No więc jak to jest z tymi opętaniami? Stawiam kropkę nad i.

Nie mogę być taka niedobra, żeby zostawić was bez odpowiedzi na fundamentalne pytania postawione w tej notce: dlaczego służący bogu ludzie, tacy jak wierni, a nawet sami kapłani, doznają opętań, nierzadko prowadzących do samobójstw i dlaczego wypędzanie demonów w imię tegoż boga jest zupełnie nieskuteczne.

Niedawno świat dowiedział się o samobójstwie żony sławnego pastora, a przypadek Anneliese Michel jest szeroko znany i wciąż, mimo upływu prawie 36 lat od tamtych wydarzeń, dyskutowany. Ja pisałam o tym w tej notce, a na pewnym bardzo popularnym blogu ten temat został poruszony wczoraj, aczkolwiek w zupełnie innym kontekście niż tutaj.

Jako osoba wyzwolona zarówno z religii jak i z pseudo-racjonalizmu mogę sobie pozwolić na komfort oceniania tych wypadków zupełnie politycznie niepoprawnie, a więc niezgodnie zarówno z tym, czego naucza Kościół, jak i z tym, co sądzą o tym (i podają do wierzenia swoim parafianom) guru sekty racjonalistycznej.

Otóż moim zdaniem ten „bóg” jest tak tragicznie nieudolny z prostej przyczyny – ponieważ nie jest on bogiem. Jest to „bóg” całkowicie fałszywy, wykreowany przez religię i na potrzeby kapłanów. I to w jego imię, a nie w imię Boga prawdziwego popełniono te wszystkie zbrodnie i nadużycia, z których Kościół musi się dziś tak mocno tłumaczyć.

Zgodnie z sentencją znaną z nauczania Jezusa: „Po owocach ich poznacie”, Bóg, jako byt doskonały, wydaje wyłącznie dobre owoce: szczęścia, zdrowia i harmonii.

„Bóg” który wydaje owoce nieszczęścia: choroby, opętania, konfliktu i wojny nie jest, bo nie może być, Bogiem prawdziwym. Bóg, który nie chroni swoich wyznawców przed szatanem, demonami czy dowolnymi innymi harcami sił nieczystych nie jest Bogiem (przez duże „B”), lecz bogiem (bożkiem, przez małe „b”).

Wszystkie nieszczęścia tego świata biorą się z tego, że ludzie zostali odcięci przez kapłanów od prawdziwej boskości i zniewoleni przez fałszywe wyobrażenie tego bytu jako osoby, o zgrozo, płci męskiej („bóg osobowy”), podczas gdy w rzeczywistości jest to byt niewyobrażalny z ludzkiego punktu widzenia. Jest to Kreator Wszystkiego, Wszech-Umysł, Źródło Pierwotne…

Bóg jest wszystkim, przejawia się we wszystkim i wszystko jest Bogiem.

Gdyby wierni odkryli drogę do prawdziwego Boga, owczarnia pańska całkowicie by się wyludniła. Nikt nie dawałby na tacę ani nie korzystał z pośrednictwa kapłanów, ponieważ ludzie zwracaliby się z każdą potrzebą bezpośrednio do Boga i otrzymywaliby wszystko, lub prawie wszystko, o co poproszą. Ludzie staliby się wolni, szczęśliwi i zrealizowani.

Ale cóż wtedy stałoby się z kapłanami?

Poszliby na zieloną trawkę lub musieliby zacząć uczciwie pracować, co dla tej kasty nierobów jest zupełnie nie do pomyślenia!

Dlatego kapłani musieli dokonać cynicznej podmiany i w miejsce prawdziwego Boga podstawić fałszywego.

Żeby jednak rozczarowani tym oszustwem wierni nie pouciekali z organizacji religijnej kapłani korzystają ze straszaka, który trzyma ich owczarnię w ryzach.

Stali czytelnicy tego bloga znają pojęcie „egregora”.

Jak wiemy wszystko jest energią. Każda myśl i każda emocja jest energią. Nawet materia jest energią, tyle tylko, że bardzo skoncentrowaną i nisko wibrującą.

Egregor to byt energetyczny, który tworzy każda ludzka zbiorowość. Im więcej ludzi jest zaangażowanych w jakiś rodzaj aktywności, im bardziej emocjonalnie się w nią angażują i im dłużej się tej aktywności poświęcają, tym potężniejszy jest egregor, który tworzą. Rzecz jasna religia również tworzy egregora. Im jest starsza i liczniejsza tym potężniejszy jest jej egregor.

Zadaniem religijnego egregora jest pilnowanie wiernych, tak samo jak robi to pies pasterski ze stadem owiec. Pamiętacie z lekcji religii te sielskie obrazki z Jezusem wśród śnieżnobiałych owieczek? Tak właśnie kapłani traktują wiernych. Są oni ich własną owczarnią pańską!

Tak, jak każda zbiegła ze stada owieczka musi być przez psa odnaleziona i przyprowadzona z powrotem do stada, tak każdy wierny, który zapragnie wyzwolenia z religijnych kajdan musi wrócić (skruszony i przerażony) na łono swojego Kościoła. Zadaniem egregora jest zastraszanie i nękanie każdego, kto ośmieli się szukać wolności i niezależności poza swoją grupą religijną.

Anneliese Michel, uczciwa i wrażliwa dziewczyna, została cynicznie oszukana i paskudnie wykorzystana. Z poświęceniem wykonała ogromną, bolesną pracę, ale nie dla Boga (jak wierzyła), lecz dla Kościoła. Po jej śmierci kościoły na całym świecie wypełniły się wiernymi. I wypełniają się do dziś, bo pamięć o tej tragicznej historii wciąż jest odświeżana – jak choćby na wspomnianym poczytnym blogu, straszącym ludzi szatanem i opętaniem, jeśli się nie zwrócą w stronę boga (szkoda tylko, że tego przez małe „b”).

Nie twierdzę, że wszyscy ludzie skupieni w Kościele są ludźmi głupimi i pozbawionymi wyższej świadomości. Jest wśród nich wielu uczciwych i bliskich doskonałości ludzi, którzy doskonale rozumieją przypowieść Jezusa o owocach, dzięki czemu nie podlegają opętaniom, a ich modlitwy są wysłuchiwane.

Niestety, większość daje się oszukiwać i wykorzystywać – jak owce, które się strzyże, doi, a w końcu zarzyna dla mięsa i skór (patrz: Wschodnia bajka).

Przeczytaj też: Egzorcyzmy

O naszych duchowych pomocnikach, czyli uważaj, kogo wzywasz do współpracy

Tym tekstem wyrażam „konstruktywną samokrytykę”. Pisałam wiele razy, że nie ma demonów ani diabłów i że jedynymi niebezpiecznie harcującymi w życiu ludzi bytami są te, które powołuje do życia ich ego lub podświadomość i że w najgorszym razie są to egregory. Otóż bardzo się myliłam. Egregory są groźne, ale główną przyczyną problemów NIEKTÓRYCH (absolutnie nie wszystkich!!!) osób parających się ezoteryką lub okultyzmem lub szukających spełnienia na tzw. „ścieżce duchowej” są byty, zwane (słusznie lub nie) demonami lub Szatanem. Czym jest Szatan wyjaśniłam w tej notce.

Zacznijmy od wyjaśnienia, że termin „ścieżka duchowa” jest przez większość wstępujących na nią adeptów całkiem opacznie rozumiany. Jeśli komuś się wydaje, że ścieżka duchowa polega na przesiadywaniu w kościele, klepaniu pacierzy lub że da mu nadprzyrodzone moce i podziwiane przez tłumy zdolności, to bardzo się myli. Co gorsze, może się srodze rozczarować, a nawet narobić sobie kłopotów rodem z najstraszliwszego horroru.

Prawdziwy rozwój duchowy nie wyzwala żadnych wzbudzających zdumienie, a zwłaszcza przerażenie zdolności, zwanych w Indiach sidhi. Rozwój duchowy to po prostu najzwyklejsze w świecie przebudzenie z hipnozy, w której żyje prawie cała ludzkość. Przebudzony duchowo człowiek nie lewituje, nie czyni cudów ani nie ma (bo ich nie pragnie) zdolności podglądania najintymniejszych i starannie skrywanych przed światem tajemnic innych ludzi. Jest to osoba, która przestała wierzyć kapłanom, uczonym, politykom, mediom, autorytetom, ekspertom dowolnego rodzaju i innym sprzedawcom iluzji. To po prostu ktoś, kto widzi rzeczy takimi, jakie one są i nie da sobie wmówić żadnych religijnych, ateistycznych, naukowych, politycznych czy dowolnych innych bzdur, przy pomocy których władza steruje ludzką owczarnią.

Niestety, większość ludzi żyje w przekonaniu, że na ścieżce duchowej czekają jakieś fantastyczne dary: zdolność czynienia zadziwiających cudów, wglądu w przeszłość i przyszłość świeżo poznanej osoby, umiejętność uzdrawiania dotykiem itp. Niektórzy przeżywają fascynacje wywoływaniem duchów, piciem krwi, rzucaniem klątw i podporządkowywaniem sobie bliźnich przy pomocy magii. I szukając takich mocy wpadają w sidła zła.

Wszyscy słyszeliśmy o znanych i podziwianych przez tłumy tarocistach czy astrologach słynących z tego, że wiedzą wszystko, nawet to, na jaki kolor pomalowane są ściany w twoim mieszkaniu, jak ma na imię twoje najmłodsze dziecko, a nawet jakiej marki i z którego rocznika samochodem jeździsz. Leszek Szuman znany był z tego, że zapisywał datę przyszłej śmierci każdego swojego klienta i podobno nigdy się nie mylił.

Zawsze mnie to zadziwiało, bo chociaż studiowałam astrologię przez lata i u wielu różnych nauczycieli, żaden z nich nigdy nie uczył nas wyliczania z horoskopu dat przyszłych wydarzeń, a o znajomości imion dzieci czy kolorów i marek samochodów nawet nie wspomniał. A jednak wciąż donoszono mi o astrologach, którzy takie rzeczy swoim klientom mówili i nigdy się nie mylili. Bardzo mnie to zadziwiało i zaczęłam nawet podejrzewać, że moi nauczyciele byli nieukami.

