoby w moim przypadku świadome działanie?

Z CAŁĄ PEWNOŚCIĄ NIE!

Szczepiąc dzieci DZIAŁAŁAM W DOBREJ WIERZE, ale (a może raczej „ponieważ”) BYŁAM ŹLE POINFORMOWANA.

Z braku prawdziwej, obiektywnej WIEDZY kierowałam się WIARĄ.

Bezgranicznie i wręcz w sposób pozbawiony instynktu samozachowawczego wierzyłam lekarzom. A co jeszcze gorsze: kierowałam się irracjonalnym LĘKIEM przed chorobami. Czytałam Treny Kochanowskiego i Anielkę i te straszne opowieści o śmierci dzieci telepały mi się gdzieś w podświadomości. Lęk zdecydowanie nie jest dobrym doradcą, a literatura piękna, zwłaszcza średniowieczna, nie może stanowić źródła wiedzy o chorobach, zapobieganiu im i współczesnych metodach ich leczenia.

Prawdę mówiąc, to ja nawet nie umiem powiedzieć, czego się tak naprawdę bałam. Pamiętam tylko ten lęk, który pozbawiał mnie zdolności logicznego myślenia i asertywności. Pamiętam, jak bardzo bałam się sprzeciwić autorytetom medycznym i narazić się na szyderstwa, krzyki lub potępienie z ich strony. Stojąc z dzieckiem przed lekarzem czułam się jak uczennica przed groźnym belfrem, który może mnie postawić w kącie i napuścić na mnie całą klasę, żeby się ze mnie nabijała, że jestem zabobonna lub ciemna. W takim stanie ducha naprawdę nie da się logicznie myśleć. No a poza tym, przecież WSZYSCY szczepili swoje dzieci, więc dlaczego ja miałabym tego nie robić? No i najważniejsze: w tamtych czasach nikt nie miał pojęcia o istnieniu NOP, nikt o tym nie pisał w prasie (Internetu nie było) i nikt ich nie zgłaszał. Po prostu: PROBLEM NIE ISTNIAŁ. Jeśli po szczepieniu dziecko wrzeszczało dniami i nocami, jeśli miało zielone, cuchnące biegunki, gorączkę lub inne niepokojące objawy, to była to wina matki. Bo biegunka była oczywiście z braku higieny lub ze złego żywienia.

Ja nie skojarzyłam nawet faktu zwiotczenia mojego dziecka zaraz po szczepieniu, unikania przez nie kontaktu wzrokowego ani ciężkiego zapalenia opon mózgowych i jelit z faktem podania szczepionki. Byłam tak zahipnotyzowana absolutnym bezpieczeństwem i zbawiennością szczepień i bezgraniczną dobroczynnością służby zdrowia, że nie byłabym w stanie zobaczyć nawet przysłowiowego dinozaura w moim salonie.
Gdyby mi ktoś wtedy powiedział, że moje dziecko doświadczyło ciężkiego i możliwego do przewidzenia NOP uznałabym go za wariata i twórcę teorii spiskowych!

Na zarzut jakiejś idiotki z hasbary, że przez 30 lat nie potrafiłam się uporać z wybaczeniem szczepieniom odpowiem, że nie miałam żadnej pretensji do szczepień, ponieważ przez te wszystkie lata nie miałam pojęcia, że to one spowodowały chorobę mojego dziecka! Żyłam w naiwnym przeświadczeniu, że choroby spadają na ludzi z nieba i że na kogo wypadnie, na tego bęc! Czysty przypadek! Mało tego, ja nawet byłam skłonna uwierzyć, że tę chorobę (u dwumiesięcznego dziecka!) spowodowała jakaś toksyczna atmosfera w rodzinie, bo w książce Loiuse Hay tak było napisane o zapaleniu opon mózgowych:

Głęboka niezgoda rodzinna, życie w atmosferze lęku i złości. Chaos wewnętrzny. Brak wsparcia.

Tak, moje życie było jednym wielkim pasmem samooskarżeń i poczucia winy. W czasach młodości moim życiem sterowały programy.

Myśleć nauczyłam się dopiero w wieku dojrzałym. A kiedy w końcu zaczęłam myśleć ogarnęło mnie bezgraniczne zdumienie, jak mogłam nie kojarzyć tak oczywistych faktów?!

Wracając do pytania Marii (a może raczej szczepionkowej hasbary): jeśli bardzo cię ciekawi odpowiedź na pytanie, czy moje dzieci zostały zaszczepione bez mojej wiedzy, to odpowiem: NIE, MOJE DZIECI W OGÓLE NIE ZOSTAŁY ZASZCZEPIONE JAKO NOWORODKI. Z bardzo oczywistego powodu: bo W TAMTYCH CZASACH, KIEDY SIĘ URODZIŁY, NIKT NIE SZCZEPIŁ NOWORODKÓW!

Czy rozumiesz, co to znaczy?

To znaczy, że całe pokolenia ludzi nie były szczepione jako noworodki!

Twoi rodzice również nie zostali zaszczepieni w pierwszej dobie życia.

I co?

PRZEŻYLI?

Nie umarli w kołysce?!

Zastanów się, jeśli w ogóle jesteś zdolna do racjonalnego myślenia: jak to możliwe, że ludzkość dotrwała do naszych czasów i nie wymarła, skoro wcześniej nie znano i nie stosowano ŻADNYCH szczepień, a wszystkie dzieci przechodziły tzw. „choroby wieku dziecięcego”, takie jak odra, świnka, koklusz, różyczka, ospa wietrzna itp.

Pomyśl: gdyby te choroby były tak niebezpieczne, jak wmawiają nam kartele farmaceutyczne, robiące majątek na produkcji szczepionek, to niewiele dzieci dożywałoby dorosłości, a ludzkość permanentnie stałaby na granicy wymarcia. Czy kiedykolwiek (nawet w czasach, w których wybuchały epidemie dżumy i cholery) ludzkości groziło wymarcie?

Kiedy ja byłam dzieckiem żaden lekarz nie przejmował się chorobami wieku dziecięcego. Martwiono się, jeśli dziecko miało zapalenie płuc, ucha lub migdałków, ale nikt nie robił szumu z powodu kokluszu czy odry. Lekarze informowali rodziców, że po odrze mogą wystąpić powikłania, więc należy się zgłosić na badanie, jeśli pojawią się konkretne objawy i to wszystko.

Dziś, nawet tak groźne choroby jak błonica (dyfteryt) dają się skutecznie leczyć, a chorobie Heine-Medina, która przenoszona jest drogą fekalno-oralną (a więc jest to choroba brudnej wody i brudnych rąk) zapobiega się skutecznie nie szczepieniami, lecz czystą wodą w kranach i częstym myciem rąk. [Informacje podawane przez Wikipedię, że najskuteczniejszą metodą walki z daną chorobą są szczepienia nie są wiedzą naukową, lecz polityczną poprawnością wymuszoną przez dyktaturę lobby wakcynologicznego].

Zastanów się, skąd bierze się ten paniczny lęk przed niezaszczepieniem dziecka i przed tymi wszystkimi bakteriami i wirusami, które tylko czekają, żeby je zabić?

Czy wierzysz w to, że Matka Natura stworzyła życie po to, żeby je bezwzględnie uśmiercać? Czy zjawisko masowego umierania z powodu chorób bakteryjnych i wirusowych nowonarodzonych młodych występuje u jakiegokolwiek gatunku zwierząt?

Jeśli nie, to dlaczego miałoby to dotyczyć ludzi?

Czy wierzysz w to, że kiedyś, przed laty, z powodu braku szczepień, umierały niemal wszystkie dzieci?
Jeśli wierzysz w to, że nieszczepione dzieci czeka niechybna śmierć, to znaczy, że wyobrażasz sobie, że w dawnych, przed-szczepionkowych czasach dziecko, które jakimś cudem przeżyło tę bakteryjno-wirusową masakrę niewiniątek było taką rzadkością, że sąsiedzi i ludzie z dalszej okolicy przybywali, żeby je zobaczyć?

Przecież to czysty absurd!

Natura to nie psychopatyczny rzeźnik, lubujący się w zadawaniu śmierci! Natura nie morduje życia, które stworzyła. Życie zostało stworzone po to, żeby się krzewiło i bujnie rozrastało. Dlatego każdy żywy organizm został wyposażony w system immunologiczny, którego zadaniem jest obrona przed wszelkimi możliwymi patogenami. Zaraz po urodzeniu dziecko otrzymuje wraz z siarą potężną porcję przeciwciał (ale nie wiem, czy siara matek szczepionych ma jakąkolwiek wartość), a choroby wieku dziecięcego są zaplanowaną przez Naturę gimnastyką dla układu odpornościowego. Nie stanowią one śmiertelnego zagrożenia dla dziecka, chyba, że przyszło ono na świat z poważnymi wadami wrodzonymi, jest niedożywione lub urodziło się w rodzinie skrajnie zaniedbującej podstawowe zasady higieny.

To nie szczepienia spowodowały zanik śmiertelności dzieci.

Śmiertelność została powstrzymana dzięki zapewnieniu dobrych warunków mieszkaniowych, wystarczającej ilości dobrej żywności, a przede wszystkim dzięki doprowadzeniu do domów czystej, nieskażonej bakteriami wody. Wody do mycia się, sprzątania i do picia.

Trochę faktów historycznych o szczepieniach w Polsce (dane z bloga Fakty o szczepieniach):

• Do 1995 roku szczepionka MMR nie była dostępna na polskim rynku.

• Od 1995 do 2002 roku szczepionka MMR była dostępna jako szczepionka nierefundowana a szczepienie MMR było dobrowolne: „dzieciom w wieku 13-15 miesięcy oraz w 7 roku życia zamiast obowiązkowego szczepienia przeciwko odrze”.

• Od 2003 roku szczepionka MMR jest refundowana a szczepienia obowiązkowe, masowe szczepienia rozpoczęły się od listopada 2003 roku.

• W pierwszych latach przeprowadzania szczepień, czyli od 1972 do 1975 roku, dobrowolna wyszczepialność wynosiła 22,3% – szczepienie nie było akceptowane przez wielu rodziców i lekarzy

• W 1998 roku pojedyncza szczepionka przeciwko śwince została zarejestrowana i udostępniona polskim rodzicom, jednak szczepionka ta nie była zalecana przez Głównego Inspektora Sanitarnego do 2000 roku.

• Dopiero w 2000 roku pojedyncza szczepionka przeciwko śwince została zalecona (bez refundacji) dzieciom od 13 miesiąca życia nieszczepionym przeciwko śwince szczepionkami skojarzonymi.

• Od 2003 roku dobrowolne szczepienie zastąpiono szczepieniem obowiązkowym preparatem odra, świnka, różyczka (MMR).

• W latach 1998 – 2002 dobrowolna wyszczepialność pojedynczą szczepionką przeciwko śwince wynosiła ok. 10%:

• Całkowita wyszczepialność przeciwko śwince po dodaniu odsetka zaszczepionych szczepionką skojarzoną w okresie 1998 – 2002 wynosiła ok. 33%.

• Od 1988 roku polskie służby epidemiologiczne realizowały strategię zapobiegania zespołowi różyczki wrodzonej przez obowiązkowe szczepienia 13-letnich dziewcząt szczepionką pojedynczą i zalecenia podawania co 10 lat dawki przypominającej szczególnie dla kobiet pracujących w środowiskach dziecięcych.

• Wyszczepialność pojedynczą szczepionką przeciwko różyczce wśród 13-latek osiągnęła poziom >95% w1996 roku.

• Od 2003 roku szczepienie 13-latek szczepionką pojedynczą zastąpiono szczepieniem wszystkich dzieci w drugim roku życia szczepionką skojarzoną MMR.

Homeopatia – wiodąca alternatywna medycyna Europy

Uwaga, szanowni czytelnicy!

Ten blog jest strefą wolną od wszelkich „-izmów” i należy do osoby, która uważa zarówno religie, jak i ateizm za skrajności światopoglądowe. Skrajności wprawdzie się nienawidzą, ale w istocie są identyczne, co przejawia się zajadłym zwalczaniem homeopatii, astrologii, radiestezji itp. Identyczność przejawia się również w tym, że obie te skrajności cechuje fanatyzm światopoglądowy i misjonarstwo. Jeśli nie wierzysz w to, czego naucza Kościół lub w to, czego nauczają ateiści to albo cię nawrócą na swoje wierzenia albo będą cię zwalczać wszelkimi możliwymi sposobami.

Dlatego informuję, że komentarze przedstawiające katolicki (chrześcijański) lub ateistyczny (pseudo-racjonalistyczny) punkt widzenia na homeopatię, jako niewyważone i oparte na irracjonalnych uprzedzeniach, lądują w spamie.

Mam nadzieję, że się rozumiemy i że nie będziesz niepotrzebnie tracić energii na przedstawianie argumentów żadnego z tych -izmów.

Dziękuję za uwagę!

—————————–

Źródło: Nexus 1.2011

Autor: Dana Ullman

W Europie od dziesiątków lat stosowanie homeopatii ma tendencje wzrostowe, co oznacza, że ta dziedzina medycyny jest coraz częściej traktowana jako efektywna metoda leczenia.

Rosnące zagrożenie medycyny konwencjonalnej

Liczne ankiety prowadzone na przestrzeni ostatnich ponad 150 lat potwierdza­ją, że ludzie, którzy szukają pomocy medycznej w postaci homeopatii1, należą ogólnie do lepiej wykształconych.2 Co więcej, mało kto wie, że medycyna home­opatyczna jest główną „alternatywą” wykorzystywaną przez europejskich lekarzy i rosnącą liczbę obywateli.

Mimo iż homeopatia cieszy się dużym powodzeniem w Europie, jeszcze bar­dziej popularna jest w Indiach, gdzie wyłącznie z tego rodzaju pomocy korzysta ponad 100 milionów ludzi3. Jak wynika z ankiety przeprowadzonej w Indiach przez firmę AC Nielsen, 62 procent obecnych użytkowników homeopatii nigdy nie próbowało stosować medycyny konwencjonalnej, a 82 procent nie wyraziło chęci przejścia na konwencjonalne terapie.4

Nastawieni sceptycznie do homeopatii, którzy upierają się przy poglądzie, że leki homeopatyczne nie działają, nie potrafią wyjaśnić, dlaczego tak wielu ludzi polega na tym rodzaju medycyny w leczeniu ostrych i przewlekłych chorób… i dla­czego ogromna liczba tych ludzi nie musi stosować niczego innego. Utrzymywanie przez tych sceptyków, że leki homeopatyczne to nic innego jak „placebo”, po­kazuje jedynie ich zajadłość w zaprzeczaniu rzeczywistości oraz skalę arogancji i ignorancji w kwestii homeopatii.

