Program TVN Uwaga! wytropił i sfilmował proceder cudownego zamieniania toksycznej soli wypadowej w sól spożywczą, więc spodziewałam się wielkiego trzęsienia ziemi, licznych aresztowań i masowego wycofywania „żywności” wyprodukowanej z użyciem tej toksycznej substancji.
Chciałam napisać „przeczytałam ze zdumieniem”, ale nie napiszę.
Przeczytałam zupełnie BEZ ZDUMIENIA, że sól wypadowa, chociaż niby odpadowa, to jednak jest nieszkodliwa. Może jest troszkę zanieczyszczona, ale skażenie nie przekracza norm i nikomu to zaszkodzić nie może. Wycofano wprawdzie dość niemrawo 200 ton żarcia, ale spoko, zrobiono to tylko po to, żeby uspokoić opinię publiczną, no i dlatego, że tak się robi zwyczajowo, a nie dlatego, że żarcie było trujące.
Pisali tam jeszcze, że problem po raz pierwszy zgłoszono 12 lat temu, ale władze miały to gdzieś, więc ukręcono sprawie łeb i jest OK. Przez te wszystkie lata Polacy żarli odpad przemysłowy, ale to dobrze, wszak mamy przeludnienie i pilnie potrzebujemy jakiegoś środka ludobójczego. Idealny środek ludobójczy musi zabijać skutecznie, ale niezauważalnie, bo gdyby uśmiercał natychmiast naród mógłby się spłoszyć i zażądać wyjaśnień. Ale jeśli zabija powoli, to jest duża szansa, że nikt się nie zorientuje.
Oczywiście piszący te wszystkie artykuły w prasie powołują się na uczonych i naukę.
Jak wszyscy wiemy, nauka jest jak Bóg: jest wszechwiedząca, wszechmogąca i zawsze czyni samo dobro. Nauka w pocie czoła pracuje wyłącznie dla naszego dobra, ułatwiając nam życie. A broń Boże nie szkodzi. A naukowcy to anioły i święci, więc zawsze mówią prawdę. Dlatego powinniśmy im ufać, tak, jak ufamy, gdy zapewniają nas, że szczepienia, medycyna alopatyczna, energia atomowa, gaz łupkowy i GMO są dla nas zbawieniem. Amen!
Na szczęście mamy Internet. A w nim wiedzę baz cenzury.
Gazety i naukowcy zapewniają nas, że wszystko jest OK, ale my, na wszelki wypadek, dajemy nura w sieć i czytamy, co następuje (podziękowania dla Taurusa za wyszukanie tych komentarzy):
Zamiast surowo ukarać sprawców – którzy nadal cieszą się wolnością pomimo tego, że ich wina została starannie udowodniona czarno na białym przez TVN UWAGA – oraz natychmiast wycofać produkty, które mogły zostać skażone solą odpadową, GIS i SANEPID serwują nam wprost absurdalną propagandę typu „sól drogowa jest bezpieczna do spożycia”, bądź że „sól nie jest szkodliwa, bo gdyby była to wystąpiłyby zatrucia i sprawa wyszłaby na jaw szybciej”. Dziękujemy Sanepidowi za odkrycie, że choroba nowotworowa, ponieważ rozwija się latami, nie jest wcale szkodliwa. Czy Polska ma stać się teraz pośmiewiskiem całego świata?
Argumenty Sanepidu i innych apologetów – poparte rzekomo obiektywnymi badaniami laboratoryjnymi – że sól odpadowa nie jest szkodliwa dla zdrowia są wprost absurdalne i są zniewagą inteligencji przeciętnego człowieka. Równie dobrze można by powiedzieć, że picie wody z kałuży ulicznej jest bezpieczne, ponieważ woda z kałuży w 98% ma ten sam skład chemiczny co woda z kranu, źródła czy z butelki (H20). Pies jest jednak pogrzebany gdzieś w tych ostatnich 2% czy nawet ostatnim 0,1%… woda w kałuży ulicznej może być zanieczyszczona brudem, piaskiem, benzyną, olejem i cząsteczkami ołowiu lub wyciekającymi płynami z przejeżdżających samochodów, a nawet drobinkami stłuczonego szkła. Nie mówiąc już o spłukanych odchodach ludzkich lub zwierzęcych.