Zdolności niektórych przepowiadaczy przyszłości były tak wielkie, że zapewniły im miejsce w historii. Niektórzy z racji tych uzdolnień zostali nawet uznani za świętych. Święty Jan spisał przepowiednię dla całego świata, zwaną Apokalipsą. Nostradamus widział przyszłość jakby odbywał przejażdżkę maszyną do podróży w czasie. Baba Wanga przepowiedziała skażenie radioaktywne całej półkuli północnej. I – o zgrozo – przepowiednie te realizują się na naszych oczach!

Jakim cudem ci ludzie znali przyszłość, skoro przyszłość tworzona jest na bieżąco przez nas samych?

W końcu zrozumiałam skąd pochodzi „nadprzyrodzona” wiedza, którą dysponują niektórzy tarociści, astrolodzy i uzdrowiciele. Bynajmniej nie odczytują jej z kart ani z horoskopu, bo tym sposobem zdobyć się jej nie da.

Otrzymują ją dzięki pomocy „przewodników duchowych” i „aniołów”, a raczej bytów, które się za przewodników duchowych i anioły podają, ale żeby taką pomoc otrzymać, należy o nią poprosić, a raczej skorzystać z ochoczo podsuniętej oferty. Oni aż się palą, żeby za ciebie pracować i czynić cuda. A nawet, żeby uczynić cię sławnym.

Skąd ten zapał do niewolniczej i anonimowej pracy na cudzy rachunek?

Niestety, na tym świecie nie ma nic za darmo!

W moim forum pojawił się ostatnio osobnik o nicku „hipnotyzer1”, który w cudowny sposób uzdrawia, niczym sam Jezus. Według niego przyczyną nowotworów są energetyczne pasożyty, więc wystarczy je wygonić, aby choroba znikła bez śladu. Poczuł się tak wielki, że kiedy tylko wkroczył na moje terytorium z marszu posłał do diabła wszystkie metody leczenia i uzdrawiania, z doktorem Gersonem i vilcacorą na czele. Wszystkie te metody uznał za guzik warte i nie dorastające do pięt jego cudownym umiejętnościom, po czym zostawił swój numer telefonu, żeby każdy mógł skorzystać z jego usług. Oczywiście – nie za darmo.

Dalsza dyskusja w forum wyjaśniła, na czym polega cudowność usług tego „speca”. Otóż pracują za niego dwa „Anioły”, których moc jest tak wielka, że żaden pasożyt im się nie oprze.

Pracują Anioły… a kto bierze pieniądze?

Pieniądze kosi pan „hipnotyzer1”!

Czy to uczciwy układ?

Nie sądzę. Bo wygląda na to, że „hipnotyzer1” czerpie korzyści z niewolnictwa. Dwaj anielscy murzyni ciężko pracują, a on zgarnia kasę, którą oni zarobili.

Za pana tarocistę czy wszystkowiedzącego astrologa również całą robotę odwalają jacyś niewidzialni pracownicy. Jasnowidzom, znającym przyszłość świata również ktoś ją przedstawia.

Niektórzy z nich są nawet w pełni świadomi faktu, że nie są to anioły, lecz demony. Ale się oszukują, że to „dobre” demony. Oni z tymi złymi się nie zadają. I oczywiście wierzą, że są tacy sprytni, że bezbłędnie rozpoznają, które są dobre, a które niedobre.

Ktoś pewnie zaraz spyta, co w tym złego, skoro anioły, a nawet demony nie potrzebują pieniędzy?

Chodzi o to, że na tej planecie nie ma nic za darmo. Na tej planecie toczy się śmiertelna walka o energię. Pieniądze też są formą energii, ale ponieważ na tamtym świecie nie mają one wartości, rachunki muszą być wystawiane w innej walucie. Walutą w tym interesie jest dusza. Lub całe mnóstwo dusz, np. cały naród. Szkoda, że zawierający kontrakt cwani okultyści i uzdrowiciele nigdy o to nie pytają. Niewyobrażalnie rozdęte ego, wizja zarobienia wielkiej forsy za nic i możliwość grania roli celebrytów w pudle dla idiotów tak ich zaślepia, że tracą zdrowy rozsądek i nie myślą o konsekwencjach. A kiedy w końcu zobaczą rachunek śmiertelnie się przerażają! Wielu z nich kończy w szpitalu psychiatrycznym, inni szukają ratunku w Kościele. Niestety, wpadają z deszczu pod rynnę, ponieważ Kościół jest instytucją demoniczną. O tym, jak bardzo demoniczny jest Kościół i jaką perfidną zasadzkę zastawił na ludzkie dusze będzie jeszcze mowa na końcu.

Mali okultyści sprzedają swoje własne dusze. Ale i sławę dostają małą.

Wielcy gracze przechodzą do historii, ale rachunek za to wystawiany jest całym narodom, a nawet światu. Na szczęście ci cwaniacy obiecali sprzedać coś, co do nich nie należy, więc nie ma szansy, by ten kontrakt został sfinalizowany. Ale demony mimo to liczą na swoją zdobycz i gotowe są nawet uciec się oszustwa, żeby tylko ją otrzymać.

Jak już pisałam Apokalipsa nie jest przepowiednią, lecz scenariuszem napisanym i realizowanym przez kosmiczne pasożyty okupujące naszą planetę i hodujące ludzi niczym bydło. Jan, który tę Apokalipsę spisał pisze wyraźnie, że rozmawiał z potężnym osobnikiem, którego wziął za Boga i że na jego zlecenie spisał tę księgę. Wygląda na to, że zaproszono go do kina, w którym wyświetlano trójwymiarowy i stereofoniczny film holograficzny, tak realistyczny, że nie do odróżnienia od rzeczywistości.

Podobną sztuczkę pokazano Nostradamusowi. Obaj otrzymali polecenie spisania tego, co widzieli.

A co widzieli?

Wojny i zniszczenia, które zaplanowali i realizują twórcy scenariusza tego „futurystycznego filmu”!

To nie my wywołujemy wojny!

Wszystkie wojny światowe (również trzecia), wraz z dokładnymi datami ich wybuchu, zostały zaplanowane tysiące lat temu, za czasów św. Jana i innych „proroków”.

Ci „prorocy” czanelingowali przekaz z szatańskiego źródła.

I teraz mamy być ukarani zagładą za to, że jesteśmy krwiożerczą i wojowniczą rasą, mordującą w wojnach przedstawicieli własnego gatunku!!!

To dopiero jest perfidia. Perfidia godna Szatana!

Za tę oszukańczą „usługę” ma teraz zapłacić cała ludzkość, dobrowolnie uznając się za niegodnych życia grzeszników, którzy muszą być za karę zgładzeni. Mamy wyrazić dobrowolną zgodę na to, by nas, niczym szczury lub insekty, wybito! Niestety, wielu ludzi uwierzyło w tę bajkę i powtarza jak mantrę śpiewkę o tym, że człowiek niszczy planetę, że jest rakiem na jej ciele i że nie zasługuje na dalsze istnienie.

Na wypadek, gdyby ten plan się nie powiódł, nasi okupanci mają alternatywną ofertę: ukoronujcie Jezusa na króla Polski i namówcie inne narody, by poszły w wasze ślady, a Bóg was ocali. Jeśli tego nie zrobicie, spotka was zagłada tak straszna, jakiej świat dotąd nie widział.

I mamy uwierzyć, że taką propozycję nie do odrzucenia, w stylu najgorszych bandziorów z sycylijskiej mafii, przedstawia nam sam Bóg, Stwórca Wszystkiego?!

Niezwykłość i rangę tego żądania wyraża ostrzeżenie Boga, skierowane do nas za pośrednictwem Rozalii (Celakówny), że na świat nadchodzi kara o wiele cięższa od kary potopu, a także zapewnienie, że Polska nie zginie, o ile uzna w wyżej opisany sposób Jezusa swym Królem. W ślady Polski, jak zostało to zapowiedziane Rozalii, pójdzie wiele innych narodów, które także uznają w Jezusie swego jedynego Króla i Boga; tylko one ocaleją z powszechnej zagłady.

Tej intronizacji ma dokonać nie tylko Kościół, ale i władze świeckie! Ma to być intronizacja „totalna”, religijna i świecka, żeby nikt nie mógł powiedzieć „nie w moim imieniu!”

Jest ratunek dla Polski, jeśli Mnie uzna za swego Króla i Boga w zupełności przez Intronizację, nie tylko w poszczególnych częściach kraju, ale w całym państwie z rządem na czele… (Rozalia Celakówna, Wyzniania, s. 263n.).

Dalej czytamy coś absolutnie kuriozalnego:

Ceremonia Intronizacji dotyczy także, i przede wszystkim, Pana Jezusa. Wyznajemy bowiem, że Jezus jest Królem Wszechświata, a więc Władcą nie tylko wszystkich ludzi i narodów, ale także Panem (Królem) całego stworzenia. Jego władanie jest absolutne: Dana Mi jest wszelka władza w niebie i na ziemi (Mt 28,18). Jest więc najwyższym i de facto jedynym Władcą: Królem królów i Panem panujących (por. Ap 19,16).

Zaraz, zaraz, chwileczkę, chyba coś tu się nie zgadza!

To światem nie rządzi już Bóg?

Bóg odszedł na emeryturę i przestał być Bogiem?

Zrzekł się władzy niczym stary król, który abdykuje by koronować syna?

Podobno Bóg jest wieczny! Nigdy się nie narodził i nigdy nie umrze, jakże więc mógłby się zestarzeć i zmurszeć na tyle, by być niezdolnym do rządzenia dziełem, które powołał do życia?

A może raczej został od władzy odsunięty?!

Widzicie ten wredny podstęp?

Żąda się od nas, żebyśmy wyrzekli się spierniczałego, niezdolnego do istnienia starego Boga-Stwórcy i zastąpili Go Jezusem, młodym Bogiem!

Proces ogłupiania wiernych trwa od dawna, bo Kościół zawsze nauczał, że należy się modlić do Jezusa, a nawet do pomniejszych świętych, a nie do Boga.