Cały obszar „komplementarnej i alternatywnej medycyny” („complementary and alternative medicine”; w skrócie CAM) cieszył się w latach 1980. w Europie dużym powodzeniem i jego tempo wzrostu ustępowało wówczas tylko przemy­słowi komputerowemu5. Ta eksplozja zainteresowania naturalną medycyną trwa do dzisiaj.

W roku 1998 homeopatia była najczęściej stosowaną terapią CAM w pięciu spośród 14 poddanych badaniu ankietowemu krajów Europy i jedną z trzech najczęściej stosowanych terapii CAM w 11 z tych 14 krajów.” Trzech na czterech Europejczyków wie o homeopatii i 29 procent spośród nich stosuje ją w ramach ochrony swojego zdrowia. To oznacza, że około 100 milionów Europejczyków sto­suje leki homeopatyczne.7

Sprzedaż leków homeopatycznych i antropozoficznych8 wzrosła w latach 1995-2005 o 60 procent z 590 milionów euro w roku 1995 do 775 milionów euro w roku 2001 i 930 milionów euro w roku 2005.9 Z powodu robiącej wrażenie i rosnącej w Europie popularności homeopatii ta alternatywna metoda leczenia zaczyna stanowić zagrożenie dla medycyny konwencjonalnej, co może tłumaczyć nieustanne próby atakowania jej oraz homeopatów z pomocą pokrętnych i nie­etycznych metod.

Francja

Homeopatia jest szczególnie popularna we Francji, gdzie stanowi czołową alternatywną terapię. W roku 1982 leki homeopatyczne stosowało 16 procent jej mieszkańców, w roku 1987 było ich już 29 procent, a w roku 1992 aż 36 pro­cent.10 W roku 2004 leków tych używało 62 procent francuskich matek.11 W tym samym 2004 roku wśród francuskich farmaceutów przeprowadzono ankietę, któ­ra wykazała, że aż 94,5 procent spośród nich zalecało kobietom w ciąży stosowa­nie leków homeopatycznych.12

W listopadzie 2007 roku czołowa francuska firma ubezpieczeniowa przepro­wadziła we współpracy z firmą badającą francuski rynek sondę, która wykazała, że największą we Francji grupę użytkowników naturalnej medycyny stanowią lu­dzie należący do kategorii społeczno-zawodowych (50%). Ponad jeden na dwóch ludzi (55%) uważa naturalną medycynę za skuteczną w przypadku leczenia takich chorób, jak rak, choroba Parkinsona i choroba Alzheimera. Jednym z najmniej spodziewanych odkryć tej ankiety jest to, że 82 procent użytkowników leków homeopatycznych i naturalnych uważa, że stosowanie przez nich tych terapii powoduje oszczędności w systemie ochro­ny zdrowia we Francji. A co jeszcze dziwniejsze 60 procent nie stosujących takich terapii było przekonanych o korzy­ściach płynących z używania naturalnych medykamentów. Homeopatia jest popularna nie tylko we francuskim spo­łeczeństwie, ale i w środowisku francuskich lekarzy. Aż 70 procent lekarzy jest otwartych na nią i uważa ją za sku­teczną. Około 25000 lekarzy przepisuje swoim pacjentom leki homeopatyczne. Homeopatii naucza się w co najmniej siedmiu szkołach medycznych – w Besancon. Bordeaux, Lille. Limoges, Marseille, Paris Nord i Poitiers – gdzie pro­wadzone są również liczne podyplomowe kursy i szkolenia. Homeopatii naucza się w 21 francuskich szkołach farmacji oraz w dwóch szkołach dentystycznych, dwóch szkołach we­terynaryjnych i w trzech szkołach położnictwa.

Wielka Brytania

Członkowie brytyjskiej rodziny królewskiej są jednymi z najzago­rzalszych zwolenników homeopatii, dowodząc w ten sposób, że ta me­toda naturalnej medycyny nie jest pierwszą lepszą terapią z katego­rii New Age. W Wielkiej Brytanii jest pięć homeopatycznych szpitali działających w ramach National Health Service (państwowa służba zdrowia), w których na niezbyt pilną wizytę u homeopaty trzeba czekać w kolejce do dwóch lat.

Zgodnie z raportem Izby Lordów w sprawie nauki i tech­niki z roku 2000 leki homeopatyczne stosuje 17 procent Brytyjczyków.13 Respekt, jakim cieszy się homeopatia i jej stosowanie przez brytyjskich lekarzy, pokazują wyniki ba­dania opinii publicznej z roku 1986 opublikowane w pre­stiżowym magazynie medycznym British Medical Journal, które dowodzą, że 42 procent lekarzy kieruje pacjentów do lekarzy homeopatów.14 Innym dowodem poparcia ze strony ludzi zawodowo parających się medycyną jest ankieta przeprowadzona wśród brytyjskich farmaceu­tów w roku 1990, zgodnie z którą 55 procent z nich uwa­ża leki homeopatyczne za „użyteczne”, podczas gdy tylko 14 procent za „bezużyteczne”.15 Zwyczajowo konserwa­tywne Brytyjskie Stowarzyszenie Farmaceutyczne (British Pharmaceutical Association) przeprowadziło w roku 1992 debatę w celu ustalenia, czy farmaceuci powinni promować homeopatię.”16 Głosami przeważającej większości zadecydo­wali, że powinni.

Ta dziedzina komplementarnej medycyny zyskała znaczne poparcie w latach 1990. W roku 1993 Brytyjskie Towarzystwo Medyczne (British Medical Association) opu­blikowało pracę Complementary Medicine: New Approaches to Good Practice (Medycyna komplementarna – nowe po­dejście do dobrej praktyki).17 W roku 1994 ówczesny bry­tyjski sekretarz stanu w ministerstwie zdrowia, dr Brian Mawhinney, oświadczył: „Medycyna komplementarna cie­szy się ogólną sympatią wśród pacjentów, a ostatnie bada­nia opinii publicznej mówią, że 81 procent pacjentów jest zadowolonych z zaaplikowanego im leczenia”.18 Inny mi­nister zdrowia oświadczył, że 80 procent lekarzy ogólnych chce szkolenia z zakresu terapii komplementarnych, a 75 procent już teraz odsyła pacjentów do tera­peutów komplementarnych.

Mimo akceptacji i stosowa­nia homeopatii w całej Wielkiej Brytanii istnieje grupa bardzo ak­tywnych sceptyków o nieznanych źródłach finansowania, która nie­ustannie atakuje tę metodę medy­cyny naturalnej. Chociaż obecnie w brytyjskiej medycynie i nauce ist­nieje duża różnorodność poważnych i znaczących nacisków, w październiku 2009 roku aktywna grupa sceptyków home­opatii z powodzeniem utworzyła rządowy komitet o nazwie House of Commons Science and Technology Committee (Komitet Nauki i Techniki Izby Gmin) z zamiarem wydania raportu w sprawie homeopatii.

Na czele głównej organizacji sceptyków o nazwie Sense About Science, która nalegała na utworzenie tego komite­tu, stoi były specjalista od urabiania opinii publicznej, który pracował dla firmy pijarowskiej reprezentującej interesy firm Wielkiej Farmy (Big Pharma). Co ciekawe, pozosta­li zarządcy organizacji Sense About Science to mieszanka byłych i obecnych skrajnych liberałów, marksistów i trocki­stów, którzy zdają się wspierać także przemysł genetycznie modyfikowanych organizmów (normalnie skrajni liberało­wie optują za filozofią „żyj i pozwól innym żyć”, ale wygląda na to, że w tym przypadku woleli pozbawić Brytyjczyków prawa wyboru terapii).

Organizacja Sense About Science jest oficjalnie brytyj­ską organizacją dobroczynną, nie mówiąc już o tym, że jest grupą politycznego nacisku i jako taka musi ujawniać źródła swoich dochodów, co czyni na swojej stronie internetowej. Nie powinno nikogo dziwić, że większość tych dochodów pochodzi od producentów farmaceutyków.

Jednym ze śledczych z ramienia Komitetu Nauki i Techniki był były członek parlamentu z ramienia partii Liberalnych Demokratów, dr Evan Harris. (W majowych wyborach do parlamentu Harris utracił mandat na rzecz niewiele ponad dwudziestoletniego kontrkandydata, który nigdy wcześniej nie był posłem). Jest związany z organi­zacją Sense About Science i był również jednym ze scep­tyków protestujących przeciwko sprzedaży przez sieć państwowych aptek leków homeopatycznych. To sprawia, że nie jest odpowiednim obserwatorem w tego rodzaju do­chodzeniu.

22 lutego ten sąd kapturowy wystosował raport zaleca­jący państwowej służbie zdrowia zaprzestanie opłacania leczenia homeopatycznego i homeopatów mimo poparcia dla homeopatii i swobodnego wyboru przez konsumentów wyrażonego przez Mike’a 0′Briena, ówczesne­go sekretarza stanu w minister­stwie zdrowia. Raport ten ma jedy­nie doradczy charakter i ponieważ minister już wyraził swoje poparcie dla prawa konsumentów do ich własnego wyboru rodzaju opie­ki zdrowotnej, wydaje się mało prawdopodobne, aby bry­tyjski rząd zmienił swoją politykę… i właśnie tak się stało. W czerwcu nowa minister zdrowia, Annę Milton, przyjęła raport członków parlamentu i stwierdziła, że homeopatia ma długą i ustabilizowaną tradycję w Wielkiej Brytanii i po­winna pozostać jako możliwość do wyboru przez brytyjskich lekarzy i pacjentów. (Raport ten można obejrzeć pod ad­resem www.publications.parliament.uk/pa/cm200910/cmse-lect/cmsctech/45/45.pdf).

Najbardziej zaskakującą rzeczą związaną z tym wstęp­nym raportem jest to, iż weryfikuje on starą prawdę mó­wiącą, że odpowiednio długie powtarzanie kłamstwa, takie­go jak na przykład: „nie ma badań z zakresu homeopatii”, sprawia, iż wielu ludzi w końcu zaczyna w nie wierzyć.

Każda rozsądnie myśląca osoba powinna podejść do tego „raportu” z wielką ostrożnością. W Komitecie Nauki i Techniki, który poparł ten antyhomeopatyczny raport, było 14 członków parlamentu, z których tylko czterech gło­sowało, w tym trzech za przyjęciem raportu. Dwa z tych trzech głosów należały do członków, którzy nie uczestniczyli w żadnym z zebrań, przy czym jeden z nich był na tyle no­wym członkiem, że nawet nie mógł uczestniczyć w przesłu­chaniach komitetu. Trzeci głos na „tak” pochodził od Evana Harrisa, lekarza i zatwardziałego przeciwnika homeopatii. Ten raport nie miał na względzie dobra ludzi.

W Szkocji 12 procent lekarzy ogólnych stosuje leki ho­meopatyczne, a 49 procent wszystkich lekarzy ogólnych (przynajmniej jeden lekarz w ośrodku) przepisuje je.19

Stosowanie leków homeopatycznych jest popularne nie tylko w medycynie, ale również w weterynarii. Chociaż obecnie jest niewiele dostępnych danych na ten temat, w re­zultacie jednej ankiety ustalono, że 20 procent irlandzkich producentów mleka próbowało leczyć lekami homeopatycz­nymi zapalenie sutka u krów lub krowy o wysokim poziomie białych ciałek (białaczka). 43 procent z nich wierzy, że te leki działają. W badanych stadach 50 procent producentów dodawało leki homeopatyczne do wody do picia. 27 pro­cent aplikowało je przez wstrzyknięcie, 6 procent podawało je doustnie, a kolejne 6 procent umieszczało je w pochwie krowy.20

Irlandia

Prowadzony w Irlandii przez ponad cztery miesią­ce w 13 środowiskach pediatrycznych sondaż wykazał, że 57 procent rodziców przyznaje, iż korzystali z pomocy komplementarnej medycyny alternatywnej (GAM) w le­czeniu swoich dzieci.21 Użycie leków homeopatycznych było wyraźnie wyższe w grupie dzieci w wieku 2-4 lat. Najpopularniejszymi środkami CAM były witaminy (88%), tran (27%) i jeżówka (26%). Najczęstszym rodzajem CAM były homeopatia (16%) i terapia czaszkowo-krzyżowa. Tylko 13 procent rodziców infor­mowało swoich pediatrów o stoso­waniu CAM w stosunku do swoich dzieci.

Niemcy

Niemcy do tego stopnia popie­rają naturalną medycynę, że rząd niemiecki rozporządził, aby wszyst­kie programy szkół medycznych zawierały informacje o natural­nych lekach. W przybliżeniu 10 procent niemieckich leka­rzy specjalizuje się w homeopatii, zaś kolejne 10 procent przepisuje czasami tego typu leki. W roku 1993 było 2993 lekarzy, którzy uzyskali formalnie specjalizację z home­opatii, w roku 2006 ich liczba wzrosła o ponad 100 procent do 6073.” W roku 1993 było około 9000 terapeutów prak­tykujących naturalne leczenie zwanych heilpraktikerami, do roku 2007 ich liczba wzrosła do ponad 20000. W przybli­żeniu 20-30 procent heilpraktikerów specjalizuje się w ho­meopatii.

W listopadzie i grudniu 2005 roku w ramach ogólnokra­jowej ankiety przeprowadzono przekrojowy sondaż losowo wybranej dużej grupy 516 niemieckich lekarzy leczących ambulatoryjnie w 13 medycznych specjalnościach stanowią­cych reprezentację 118085 lekarzy zatrudnionych w pań­stwowej służbie zdrowia.2. Ankieta wykazała, że 51 procent lekarzy było za stosowaniem CAM (26 procent było gor­liwymi zwolennikami CAM, a 25 tylko jej zwolennikami) i że 38 procent przepisywało leki homeopatyczne.