Sól „wypadowa” to zgrabne, techniczne określenie jednego z ODPADÓW – dlatego bardziej pasuje tutaj określenie „odpadowa” – w procesie produkcji chloru w Zakładzie Chloru i Ługu Sodowego będącym częścią ogromnego kombinatu chemicznego we Włocławku (należącego do spółki ANWIL S.A.), który jest jedynym w Polsce producentem suspensyjnego polichlorku winylu (PCW).
Sól odpadowa jest więc chemicznym odpadem poprodukcyjnym powstałym w procesie produkcji chloru. Powtórzmy jeszcze raz: nie jest to sól kamienna, nie jest to solanka, nie jest to sól glauberska, nie jest to sól spożywcza – jest to chemiczny odpad poprodukcyjny.
Czym może zostać zanieczyszczony/skażony odpad poprodukcyjny w kombinacie chemicznym podczas jego odzyskiwania, osuszania i przetwarzania? Otóż mogą to być nie tylko osadzone cząstki szkodliwych związków chemicznych i metali ciężkich, pył, kurz, lecz mogą tam się dostać także inne osady i zanieczyszczenia jakie zwykle są obecne w każdym zakładzie przemysłowym. Na ten temat lepiej niż ja z pewnością mógłby się wypowiedzieć przedstawiciel/pracownik zakładów chemicznych – i rzeczywiście, Anwil S.A. sprzedawał sól odpadową z wyraźnym oznaczeniem, że produkt może być wykorzystany tylko do posypywania dróg lub w przemyśle garbarskim i absolutnie nie nadaje się do wykorzystania w przemyśle spożywczym.
Jak powiedział prof. dr hab. Włodzimierz Urbaniak z katedry chemii analitycznej UAM:
– Podczas produkcji chloru, sól przemysłowa jest produktem ubocznym. Z racji tego, że nie jest stosowana w produkcji żywności, nie musi spełniać określonych norm. Dlatego w soli przemysłowej możemy znaleźć zanieczyszczenia nieorganiczne, np. piasek, kawałki papieru lub drewna, czy metale ciężkie (gazeta Fakt z 2 marca 2012)
Nabywana przez 3 nieuczciwe firmy w Anwilu sól odpadowa transportowana była luzem brudnymi wywrotkami, a następnie wysypywana łopatami przez robotnika w kaloszach na plac w zakładzie niespełniającym żadnych norm higienicznych i sanitarnych (to wszystko pokazane w programie TVN UWAGA).
W czasie transportu, osuszania, składowania i przesypywania, sól mogła zostać DODATKOWO zanieczyszczona przez: pył, kurz, brud z ziemi, smary, osady i zanieczyszczenia atmosferyczne, drobinki skruszonego szkła, cząstki startego metalu z urządzeń nie nadających się do produkcji spożywczej, cząstki asfaltu, betonu, smołę, olej, benzynę, sadzę, piasek, spłukane odchody ludzkie/zwierzęce lub inną materię organiczną – nie można nic wykluczyć, przecież nikt nie sprawdzał tej soli ani jej przydatności do spożycia. To wszystko mogło znaleźć się w naszych wędlinach, serach i rybach. Pies jest niestety pogrzebany właśnie gdzieś w tych ostatnich 2% czy nawet ostatnim 0,1%……..
A może Sanepid, GIW, GIS, Ministerstwo Rolnictwa oraz oskarżone firmy nam udowodnią, że ŻADNA partia brudnej soli sprzedana od 2000 r. NIE ZAWIERAŁA W/W ZANIECZYSZCZEŃ.
Czy picie wody z kałuży jest bezpieczne? Kałuża kałuży nierówna. Wypicie z jednej może nie zaszkodzić, a z drugiej może skończyć się biegunką lub nawet śmiertelną cholerą. Z pewnością jednak, picie wody z ulicznej kałuży jak i spożywanie produktów z brudną solą odpadową na przestrzeni wielu lat nie ma prawa być ani zdrowe, ani bezpieczne.