Dlaczego?

To jest cyniczny podstęp i pułapka.

Jeśli Jezus istniał naprawdę (w co osobiście śmiem wątpić) to był nauczycielem duchowym, który przybył na ziemię nauczać ludzi, żyjących 2000 lat temu. Dawno wykonał powierzoną Mu misję i odszedł. Jezus, którego wykreowała religia nie ma nic wspólnego z tamtym Jezusem i z Jego duchową misją. Jezus religii jest WYŁĄCZNIE egregorem, stworzonym przez demoniczne siły, rządzące tą planetą i ludzkością. Egregor jest oszukańczą pułapką dla dusz. Jego zadaniem jest odgradzanie wiernych od prawdziwej duchowości i prawdziwego Boga (który nie ma nic wspólnego z Biblią i Jahwe). Ludzie modlą się do sztucznie wykreowanej postaci, która niczym gąbka wchłania ich emocje oraz prośby i zatrzymuje w sobie.

Wszystkie manifestujące się w objawieniach „Jezusy”, „Matki Boskie” i inne „anioły” to paskudne egregory lub groźne demony!

Módl się do Boga! Nie potrzebujesz żadnych pośredników!!!

Pośrednicy roztrwaniają energię, jak stacje przesyłowe prąd elektryczny.

Pomóc Ci może jedynie prawdziwa boskość, więc nie szukaj jej pod jasno świecącą latarnią, lecz tam, gdzie ona jest!

Egzorcyzmy Emily Rose a właściwie Anneliese Michel

Jakiś czas temu obejrzałam w państwowej i ogólnopolskiej telewizji film o egzorcyzmach Anneliese Michel. Podobno Polska nie jest krajem wyznaniowym, tak w każdym razie jest napisane w naszej Konstytucji, gwarantującej nam rzekomo rozdział Kościoła od państwa. Tak jest napisane, ale nikt się tym nie przejmuje. Przysłowiowy obywatel zapytany na ulicy bez zająknięcia się wyrecytuje formułkę, że Polska jest krajem katolickim, a władza nie robi zupełnie nic, żeby to nie tylko błędne, ale i szkodliwe przekonanie zmienić. Wyemitowanie rzeczonego filmu w TVP2 jest najlepszym dowodem na to, kto naprawdę w Polsce rządzi i kto kształtuje światopogląd narodu. Film nie został opatrzony żadnym „racjonalistycznym” komentarzem. Wręcz przeciwnie, komentatorami byli wyłącznie „eksperci” najlepiej znający się na rzeczy, czyli księża egzorcyści, i to ci najbardziej znani ze swoich fundamentalistycznych poglądów.

(część I filmu, reszta jest tutaj)

Później obejrzałam jeszcze film fabularny pt. „Egzorcyzmy Emily Rose” czyli zamerykanizowaną wersję historii Anneliese Michel. Już dawno zapowiadałam, że napiszę o tym kilka słów, ale jakoś nie mogłam się zmobilizować, żeby to zrobić. Dziś jednak dostałam maila od pewnej panny, a w nim takie zdanie: „Po ‘Egzorcyzmach Emili Rose’ nie spałam przez miesiąc”. Jak się domyślam – ze strachu. I o to właśnie chodzi, gdyby ktoś chciał wiedzieć. Wbrew temu, co próbują wmawiać światu racjonaliści opętanie nie jest chorobą psychiczną. Są na tej ziemi rzeczy, o których nie śniło się filozofom. Wyjaśnianie tego fenomenu chorobą psychiczną jest totalną głupotą, ale chyba nikogo nie powinno już dziwić, że właśnie głupota jest mądrością „racjonalistów”. Wystarczy uważnie obejrzeć film oraz zdjęcia maltretowanej przez „siłę nieczystą” Annelise, żeby pozbyć się nierozsądnych „racjonalistycznych” wierzeń. Anneliese Michel opętał kościelny egregor, byt, którego zadaniem jest pilnowanie stada, zapędzanie zbiegłych owieczek z powrotem do kościelnej zagrody i (jak widać na tym przykładzie) wynajdowanie sposobów pozyskiwania nowych dusz. Nie ma lepszego psa stróżującego dla religii niż lęk. Kapłani stale powtarzają, że owieczki są bezpieczne tylko pod ich opieką, bo cały świat jest grzeszny i skazany na wieczne potępienie. Jeśli słowa przestają działać, recepta na zaradzenie problemom jest prosta: wystarczy opętać jedną z owieczek, zrobić przerażający spektakl z jej udziałem i w końcu doprowadzić do jej śmierci, a to zagwarantuje, że do kościoła będą walić nieprzebrane tłumy. Rzecz jasna ten miły egregor „szanuje wolną wolę”, więc zanim opęta, grzecznie spyta, czy może. A jakże, może, przecież to prawdziwy zaszczyt stać się męczennikiem za wiarę. Matka Annelise wspomina, że rzekoma Matka Boska (a tak naprawdę kolejny religijny egregor) powiedziała do jej córki w czasie spaceru takie słowa: Jest bardzo wielkim cierpieniem mojego serca, że w tym czasie bardzo wiele dusz trafia do piekła. Trzeba czynić pokutę: za księży, za młodzież, i za twoją ojczyznę. Czy chciałabyś podjąć pokutę za te dusze, żeby tak wiele ludzi nie ginęło w piekle? Czy chcesz czynić pokutę za te dusze, które inaczej będą potępione na wieczność? Masz trzy dni na zastanowienie się, czy to przyjąć, czy odrzucić. Matka próbowała ją odwieść od tego pomysłu mówiąc „nie możesz tego zrobić”, ale Annelise powiedziała: Mogę. Jeśli ja nie zrobię teraz tego, co powiedziała mi matka boża, to będę winna, że tak wiele dusz pójdzie do piekła i będą na wieczność potępione, wtedy i ja będę winna. Który szanujący się katolik nie podejmie takiej misji? Film o Emily Rose kończy się komentarzem, że do grobu Emily ciągną pielgrzymki i że jej bolesna misja przyniosła zbawienne skutki: kościoły zapełniły się wiernymi. I o to przecież chodziło, prawda?

Diabeł – jest, czy go nie ma?

Jeżeli ktoś żyje z tego, że zwalcza wroga, jest zainteresowany tym, aby wróg pozostał przy życiu – Fryderyk Nietzsche

Z powodu diabła obrywam po głowie ze wszystkich stron.

Nie wierzę w diabła, co napisałam w kilku miejscach. I zaraz pewien bardzo uczony facet zarzucił mi nieuctwo, czyli nieznajomość mitologii, historii i w ogóle ciemnotę. Czyżby etnografowie wierzyli, że przedmiot ich badań istnieje realnie, a nie tylko w głowach prostego i zabobonnego ludu?

Swoje oburzenie wyrażają też katolicy, powtarzając w kółko i bezrefleksyjnie, jak jakieś nakręcone katarynki, że największym sukcesem diabła ma być fakt, że zdołał wmówić ludziom, iż nie istnieje.

Kto to wymyślił? Autor!! Autor!!!

Ależ moi wy złoci, jest zupełnie odwrotnie: największym sukcesem diabła (a raczej kościelnego egregora) jest to, że wmówił ludziom, że istnieje!

Gdyby nie rzekomy diabeł, każdy czułby się osobiście odpowiedzialny za podłość i zło, które czyni bliźnim i miałby z tego powodu wielki i bolesny problem ze swoim sumieniem. A dzięki diabłu nie ma żadnych problemów. Zrobiłeś coś złego? Nie martw się, uległeś tylko podszeptom kusego. To nie twoja wina. Śpij spokojnie i nie dręcz się niepotrzebnie wyrzutami sumienia.

DLACZEGO LUDZIE NIE MYŚLĄ????????????

Czy człowiekowi można wmówić naprawdę wszystko? Czy człowiek musi łykać każdą głupotę jak jakiś bezmyślny odkurzacz?

Jest oczywiste, że jeżeli KRK żyje z tego, że zwalcza diabła, jest zainteresowany tym, żeby aby ludzie w niego wierzyli i żeby szatańska potęga ich przerażała tak bardzo, jak to tylko możliwe.

Co KRK zrobiłby bez grzechu , diabłów i swoich egregorów? Z czego by żył?

Na czym dorobiliby się statusu gwiazd showbusinesu najwięksi kościelni egzorcyści?

Do czego w końcu potrzebny byłby zbawiciel, gdyby nie było grzechu pierworodnego?

Kto by naganiał owieczki do kościelnej zagrody gdyby nie diabły, demony i wszechobecny grzech?

Jaki wreszcie byłby sens istnienia tej instytucji?

Diabeł musi istnieć! Nawet, jeśli jest postacią całkowicie fikcyjną.

W co wierzysz, to masz

Na jednym z pierwszych wykładów z psychologii nasza wykładowczyni powiedziała: „jeśli masz na twarzy napisane ‘kopnij mnie’, nie dziw się, że wciąż cię kopią. Nie miej o to do nikogo pretensji. Jeśli ci się to nie podoba, poddaj się psychoterapii, co zmieni twoje nastawienie i sprawi, że kopiący pójdą gdzie indziej”.

Nawet akademicka psychologia zauważyła „magiczną” zasadę, że zawsze otrzymujesz to, czego się spodziewasz.

W życiu spotyka cię tylko to, w co wierzysz, a szczególnie to, czego się boisz.

Wszystko na tym świecie jest wibracją, włącznie z materią, której częstotliwości są tak niskie i gęste, że aż przybierają tak zwartą postać. Od dawna też wiemy, że nasze mózgi generują fale o różnej częstotliwości. Udowodniono, że mózgi, podobnie jak kamertony, dostosowują swoje częstotliwości do fali dominującej w otoczeniu. Nic więc dziwnego, że łatwo możemy „zarazić się” emocjami innych ludzi. Tak właśnie działa na nas energetyka tłumu, który może sprawić, że nawet najrozsądniejszy i najbardziej pokojowo nastawiony do świata człowiek w tłumie fanatyków sam stanie się agresorem zdolnym do irracjonalnej przemocy.