Ankieta przeprowadzona w oddziałach położniczych w Nadrenii Północnej-Westfalii wykazała, że akupunktura i medycyna homeopatyczna to dwie najczęściej stosowane metody z zakresu CAM.24 Z ogólnej liczby 187 oddzia­łów położniczych ankietę wypełniło 138 (73,4%). Niemal 96 procent oddziałów położniczych stosowało leki home­opatyczne w trakcie opieki położniczej, w tym 7,2 procent w celach profilaktycznych i 4,8 procent w przypadkach kom­plikacji okołoporodowych.

Przeprowadzony w Niemczech w latach 2003-2006 son­daż w sprawie zdrowia dzieci i nastolatków wykazał, że w sto­sunku do niemieckich dzieci medycynę homeopatyczną stosuje się częściej, niż się spodziewano.25 Okazało się, że homeopatia pediatryczna jest w Niemczech popularna, szczególnie w rodzinach o wyższym statusie społeczno-ekonomicznym. Prawie połowa preparatów homeopatycznych została uzyskana na podstawie recept wystawionych przez lekarzy lub heilpraktikerów i najczęściej stosowano je do le­czenia pewnych samoograniczających się schorzeń. Około 60 procent osób stosujących homeopatię przyjmowało jed­nocześnie leki konwencjonalne. Stosowanie homeopatii wiązało się ściśle z czynnikami społeczno-ekonomicznymi ze znaczną przewagą w grupie wiekowej 0-6 lat (6,2%), wśród dzieci pochodzących z byłych Niemiec Zachodnich (5,1%) lub z południa Niemiec (6,6%), wśród dzieci pocho­dzących z rodzin o niskim statusie zdrowia (6,8%), wśród dzieci bez imigracyjnej przeszłości (5,3%), wśród dzieci karmionych piersią dłużej niż przez sześć miesięcy (7,6%), wśród dzieci pochodzących z rodzin z wyższych sfer (7,4%) i wśród tych, których matki miały uniwersyteckie wykształ­cenie (7,2%).

W roku 2002 magazyn British Medical Journal podał, że 75 pro­cent Niemców korzysta z kom­plementarnej lub naturalnej me­dycyny.26 Mówi się tam również, że w roku 1994 w medycynie natu­ralnej przeszkolonych zostało 5700 lekarzy, a w roku 2000 ich licz­ba uległa podwojeniu do 10800. W roku 2002 homeopatyczną me­dycynę uprawiało w Niemczech 4500 lekarzy, prawie dwa razy więcej niż w roku 1994. Według raportu rząd niemiec­ki, który przeprowadził tę sondę, ustalił, że w przypadku ludzi korzystających z naturalnych terapii, zwłaszcza home­opatii lub akupunktury, liczba zwolnień chorobowych spa­dła o 33 procent. Z tej sondy wynika również, że kobiety korzystały z terapii naturalnych częściej od mężczyzn, ale z kolei mężczyźni odnosili większe korzyści niż kobiety.

W roku 2009 opublikowano wyniki ankiety przepro­wadzonej wśród Niemców, którzy korzystali z homeopatii lub akupunktury.27 W rezultacie tego badania ustalono, że 7 procent populacji stosowało homeopatię a 10 pro­cent akupunkturę. Wśród osób z wyższym wykształceniem 68 procent stosowało homeopatię, a 53 procent akupunk­turę. Ankieta przeprowadzona w środowisku niemieckich pacjentów cierpiących na chroniczną limfocytową bia­łaczkę wykazała, że 44 procent stosowało terapie alter­natywne. Nie zauważono korelacji między poziomem wy­kształcenia, płcią i poprzednią lub bieżącą chemioterapią. Najpospolitszą alternatywną lub komplementarną terapią było przyjmowanie suplementów witaminowych (26%), soli mineralnych (18%), leków homeopatycznych (14%) i jemioły (9,2%).28

Sonda przeprowadzona w roku 2008 wśród niemieckich dzieci cierpiących na raka wykazała, że 35 procent z nich stosowało CAM.29 Najczęściej stosowanymi metodami były homeopatia, dodatki do diety i medycyna antropozoficzna, w tym terapia jemiołą. Czynnikami zwiększającymi stosowa­nie CAM były: wcześniejsze stosowanie CAM, wyższy status socjalny i złe rokowania choroby dziecka. Zadziwiająco wysoki procent (89) rodziców tych pacjentów podaje, że zale­ciliby stosowanie CAM innym rodzicom.

W Niemczech często dochodzi również do korzystania z homeopatii i CAM przez ludzi z innymi przewlekłymi cho­robami, na co wskazuje sonda przeprowadzona wśród osób ze stwardnieniem rozsianym.30 Liczącą 53 punkty ankietę przesłano członkom oddziału Niemieckiego Towarzystwa Stwardnienia Rozsianego w Baden-Wurttembergu. Analizą objęto 1573 pacjentów (48,5 ± 11,7 lat, 74% kobiet, okres choroby 18,1 ± 10,5 lat). W porównaniu z medycyną kon­wencjonalną więcej pacjentów wykazało pozytywne na­stawienie do medycyny komplementarnej i alternatywnej (44% wobec 38%), przy 70 procentach donoszących o sto­sowaniu przez całe życie przynajmniej jednej metody tego typu. Wśród dużej różnorodności opcji medycyny komple­mentarnej i alternatywnej najczęściej cytowane były: mody­fikowanie diety (41%), kwasy tłuszczowe omega-3 (37%), witamina E (28%), B (36%) i C (28%), homeopatia (26%) i selen (24%). Większość respondentów (69%) była zado­wolona ze skutków kuracji z zakresu medycyny komple­mentarnej i alternatywnej.

Wykorzystywanie CAM wiązało się z religijnością, niezależnością funkcjonalną, kobiecym seksem, pracą umysłową i wyższym wy­kształceniem. W porównaniu z te­rapiami konwencjonalnymi terapie medycyny komplementarnej i al­ternatywnej rzadko dawały nieko­rzystne efekty uboczne (9% wobec 59%). W roku 1991 wartość leków homeopatycznych sprzedanych w Niemczech wyniosła 428 milionów dolarów i rosła w tem­pie około 10 procent rocznie. Dowodem wyraźnego popar­cia ze strony niemieckiego środowiska medycznego jest fakt, że 85 procent tej sprzedaży jest następstwem przepisywania recept przez lekarzy. Sondy wskazują, że 98 procent aptek sprzedaje leki homeopatyczne.

Szwajcaria

Sponsorowana przez szwajcarski rząd sonda oceniła sa­tysfakcję pacjentów i efekty uboczne podstawowej opieki lekarskiej oraz dokonała porównania terapii homeopatycz­nej z konwencjonalną.31 Ankietę wypełniło 3126 dorosłych pacjentów, z czego 1363 poddało się konwencjonalnej tera­pii a 1702 terapii homeopatycznej.

Sonda wykazała, że więcej pacjentów leczonych home­opatycznie cierpiało wcześniej na chroniczne i ostrzejsze stany od tych, na które cierpieli pacjenci poddający się zabiegom medycyny konwencjonalnej, i że pacjenci me­dycyny homeopatycznej byli częściej „w pełni usatysfak­cjonowani” z zaaplikowanej im kuracji (53% wobec 43%). Pacjenci medycyny homeopatycznej doświadczali też znacznie mniej niekorzystnych efektów ubocznych (7,3% wobec 16,1%) i, co więcej, proporcja pacjentów donoszą­cych o pełnym ustąpieniu objawów nie była znacząco więk­sza w przypadku pacjentów medycyny konwencjonalnej (28% wobec 21%).

Szczególnie istotna w tej sondzie jest obserwacja mówią­ca, że wśród pacjentów, którzy poddają się terapii home­opatycznej, jest więcej poważnie chorych i jednocześnie ci pacjenci są znacznie bardziej usatysfakcjonowani z zaaplikowanej im terapii niż pacjenci poddani leczeniu konwen­cjonalnemu.

Ta sama sonda potwierdza również powszechne spo­strzeżenie dotyczące pacjentów, którzy szukają terapii homeopatycznej, że są oni znacznie lepiej wykształceni od tych, którzy nie korzystają z homeopatii (32.4% wobec 24,7%).

Szwajcarskie Biuro Zdrowia Publicznego wystosowa­ło do szwajcarskiego rządu raport, w którym czytamy, że „efektywność homeopatii można potwierdzić danymi kli­nicznymi, a profesjonalne i adekwatne zastosowania można uważać za bezpieczne”.32

Inne kraje europejskie, w których homeopatia ma sto­sunkowo silną pozycję, to między innymi Włochy, gdzie 9 procent lekarzy czasami przepisuje leki homeopatyczne oraz Holandia, gdzie 45 procent lekarzy uważa leki home­opatyczne za skuteczne, a 47 procent stosuje jedną lub wię­cej terapii komplementarnych, z których homeopatia jest najpopularniejsza (40% z tych 47%).33

Odsetek szwajcarskich pacjentów stosujących CAM, którzy przeszli transplantację nerek, wyniósł 11.8 procent. Najczęściej stosowaną przez nich terapią alternatywną była home­opatia (42,9%).M

Włochy

Sondaż z roku 2004 ujawnił, że 7,5 miliona Włochów korzysta z le­ków homeopatycznych – 2,5 milio­na więcej niż w roku 2000.35 W przy­bliżeniu 14 procent Włoszek i 10 procent Włochów wolało leki ho­meopatyczne od konwencjonalnych. Leki homeopatyczne otrzymuje także 9,6 procent dzieci w wieku od trzech do pię­ciu lat. Prawie 90 procent Włochów, którzy stosowali takie leki, twierdzi, że pomogły im one, przy czym 30 procent z nich mówi, że używali leków homeopatycznych w celu po­zbycia się bólu, a 24 procent w celu uwolnienia się od ostrych lub przewlekłych chorób.

Sondaż przeprowadzony w roku 2005 wśród Europej­czyków chorych na raka podaje, że 73 procent włoskich pacjentów cierpiących na raka stosuje CAM, co znacz­nie przekracza średnią europejską wynoszącą 36 procent.36 Najczęściej stosowanymi przez pacjentów z rakiem metodami były: homeopatia, medycyna ziołowa i terapie duchowe. W rezultacie sondażu wykonanego w roku 2008 w Toskanii ustalono, że po diagnozie raka częstość wyko­rzystywania CAM wynosiła 17 procent, zaś najczęściej sto­sowanymi formami były: medycyna zielarska (52%), home­opatia (30%) i akupunktura (13%).37 Stosowanie tych form było częstsze na terenach zurbanizowanych i wśród kobiet, a także pośród pacjentów cierpiących na raka piersi i z wyż­szym wykształceniem.

Sondaż wykonany w środowisku włoskich dzieci chorych na raka, które były leczone w konwencjonalnych ośrodkach pediatrycznej onkologii, ujawnił, że 12,4 procent z nich korzystało z przynajmniej jednego typu CAM, przy czym homeopatia była najpopularniejsza.38 83 procent rodziców podaje, że dzieci odniosły korzyści, w tym poprawiła się ich odporność i parametry krwi oraz cofnęło się podwójne wi­dzenie (diplopia). Te badania potwierdziły obserwacje, któ­re ujawniły się w wielu innych sondażach, mówiące, że ludzie lepiej wykształceni są bardziej otwarci na stosowanie terapii CAM.39-40-41

Ankieta przeprowadzona wśród 552 pacjentów z zapa­leniem jelita leczonych we włoskim medycznym ośrodku konsultacyjnym wykazała, że 156 (28%) stosowało terapie komplementarne i alternatywne, na które składały się głów­nie homeopatia (43,6%), kontrolowana dieta lub dodatki do diety (35,5%), zioła (28,2%), ćwiczenia (25,6%) i mo­dlitwy (14,7%). Poprawa samopoczucia (45,5%) i złago­dzenie symptomów zapalenia jelita (40.3%) to najczęściej uzyskiwane korzyści. Ze stosowaniem terapii komplemen­tarnej i alternatywnej korelowały: wyższe wykształcenie, częstsze pogorszenia stanu i niezadowolenie z kontaktów z lekarzami. Tym, co skłaniało ludzi do stosowania terapii CAM, była nietolerancja konwencjonalnych leków, ostrość choroby i ciekawość nowych terapii.

Hiszpania

W Hiszpanii homeopatia stała się tak popularna, że urząd statystyczny tego kraju (INE) dodał wydatki na ho­meopatyczne leki do swoich obliczeń wysokości miesięcz­nych inflacji.43 Sprzedaż leków ho­meopatycznych w Hiszpanii rośnie w tempie 10-15 procent rocznie przy około 15 procentach populacji przyznającej się do stosowania le­ków homeopatycznych i 25 procen­tach oświadczających, że z chęcią by ich używało.44

Europa wschodnia

Kiedy istniała żelazna kurtyna, Węgry, Czechosłowacja i Wschodnie Niemcy zabraniały stosowania homeopatii. Ta medyczna żelazna kurtyna upa­dła wraz z upadkiem komunizmu.

Homeopatia zajmuje szczególne miejsce w Rosji, gdzie została powszechnie zaakceptowana, mimo iż aparat pań­stwowej służby zdrowia wciąż jej nie uznaje. Dlatego też usługi homeopatyczne są płatne i stały się częścią nowej rosyjskiej gospodarki, w której za porady lekarskie trzeba płacić.

Zapotrzebowanie na homeopatyczne usługi jest tak wiel­kie, że Rosjanie wolą za nie płacić, niż korzystać z bezpłat­nych usług medycyny konwencjonalnej.

Niektórzy sceptycy twierdzą, że homeopatia i leki natu­ralne stają się coraz bardziej popularne w Rosji, ponieważ „prawdziwa medycyna”‘ jest niedostępna lub zbyt kosztow­na.45 To twierdzenie zostało jednak obalone, ponieważ trend w kierunku homeopatii i naturalnej medycyny jest szczególnie widoczny wśród tych Rosjan, którzy mają lep­sze wykształcenie i pochodzą z wyższych klas społecznych.

Dziennikarze i sceptycy skłaniają się ku założeniu głoszą­cemu, że leki homeopatyczne nie działają, i dlatego wymy­ślają różne teorie mające uzasadniać rosnące zainteresowa­nie homeopatią.

W roku 2008 opublikowano wyniki sondy przeprowa­dzonej wśród rosyjskich lekarzy w trzech akademickich szpitalach w St Petersburgu.46 Okazało się, że wszyscy respondenci praktykowali CAM i/lub zalecili pacjentom co najmniej dwie terapie tego typu. Każdy lekarz praktyko­wał lub zalecał pacjentom średnio 12.7 różnych rodzajów terapii CAM.

Medycyna homeopatyczna znalazła się na ósmym miej­scu pod względem popularności, przy 58 procentach sto­sujących lub odsyłających do niej, 32 procentach osobiście ją stosujących, 29 procentach praktykujących ją na swoich pacjentach i 38 procentach kierujących na leczenie nią.

Na Węgrzech literatura homeopatyczna była zakazana przez 40 lat aż do roku 1990. Obecnie została przywrócona do łask. Została włączona do programu nauczania medycyny i jest wykładana w dwóch szkołach medycznych. Węgierskie Medyczne Stowarzyszenie Homeopatyczne rozpoczęło działalność w roku 1990 z 11 członkami. Po 18 miesiącach ich liczba wzrosła do 75, a w roku 1994 do 302.

Po upadku komunizmu w Czechosłowacji w listopadzie 1990 roku założono w Czechach organizację homeopatycz­ną, która została z miejsca zaakceptowana i zintegrowana z medycyną konwencjonalną. Po roku ministerstwo zdrowia oficjalnie uznało ją za medyczną specjalizację.

Końcowe refleksje

Biorąc pod uwagę opisaną tu popularność homeopatii wśród lekarzy, ludzi zawodowo związanych z ochroną zdro­wia i w społeczeństwie, należałoby już przestać traktować ją jako „medycynę alternatywną”. Powinna być ona uznana za integralną część systemu wszechstronnej opieki medycz­nej. Co więcej, ujawnienie przez kilka sondaży, że ludzie lepiej wykształceni chętniej wybierają terapie homeopa­tyczne, sugeruje, że homeopatia jest w rzeczywistości „mą­drym” wyborem w zakresie ochrony zdrowia.

O autorze:

Dr zdrowia publicznego Dana Ullman jest czołowym rzecznikiem homeopatii w Ameryce i założycielem Homeopathic Educational Services (Homeopatyczne Usługi Edukacyjne), wiodącego ośrodka dostarczającego książek poświęconych homeopatii, leków, opro­gramowania oraz organizującego kursy i badania. Jest autorem 10 książek, w tym bestsellera Everybody’s Guide to Homeopathic Medicines (Popularny przewodnik po lekach homeopatycznych). Jego najnowsza książka nosi tytuł The Homeopathic Revolution: Why Famous People and Cultural Heroes Choose Homeopathy (Homeopatyczna rewolucja – dlaczego sławni ludzie i herosi kul­tury wybierają homeopatię). Regularnie pisze dla strony interne­towej The Huffington Post, gdzie liczba komentarzy do jego arty­kułów wynosi średnio 1000 na artykuł. Archiwum jego artykułów znajduje się pod adresem www.Huffingtonpost.com/dana-ullman. Mieszka, praktykuje i pisze w Berkeley w Kalifornii. Skontaktować się z nim można za pośrednictwem poczty elektronicznej pisząc na adres mail@homeopathic.com lub poprzez jego stronę interne­tową zamieszczoną pod adresem www.homeopathic.com.

Przełożył Jerzy Florczykowski

Przypisy:

1. Homeopatia to metoda leczenia polegająca na podawaniu chorym małych dawek środków, które w większej dawce wywołują u człowieka zdrowego objawy podobne do tych, jakie chce się zwal­czyć. – Przyp. tłum.

2. W. Rothstein. Physicians in The Nineteenth Century (Lekarze w XIX wieku), Baltimore, Johns Hopkins University Press. 1972.

3. R. Prasad. „Homoeopathy booming in India” („Homeopatia kwitnie w Indiach”), Lancet, 17 listopada 2007.1679-1680. (Chociaż ogólny współczynnik śmiertelności w Indiach jest dosyć wyso­ki w porównaniu z najbardziej rozwiniętymi krajami Pierwszego Świata, to jest to w głównej mierze skutek bardzo dużej liczby skrajnie biednych ludzi. Śmiertelność w miejskich średnich i bogatszych warstwach ludności jest porównywalna, jeśli nie niższa niż w podob­nych populacjach Stanów Zjednoczonych).

4. AC Neilsen survey backs homeopathy benefits” („Firma AC Nielsen zapewnia o korzyściach homeopatii”), Business Standard, 4 września 2007. www.business-standard.com/india/news/a-c-niel-sen-survey-backs-homeopathy-benefits/295891/.

5. Altemative Medicine/Alternative Medical Market (Medycyna alternatywna /Alternatywny rynek medyczny), Frost and Sullivan Ltd. Report #E874, Londyn, 1986.

6. Norges offentlige utredninger. NOU 1998:21 Alternativ medisin, oficjalny raport opublikowany przez Norweskie Ministerstwo Zdrowia dostępny pod adresem www.regjeringen.no/en/ministries/hod/Documents/NOUer/1998/NOU-1998-21.html?id=14l407.

7. P.R. di Sarsina, I. Iseppato, „Looking for a person-centered medicine: non conventional medicine in the conventional European and Italian setting” („Poszukiwania medycyny ukierunkowanej na jednostkę – niekonwencjonalna medycyna w konwencjonalnej europejskiej i włoskiej scenerii”), eCAM, 2009.

8. Medycyna antropozoficzna jest syntezą medycyny trady­cyjnej i homeopatii. Leki tego rodzaju produkuje firma Weleda i Wala. – Przyp. tłum.

9. ECHAMP (European Coalition on Homeopathic and Anthroposophic Medicinal Products – Europejska Koalicja Homeopatycznych i Antropozoficznych Produktów Medycznych), Facts and Figures (Fakty i liczby), drugie wydanie, 2007, www.echamp.eu.

10. Homeopathie en 1993, Lyons: Syndicat National de la Pharmacie Homeopathique (Lyons – Narodowa Unia Farmacji Homeopatycznej), 1993 (cytaty ankiet badania opinii publicznej przez COFREMCA i IFOP).

11. Transactions (Sprawozdania), Nutrition Business Journal, 7 lipca 2004.

12. C. Damase-Michel, C. Vie, I. Lacroix, M. Lapeyre-Mestre, J.L. Montastruc, „Drug Counselling in Pregnancy: An Opinion Survey of French Community Pharmacists” („Poradnictwo w spra­wie leków w okresie ciąży – badanie francuskiej opinii publicz­nej”), Pharmacoepidemiol Drug Saf., 18 marca 2004.

13. „House of Lords Science and Technology Report” („Raport Izby Lordów w sprawie nauki i techniki”), listopad 2000, www.publications.parliament.uk/pa/ld199900/ldselect/ldsctech/123/12303. htm.

14. Richard Wharton. George Lewith, „Complementary Me­dicine and the General Practitioner” („Medycyna komplemen­tarna a lekarz ogólny”). British Medical Journal, 7 czerwca 1986, 1498-1500.

15. Nelson, op. cit.

16. Steven Kayne, „Homeopathic Pharmacy: Education, Re­search and Optimism” („Homeopatyczna farmacja – badania i optymizm”). British Homoeopathic Journal, październik 1993, 225.

17. Brytyjskie Towarzystwo Medyczne (British Medical Association), Complementary Medicine: New Approaches to Good Prac­tice (Medycyna komplementarna – nowe podejście do dobrej prakty­ki), Oxford, Oxford University, 1993.

18. Universal News Services, 16 czerwca 1994.

19. S. Ross, CR. Simpson, J.S. McLay, „British Homoeopathic and herbal prescribing in general practice in Scotland” („Prze­pisywanie leków homeopatycznych i ziołowych przez lekarzy ogól­nych w Szkocji”). Journal of Clinical Pharmacology, 6 grudnia 2006. 647-652.

20. Jessica Buss, „Irish Turn to Homoeopathy” („Irlandczycy przestawiają się na homeopatię”). Farmers Weekly, 16 październi­ka 1998.

21. E. Low, D.M. Murray, O. O′Mahony. J. O′B Hourihane. „Complementary and alternative medicine use in Irish paediatric patients” („Stosowanie komplementarnej i alternatywnej medycyny w środowisku irlandzkich pediatrycznych pacjentów”), Ir. J. Med. Sci, 22 kwietnia 2008.

22. S. Joos, B. Musselmann, A. Miksch, T. Rosemann, J. Szecsenyi, „The role of complementary and alternalive medicine (CAM) in Germany – a focus group study of GPs” („Rola kom­plementarnej i alternatywnej medycyny (CAM) w Niemczech obserwowana grupa lekarzy ogólnych”). BMC Health Services Research, 2008, 8:127.

23. R. Stange, R. Amhof, S. Moebus, „Complementary and alternative medicine: attitudes and patterns of use by German physicians in a national survey” („Komplementarna i alternatywna medycyna – nastawienia i wzorce stosowania przez niemieckich le­karzy w świetle wyników krajowej ankiety”), J. Altem. Complement. Med., grudzień 2008,14(10):1255-1261.

24. K. Munstedt et al. „Clinical indications and perceived effectiveness of complementary and alternative medicine in departments of obstetrics in Germany: A questionnaire study” („Kliniczne wskazania i uzyskane rezultaty stosowania medycy­ny komplementarnej i alternatywnej w oddziałach położniczych w Niemczech-badania ankietowe”), Eur. J. Obsiet. Gynecol., 2009.

25. Y. Du, H. Knopf, „Paediatric homoeopathy in Germany: results of the German health interview and examinalion survey for children and adolescents (KiGGS)” („Homeopatia pediatryczna w Niemczech – wyniki niemieckiego wywiadu i sondy w sprawie dzieci i nastolatków (KiGGS)”), Pharmacoepidemiol Dmg Saf., 23 lutego 2009.

26. Annette Tuffs, „Three out of Four Germans Have Used Complementary or Natural Remedies” („Trzech na każdych czte­rech Niemców korzystało z komplementarnych lub naturalnych leków”), BMJ, 2 listopada 2002.

27. A. Bussing, P.F. Matthiessen. T. Ostermann, Differential usage of homeopathy and acupunture in German individuals” („Zróżnicowane wykorzystanie homeopatii i akupunktury przez Niemców”), 2009. North American Research Conference on Complementary and Integrative Medicine (Północnoamerykańska Konferencja Badań w sprawie Komplementarnej i Integracyjnej Medycyny), maj 2009, Minneapolis, USA, Altemative Therapies, maj-czerwiec 2009.

28. M. Hensel. M. Zoz, A.D. Ho, „Complementary and aller-native medicine in patients with chronic lymphocytic leukemia” („Komplementarna i alternatywna medycyna wśród pacjentów cierpiących na chroniczną limfocytową białaczkę”), Support Care Cancer, 6 maja 2008.

29. A. Laengler. C. Spix. G. Seifert, S. Gottschling, N. Graf, P. Kaalsch, „Complementary and alternative treatment methods in children with cancer: A population-based retrospective survey on the prevalence of use in Germany” („Komplementarne i alter­natywne metody terapii w przypadku dzieci cierpiących na raka – retrospektywne badania występowania w niemieckiej popula­cji”), Eur. J. Cancer. październik 2008, 44(15):2233-2240.

30. S. Schwarz, C. Knorr, H. Geiger, P. Flachenecker, „Com­plementary and alternative medicine for multiple sclerosis” („Medycyna komplementarna i alternatywna w zastosowa­niu do stwardnienia rozsianego”), Mult. Seler., wrzesień 20U8, 14(8):1113-11I9.

31. F. Marian, K. Joost. K.D. Saini et al., „Patient satisfaction and side effects in primary care: an observational study comparing homeopathy and conventional medicine” („Satysfakcja pacjentów i efekty uboczne podstawowej opieki medycznej – badania obser­wacyjne porównujące homeopatię i medycynę konwencjonalną”), BMC Comp. Alt. Med., 2008.

32. G. Bornhoft, U. Wolfvon Ammon et al., „Effectiveness, Safety, and Cost-Effectiveness of Homeopathy in General Practice-Summarized Health Technology Assessment” („Efek­tywność, bezpieczeństwo i efektywność kosztów stosowania home­opatii w medycynie ogólnej – podsumowanie oszacowania technologii opieki zdrowotnej”). Forschende Komplementarmedizin, 2006, suplement.

33. Peter Fisher, Adam Ward. „Complementary Medicine in Europę” („Medycyna komplementarna w Europie”), British Medical Journal. 9 lipca 1994.

34. S. Hess, S. De Geest, K. Halter, M. Dickenmann, K. Denhaerynck, „Prevalence and correlates of selected alternative and complementary medicine in adult renal transplant patients” („Powszechność i korelaty wybranych terapii medycyny komple­mentarnej i alternatywnej wśród dorosłych pacjentów po prze­szczepie nerki”), Clin. Transplant.. 11 września 2008.

35. ANSA English Corporate Service. „7,5 Million Italians Use Homeopathic Drugs” („7.5 miliona Włochów używa leków home­opatycznych”). 20 maja 2004.

36. A. Molassiotis, P. Fernadez-Ortega, D. Pud et al., „Use of complementary and allernative medicine in cancer patients: a European survey” („Użycie komplementarnej i alternatywnej medycyny przez pacjentów chorych na raka – europejska sonda), Ann. Oncol, 2005, 16:655-663.

37. H. Johannessen. Hjelmborg J. von Bornemann, E. Pasquarelli, G. Fiorentini. F. Di Costanzos, G. Miccinesi, „Prevalence in the use of complementary medicine among cancer patients in Tuscany, Italy” („Stosowanie medycyny komplementarnej wśród pacjentów cierpiących na raka w Toskanii we Włoszech”). Tumori., maj-czerwiec 2008. 94(3):406-410.

38. CA. Clerici, L. Veneroni, B. Giacon et al., „Complementary and alternative medical therapies used by children with cancer treated at an Italian pediatrie oncology unit” („Komplementarne i alternatywne terapie medyczne stosowane w przypadku dzieci chorych na raka leczonych w we włoskim ośrodku onkologii pedia­trycznej”), Pediatrie Blood Cancer, czerwiec 2009.