Kiedy uczyłam się medytacji, bardzo trudno było mi osiągnąć stan alfa, ale gdy przystąpiłam do doświadczonej grupy, osiągałam ten stan natychmiast. Tak mi się to podobało, że z radością biegłam na każde zajęcia. Dlatego, jeśli chcesz nauczyć się medytować nie trać czasu na samodzielne eksperymenty i znajdź grupę, która ci w tym pomoże.

Mistycy mówią, że nasze dusze również wibrują w określonej częstotliwości, zależnej od stopnia ich rozwoju i świadomości. Dlatego ludzie o podobnym światopoglądzie zawsze się odnajdują, nawet w największym i anonimowym tłumie. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak to działa do momentu, gdy mi to uświadomiono. Od tej pory zrozumiałam, dlaczego pewne rzeczy zdarzały mi się dziwnie często, a inne nigdy lub rzadko i dlaczego na swojej drodze spotykałam zawsze podobny rodzaj ludzi.

Wszyscy żyjemy w tym samym świecie, ale jednocześnie każdy z nas żyje w swojej własnej rzeczywistości i spotykają go dobre lub złe rzeczy właściwe tylko dla niego.

Urodziłam się w rodzinie od pokoleń ateistycznej i żyłam w niewinnym przekonaniu, że wszyscy wokół mnie są tacy sami i wyznają taki sam, laicki światopogląd. W pewnym sensie tak właśnie było, ponieważ moi rodzice obracali się w środowisku ludzi podobnych do siebie. Nikt mi nie powiedział, że większość rodaków to katolicy, że ateizm jest źle widziany i że można z tego powodu paść ofiarą prześladowań. Pewnie dlatego nigdy żadnych szykan ani nękania nie zaznałam (z nękaniem zetknęłam się dopiero wtedy, gdy podłączono mnie do Internetu, który jest rajem dla różnego rodzaju fanatyków i psotnych trolli).

Nie przypominam sobie, żeby ktokolwiek wypytywał mnie w dzieciństwie o światopogląd moich rodziców, a zwłaszcza, żeby się dziwił lub mnie dyskryminował. Bywałam w domach różnych moich koleżanek i kolegów i nigdy nie odczułam, że jestem traktowana w jakiś szczególny sposób, nawet tam, gdzie na ścianach wisiały święte obrazy i krzyże. Nie wierzyłam w religijne prześladowanie, nie oczekiwałam go i nigdy go nie doświadczyłam. Natomiast z opowieści świeżo upieczonych ateistów wiem, że stale przytrafiają im się przykre incydenty. Spodziewają się ich i boją, więc je przyciągają.

Kiedy dorosłam spotykałam na swojej drodze wyłącznie ludzi niewierzących lub zbuntowanych przeciwko swojej religii i Kościołowi. Nie musiałam tych ludzi szukać ze świecą: sami się zjawiali, więc żyłam w przekonaniu, że tylko tacy istnieją na świecie.

Jak sięgam pamięcią, zawsze ciągnęło mnie do tajemnic tego świata. Ateistyczno-racjonalistyczne wychowanie nie zabiło we mnie metafizycznej ciekawości. Na szczęście moi rodzice niczego mi nie zabraniali. Czytywałam ezoteryczne pisma i książki, aż w końcu zapragnęłam zająć się tym profesjonalnie. Skończyłam szkołę psychotroniczną i podjęłam działalność jako astrolog. Nigdy w życiu nie przyszłoby mi do głowy, że ta praca może wiązać się z jakimkolwiek zagrożeniem ze strony szatana, demonów lub innych sił nieczystych. W mojej osobistej przestrzeni te byty po prostu nie istniały, podobnie jak smoki i rusałki.

Nie nauczono mnie strachu przed nimi, więc się ich nie bałam.

Jeśli nie wiesz o istnieniu demonów, na pewno nigdy ich nie spotkasz. Ale jeśli ktoś ci o nich powie, a ty w nie uwierzysz, a szczególnie jeśli się wystraszysz, wtedy na pewno demony wyjdą ci na spotkanie, zaatakują cię, a może nawet cię pokonają.

Kiedy po raz pierwszy przeczytałam, że kogoś „opętało” za sprawą astrologii lub kart tarota, pomyślałam sobie, że albo autor artykułu zwariował, albo cofnęliśmy się w mroki średniowiecza i prasa zaczyna szerzyć zabobony. Wprawdzie powiedziano mi już o demonach, szatanach i innych egregorach, ale wiem też, że dopóki sama na to nie pozwolę, żaden mnie nie skrzywdzi ani nie wystraszy. Dlatego ignoruję zagrożenia z ich strony, robię swoje i wciąż pozostaję bezpieczna.

Kilka lat temu mieszkałam w dzielnicy, uchodzącej za bardzo niebezpieczną. Wciąż czytałam, że na sąsiedniej ulicy pobito spokojnie wracających do domu studentów, a nawet dowiedziałam się z TV, że w pobliskiej siłowni wybuchła gangsterska strzelanina. Moja koleżanka stanowczo odmówiła złożenia mi wizyty, właśnie z powodu zagrożenia ze strony bandytów. A ja wracałam do domu bardzo późną nocą i nigdy nic mi się nie stało. Podobnie bezpiecznie czuli się moi dorastający synowie, mimo, że nosili długie włosy, co na dresiarzy działa jak czerwona płachta na byka. Nie oczekiwaliśmy napadu, nie baliśmy się, bo wierzyliśmy w swoje bezpieczeństwo oraz opiekę Siły Wyższej. I rzeczywiście, przez całe 6 lat mieszkania tam byliśmy bezpieczni.

Jeśli chcesz żyć w spokojnym, racjonalnym świecie nigdy nie igraj ze swoją podświadomością. Podświadomość to takie dziwne, autonomiczne stworzenie, które bardzo łatwo może się wymknąć spod racjonalnej kontroli i napytać ci poważnych kłopotów. To nie diabły i demony stanowią zagrożenie. Zagrożenie polega na tym, że twoja własna podświadomość może je wytworzyć i wpędzić cię w tarapaty.

Wczoraj przed snem (cóż za głupota!) oglądałam film zrobiony przez Roberta Tekieli, dzielnego pogromcę groźnych sekt (a raczej wiernego sługę i wyrobnika demonicznych sił, zanieczyszczających świat niskimi i ciemnymi wibracjami lęku). Zawsze uważałam tego faceta za fanatyka, opętanego przez chore idee i agenta ciemnej strony mocy. I faktycznie. Po zapoznaniu się z jego twórczością odczułam przykre skutki wchodzenia w nierozsądny kontakt z niskimi wibracjami. Nie cierpię na żadne lęki i nie boję się ciemności. Jestem nocnym Markiem, więc siedzenie przy komputerze do bladego świtu jest dla mnie rzeczą normalną. Oglądając film Roberta Tekieli nie czułam ani śladu lęku, a jednak zaraz po zakończeniu tego „seansu”, aż do położenia się do łóżka, miałam przykre odczucie, że atmosfera w pomieszczeniu stała się gęsta i lepka.

Oglądanie tego typu filmów, czytanie religijnych bzdur (chrześcijaństwo jest religią strachu i cierpienia!) oraz słuchanie wykładów ludzi o niskich wibracjach duchowych obniża i twoje własne wibracje. Jeśli więc chcesz uniknąć problemów, trzymaj się od pogromców sekt i kościelnych egzorcystów tak daleko, jak to tylko możliwe. Nie od dziś wiadomo, że kościelne egzorcyzmy nie tylko nie „wypędzają diabła”, ale co gorsze, doczepiają do egzorcyzmowanego całe mnóstwo chrześcijańskich egregorów.

Na tym właśnie (i niczym innym) polega magiczna ochrona przed duchowym zagrożeniem.

Tutaj pisałam o opętaniach.

Teista kontra ateiści

Żeby uniknąć nieporozumień: nie wyznaję żadnej religii, ale nie jestem ateistką. Moja rodzina była nie tyle ateistyczna, co raczej bezwyznaniowa lub, jak kto woli, laicka. Nikt w moim domu nie był antyklerykałem ani żadnym wojownikiem zwalczającym Kościół czy religię.

Osoba wierząca nie jest w ogóle zdolna do tego, aby mieć sumienie w kwestii „prawdy” i „nieprawdy”. Prawość w tym punkcie niechybnie doprowadziłaby do zakwestionowania tego, w co wierzy.
—–
Bóg chrześcijański jest tak absurdalnym Bogiem, że powinien zostać zniesiony nawet jeśli istnieje.
[Fryderyk Nietzsche]

Przypadkiem wpadłam na stronę a?teista i w pierwszej chwili odniosłam wrażenie, że jest mądra i obiektywna. Ale gdy dokładniej wczytałam się w głoszone tam idee poczułam się bardzo zawiedziona.

Straszne tu jest pomieszanie mądrego z głupim. Chciałam wkleić ten tekst jako komentarz do słownika pojęć, ale to się nie udało z powodu braku okienka do komentowania. Moje dwa komentarze do innych tekstów, pozostawione wcześniej, do tej pory czekają na moderację. W tej sytuacji opublikuję tę polemikę w moim blogu, bo uważam, że warto się zastanowić nad tezami przedstawionymi przez pana „teistę”:

Widzisz świat wyłącznie w czerni i bieli, zupełnie jakbyś był jakimś skrajnym daltonistą: dobrzy teiści i źli ateiści (do których zaliczasz wszystkich, którzy nie mają identycznego światopoglądu jak ty). Rozciąłeś rzeczywistość na dwie przeciwstawne połowy i nie widzisz, że istnieją jeszcze różne odcienie szarości, że o żywych barwach nawet nie wspomnę. Ludzie nie są stworzeni według sztywnych i prostych schematów, lecz są żywymi, „pomieszanymi” i niedookreślonymi istotami. Nikt nie jest pełnym (idealnym, doskonałym) teistą ani pełnym (brzydkim, brudnym i złym) ateistą.

Wychowałam się wśród ateistów. Wszyscy mieli wyższe wykształcenie (ekonomiści, muzycy i lekarze), więc pewnie należeli do elity. Dlatego będę ich bronić, ponieważ znam ich dobrze i wiem o nich wiele.