39. R. Gomez-Martinez. A. Tlacuilo-Parra. R. Garibaldi-Covarrubias, „Use of complementary and alternative medicine in chil­dren with cancer in Occidental, Mexico” („Wykorzystanie medy­cyny komplementarnej i alternatywnej w przypadku dzieci chorych na raka w Occidental w Meksyku”). Pediatric Blood Cancer, 2007.

40. S. Gozum, D. Arikan, M. Buyukavci, „Complementary and alternative medicine use in pediatrie oncology patients in eastern Turkey” („Użycie medycyny komplementarnej i alterna­tywnej w przypadku onkologicznych pediatrycznych pacjentów we wschodniej Turcji”), Cancer Nurs., 2007. 30:38-44.

41. I. Nathanson, E. Sandler. G. Ramirez-Garnica et al. „Factors influencing complementary and alternative medicine use in a multisite pediatrie oncology practice” („Czynniki wpływające na stosowanie medycyny komplementarnej i alternatywnej w wie­lostronnej praktyce onkologicznej pediatrii”), J. Pediatr. Hematol. Oncoi, 2007.29:705-708.

42 R. D’Inca, AT. Garribba, M.G. Vettorato, A. Martin. D. Martines, V. di Leo, A. Buda, G.C. Sturniolo, „Use of altenative and complementary therapies by inflammatory bowel disease patients in an Italian tertiary referral center” („Wykorzystywanie alternatywnych i komplementarnych terapii w przypadkach zapa­lenia jelita leczonych we włoskim trzeciorzędnym ośrodku konsul­tacyjnym”), Dig. Liver Dis., 10 kwietnia 2007.

43. Agencja Reutera. „Tummy tucks join inflalion calculation” („Abdominoplastyka włączona do obliczeń inflacji”), 12 lutego 2007.

44. Milena Izmirlieva, „Global Insight”. 28 marca 2007, znale­zione w Homeopathy Today, maj-czerwiec 2007.

45. F. Clines, „With Medicine Itself Sick, Russians Turn to Herbs” („Chora medycyna sprawia, że Rosjanie zwracają się ku ziołom”), New York Times, 31 grudnia 1990.

46. Samuel Brown, „Use of Complementary and Alternative Medicine by Physicians in St. Petersburg, Russia” („Wykorzystanie medycyny komplementarnej i alternatywnej przez lekarzy z St Petersburga”), The Journal of Alternathe and Complementary Medicine. kwiecień 2008. vol. 14, nr 3, 315-319.

——————————

Zapraszam też do zapoznania się ze stroną mojego bloga „Homeopatia”.

Onkologiczne ludobójstwo zdemaskowane

Zapraszam do obejrzenia kolejnego, znakomitego wykładu doktor Aleksandry Niedzwiecki, w którym demaskuje ona wielkie oszustwa związane z przynoszącym miliardowe dochody biznesem rzekomego leczenia raka. Założenia „kuracji” onkologicznej oparte są na oszukańczych podstawach, a terapia ta jest gorsza od choroby.

Nie wystarczy wiedzieć, jak nas oszukują i mordują, najważniejszą częścią wykładu jest wiedza o tym, jak chronić się przed zachorowaniem i jak się skutecznie i bezpiecznie leczyć, gdybyśmy jednak zachorowali.

Czego trzeba więcej, żeby uwierzyć?
Wykład ten prezentuje doskonale udokumentowane DOWODY NAUKOWE uzyskane przez rzetelnych i uczciwych lekarzy-naukowców.

Z wykładu wynika, że główną przyczyną raka jest brak witamin (zwłaszcza C) i mikroelementów w diecie. Nasza dieta jest coraz mniej wartościowa z powodu wyjałowienia gleb przez sztuczne nawożenie pól oraz za sprawą przetwarzania (oczyszczania oraz „poprawiania”) naturalnej żywności. Białe pieczywo, makarony, ryż, cukier i sól oraz pozbawione witamin i mikroelementów warzywa i owoce nie są w stanie dostarczyć organizmowi niezbędnych do życia składników. Pozornie jedzący do syta może zachorować i umrzeć z głodu, bo kalorie, a nawet białka to nie wszystko, czego nasz organizm potrzebuje. Jedzenie i picie nowoczesnej, mocno schemizowanej żywności (sztuczne dodatki smakowe i zapachowe, barwniki, konserwanty, słodziki, kwasy, tłuszcze, niezliczone „E” itp.) zatruwa krew, a wraz z nią wszystkie komórki naszego organizmu. Nic więc dziwnego, że mamy „epidemię” raka i wszelkich innych chorób.

Dlaczego chemioterapia nie jest i nie może być skuteczna?

Ponieważ jej celem jest niszczenie komórek. Zabija ona zarówno komórki rakowe, jak i zdrowe. „Leczenie” stosowane w onkologii polega na aplikowaniu chemii i naświetlań, które nie mogą wyleczyć raka, bo są rakotwórcze z samej swojej natury.

Proszę przyjrzeć się uważnie poniższemu zdjęciu. Widzimy na nim 2 centymetrowej grubości gumową rękawicę, którą ochraniają swoje ręce lekarze i pielęgniarki aplikujący chemię pacjentom chorym na raka. Gdyby zawartość kroplówki wylała się na skórę doszłoby do bardzo poważnego oparzenia, które po latach może przekształcić się w raka skóry. I tę wysoko toksyczną substancję wlewa się w żyły chorego człowieka. To prawdziwy cud, że ktokolwiek jest w stanie przeżyć tę „kurację”!

Właściwe leczenie raka to powrót do natury!

Jeśli pozwolimy naszym organizmom oczyścić się z trucizn i dostarczymy im tego, czego potrzebują, żeby optymalnie funkcjonować (w tym przypadku naturalnych suplementów), same powrócą do równowagi i choroba zniknie bez leków.

Poniższe ilustracje pochodzą z wykładu. Są one tak wymowne, że postanowiłam je tu umieścić, żeby każdy potencjalny pacjent oddziału onkologicznego mógł się dobrze zastanowić, czy dobrze robi ufając lekarzom.

Ludzie! Obudźcie się wreszcie!

Mimo dostarczania coraz większej ilości niezbitych dowodów na wielką skuteczność naturalnego leczenia raka ludzkość w najlepsze trwa w matriksowej, głębokiej hipnozie. Chorzy na raka, trafiający na oddziały onkologiczne z reguły wychodzą stamtąd „nogami do przodu”, ale fakt ten, zamiast ludzi otrzeźwić i zmusić do ucieczki, paradoksalnie generuje w nich jeszcze większy lęk i napędza do lekarzy jeszcze więcej spanikowanych chorych. Jak wyjaśnić ten fenomen, jeśli nie hipnozą?

„Leczenie” raka to nieprawdopodobny wprost biznes, lepszy nawet niż prostytucja i narkotyki. Podobnie ma się sprawa ze szczepieniami.

Gdy pacjent umrze lub gdy zostanie wyleczony traci się kurę znoszącą złote jaja.

Pierwsza tragedia to kiedy pacjent umrze. Druga tragedia, to kiedy wyleczy się ludzi. Prawdziwie dobry lek to ten, który zażywa się bardzo długo

– to cytat z wywiadu z twórcą nowych leków.

Oburzające?

Teoretycznie tak. Ale jak się nad tym głębiej zastanowić, to niekoniecznie.

Każdy z nas jest kowalem własnego losu i sam ponosi odpowiedzialność za wszystko, co go spotyka. Jeśli ktoś nie interesuje się zdrowym odżywianiem i naturalnymi metodami dbania o zdrowie i jeśli bezmyślnie powierza pieczę nad nim innym ludziom to sam jest winien, jeśli skończy w grobie.

Dopóki udział w zabawie w doktora jest dobrowolny, ja to akceptuję.

Zgadzam się na to, że lekarze dla zarobku trują i mordują każdego barana, który wpadnie w ich szpony. Wolna wola. Do tanga trzeba dwojga, a to znaczy, że pacjentowi taki układ odpowiada.

Mnie nie odpowiada, więc nie korzystam. Wolnoć Tomku w swoim domku.

Jednak w momencie, gdy rozzuchwalona banda zbrodniczych uczniów i następców doktora Mengele zaczyna wyciągać swoje pożądliwe łapy również po tych, którzy nie życzą sobie być leczeni na śmierć, kiedy wprowadzają przymusowe (pod rygorem utraty pracy) badania „profilaktyczne” i szczepienia, albo co jeszcze gorsze, obowiązek poddawania się „właściwemu” leczeniu wbrew woli pacjenta, zaczyna się robić naprawdę strasznie. To jest zamach na moją wolność osobistą i ja tego nie zamierzam tolerować.

Jestem z pokolenia powojennego, więc wiem, jak działa medialna propaganda, wmawiająca ludzkim owieczkom, że gadanie o zagrożeniach jest tworzeniem wyssanych z palca teorii spiskowych.

To już jest chemiczno-farmaceutyczny totalitaryzm zagrażający zdrowiu i życiu każdego człowieka na Ziemi.

Na razie jeszcze mamy prawo wyboru, ale coraz częściej musimy się bronić przed wciąż ponawianymi próbami ograniczania naszych praw i wolności pod pretekstem dbałości o „nasze dobro”. Jak długo damy radę się opierać?

Tematyka wykładu:

  • Dlaczego leczenie raka jest nieskuteczne?
  • Rozpoznanie natury raka – nowy cel terapii.
  • Dowody naukowe skuteczności naturalnego podejścia do raka.
  • Dlaczego ten kierunek nie jest promowany?
  • Jak działa ‚biznes raka’?
  • Co możemy zrobić – Polska wolna od raka!

Jak zwykle podaję link do pierwszego odcinka.

Słowo „Barbie” zawsze wywoływało w moim umyśle skojarzenie z osobą Klausa Barbie, nazistowskiego rzeźnika Lyonu. Dziś widzę, jak „prorocze” było to skojarzenie. Inna Barbie znów zabija niewinne dzieci, więc Klaus pewnie rechocze złośliwie w głębi piekła, gdzie niewątpliwie trafił, ciesząc się, że jego dzieło jest kontynuowane.

Łysa laleczka Barbie, wprawdzie bez włosów, ale wciąż piękna (jej twórcy zataili fakt, że po chemioterapii wypadają WSZYSTKIE włosy, a więc rzęsy również). Wspaniała akcja propagowania śmierci wśród najmłodszych. Teraz każda dziewczynka będzie chciała zachorować na raka i poddać się „leczeniu na śmierć”, bo to takie cool. Akcję na Facebooku polubiło już 158 tysięcy ludzi! Mamy nową modę i masowy trend w kulturze.

Jeśli wierzysz, że po wojnie zwyciężyło dobro, zbrodniarze wojenni zostali zamknięci w więzieniach lub powieszeni, a nazizm a zawsze unicestwiony, to żyjesz w głębokim Matrixie i masz wodę zamiast mózgu! Obudź się z „racjonalistycznej” hipnozy i zacznij myśleć głową zamiast telewizorem i organem Michnika-Szechtera. To, czego uczono cię w szkole to bzdury i cyniczne kłamstwa.

NAZISTOWSKIE KORZENIE „BRUKSELSKIEJ UE” książka on line – przeczytaj koniecznie!!! Tu do pobrania.

„Rzeźnik z Lyonu” agentem niemieckiego wywiadu. Klaus Barbie służył RFN

Cała prawda o nazizmie rządzącym całym dzisiejszym światem

Jak działać?

———————————————–

http://www.naturalnews.com/053570_cancer_industry_lies_natural_cures.html

20 największych kłamstw przemysłu rakowego:

Tłumaczenie: Wojtek

  1. To pech powoduje raka, a nie że rak jest powodowany przez przyczynę i skutek.
  2. Nie ma znanego lekarstwa na raka.
  3. Chemioterapia leczy raka.
  4. Nie ma żadnej antyrakowej diety lub ziół leczących raka.
  5. Żaden z chemikaliów używanych w kosmetykach nie powoduje raka.
  6. Pestycydy i herbicydy nie powodują raka.
  7. Rak jako Twoje przeznaczenie, nie masz żadnej możliwości by od tego uciec.
  8. Onkolodzy pomogą Ci wyeliminować raka.
  9. Mammografia wyłapuje wczesne fazy raka, dlatego też ratuje życie.
  10. Diagnozy wykrywania raka są zawsze trafne i prawdziwe.
  11. Korporacje farmaceutyczne pragną znaleźć lek na raka.
  12. Grupa Komen zbiera pieniądze aby wyeliminowac raka.
  13. Rak to wróg, który zaatakował Twoje ciało, stąd też powinien być wyeliminowany poprzez potraktowania Twojego ciała bronią chemiczną.
  14. Kiedy tylko kartel farmaceutyczny znajdzie lek na raka, świat otrzyma go za darmo.
  15. Podwójna masektomia zapobiega rakowi piersi.
  16. Światło słoneczne powoduje raka (odpowiednie kremy i filtry uv temu zapobiegną).
  17. Jedynym powodem dlaczego nie znaleziono do tej pory leku na raka to za mała ilość zainwestowanych pieniędzy w badania tej kwestii.
  18. Nowoczesne metody leczenia raka są wysoce efektywne i popierane przez naukowy świat jako efektywne i bezpieczne.
  19. Nie ma powiązania pomiędzy dietą i rakiem.
  20. Biznes rakowy podąża za tym by podciąć pod sobą gałąź.

Nauka i religia

Laura Knight-Jadczyk

Sott.net/The Dot Connector Magazine Nr14
19 sierpnia 2011

Źródło

Korupcja nauki jest jednym z największych problemów, z jakimi nasz świat kiedykolwiek miał do czynienia – tak poważnym, że może doprowadzić do wyginięcia rasy ludzkiej. Ta perspektywa przeraża mnie i powinna przerażać ciebie. Mniejsza jednak o strach; serce mi pęka, kiedy uświadamiam sobie, że największa nadzieja ludzkości – Prawda, piękna Prawda – została sponiewierana i zmarnowana przez samych strażników świątyni – naukowców, podlegających wpływom skomplikowanej sieci powiązanych ze sobą patologicznych spisków, które oddzieliły się całkowicie od organizmu normalnej ludzkości.