To, co ludzie religijni (w tym autor tej strony) opowiadają o ateistach, to wielka niesprawiedliwość i zwykłe pomówienia. Oczywiście, zdarzają się tacy ateiści jak opisani na tej stronie, ale są oni prymitywnym, chociaż pewnie dobrze widocznym, bo hałaśliwym wyjątkiem. „Źli” ateiści są bardziej widoczni niż ci szlachetni. Tak już urządzony jest ten świat, że „dobra wiadomość, to żadna wiadomość”.

Jak powiedział Plutarch: „puste beczki i głupcy robią najwięcej hałasu”. I to jest cała prawda nie tylko o ateistach, ale i o wszystkich innych grupach: mądrzy działają w ciszy, a głupi robią potworny hałas. I w ten sposób psują opinię pozostałym.

O ateiście piszesz tak:

Będąc pod wpływem złudzenia stara się osiągnąć spełnienie poprzez maksymalizacje swoich doznań zmysłowych

Nie jest to prawdą. Do „maksymalizacji doznań zmysłowych” dąży większość ludzi, bez względu na światopogląd czy wyznanie. W moim środowisku nie było nikogo takiego. Natomiast w katolickiej odnodze rodziny było kilku (tak, tak, wiem, dla ciebie katolicy to też ateiści).

Nie akceptując istnienia Kreatora, wierzy, że nie istnieje uniwersalny kodeks moralny

Akurat tę kwestię badano naukowo i okazało się, że „kodeks moralny” jest wrodzony. Ta moralność ujawnia się już w przedszkolu. I to raczej ateiści oraz ich dzieci wypadali w tych w badaniach korzystniej, wykazując się lepszym wyczuciem wrodzonej moralności, niż ludzie religijni i ich potomstwo. Zalążki „moralności” (etyki) obserwuje się również u zwierząt, np. szympansów.

… jego prawdziwa tożsamość czasami przebija się spod grubej warstwy ateizmu i dlatego próbuje czasami żyć według jakichś zasad

Oj, nie dawaj fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu! To bezpodstawne pomówienie. Wszyscy znani mi ateiści żyli bardzo przyzwoicie.

Tadeusz Kotarbiński (ateista) powiedział :

Że prawość, męstwo, dobre serce godne są szacunku, a oszukaństwo, głoszenie kłamstw ze strachu, znęcanie się nad słabszym – godne pogardy, to jest równie oczywiste, jak to, że cukier jest słodki a sól słona. I nie potrzeba żadnych uzasadnień pozaludzkich..

Fryderyk Nietzsche prezentuje poglądy przeciwne twoim, dowodząc, że to właśnie religia i jej zasady „okaleczają” moralnie człowieka, pozbawiając go zdolności do samodzielnej oceny tego, co dobre, a co złe i pozbawiając go tym samym sumienia i ludzkiej wrażliwości:

Osoba wierząca nie jest w ogóle zdolna do tego, aby mieć sumienie w kwestii „prawdy” i „nieprawdy”. Prawość w tym punkcie niechybnie doprowadziłaby do zakwestionowania tego, w co wierzy.

Dalej tak piszesz o ateistach:

Ateista wierząc, że świat istnieje przez przypadek, wierzy, że jest on przypadkowy, niedoskonały, niesprawiedliwy, wybrakowany i chaotyczny. Dlatego z wielkim trudem próbuje ten świat naprawić. Wierzy, że posiadając ogrom swojej wiedzy jest w stanie go udoskonalić.

Nie każdy ateista ma pomysł, żeby poprawiać dzieło boże. Do poprawiania palą się nie tyle ateiści, co raczej Iluminaci, czyli sataniści, próbujący przejąć władzę nad światem.

Tak samo ateista nie rozumiejąc celu ludzkiego życia, „ulepsza świat” myśląc, że robi postęp, w rzeczywistości marnuje tylko okazję, którą otrzymał

Czyli jak rozumiem, nic-nie-robienie, siedzenie z pustym brzuchem w zimnej jaskini i godzenie się na ten „doskonały” (a przecież według Biblii „wężowy”) świat, w tym na zło i nieszczęście, jest cnotą teisty. Bardzo pięknie. Ale to nie moja ścieżka. Nie będę patrzeć bezczynnie, gdy pobożni ludzie sieją wokół spustoszenie.

Kierując się tą zasadą próbuje osiągnąć szczęście poprzez dominacje (w negatywnym tego słowa znaczeniu) nad innymi stworzeniami

Hmmm, bardzo ciekawa teza: „dominacja w negatywnym tego słowa znaczeniu”. Jak rozumiem jest też pozytywna dominacja? Niech zgadnę: dominacja męża nad żoną? Ojca nad dzieckiem? Feudała nad chłopem? Człowieka nad Naturą? Tak przecież – zgodnie z wolą tegoż „boga” – urządzony jest patriarchalny świat, nieprawdaż?

Jego dumą jest jego hańba. Jego szczęściem jest przyjemność zmysłowa. Prawdę uważa za głupotę, głupotę uważa za prawdę. Wyniosłość, pycha, złość, zarozumiałość, opryskliwość i ignorancja są jego naturą

Te słowa napisał faryzeusz, przekonany, że został stworzony lepszym niż ten brudny i plugawy ateista. I pewnie żyjesz w przekonaniu, że masz już zaklepane miejsce w raju, podczas gdy ateista nigdy się tam nie wciśnie. Bardzo pięknie…

A teraz cudowny, święty i bez skazy teista:

Rozumie, że kreacja w której żyjemy jest doskonała, niczego jej nie brakuje, nie posiada błędów

W pewnym sensie masz rację, teisto, ale chyba nie rozumiesz tej zasady w sposób właściwy. Kreacja jest doskonała, ale świat, w którym obecnie żyjemy nie jest doskonały. Przeczytaj sobie księgę Genesis, tam jest napisane, że wszystko było cacy, ale do czasu, gdy zjawił się Wąż, a ludzie zostali wygnani z Raju. Od tamtej pory nic nie jest takie, jak być powinno, co wykpił zespół TLove:

Popatrz na wspaniałe autostrady
Na drogi, na których nie znajdziesz wybojów
Rosną nowe bloki i nie ma wypadków
W czystych szpitalach ludzie umierają rzadko
Mamy extra rząd i super prezydenta
Ci wszyscy ludzie to wspaniali fachowcy
(…)
Mamy tolerancję wobec innych upodobań
Kościół zaciekle broni najbiedniejszych
Bogaci są fajni i w miarę uczciwi
Policja surowo karze złych przestępców

Prawda, jak fajnie?!

Rozumie, że wszystko przebiega zgodnie z zamysłem Boga

W Biblii masz napisane, że namiestnikiem Boga na Ziemi jest Szatan, więc ten „doskonały” świat podlega jego władzy. Wprawdzie Bóg jest „nad-szefem”, ale to właśnie Szatan tu rządzi

Ludzie nie wierzą w prawdziwego Boga, lecz w starotestamentowego Jahwe, który z zemsty i nienawiści wybijał całe narody, a własnego syna bez litości przybił do krzyża i nie dał się ubłagać, gdy tamten błagał o łaskę? Tego boga, którego najbardziej na świecie raduje cierpienie męczenników i innych szaleńców ginących za wiarę?

O tak, wszystko przebiega zgodnie z zamysłem TEGO demonicznego „boga”!

Tylko, że gdyby to wszystko zrobił człowiek, psychiatrzy postawiliby diagnozę, że to dzieło psychopaty, a sędziowie wsadziliby go do więzienia lub do domu wariatów. I taki jest cały ten wspaniały świat, w którym jedni ludzie giną z głodu, a inni pękają z przeżarcia, gdzie po to, żeby ukraść cudzą ropę toczy się krwawe i okrutne wojny, na których giną cywile (w tym dzieci!) i gdzie wydaje się góry kasy na zbrojenia, zamiast na żywność, zdrowie i edukację.

Piękny świat, który powinniśmy z radością zaakceptować, bo jest pod każdym względem doskonały!

Jaki „bóg”, takie i jego dzieło. „Po owocach go poznacie”…

Swoje wysiłki zamiast na „ulepszanie” świata, kieruje na „ulepszanie” siebie

Bardzo pięknie, uważam, że zmienianie świata zawsze należy zaczynać od siebie, ale poprzestawanie na własnym pępku to za mało. Należy też robić coś dla innych, aby im ulżyć. Przyzwoity ateista nie będzie patrzył obojętnie, gdy obok ktoś morduje bliźniego lub gwałci bliźnią. Ale teiście to nie powinno przeszkadzać, bo przecież to wszystko dzieje się zgodnie z wolą boga. Jeśli było jej pisane paść ofiarą gwałtu, to „niech się dzieje wola nieba, z nią się zawsze zgadzać trzeba”.

Rozumie, że nie musimy niczego zmieniać na zewnątrz

Jasne… wystarczy tylko siedzieć w jaskini z maczugą przy nodze i czekać, aż manna spadnie z nieba. A na mamuta można zapolować, czy to jest już niedozwolone „zmienianie czegoś na zewnątrz”?

Postępem w jego oczach jest mądrość, której owocami są pokora

Wobec tej „doskonałej rzeczywistości”, autorytetu, zła i wszelkiej władzy też? Wobec Hitlera i Stalina pewnie również? Teraz już rozumiem historię – teiści z pokorą czekali, aż Hitler podbije świat i palcem nie kiwnęli, żeby coś z tym zrobić! Brawo!

Teista szanuje wszystkie istoty ponieważ wie, że są jego braćmi

Atestów też dotyczy to „szanowanie”? Zacytowane wyżej słowa temu przeczą.

Swoją wiedzę o rzeczywistości nie opiera na percepcji zmysłowej, zdając sobie sprawę z niedoskonałości zmysłów. Opiera ją raczej na informacjach przekazywanych przez Twórcę tejże rzeczywistości

A skąd wiadomo, co bóg objawił?

Pewnie ze świętej Biblii?