Byłam bardzo młoda, kiedy dowiedziałam się, że nauka może popełniać błędy. Dorastałam obok dzieci, których matki przyjmowały Talidomid w czasie ciąży. Kiedy miałam 14 lat, nasz lekarz rodzinny przepisał mi „pigułki odchudzające”, metamfetaminę. Nieomal nieodwracalnie zniszczyły mi zdrowie. W późniejszych latach z telewizyjnego magazynu informacyjnego „20/20“ dowiedziałam się, że propagowana kuracja na nadciśnienie, zalecona mojemu dziadkowi przez Urząd d/s Weteranów, zabiła go. To tylko kilka migawek z życiowych doświadczeń z lekarzami i innymi pracownikami medycznymi, którzy w około 75% przypadków dokonywali nieprawidłowych ocen, zaś pozostałe 25%, kiedy mieli rację, nie dotyczyło sytuacji krytycznych. We wszystkich sytuacjach krytycznych – moich własnych lub moich dzieci – posłuchanie zaleceń lekarza miałoby poważne negatywne konsekwencje.

Jest to z pewnością przygnębiająca perspektywa, ale tak jest: lekarzy nie szkoli się, aby pomagali żyć zdrowo, szkoli się ich na uczelniach medycznych, finansowanych przez firmy farmaceutyczne, żeby wspierali rozwój przemysłu lekowego. Słyszałam kiedyś, że w starożytnych Chinach lekarze musieli wywieszać nad swoimi drzwiami informację o liczbie ich zmarłych pacjentów. Oczywiście, stało się to silną motywacją do znalezienia naprawdę skutecznej terapii, nikt bowiem nie przychodziłby do nich na konsultacje, gdyby ich rady i eliksiry nie przynosiłyby pacjentom korzyści. Byłoby miło, gdyby nasza cywilizacja wprowadziła podobny system.

Jednak w pewnym sensie taki system już istnieje – to wymiana informacji w społeczeństwie. Problem jedynie w tym, że ogromna większość ludzi w naszym społeczeństwie nie uwierzy 500 osobom, które powiedzą im, że coś naprawdę działa, ponieważ to wypróbowali. Uwierzą jednemu lekarzowi, który mówi, że „nie jest to zalecane przez stowarzyszenia medyczne”. Taki człowiek, podążający za „ustanowionymi autorytetami”, zamiast kierować się empirycznymi dowodami, jest klasyfikowany przez psychologa Boba Altemeyera do typu osobowości „Autorytarnego Wyznawcy”. To przez tego typu ludzi nawet czystej wody psychopaci u władzy mogą uniknąć kar za najpoważniejsze przestępstwa, popełnione we wszystkich dziedzinach działalności, od medycyny do prawa, od przemysłu do polityki. Autorytarny Wyznawca wierzy, że władza ma prawo żyć według własnych reguł, a zatem kłamstwo, oszustwo, kradzież i morderstwo w ​​kręgach władzy mogą być tolerowane i skwitowane jedynie wzruszeniem ramion. Będą oni również chętnie angażowali się w te same kłamstwa, oszustwa, kradzieże i zabójstwa, jeśli przedstawi im się je jako konieczne do ochrony ich status quo.

Korupcja Nauki. Po tych wszystkich doniesieniach o cichych powiązaniach naukowców z wielkimi korporacjami i pichceniu danych, o Aferze Klimatycznej, zatajaniu badań naukowców z NASA, nie wspominając już o długiej historii WIELKICH błędów popełnionych przez naukę, które doprowadziły do ​​strasznych cierpień całych grup ludzi, zestawienie w rozmowie tych dwóch słów – korupcja i nauka – nie wywołuje dziś zdziwienia. Każdy z grubsza rozumie, że wśród naukowców, jak w każdej grupie ludzi, znajdą się tacy, którzy są na bakier z etyką albo wręcz drapieżni. Chciałabym jednak zasugerować, że korupcja nauki jest głębszym i szerszym problemem, niż się powszechnie podejrzewa; że jest to zgnilizna, która przenika całą naszą zachodnią kulturę i w rzeczywistości leży u podstaw wszelkiego zła, które dziedziczyliśmy na przestrzeni ostatnich stuleci. Ponadto, chciałabym zasugerować, że przyczyną korupcji nauki jest fakt, iż została ona opanowana przez psychopatię, wspieraną przez ludzi o typie osobowości Autorytarnego Wyznawcy.

W ostatnim numerze magazynu „The Dot Connector”, w moim artykule „Złota Era, psychopatia i szóste wymieranie”, przytoczyłam kilka przykładów badań, które pokazują, w jaki sposób działa mózg osób o typie osobowości Autorytarnego Wyznawcy (wg opisu Boba Altemeyera) oraz jak powszechnie ten typ jest reprezentowany zarówno w nauce, jak i wśród ludzi religijnych. Teoretyzowałam też nieco o początkach tego konfliktu, wywodzącego się z istnienia dwóch rodzajów ludzi – tych, którzy posiadają pewien potencjał duchowy (prawdopodobnie z racji genetyki, aczkolwiek morfologiczny wpływ na genetykę miały czynniki niematerialne), a więc zdolnych do pojmowania i działania w ramach duchowej struktury ideologicznej, oraz tych, którym brak tej zdolności – także prawdopodobnie z powodu genetyki – a więc na zawsze ograniczonych w obrębie materialistycznej struktury, bez względu na to, jak silna i elegancka jest moc obliczeniowa ich fizycznego mózgu.

W tym samym artykule zwróciłam również uwagę na ciekawy fakt, że kiedy amerykańskie media robiły szum wokół „nadużyć rytuału satanistycznego” a półki w księgarniach uginały się pod ciężarem książek na temat porwań przez obcych, te same media jednocześnie – i równie energicznie – propagowały teorię ewolucji. Nie chodzi o to, że teoria ewolucji jest całkowicie błędna, tylko o to, że stosuje się ją do absolutnie wszystkiego, jakby była fundamentalną Teorią Wszystkiego, a nie jest!

Teoria ewolucji jest jak każda inna teoria – ma ograniczoną dziedzinę aplikacji. Poza tym obszarem, znanym obecnie jedynie w przybliżeniu, teoria ta może okazać się bezużyteczna lub wręcz błędna i często daje niedorzeczne odpowiedzi. To tak jak z teorią względności – jest przydatna tak długo, jak długo zapominamy o efektach kwantowych. Istnieją efekty kwantowe, które są niezgodne z teorią względności i problemy te były znane takim naukowcom, jak Einstein i Dirac. Podczas gdy Einstein nie przepadał za teorią kwantową, Dirac, z drugiej strony, nie przepadał za teorią względności i próbował wskrzesić starą teorię eteru.

Teoria ewolucji opiera się na pewnych konkretnych założeniach. Ci, którzy w teorii ewolucji widzą odpowiedź na wszystkie pytania związane z życiem, wszechświatem i co by jeszcze, częstokroć zapominają, że niektóre z tych założeń mogą być wątpliwe lub błędne. U podstaw teorii ewolucji leżą „prawa przypadku”. Ale skąd się wzięły te prawa przypadku? I dlaczego mają zastosowanie do naszego świata? To ważne pytania, ale teoretycy ewolucji odrzucą je jako „metafizyczne”. Jednak te pytania nie są wcale bardziej metafizyczne niż inne, na które ewolucjoniści rzekomo mają odpowiedź.

Dlaczego w ogóle istnieją jakieś prawa? Czy pojawiły się również przez przypadek? Zdeklarowani ewolucjonisći będą próbowali ukryć się za zasadą antropiczną, gdzie „prawa przypadku” tworzą niezliczone wszechświaty, a my „akurat znaleźliśmy się” w takim, w którym stworzono „teorię ewolucji”, mającą wszystko wyjaśnić. Uczciwy naukowiec nie może być usatysfakcjonowany tak bezużytecznym pseudo-wyjaśnieniem. Skąd wziął się porządek we wszechświecie i jak? Można różnie odpowiadać na to pytanie, jednak by zmierzyć się z takimi problemami, nauka musi wyjść poza czysto materialistyczny paradygmat. Niektórzy naukowcy próbują to robić, ale są zwykle dość ostro sprowadzani z powrotem do szeregu przez armię Autorytarnych Wyznawców, dowodzoną przez ich psychopatycznych mistrzów.

Nawet jeśli rozpatrujemy teorię ewolucji w dziedzinie, w jakiej wydaje się mieć zastosowanie, nadal mamy problemy. Prawdopodobieństwa są subiektywne, oparte na częściowo arbitralnych modelach. Jednego dnia szacujemy pewne prawdopodobieństwo na bliskie zeru, a potem, następnego dnia, dowiadujemy się, że w pewnych okolicznościach to prawdopodobieństwo zbliża się do jednego. Albo odwrotnie. W skrócie, teoria ewolucji jest przydatna tak długo, jak długo jest przydatna. Jest narzędziem, którego można używać w określony sposób, w pewnych, raczej wąsko zakreślonych okolicznościach, i nie jest zbyt wyszukanym narzędziem.

Krótko mówiąc, teorie Wielkiego Wybuchu i Ewolucji trzeba przyjąć na wiarę – potrzeba DUŻO wiary – i dlatego bliżej im do religii niż do czegokolwiek innego.

To prowadzi nas do problemu religii, które nie udają, że są czymś innym, niż są. Dyskusje na temat „nauka czy religia” na ogół formułowane są w kategoriach argumentów faworyzujących wiarygodność – lub „prawdziwość” – jednej bądź drugiej. To niewłaściwy kontekst. Pasja i polemiki, które wchodzą w grę, gdy przeciwstawia się sobie naukę i religię, ujawniają nam coś fundamentalnego o obu postawach – głębokość i siłę, z jaką jednostki identyfikują się z jedną z nich. To, samo w sobie, odsłania „religijny” charakter obu dyscyplin, bo przecież słowo „religia” pochodzi od słowa „ligare”, co oznacza „wiązać ze sobą” – na ogół bardzo mocno – podobnie jak więzadła przywiązują mięśnie do kości. Kości stanowią podstawową strukturę, na którą nałożona jest struktura ciała, ale żadna z nich nie miałaby kształtu, ani niczemu użytecznemu by nie służyła, bez spajającej mocy więzadeł. Ktoś może być szczupły lub gruby, wysoki lub niski, i w wielu różnych wariantach, które mają niewiele wspólnego z samą strukturą kości, a jedyną stałą jest to, że ciało jest połączone z kośćmi za pomocą więzadeł.

Dokładnie tak samo mięso (treść) organizmów naszych idei nadbudowane jest na określonej bazie – szkielecie – i długie lata obserwacji doprowadziły mnie do przekonania, że to nie ów fundament jest albo „naukowy”, albo „religijny”, ale coś o wiele bardziej interesującego i subtelnego – pewien stan ideologiczny. Pozwólcie, że to wyjaśnię.

Wikipedia mówi nam, że „ideologia” jest:

[…] zbiorem poglądów, stanowiących o czyichś celach, oczekiwaniach i działaniach. Ideologia może być traktowana jako całościowa wizja, jako sposób patrzenia na sprawy […] – czyli na zdrowy rozsądek […] lub jak to przedstawiają niektóre prądy filozoficzne […] – lub też jako zbiór idei przedstawionych wszystkim członkom społeczeństwa przez dominującą w nim klasę społeczną („otrzymana świadomość”, produkt socjalizacji). Ideologie […] są systemami myślenia abstrakcyjnego w odniesieniu do spraw publicznych, czyniąc to pojęcie kluczowym dla polityki. Domyślnie każdy kierunek polityczny wymaga ideologii, bez względu na to, czy jest ona postulowana jako jasno zakreślony system myślenia, czy też nie. To sposób, w jaki społeczeństwo patrzy na różne sprawy.

Okazuje się, że istnieją dwa podstawowe „typy szkieletu”, na których rośnie tkanka struktur naszych idei i do których są one przyłączone z taką trwałością, z jaką więzadła mocują ciało do kości, oraz że nie można się z tym tak łatwo uporać, nazywając dany szkielet „religijnym” bądź „naukowym”. Jednym z nich jest dobrze znany w naszej kulturze „materializm”. Ale czym jest ten drugi? Co dziwne, nie ma ściśle zdefiniowanej alternatywy, która byłaby powszechnie rozumiana w dzisiejszym świecie. Wikipedia (znów), informuje nas, że:

W filozofii teoria materializmu zakłada, że jedyną rzeczą, która istnieje, jest materia; że wszystkie rzeczy złożone są z materii i wszystkie zjawiska (w tym świadomość) są wynikiem materialnych oddziaływań. […] Filozoficznymi alternatywami dla materializmu są dualizm i idealizm.

Jedynymi alternatywami są dualizm i idealizm? No cóż, jeśli wniknąć nieco głębiej okaże się, że są też inne opcje, takie jak pluralizm i monizm. W końcu, kiedy już usmażysz sobie mózg czytając te wszystkie wywody filozoficzne, powrócisz do wniosku, że tak naprawdę są tylko DWA podstawowe stanowiska:

– tych, którzy uważają, że materia jest w jakiś sposób korzeniem i pniem istnienia, a świadomość jest jedynie produktem ubocznym doznań przepychających się między sobą atomów (że tak powiem);

– i tych, którzy uważają, że świadomość (nie osobista, ale Kosmiczna Świadomość) jest podstawową Jednością, od której pochodzi lub emanuje wszystko inne, w tym materia.

Co ciekawe, można znaleźć fanatycznych wyznawców religii, budujących swoje wierzenia religijne na czysto materialistycznej ideologii, ale można też znaleźć wspaniałych naukowców – czystych doświadczalników – wśród tych, którzy są przekonani, że to świadomość, tj. duch, jest w jakiś sposób podstawowym elementem wszystkiego, co istnieje. To naprawdę tyle. Można z tym robić różna cuda, ale i tak w ostatecznym rozrachunku skończymy na jednym z tych dwóch podstawowych poglądów, które dla naszych celów możemy, jak sądzę, określić jako Materialny vs Duchowy – terminu „duchowy” używając umownie, na oznaczenie preegzystującej Kosmicznej Świadomości.

Jak już wskazywałam w „Złotej Erze, psychopatii i szóstym wymieraniu”, myślę, że te dwa podstawowe stany ludzi są efektem genetyki – prawdopodobnie wymieszania się genów neandertalczyka z genami człowieka współczesnego, co utworzyło wiele patologii osobowości, w tym psychopatię i osobowość autorytarną. Jasnym, a zarazem przerażającym jest fakt, że to właśnie tego typu ludzie opanowali naukę. Takie jednostki nie będą najlepszymi naukowcami – prawdopodobnie nie będą nawet dobrymi. Sposób, w jaki może się to zdarzyć, wyjaśnia psycholog Andrzej Łobaczewski – był bowiem tego świadkiem w komunistycznej Polsce i opisał ten proces w swojej przełomowej pracy „Ponerologia Polityczna”.

Łobaczewski opisuje kraj pod panowaniem patologicznych jednostek jako Patokrację. Oczywiście, patokracja nie może się rozwijać, kiedy nauka pracuje na rzecz mas pracujących; patokracja może rozwijać się tylko wtedy, kiedy nauka jest starannie zarządzana gospodarczo i politycznie tak, by służyła kontroli rzeczonych mas. To oczywiście wymaga w pierwszej kolejności skorumpowania tych dziedzin nauki, które mogłyby wyjawić naturę patokracji – czyli psychologii, psychopatologii, psychiatrii i medycyny.

Wszelkie szanse na dokładny opis psychopatologii i opracowanie metod diagnozy muszą być umiejętnie udaremnione, a badania przekierowane. Dla patologicznych jednostek na szczycie kopca jest to kwestia „być albo nie być”. Oni doskonale wiedzą, że gdyby „ustanowione autorytety” nauki i religii postanowiły ich zdemaskować, nie dałoby się powstrzymać żądań typu: „Na gilotynę z nimi!” Tak więc, jak wskazuje Łobaczewski, do monitorowania publikacji naukowych zaprzężono celowy i świadomy system kontroli, terroru i odwracania uwagi. Utalentowani naukowcy z dużymi możliwościami mogą stać się obiektem szantażu i złośliwej kontroli ze strony przełożonych o niewielkich lub żadnych talentach i umiejętnościach. Dokładnie taką rolę pełni naukowy system „peer review”. Recenzowanie przed publikacją nie jest złe samo w sobie, to anonimowość recenzentów otwiera drzwi korupcji. Naukowcy powinni być zobowiązani do występowania w jasnym świetle dnia, jako osoby posiadające nazwiska i twarze, i precyzyjnie formułować, w czym nie zgadzają się z wynikami danej pracy naukowej, bądź jakie elementy metodologii krytykują. W ten sposób moglibyśmy wyeliminować STASI-podobną tajną policję myśli, wetującą publikację jakiejś pracy naukowej, która po prostu stoi w sprzeczności z dogmatami ustroju lub też wzięła na cel jedną ze świętych krów recenzenta.

We wczesnych stadiach operacja [policji myśli] musi być przeprowadzona w taki sposób, aby nie rzucała się w oczy. Jednak, kiedy już władzę przejmie patologia, problem znika, ponieważ, jak wspomniano powyżej, Autorytarni Wyznawcy uważają, że ​​jest słusznym i sprawiedliwym, kiedy liderzy kłamią, oszukują, kradną i mordują po prostu dlatego, że SĄ władzą.

Czasami dobrzy naukowcy są uciszani i eliminowani bezgłośnie, inni zaś są zmuszeni do porzucenia kariery lub przeniesienia się do innych krajów. Po dojściu nazistów do władzy, w Niemczech nastąpił znaczący „drenaż mózgów”. Przez lata doskonali naukowcy notorycznie uciekali z totalitarnych krajów komunistycznych. W ostatnich latach wiele krajów europejskich straciło swoich najlepszych myślicieli z powodu braku uczciwego wsparcia finansowego. Zawsze i nieodmiennie, kiedy najlepsi myśliciele odchodzą, dany kraj zaczyna popełniać jeden błąd za drugim, a jego destrukcja staje się nieunikniona.

Aby ustawić swoich ludzi od kontroli na dogodnych stanowiskach, patokratyczny system musi znaleźć kandydatów, którzy są przynajmniej w stanie ukończyć studia – choć bardzo często stopnie uzyskuje się drogą oszustwa lub nacisków z różnych stron na organy je wydające. Po zdobyciu stopni naukowych takie patologiczne jednostki nagradzane są wysokimi stanowiskami, gdzie mają kontrolę nad tym, co jest lub nie jest uważane za „do przyjęcia w nauce”. Te imitacje naukowców mają możliwość kontrolowania, kto otrzymuje stopnie naukowe, czyja praca zostanie opublikowana, kto dostaje gwarancję zatrudnienia, i tak dalej. Na bardzo przyziemnym poziomie, wielu z nich, będąc przeciętnymi naukowcami, kieruje się własnym interesem i zazdrością wobec bardziej utalentowanych badaczy.

Jak już wspomniano, kontrola w naukach psychologicznych jest szczególnie szkodliwa i zdradliwa. Otwiera drzwi jednostkom, które same są patologiczne i zajęły się tą dziedziną tylko dlatego, że szukają władzy i kontroli nad innymi (to jedna z cech definiujących psychopatologię). Typy te są z natury skłonne do „służenia ciemnej stronie”. W dawnych czasach, gdy obowiązywał system oparty na faktycznych zasługach, patologię można było wyeliminować. Jednakże w dzisiejszym świecie, w którym system został wypaczony tak, żeby lepiej pasował do potrzeb patologicznych jednostek, liczba osób na wysokich stanowiskach i z wyższymi stopniami naukowymi gwałtownie wzrosła.

Naukowcy, którzy dopiero rozpoczynają karierę w tych dziedzinach nauki, powodowani prawymi przesłankami, mają kolosalne problemy, a skutki tego dla całej ludzkości są katastrofalne. Ponieważ są oni niedokształceni, błędnie wykształceni lub świadomie wprowani w błąd, ci młodzi naukowcy są bezradni wobec problemów ludzkości. Niektórzy z nich zdają sobie sprawę, że potrzebna jest bardziej precyzyjna wiedza i próbują zdobyć ją na własną rękę. Ale takie postępowanie, w obliczu naukowej policji myśli, może oznaczać konieczność zapłacenia wysokiej ceny, a nie wszyscy z nich mają ku temu odpowiednie predyspozycje. Wielu przyzwoitych naukowców po prostu podporządkowuje się i ma nadzieję dożyć do emerytury tak, aby później mogli realizować to, co jest naprawdę ważne, będąc jednocześnie w stanie utrzymać dach nad głową i pełną lodówkę.

Kiedy nauka jest nieuczciwa, to również profesje, które od niej zależą, zaczynają gnić. Pod rządami patokratów jedyna droga to droga w dół. Widzimy to dziś USA, jak również we wszystkich krajach, które są z USA powiązane ekonomicznie i politycznie. Jeśli nauka została skorumpowana, żaden obszar życia społecznego nie może rozwijać się ani normalnie funkcjonować, a tym bardziej „ewoluować”. (Ironia zamierzona.) Zła nauka wpływa na gospodarkę, kulturę, technikę, administrację, politykę – dosłownie na wszystko. Ludzie zaczynają biadolić i narzekać, i grozić buntem. Zagraża to patokratom, zmuszając ich do korzystania z jeszcze bardziej nikczemnych metod terroru i eliminacji zagrożeń.

Oczywiście, jak długo patokraci są ustanowioną władzą, mają zagwarantowane wsparcie ze strony Autorytarnych Wyznawców we wszystkich dziedzinach życia, co prowadzi do głębokich podziałów w społeczeństwie. Autorytarni Wyznawcy stają się działaczami i aktywnie uczestniczą w indoktrynacji, nie zdając sobie zupełnie sprawy, że karmią chorobę, która zniszczy również ich. I tak się to toczy – patologia stopniowo wkracza wszędzie i zgnilizna się rozprzestrzenia. Wszędzie wybuchają kryzysy, wciąż podejmowane są złe decyzje oparte na chciwości i żądzy władzy, a patokraci nigdy nie uczą się na własnych błędach. Zarazki nie są świadome, że będą spalone żywcem lub zakopane głęboko w ziemi wraz z ciałem, do którego śmierci doprowadziły.

Łobaczewski pisze:

„Patokracja rodzi się pasożytując na wielkich ruchach społecznych, a potem staje się chorobą narodów. W ciągu dziejów ludzkości powodowała ona zwyrodnienie różnych ruchów narodowych, politycznych i religijnych, zniekształcając ideologie charakterystyczne dla ich czasów i warunków etnologicznych i czyniąc z nich ich własne karykatury. Działo się to na skutek aktywizacji podobnych czynników etiologicznych i w podobnym procesie patodynamicznym. Dlatego wszystkie patokracje świata były i są do siebie podobne w swoich właściwościach istotnych. Sobie współczesne znajdują więc wspólny język porozumienia mimo tego, że różnią się dramatycznie swoimi ideologiami, które je żywią i chronią przed identyfikacją ich patologicznej natury.

[…]

Zidentyfikowanie więc zjawisk tego rodzaju, jakie wystąpiły na przestrzeni dziejów ludzkości i prawidłowe ich zakwalifikowanie wedle ich rzeczywistej natury, a nie podle ich różnorodnych ideologii, jest zadaniem dla historyków już uzbrojonych w konieczne kryteria identyfikacyjne. Tylko ideologia społecznie dynamiczna i zawierająca elementy twórcze może przez dłuższy czas żywić i skrywać przed ludzkim krytycyzmem zjawisko makrosocjalne w swojej naturze całkiem odmienne. Tylko taka ideologia może dostarczać mu motywów użytecznych dla oddziaływania na wewnątrz i dla celów ekspansji politycznej.

Jest kwestią umowną, od jakiego momentu przekształcania się jakiegoś ruchu ideologicznego, pod wpływem znanego nam już procesu ponerogenezy, możemy zacząć uważać go za patokrację. Jest to proces narastający w czasie, który w pewnym momencie osiąga swój punkt nieodwracalności. Potem dochodzi do wewnętrznej rozprawy z wyznawcami pierwotnej ideologii, co stanowi ostateczne przypieczętowanie patologicznego charakteru zjawiska. Hitleryzm przekroczył niewątpliwie ten punkt nieodwracalności, ale do całkowitej rozprawy z wyznawcami pierwotnej ideologii niemieckiej, jak także do tej idącej w dół patologizacji życia i gospodarki, jeszcze nie doszło, kiedy armie aliantów rozgromiły jego potęgę militarną.”

„Ponerologia Polityczna”, str. 103

Jak napisałam powyżej, serce mi pęka, kiedy uświadamiam sobie, że największa nadzieja ludzkości – Prawda, piękna Prawda – została sponiewierana i zmarnowana przez samych strażników jej świątyni – naukowców, podlegających wpływom skomplikowanej sieci powiązanych ze sobą patologicznych spisków, które oddzieliły się całkowicie od organizmu normalnej ludzkości. Dlaczego? Ponieważ jako metoda poznawcza, nauka – prawdziwa nauka – to nasza największa nadzieja. Karl Popper poczynił ​​ważne obserwacje:

„…wszystkie objaśniające nauki są niezupełne; dla zupełności musiałaby podać wyjaśnienie samych siebie. Jeszcze silniejszy wynik daje słynne twierdzenie Gödla o niezupełności sformalizowanej arytmetyki (aczkolwiek użycie w tym kontekście twierdzenia Gödla i innych matematycznych twierdzeń o niezupełności jest jak użycie ciężkiego uzbrojenia przeciw stosunkowo słabym siłom). Ponieważ wszystkie nauki fizyczne używają arytmetyki (i ponieważ dla redukcjonisty jedynie nauka sformułowana przy pomocy symboli fizycznych odzwierciedla jakąkolwiek rzeczywistość), twierdzenie Gödla o niezupełności pozbawia zupełności wszystkie nauki fizyczne. Dla nieredukcjonisty, który nie wierzy w redukowalność całej nauki do nauki opartej na formułach fizycznych, nauka jest tak czy owak niezupełna.

Nie tylko filozoficzny redukcjonizm jest błędem, ale jak się wydaje, błędem jest również przekonanie, że metoda redukcji może doprowadzić do redukcji pełnej. Żyjemy w świecie wciąż tworzącej się ewolucji, w świecie problemów, których rozwiązania, o ile są znalezione, rodzą nowe, głębsze problemy. Tak więc żyjemy we wszechświecie powstającej nowości; nowości, która z zasady nie jest całkowicie redukowalna do żadnego z poprzednich etapów”.

Następnie dodał:

„Niemniej, metoda próbowania redukcji jest najbardziej owocna, nie tylko dlatego, że dużo uczymy się z jej częściowych sukcesów, z częściowych redukcji, ale także dlatego, że uczymy się na naszych częściowych porażkach i na nowych problemach, które nasze porażki ujawniają. Otwarte problemy są niemal równie interesujące, jak ich rozwiązania; w rzeczy samej, byłyby tak samo interesujące, gdyby nie fakt, że niemal każde rozwiązanie otwiera z kolei zupełnie nowy świat otwartych problemów”.

Naukowe filozofie odnoszą się do „przypadkowej mechaniczności” wszechświata i uczą nas, że jedynym sensem życia jest brak w nim jakiegokolwiek sensu. „Jedz, pij i wesel się, bo jutro możesz umrzeć”, a potem – zapomnienie.

Naukowy punkt widzenia przez długi czas za podstawę rzeczywistości przyjmował materię i ruch i w znacznym stopniu wciąż tak jest. Jednak tak naprawdę, materia i ruch są wielkościami niewiadomymi – x i y – i zawsze definiowane są za pomocą siebie nawzajem. Definiowanie jednej niewiadomej za pomocą innej jest absurdem. Oznacza to, że nauka definiuje materię jako to, co się porusza, a ruch – jako zmiany w materii. Teoria „Wielkiego Wybuchu” czy Kosmicznej Petardy jest wyjaśniana na tych samych zasadach. Pierwotny atom (materia) o niewyobrażalnej gęstości „eksplodował” w ruch. (Skąd się wziął pierwotny atom, jak powstała przestrzeń, w której tenże atom eksplodował, i skąd pochodził impuls, który to wydarzenie zapoczątkował – to pytania, które są zazwyczaj ignorowane.). I z tego wydarzenia, jakoś tak „przypadkowo”, wyłonił się nasz wszechświat i życie w nim. Człowiek jest „amoralnym zwieńczeniem zabójczej ewolucji biologicznej”. Umysł i dusza są niewytłumaczalnymi produktami ubocznymi walki o byt.