A czy jest jakiś dowód na to, że jest ona święta i że tę księgę napisał bóg? Jak mógł ją napisać? A może ją podyktował? Jeśli tak, to zadam pytanie: a po czym się poznaje, że to bóg nadaje z nieba i że nie są to urojenia osoby odbierającej ten przekaz? Podobno jak ktoś słyszy głosy w głowie, to powinien iść do psychiatry.

Rozumie, że taka jest natura rzeczy, dlatego nie niepokoi tych, którzy chcą pozostać ateistami

A to dobre! Cała ta strona jest atakiem na ateistów, na których nie pozostawiasz suchej nitki!

Relacja między ateistą i teistą – Jeden współczuje drugiemu i odwrotnie. Który ma rację?

Oczywiście ten, którego racja jest najmojsza!

Dalej piszesz bardzo mądre rzeczy o teorii chaosu. Podpisałabym się pod tym obiema rękami, ale i ty niestety jesteś wyznawcą polarności wszystkiego, co istnieje na tym świecie: czasami jesteś bardzo mądry, a czasami bardzo głupi i niesprawiedliwy. Jak więc widzisz, nic nie jest jednoznaczne, nawet ty sam. I dalej znowu psujesz swój własny wizerunek, pisząc nielogicznie i bez sensu (ironizując):

Śmierć tych 5 milionów osób była częścią kosmicznego przypadku, tak więc ich zabójca nie poniesie żadnej odpowiedzialności

To twój uwielbiany bóg stworzył świat w taki sposób i to on ustanowił takie potworne prawa. Gdyby był doskonały i wszechmogący, to stworzyłby doskonały świat i zaludnił go doskonałymi, przepełnionymi miłością ludźmi, którym nawet do głowy by nie przyszło, żeby zabijać, w milionach sztuk w szczególności. Odpowiedzialność za tę zbrodnię powinna spaść raczej na projektanta niż na jego jakże niedoskonałe dzieło.

Jeżeli nasza egzystencja nie ma żadnego celu, tak jak wierzą ateiści, jaka jest wtedy wartość życia?

Tą wartością jest samo życie jako takie. Życie nie nabiera wartości tylko dlatego, że ktoś je dobrze przeżył ze strachu przed piekłem lub dla nagrody, jaką jest niebo. Wręcz przeciwnie, przy takich kryteriach oceny jego życie fatalnie traci na wartości. Dobrze przeżyte życie jest cenne właśnie z powodu całkowitej bezinteresowności żyjącego.

Życie jest nauką, bez względu na to, czy człowiek uczy i rozwija się świadomie, czy nieświadomie. Ważne, że w ogóle się uczy. Ateista również się rozwija, nawet, jeśli o tym nie wie i jeśli w to nie wierzy. Prędzej czy później każdy, nawet ten nędzny i tak pogardzany celnik i ateista osiągnie duchowe oświecenie. Jest to tylko i wyłącznie kwestia czasu.

Ale to pewnie jest za trudne do zrozumienia dla teisty, nauczonego moralności przy pomocy kija. Zechciej zauważyć, że w Dekalogu są wyłącznie kije: sztuk 10. Marchewkę (sztuk 1?) dadzą dopiero po śmierci! Cóż za okrucieństwo, szczególnie jeśli założyć, że może się zdarzyć, że nie będzie żadnego życia po śmierci!

Tak więc w dzisiejszych kulturach zbudowanych na teorii chaosu, konsumujemy

Najwyższa konsumpcja jest w USA, a USA to najbardziej religijny kraj świata. Bardzo nieliczni ateiści są tam podobno prześladowani i (przynajmniej według Richarda Dawkinsa) muszą kultywować swą wiedzę na tajnych spotkaniach.

Co z tego, że niszczymy planetę na której żyjemy i nasze dzieci nie będą mogły normalnie egzystować? Wszystko to nie ma znaczenia, gdyż realizujemy cel naszej egzystencji – konsumpcję. To właśnie są „owoce” teorii chaosu, których dziś doświadczamy

A ja uważam, że to są skutki słów boga, który w Genesis powiedział: „rozmnażajcie się i czyńcie sobie ziemię podległą”. Z powodu tego fatalnego hasła ekolodzy stale napotykają na opór ludzi pobożnych, którzy uważają, że mogą robić z ziemią i zwierzętami co im się tylko podoba.

Obiektywizm – Nie istnieje nic takiego jak obiektywizm

I cała twoja strona jest na to najlepszym dowodem, a ja próbuję ci to właśnie uświadomić i pokazać – na twoim własnym przykładzie. To, co dalej piszesz o ateistach jest przykładem skrajnego braku obiektywizmu i zupełnie nie pasuje do rzeczywistości. Każdy ateista jest inny i każdy dąży do czego innego. Prymitywni pewnie szukają przyjemności zmysłowych i kasy, a wyrafinowani ustanawiają prawa chroniące bezbronnych ludzi.

Pod resztą też podpisałabym się obiema rękami, gdybyś nie kierował tych słów wyłącznie do ateistów. Te słowa powinni przeczytać wszyscy, którzy zostali oszukani przez „System”, czyli polityków, kapitalistów i religie. Wielu tych ludzi to dobre, lecz nieświadome lub zwiedzione na manowce dusze, wcale niekoniecznie ateiści.

Przeczytaj też Przypowieść o faryzeuszu i celniku (uwspółcześnioną)

Źródło wszelkiego zła?

Nie jestem fanką Richarda Dawkinsa i pewnie dlatego z tak dużym opóźnieniem obejrzałam jego film The Root of All Evil? Niestety, czuję się dość mocno zniesmaczona.

Pierwsza część jest moim zdaniem bardzo słabiutka i zadowolić może tylko niewybrednych i najwierniejszych wielbicieli ateistycznego guru. Po tej pierwszej jaskółce poczułam się na tyle zdegustowana, że z trudem przemogłam się, żeby w niedzielny, leniwy wieczór zobaczyć również część drugą. Na wszelki wypadek, żeby być sprawiedliwą i nie wydawać pochopnych opinii.

Osoby nie znające autorki bloga informuję, że jestem wolna od wszelkich iluzji, do których zaliczam na równi religię jak i ateizm (patrz: opis w nagłówku bloga). Świat nie jest czarno-biały, nie istnieją więc w nim ani zjawiska wyłącznie dobre, ani wyłącznie złe. Jedne są trochę lepsze, inne trochę gorsze, a w jeszcze innych trudno się doszukać równoważącego, przeciwstawnego elementu, ale zawsze gdzieś tam on jest, tyle że ukryty i słabo widoczny. Co więcej, dobro i zło są w stałym, nieustającym ruchu, jak woda w oceanach, poruszająca się w rytm przypływów i odpływów. Dziś coś jest dobre, a nawet bardzo dobre, ale jutro może stać się złe. Odwrotnie oczywiście również (jak życie nam to stale pokazuje).

Niestety, większość ludzi wydaje się być zupełnie nieświadoma tego faktu. Niektórzy mają na oczach (umysłach?) klapki, a raczej filtry, uniemożliwiające im dostrzeganie pełnego spektrum wielobarwnej rzeczywistości. Tacy ludzie to fundamentaliści, widzący tylko jedną (białą lub czarną) barwę świata. I tu spieszę donieść, że do fundamentalistów zaliczają się nie tylko wyznawcy religii. Mogą nimi być wszyscy posiadacze dowolnego światopoglądu. Jeśli zdecydowanie utożsamiasz się z jakimkolwiek wyraźnie określonym światopoglądem, jesteś fundamentalistą albo w jakimś stopniu zbliżasz się do tego.

Tak jak biel jest fundamentalistycznie biała, tak czerń jest fundamentalistycznie czarna. Jeśli na świecie istnieje fundamentalizm religijny, z całą pewnością po przeciwnej stronie skali musi zaistnieć fundamentalizm materialistyczny (ateistyczny, racjonalistyczny, czy jak tam sobie chcecie go nazwać).

Gdyby nie było fanatyzmu religijnego, nie powstałby również fanatyzm ateistyczny.

Przykładem takiego fundamentalisty jest Richard Dawkins, którego działalność kojarzy mi się z agresywnym misjonarstwem… ateistycznym. Ten facet w religiach dostrzega wyłącznie zło, a w nauce wyłącznie dobro i przez pierwszą część filmu stale, aż do znudzenia to powtarza, od czego nabawiłam się w końcu mdłości. Nie zauważa przy tym, że zachowuje się dokładnie tak samo, jak owi agresywni działacze religijni, których tak bardzo nie lubi. I jedni i drudzy próbują wpływać na programy szkolne oraz na politykę, ale Dawkins zdaje się zupełnie nie zauważać, że (przynajmniej na razie) to nauka jest w tej rozgrywce górą.

Stara definicja psychologiczna mówi, że nic nas tak nie drażni, jak własne wady u kogoś innego…

Jak wspomniałam na występie, pierwsza część filmu wydała mi się słaba, demagogiczna i nieprzekonująca. Nie lubię chrześcijaństwa, więc nie trzeba mnie przekonywać, że czyni ono więcej zła niż dobra, ale patrząc na zmagania Dawkinsa z tym tematem raz po raz łapałam się za głowę, że jest tak nieudolny i nieprzekonujący.

Przede wszystkim: religie nie mogą być źródłem WSZELKIEGO zła. Źródeł zła jest wiele. Nauka też ma tu swój niemały dorobek, choćby w kwestii zanieczyszczania środowiska, produkcji wymyślnych i okrutnych maszyn do zabijania oraz nieetycznych eksperymentów przeprowadzanych nie tylko na żyjących, czujących i cierpiących zwierzętach, ale i na nieświadomych tego ludziach. Nieprzemyślanego oraz nieodpowiedzialnego majstrowania w genach również nie pochwalam. Chciałoby się powiedzieć, „niech rzuci kamieniem kto jest bez winy”.

Pierwsza część filmu odwraca wręcz uwagę od prawdziwych problemów. Bo problemem tego świata nie jest wiara w stworzenie świata przez dziadka z brodą ani w dogmat o niepokalanym poczęciu czy wniebowstąpieniu. Nie jest tym problemem nawet (rzekome) odrzucanie nauki przez wyznawców religii. Walka nauki z religią jest głupotą.

Twierdzenie, że fundamentaliści chrześcijańscy ponownie wypowiadają wojnę nauce jest co najmniej nadużyciem. To, że jakaś grupa religijna wierzy w stworzenie świata przez Boga nie jest jeszcze wypowiedzeniem wojny nauce, lecz co najwyżej niezgodą na przyjęcie teorii ewolucji.

Podobnie twierdzenie:

w Nowym Świecie religia działa jak prywatne przedsiębiorstwo. Rywalizujące grupy zakładają przedstawicielstwa na każdym rogu ulicy, rywalizując o ludzkie dusze i pieniądze

jest bardzo naciągane, gdy popatrzy się na wszystkie wielkie metropolie świata, migające kolorowymi reklamami wielkich koncernów przemysłowych, handlowych, ubezpieczeniowych, finansowych i rozrywkowych. Nie ma nic dziwnego w tym, że każdy chce zwrócić na siebie uwagę i zarobić ile się da. Dlaczego więc nie nazwać właśnie ich źródłem wszelkiego zła?

Znacznie bardziej niepokojący jest ten oto, odnotowany przez Dawkinsa fakt:

fundamentalizm chrześcijański umacnia się wśród elektoratu jedynego światowego supermocarstwa, we wszystkich grupach społecznych, z uwzględnieniem samego prezydenta.

Szkoda, że temat powiązań polityki z religią nie został rozwinięty, a przecież ten problem jest bardzo niepokojący. Według mnie najbardziej przerażające słowa tego filmu padły na spotkaniu z ewangelistą Tedem Haggardem, gdy mówi on w kazaniu o nakazie posłuszeństwa (!) i wyznaje, że co tydzień rozmawia z prezydentem Bushem oraz pozostaje w stałym kontakcie z Tonym Blairem i Arielem Sharonem… Czyżby Dawkins nie miał odwagi powiedzieć głośno tego, że polityka, wraz z religią, wspólnie ogłupiają ludzkie owieczki, by czerpać z tego przeróżne, nie tylko materialne korzyści?

Mrożące krew w żyłach opowieści o prześladowanych naukowcach-ateistach wydały mi się, delikatnie mówiąc, naciągane. Trudno uwierzyć, że muszą się oni spotykać w tajnych miejscach, niczym jacyś średniowieczni alchemicy, żeby w podziemiu celebrować „wiedzę tajemną” (czytaj: darwinizm). Podobnie demonizowanie zagrożenia płynącego z strony kreacjonistów i wyznawców teorii płaskiej ziemi oraz babć i dziadków zaludniających kruchty kościołów jest po prostu śmieszne. Patrząc obiektywnie, jest to zwykły folklor i nic ponadto.

Dawkins chwilami zachowuje się jak religijny neofita, zupełnie jakby wychował się w analfabetycznej i zawszonej rodzinie fundamentalistów religijnych i nagle doznał naukowego oświecenia. Jego pasja jest chwilami wręcz chora. Śmieszne jest jego egzaltowanie się naukowym wyjaśnieniem zjawiska wschodu słońca i przeciwstawianie tej „nowoczesnej nauki” starożytnym mitom o złotym rydwanie. Kto dziś wierzy w takie bajki? Komu dziś trzeba tłumaczyć, że słońce nie jest bogiem na złotym rydwanie? Patrząc na to miałam wrażenie, że oglądam jakiegoś oszołoma.

Chyba tylko darwinista (lub naiwny humanista) może wierzyć w bajkę, że za zamachami na wieże WTC stoi muzułmański fanatyzm religijny. Gdyby Dawkins był fizykiem i umiał dobrze liczyć, wiedziałby, że żadna z wież nie mogła się spalić na popiół, ani tym bardziej kompletnie zawalić na skutek uderzenia jednego samolotu osobowego. Konstruktorzy wież przewidzieli o wiele większe zagrożenia niż nawet największe samoloty pasażerskie oraz rakiety bojowe. Prawdziwy naukowiec, kierujący się wiedzą i dociekliwością, a nie naiwną wiarą w polityczne bajki powinien wiedzieć, że oficjalna wersja tych wydarzeń jest wręcz antynaukowa i przyjęcie jej wymaga zaślepienia. Zupełnie jak religia.

Szkoda również, że Dawkins nie rozwinął tematu epidemii AIDS, dziesiątkującej kraje afrykańskie i kościelnego zakazu używania prezerwatyw. Jak dla mnie zakaz ten jest dowodem na to, że to nie kto inny, jak właśnie Kościół szerzy w całym świecie „cywilizację śmierci”.

Opowiadając o profesorze, który przez kilkanaście lat głosił nieprawdziwą teorię, ponieważ „był jej GORĄCYM WYZNAWCĄ” Dawkins sam wbija sobie nóż w plecy, niechcący udowadniając, że również nauka opiera się na wierze, a co więcej, zdarza się jej głosić nieprawdę. Cóż z tego, że profesor w końcu przyznał się do błędu i przeprosił. Niemniej jednak przez te wszystkie lata był jej zwolennikiem i w nią WIERZYŁ, wbijając kolejnym rocznikom studentów do głów bzdurę, którą potem oni ponieśli dalej. Dawkins chciał tym sposobem udowodnić, że nauka się reformuje, a Kościół nie, co jest nieprawdą, ponieważ Kościół też w kilku sprawach przyznał się do błędu, przeprosił i zmienił swoje nauczanie. Przykładem może być choćby zaakceptowanie teorii: heliocentrycznej i Darwina oraz przeprosiny za prześladowania heretyków.

Inne irytujące kwestie, w skrócie:

Wszędzie istnieją zastępy potencjalnych zabójców, (…) ludzi, którzy chcą zabić ciebie i mnie, bo kieruje nimi coś, co uważają za najwyższy ideał.

Tacy ludzie byli, są i będą zawsze. Dziś kierują się religią, ale jeśli im ją zabierzemy, mogą zacząć kierować się ateizmem i zabijać w imię „rozumu”. Bo to nie religia (czy inna ideologia) jest winna, lecz fakt, że taki typ ludzi istniał zawsze. Każda ideologia może posłużyć do zaprowadzania rządów twardej ręki.

Uważam także, że koncepcja boskiego stwórcy godzi w elegancję i piękno wszechświata

Kompletny idiotyzm, aż szkoda tracić czas na polemikę z tym głupstwem. Wszechświat na zawsze pozostanie jednakowo piękny i elegancki, bez względu na to, kto go stworzył.

Wiek XXI miał być erą rozumu

O XX wieku mówiło się dokładnie to samo. O XIX i XVIII też. Oświecenie miało rzekomo ostatecznie wyzwolić ludzi z ciemnoty i zabobonów. Nie wyzwoliło i nie wyzwoli, ale wyjaśnienia przyczyn tego zjawiska nauka nigdy nie dostarczy, ponieważ jest ono… nienaukowe (lecz ezoteryczne).

Wiara religijna zniechęca do samodzielnego myślenia, powoduje podziały i wiele innych niebezpieczeństw

Autorytety naukowe też to robią. W szkole trzeba się uczyć, samodzielne myślenie jest represjonowane, bo przeszkadza w sprawnym prowadzeniu lekcji. Einstein dziwił się, jak to jest możliwe, że po zaliczeniu szkolnej edukacji zdarzają się jeszcze jacyś geniusze. Jako astrolog muszę wyznać, że wiele razy czułam się prześladowana i represjonowana z tego powodu, że zajmuję się dziedziną wiedzy nie uznawaną przez naukę. Nie raz byłam ostro, wręcz ordynarnie atakowana przez ateistów i tzw. „racjonalistów”, którzy przysyłali mi obraźliwe maile lub pozostawiali agresywne wpisy w komentarzach.

Lourdes: co w tym jest złego? Ludzie przyjeżdżają tam w nadziei odzyskania zdrowia i rzeczywiście opisano wiele przypadków tzw. „cudownego” uzdrowienia (przypominam racjonalistycznym oszołomom, że Kościół bardzo niechętnie uznaje nowe cuda). Być może ludzi uzdrawia silna wiara w Boga, może placebo, a może czysty zabobon. Dla mnie nie ma to znaczenia, bo liczy się sam fakt uzdrowienia. Profesor Julian Aleksandrowicz, lekarz, powiedział kiedyś, że woli być uzdrowiony przez szarlatana niż umrzeć pod opieką sławy medycznej. I ja się z nim zupełnie zgadzam.

Poddawanie w wątpliwość wiary tych nieszczęsnych ludzi może wydawać się nieludzkie

i takie jest w istocie.

Czy jednak nie lepiej przyjąć prawdę, niż łudzić się nieuzasadnioną nadzieją?

A ja spytam: co to jest „prawda”? MOJA (najmojsza) wersja rzeczywistości? Nie ma gorszej zbrodni, niż zabicie nadziei, bo to nadzieja trzyma ludzi przy życiu i pozwala im walczyć.

Wiele osób twierdzi, że nauka i religia mogą zgodnie współistnieć. Moim zdaniem nie mogą. Są ze sobą głęboko sprzeczne

I cóż my tu widzimy? Czy przypadkiem nauka nie wypowiada tu wojny religii, a nie odwrotnie? Czy nie jest to sianie nienawiści? Jeszcze krok i możemy się spodziewać nawoływania do pogromów. Zarżnijmy te wszystkie moherowe babcie, a świat stanie się lepszy!

Na szczęście druga część filmu jest znacznie lepsza i bardziej rzeczowa. Jeśli masz niewiele czasu, to daruj sobie pierwszą i od razu przejdź do drugiej.

Jeśli chcesz wiedzieć, jaka jest prawda o zagrożeniach płynących ze strony religii, koniecznie przeczytaj tekst „Najgroźniejsza sekta świata„.

Pochwała relatywizmu

Ezoteryka to jeden wielki, totalny relatywizm. Nie może być ezoterykiem ktoś, kto nie rozumie, że wszystko na tym świecie jest względne i niejednoznaczne. Ezoteryka jest przeciwieństwem totalitaryzmu, który żąda kategorycznego opowiedzenia się po jednej stronie, i przeciwko stronie przeciwnej. Totalitaryzm rozcina świat na dwie, przeciwstawne połowy i wierzy, że rzeczywistość jest czarno-biała.