Dla przeciętnego człowieka stół, krzesło, czy pomarańcza są rzeczywistymi obiektami. Mają wymiar – a dokładnie trzy – są prawdziwe. Czy aby na pewno? Fizyk (i obeznany z tematem laik) wie, że przedmiot składa się z atomów. I w tym cały szkopuł!! Rozbity atom (cząstki kwantowe) często wykazuje bardzo niepokojące właściwości. Kto naprawdę widział materię lub siłę? Myślimy, że widzimy materię w ruchu, ale fizyka pokazała nam, że to, co widzimy, jest iluzją.

Kiedy próbujemy się na niej skupić, kwantowa cząstka-fala jest nieskończeniewymiarowym bytem, którego nie da się dostrzec w danym momencie jako trójwymiarowej bryły, poruszającej się w przestrzeni. Gdy odwracamy wzrok, kwantowa cząstka-fala zachowuje się jak fala czystej energii – niewidzialna siła.

Czym zatem jest materia? Czym jest to lokum, w którym odnajdujemy naszą egzystencję? Czy fizyczność kończy się na tym, co widzialne? Oczywiście nie, tak jak nie widzimy elektryczności i innych sił we wszechświecie, mierzalnych jedynie poprzez ich wpływ na „materię”. Czy te siły znikają, kiedy stają się niewykrywalne dla naszych zmysłów bądź instrumentów? Czy to, co wykrywamy subtelnym mechanizmem naszego umysłu i uczuć, nie istnieje tylko dlatego, że nie możemy tego zobaczyć lub zmierzyć?

Nauka przekazuje te pytania religii i zasadniczo mówi się nam „wierz, w co chcesz” na tym polu, ponieważ nauka nie ma w zwyczaju opisywać rzeczy, których nie można materialnie zważyć czy zmierzyć, i nieważne, że naukowcy również „wierzą w to, w co im się podoba”. Takie podejście kryje w sobie niezbyt trudną do zauważenia implikację, a mianowicie, że i tak zupełnie nie ma znaczenia, w co ktoś wierzy, ponieważ – jak ujął to duński fizyk, Niels Bohr – „nie istnieje żadna głęboka rzeczywistość”! Ale narzucenie nam przez materialistyczną naukę przekonań dotyczących każdego aspektu życia przynosi niezmiernie szkodliwe efekty!

Dla tych ludzi, którzy zakładają, że istnieje coś „głębiej” – jakiś „sens” życia, jeśli wolisz – jest tylko jedno miejsce, gdzie mogą szukać odpowiedzi. Jest nim religia, z jej aktualnie trzema głównymi – monoteistycznymi – odmianami, opartymi w gruncie rzeczy na jednej religii, judaiźmie.

Biblia mówi: „Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię”. Ani Biblia, ani nauka nie mają wiele do powiedzenia na temat tego, co działo się przed początkiem. Święty Augustyn zadał kiedyś pytanie: „Co robił Bóg, zanim stworzył świat?”. Riposta Biskupa: „Tworzył piekło dla tych, którzy zadają takie pytania!” zamyka drogę takim dociekaniom. Od tamtego czasu niewielu więcej pytało, a materialistyczni naukowcy starają się ten stan rzeczy utrzymać.

Czy naprawdę jesteśmy przypadkowym produktem ewolucji w przypadkowym wszechświecie, w wyścigu donikąd, z wyjątkiem zapomnienia? A może jest jeszcze gorzej, może sam nasz umysł – nasza wiara w istnienie czegoś wyższego i pragnienie poznania tego – jest naszą największą iluzją? Czy jesteśmy potępieni przez naszą religię za zadawanie takich pytań albo wyśmiewani przez naukę za samo myślenie, że powinny one zostać zadane? Wygląda na to, że wybierać możemy jedynie pomiędzy niesmacznym żartem a błędem.

A jednak należy zadać to pytanie: dlaczego żyjemy w świecie, w którym fizyczne wymarcie jest realną możliwością? Czy naprawdę stoimy na skraju otchłani, tracąc równowagę i przygotowując się do wpadnięcia w dziurę tak głęboką i ciemną, że nigdy się z niej nie wydostaniemy?

Prawdziwa nauka – a nie entropiczny materializm, który udaje dziś naukę, stworzony i narzucony ludzkości przez patologiczne jednostki pozbawione duszy i sumienia – istnieje potencjanie, a my rozpaczliwie potrzebujemy zacząć ją zgłębiać i praktykować. Taka nauka byłaby otwarta na odkrywanie naszego świata bez uprzedzeń, włącznie ze wszystkimi zjawiskami związanymi ze świadomością – czy duchem – których jesteśmy spadkobiercą. Camille Flammarion zauważył:

„Nie waham się powiedzieć, że ten, kto twierdzi, że zjawiska spirytystyczne są sprzeczne z nauką, nie wie, co mówi. W rzeczywistości, w przyrodzie nie ma nic nadnaturalnego. Istnieje tylko nieznane – ale to, co było nieznane wczoraj, stanie się prawdą jutra”.

Victor Hugo, kolejny zwolennik naukowego spirytualizmu, powiedział: „Przymykanie oczu na zjawiska spirytystyczne to przymykanie oczu na prawdę”. Musimy wrócić do Nauki, inaczej nie ma żadnej nadziei. Sama tylko nauka jest w stanie przeniknąć tajemnice rzeczy i dać człowiekowi skrzydła, by wznieść go do najwyższych prawd. Możemy poznać Prawdę, która nas wyzwoli.

—————————–

Ten artykuł jest przekładem oryginału zamieszczonego w języku angielskim na stronie:
Science and Religion

dokonanym przez polskich tłumaczy z grupy QFG – edytorów blogu PRACowniA.

Materiał ten został opublikowany przez SOTT.NET – projekt Quantum Future Group, Inc – i jest jego własnością. Zezwala się na kopiowanie i publiczne rozpowszechnianie pod warunkiem podania oryginalnego źródła i autora oraz żródła przekładu.

Dodatkowe informacje uzyskasz pisząc na adres: pracownia-iv@o2.pl

Pacjent jest w stanie krytycznym, najbliższe dni zadecydują, czy przeżyje

Tym ciężko chorym pacjentem jest ludzkość. Nie jest pewne, czy historia naszej rasy będzie miała ciąg dalszy. Ciężkie choroby, takie jak groźne infekcje bakteryjne, złośliwe nowotwory i choroby autoimmunologiczne tak przeżarły jej organizm, że jej życie zawisło na włosku.

Ezoterycy zawsze nauczali, że skala mikro jest odbiciem skali makro i odwrotnie, co wyrażało się w powszechnie znanym powiedzeniu „jak na górze, tak na dole, jako w niebie, tako i na ziemi”. Nasza rzeczywistość ma budowę fraktalną i holograficzną, czyli każdy, najmniejszy fragment zawiera w sobie zapis i obraz całości. Przykładem może być komórka organizmu, w której znajduje się zapis całości w postaci spirali DNA. Dzięki temu możliwe jest klonowanie organizmów – przypomnijcie sobie scenę z filmu Jurassic Park, w której uczony pokazuje jurajskiego komara uwięzionego w bursztynie. Jeśli ten komar ma w sobie krew dinozaura, możliwe będzie jego sklonowanie.

Wszechświat jest całością, a nasza jednostkowa świadomość, która sprawia, że czujemy się indywidualnymi, oddzielonymi organizmami jest złudzeniem.

Tak, jak człowiek składa się z poszczególnych komórek, tak ludzkość składa się z poszczególnych ludzi. I tak, jak w człowieku komórki ukonstytuowały się w wyspecjalizowane narządy, tak i ludzkość składa się z ras i narodów, które na niższym poziomie tworzą zawody i specjalizacje.

Kiedy komórki naszego organizmu zaczynają ze sobą walczyć, zapadamy na chorobę autoimmunologiczną i nasze życie jest zagrożone. Podobnie groźna jest choroba spowodowana przez infekcję bakteryjną lub inwazję pasożytów.

Jak na górze, tak na dole…

Ludzkość toczy coraz więcej bezsensownych wojen, a na świecie odnotowujemy niespotykaną wcześniej i niezrozumiałą dla lekarzy epidemię chorób autoimmunologicznych.

Pewien sprytny naród wpadł na pomysł wygodnego życia kosztem innych narodów i podstępnie instaluje swoje agendy we wszystkich krajach świata, żeby doić z nich pieniądze i wszelkie dobra materialne za pośrednictwem swoich banków. To samo dzieje się w skali mikro: lekarze mówią, że każdy żywy organizm jest żywicielem dla jakiegoś pasożyta, co znaczy, że inwazje pasożytów występują powszechnie. Co gorsze, w ogóle nie zdajemy sobie sprawy z ich obecności, podobnie jak nie mamy pojęcia o obecności obcych agentów w strukturach naszego państwa. Jest to oczywiste, ponieważ pasożyt musi działać tak, żeby zaatakowany przez niego organizm nie zorientował się, że jest okupowany, a jeszcze lepiej, żeby pasożyta postrzegał jako własny organ.

Jeśli organizm zostanie zbyt mocno zainfekowany, kończy się to jego śmiercią, a wraz z nim ginie też pasożyt.

Na pocieszenie powiem, że nawet w czasie najgorszych zaraz morowych, takich jak czarna śmierć, nie zdarzyło się, żeby wyginęła cała ludzkość. Ale z drugiej strony wiemy z historii, że w dziejach naszej planety zdarzały się okresy, kiedy całe życie biologiczne ulegało zagładzie (jak choćby linia dinozaurów). Wygląda na to, że gdy ewolucja wkraczała na ścieżkę bez przyszłości, jej rozwój był „resetowany” i wszystko zaczynało się od początku.

Czy podzielimy los dinozaurów? Czy wielkie ławice martwych ryb w morzach i oceanach i spadające masowo ptaki są dla nas ostrzeżeniem, że nasza ewolucja znalazła się w kolejnym ślepym zaułku, z którego nie ma wyjścia?

Tego nie wiem, ale mam nadzieję, że ludzkość w końcu się opamięta i podejmie radykalną kurację. Pisząc „radykalną” nie mam na myśli kolejnej, krwawej wojny ani masowej chemioterapii, lecz radykalną ewolucję (rewolucję?) świadomości.

Jedynym ratunkiem dla ludzkości jest przebudzenie duchowej świadomości.

Jeśli odpowiednio duży procent z nas się przebudzi i wkroczy na ścieżkę powrotu do natury, jest szansa, że nasz gatunek nie wymrze.

Ale spokojnie: nic w przyrodzie nie ginie, zasada zachowania energii obowiązuje na wszystkich poziomach (jak na górze, tak na dole), jeśli więc „eksperyment ludzkość” zostanie uznany za nieudany i niegodzien kontynuowania, iskry świadomości wcielone w nasze materialne ciała będą musiały zaistnieć w innych światach i tam wzrastać dalej lub zacząć wszystko od początku na naszej, po raz kolejny, „zresetowanej” planecie.

Kto jest winien temu, że leżymy na Kosmicznym Oddziale Intensywnej Opieki Medycznej, walcząc o przetrwanie?

Według Bruce Liptona przyczyną klęski jest niedojrzałość człowieka i jego infantylna wiara, że jest bezwolną ofiarą okoliczności, w tym genów.

W rzeczywistości nie jesteśmy w żaden sposób zdeterminowani i nie jesteśmy ofiarami żadnych okoliczności zewnętrznych ani okrutnych tyranów. Jesteśmy ofiarami własnych, błędnych przekonań i autodestrukcyjnych programów, których możemy się pozbyć jeśli tylko naprawdę zechcemy.

Bruce Lipton odkrył naukowo prastare zasady duchowe, znane szamanom (Huna) i mistykom (hermetyzm). My znamy te prawa, ale dla świata akademickiej, materialistycznej nauki są to herezje bezlitośnie atakujące dotychczasową piramidę kłamstw. Czy przebiją się do wiadomości publicznej zależy wyłącznie od samej ludzkości. Jeśli wejdzie ona na wyższy poziom ewolucji ducha, przyjmie te odkrycia jako oczywiste, a wtedy skostniali profesorowie będą musieli zrezygnować ze swoich lukratywnych i prestiżowych posad lub nauczyć się nowego sposobu myślenia. Jeśli nie wejdzie, staniemy się kolejnym wymarłym gatunkiem.

Na zakończenie, ku pokrzepieniu serc, wynotowałam kilka myśli z poniższego wykładu:

  • Komórka jest jak miniaturowy człowiek. Komórka posiada każdą funkcję, jaką posiada ludzkie ciało (oddychanie, kościec, wydalanie, układ nerwowy)
  • Człowiek jest wspólnotą 50 bilionów komórek – osobnych, ale współpracujących ze sobą.
  • Geny nie są mózgiem komórki, one są odpowiedzialne za reprodukcję, to jest GONADA komórki!
  • Nauka jest zdominowana przez mężczyzn, czyli samce, nic więc dziwnego, że myślą gonadami i mylą jądra z mózgiem.
  • Nasza tożsamość nie jest w naszym wnętrzu, lecz my jesteśmy jak odbiorniki telewizyjne z antenkami odbierającymi program i właśnie to nas różni między sobą (przypominam, że Bruno Groening twierdził, że jesteśmy antenami odbierającymi niebiańską lub piekielną audycję!). Kiedy pęknie kineskop w odbiorniku telewizyjnym transmisja się nie kończy, kończy się tylko dany odbiornik, ale kiedy kupimy nowy telewizor przedstawienie trwa dalej. Nasza tożsamość jest transmisją wchodzącą do tych anten, nazywanych receptorami tożsamości. Jeśli umrę transmisja się nie skończy! Kiedy powstanie embrion, posiadający takie same anteny jak Bruce przedstawienie znów będzie emitowane – zrozumienie tej prostej prawdy sprawiło, że Bruce porzucił naukowy materializm na rzecz duchowości.
  • Człowiek jest wspólnotą 50 bilionów komórek, jest szalką Petriego w skórze dla tych komórek. Jeśli te komórki znajdą się w niekorzystnym środowisku zachorują. Co wtedy trzeba zrobić? Podać leki? NIE! ABSOLUTNIE NIE! Trzeba tę szalkę Petriego natychmiast przenieść do zdrowego środowiska, a komórki same wyzdrowieją!

.

.

.