Katolik musi deklarować swoje zdecydowane poparcie dla dobra i wrogość dla zła. Dobro jest w jego oczach wyłącznie dobre, a zło jest wyłącznie złe.

Ateista widzi wyłącznie jasną i godną rozpropagowania w świecie stronę ateizmu i wyłącznie ciemną, rozświetloną jedynie blaskiem stosów stronę chrześcijaństwa, a chrześcijanin przeciwnie, uważa swoją religię za uosobienie najwyższego dobra, w ateizmie zaś dopatruje się wyłącznie zła.

Ateista zwalcza ideę boga, a katolik ją propaguje, nic więc dziwnego, że panuje między nimi wrogość. Jeśli zdarzy im się spotkać, każdy z nich zrobi wszystko, co w jego mocy, żeby przekonać tego drugiego do swoich racji i przeciągnąć go na swoją stronę barykady (i niekiedy mu się to udaje). Ale nawet jeśli nie to jest celem, to każde takie spotkanie daje obu stronom okazję do zademonstrowania przeciwnikowi swojej nieprzejednanej wiary w wyznawane wartości i do wykazania się niezłomną siłą swoich przekonań.

To oczywiście niezawodnie prowadzi do wojen. Nic więc dziwnego, że na tym świecie krew leje się strumieniami. I wszystko to w imię wartości najwyższych, z hasłami miłości z jednej, a rozumu z przeciwnej strony.

Ładna mi miłość i ładny mi rozum… Dziękuję zarówno za takie „wartości duchowe” jak i „humanistyczne oświecenie”.

Pozostaję więc wierna swojej pełnej relatywizmu postawie za, a nawet przeciw. Dziękuję za religię i dziękuję za ateizm. Postoję w środku i popatrzę bez emocji, jak obie strony urywają sobie głowy. Skoro to lubią, to ja to szanuję. Każdy ma prawo zrobić ze swoim życiem, co tylko mu się podoba. I nic mi do tego, dopóki nie próbuje zmusić mnie siłą do wyznawania obcego mi systemu wartości. Przerabiałam w swoim życiu zarówno jedno, jak i drugie i mam serdecznie dosyć obu.

Ci upierdliwi misjonarze, wrrrr

Przeniesione ze starego bloga (2008-08-31 20:57:35)

Taka żesz ich mać…

Na swojej stronie, przed adresem mailowym, umieściłam komunikat, że nie życzę sobie żadnego nawracania. Pod linkiem obok tej informacji jest odezwa do nawracaczy, w której apeluję o uszanowanie mojego prawa do decydowania o sobie i swoim światopoglądzie.

Na jakiś czas nawet pomogło, ale jak się okazało, są osoby tak bardzo pragnące mojego szczęścia, że ignorują nawet takie otwarte i dobrze widoczne apele.

Wpada mail do mojej skrzynki. Kobieta grzecznie pyta, dlaczego zmieniłam wyznanie, więc jej równie grzecznie odpowiadam, że niczego nie zmieniłam, ponieważ ani żadnego wyznania nie posiadałam, ani żadnego nie przyjęłam.

Na co ona dalej grzecznie pyta, czy cierpię z jakiegoś powodu, czy może mam jakieś problemy, nałogi, złe nawyki… może obgaduję ludzi albo coś?

Równie grzecznie odpowiadam, że różnie w życiu bywało, cierpiałam np. na depresję, ale szczęśliwie pozbyłam się wszelkiego tałatajstwa dzięki metodzie duchowego uzdrawiania, którą praktykuję.

Na co ona wyraża współczucie, że byłam taka biedna z powodu tej niedobrej depresji i rzuca się na mnie z radosną nowiną, że Jezus mnie kocha i z tej miłości mi tę depresję odbierze.

Odpowiadam, że przykro mi, ale Jezus się spóźnił i depresję odebrała już ode mnie konkurencja, więc dziękuję, nie skorzystam.

A ta niezrażona dalej swoje.

Próbowałam jej uświadomić, że nawracając nie szanuje bliźniego i jego prawa do wolnego wyboru. A ona na to, że wszystko racja, ale jej racja jest jedyna. Co z taką robić? Nie ma sposobu, niestety. Na tym właśnie polega religijny obłęd, że jest nieuleczalny, bo rzekomo zesłany przez samego boga.

Próbowałam używać różnych racjonalnych argumentów, ale sama nie wiem po co, bo przecież doskonale wiem, że na bożych szaleńców nie ma sposobu.

Ale to mi się udało (chyba):

Nie przyszło pani do głowy, że każdy szukający religijnego szczęścia może sam wejść do kościoła? Kościoły stoją nawet w zabitych dechami wiochach. We wsi może nie być szkoły ani lekarza, ale kościół wielki jak stodoła i kapiący złotem zawsze pyszni się w samym centrum. Człowiek może być pozbawiony edukacji, ubrań, jedzenia oraz pomocy medycznej, ale nikt nie jest pozbawiony szansy spotkania z religią. Księża chodzą po domach po kolędzie, docierają do wszystkich, nawet do tych, którzy sobie tej wizyty nie życzą, czyż to nie wystarczy?

Skoro kościoły są wszędzie, skoro religia jest wmuszana siłą w dzieci już od przedszkola, przez całą podstawówkę, gimnazjum i liceum, skoro katolicka moralność obowiązuje wszystkich bez wyjątku, nawet ateistów, a wiadomości z życia katolików i KRK uroczyście komunikowane są niewierzącym i innowiercom w ogólnonarodowych dziennikach radiowych i telewizyjnych, to może tej chrześcijańskiej agitacji jest już tak bardzo za dużo, że aż do wyrzygania?

I jeszcze o szczęściu: każdy ma prawo do swojej własnej wizji szczęścia. Dla jednego jest to religia, dla innego ateizm, jeszcze dla kogoś jest to łażenie po górach, a dla mnie jest to wolność od upierdliwych „uszczęśliwiaczy na siłę”. I sądzę, że nie jestem jedyna na świecie. Dlatego w imieniu udręczonej misjonarstwem ludzkości apeluję: opanuj się kobieto. To, co pani robi jest formą opętania. Duchem opętującym jest katolicki egregor. A o egregorach można przeczytać nie tylko u mnie, ale i w wielu innych miejscach w sieci. Miłej lektury.

Będę egzorcyzmowana z ambon kościelnych i naukowych katedr


Przeniesione ze starego bloga (2008-01-12 22:48:27)

Papa BXVI ogłosił właśnie, że w obliczu stale narastającego zagrożenia ze strony szatana, co objawia się coraz bardziej panoszącym się zainteresowaniem okultyzmem każdy biskup musi dysponować oddziałem solidnie przygotowanych do pracy egzorcystów. Ich zadaniem będzie walka ze „szczególnie jaskrawymi przejawami bezbożności”.

Bardzo ciekawa jestem, jak się ta walka będzie odbywała i jakie będą kryteria określania stopnia tej bezbożności.

Czy bojówki BXVI będą napadały znienacka na pracujących spokojnie w swoich biurach astrologów, wróżki, pisarzy pokroju Dana Browna i J. K. Rowling oraz na małolaty czytające Harrego Pottera? Czy będą zlewać ich strumieniami wody święconej ze strażackich sikawek i okładać po głowach krucyfiksami? A może będą czekały, aż sami się oni zgłoszą z prośbą o wygnanie z nich złego ducha, namawiającego ich perfidnie do zajmowania się tą bezbożną działalnością? A co, jeśli okażą się wyjątkowo zatwardziali w swej grzeszności i nie zechcą się dobrowolnie wyegzorcyzmować? Czy konieczne okaże się powołanie całej siatki szpiegów oraz donosicieli, wynajdujących i demaskujących „szczególnie jaskrawe przejawy bezbożności”? No a co wreszcie, jeśli okaże się to niezgodne z konstytucją lub innymi aktami prawnymi? Czy bojówki egzorcystyczne staną ponad prawem (bo przecież prawa boskie stoją ponad ludzkimi), czy może będą musiały uznać jego wyższość? A jeśli zajdzie ta druga okoliczność, to czy sens ich istnienia nie zostanie ostatecznie pogrzebany?

Jeszcze nie zdążyłam dojść do równowagi po tym strasznym szoku, a tu kolejny: blog wyznawców nauki aż się trzęsie od lamentów nad kondycją intelektualną narodu polskiego. Jakiż jest powód ich rozpaczy? Ano w noc sylwestrową, tuż przed północą, gdy naród albo kiwał się upojony do nieprzytomności szampanem oraz wódecznością, albo wypuszczał w niebo kilogramy chińskich sztucznych ogni, w państwowej telewizji pokazali jakąś obficie przysypaną confetti wróżkę, prezentującą wróżbę na nadchodzący rok oraz horoskopy dla wszystkich znaków zodiaku.

No jak tak można? No jak?

Czyż nie można było zadać poważnego pytania o przyszłość świata powszechnie szanowanemu futuryście, socjologowi lub innej uczonej osobistości w grubych okularach? Kto pozwolił pokazywać w tę noc jakąś wróżkę? I jak naród mógł to znieść bez sprzeciwu? Przecież tym samym dokonano obrazy moralności publicznej, zupełnie, jakby ktoś w szklanym okienku pokazał goły zadek! Przecież pokazując w noc sylwestrową wróżkę, a nie profesora, dokonano obrazy majestatu Jaśnie Pani Polskiej Nauki!

I nie pytaj się głupkowato: „a że niby co można oglądać w Sylwestra, będąc na bani i mając bąbelki w mózgu lub cierpiąc z powodu noworocznego kaca? Wykład z fizyki kwantowej?”

Rotfl!

Ludzie, trzymajcie mnie! Czy wszyscy fundamentaliści światopoglądowi to kompletni idioci z rozdętym ponad miarę poczuciem ego, pozbawieni choćby odrobiny poczucia humoru oraz dystansu do swojej nadmuchanej jak balon (rzekomej) ważności? A może to przejaw zapału neofity, pierwszego w swoim rodzie, który dorobił się prawa do posługiwania się literkami mgr przed nazwiskiem?