Ten skandal jest szokujący nie tylko ze względu na ogromną skalę skażenia – do obiegu wprowadzono setki tysięcy ton skażonej soli – i fakt, że produktów zawierających trefną sól nie wycofano z handlu, co jest rzeczą właściwie bez precedensu w nowoczesnym świecie, lecz także dlatego, że istnieją poważne podejrzenia korupcji, a nawet zmowy w przemyśle spożywczym. Przecież Prokuratura i Sanepid zostały 10 lat temu poinformowane o tym przestępstwie, a sprawa została zamieciona pod dywan. Poza tym, w przemyśle spożywczym przez wiele lat krążyły plotki o wykorzystywaniu soli odpadowej z Anwil S.A.
Czy kraj, w którym przez 10+ lat sypano brudną sól odpadową do żywności i w którym pomimo donosów i otrzymanej dokumentacji ani prokuratura, ani organa ścigania, ani służby sanitarne nie zareagowały na ten szwindel, powinien w ogóle być w Unii Europejskiej i nazywać się krajem cywilizowanym? Obowiązkiem tych instytucji – już w 2002 r. – było nie tylko surowe ukaranie przestępców, lecz także ostrzeżenie opinii publicznej o masowym skażeniu żywności oraz podjęcie wszystkich możliwych działań, aby coś takiego nie mogło się powtórzyć – to wszystko powinno być zrobione 10 lat temu. Nie można tego nazwać inaczej niż bandytyzmem i zgwałceniem społeczeństwa przez instytucje zaufania publicznego.
Poniższy komentarz pewnie za chwilę zniknie z sieci, dlatego już teraz skopiuj go, zapisz, a potem prześlij do swoich znajomych. Zawiera odpowiedzi na pytania o sól wypadową, na które odpowiedzi na pewno nie znajdziesz w mediach, a tym bardziej nie udzielą ci jej (wielko)polskie instytuty powołane do badania żywności
Sól soli nierówna
Sól kamienna nie składa się wyłącznie z chloru i sodu. Jest skałą osadową, w której występują również domieszki różnych innych pierwiastków, np. siarki, kwarcu, żelaza czy miedzi, w tym również metali ciężkich czy związków promieniotwórczych. O tym, czy sól z danego złoża nadaje się do spożycia, decyduje tzw. Polska Norma. Jest to zbiór wytycznych informujących, jakie jest graniczne dopuszczalne stężenie zanieczyszczeń w soli, których przekroczenie dyskwalifikuje tę substancję jako bezpieczną dla zdrowia ludzkiego po spożyciu.
Skąd się bierze sól wypadowa?
Sól kamienna, w której poziom zanieczyszczeń przekracza dopuszczalne normy, klasyfikowana jest jako tzw. sól przemysłowa. Choć nie wolno jej trafić na stół, może być wykorzystywana w zakładach przemysłowych do przeprowadzania różnych reakcji chemicznych. Na przykład w procesie produkcji polichlorku winylu w firmie Anwil. Aby ten polichlorek winylu mógł w ogóle zaistnieć, potrzebny jest jednak chlor. Pozyskuje się go właśnie z soli przemysłowej w reakcji elektrolizy. Jeśli nie pamiętasz z lekcji chemii: sól rozpuszcza się w wodzie i w takim roztworze zanurza się dwie elektrody, przez które przepuszcza się prąd. W efekcie powstaje tlen, wodór i chlor, a na anodach osadza się sód. Gdy gazy przestają wydzielać się w pożądanej ilości, reakcję przerywa się, po czym przygotowuje kolejny roztwór soli – itd.
Co się dzieje ze zużytym roztworem? Mówiąc w uproszczeniu: jest to dalej sól, tylko z mniejszą zawartością chlorku sodu. Wystarczy odparować wodę, by substancja uległa ponownej krystalizacji i mogła zostać wykorzystana jako odpad przemysłowy, np. do rozpuszczania lodu na jezdniach.
Dlaczego tej soli nie rozpuści się po raz drugi i nie wykorzysta do ponownej reakcji, choć byłoby to uzasadnione ekonomicznie? To proste. Wraz ze spadkiem zawartości chlorku sodu relatywnie wzrasta poziom naturalnych zanieczyszczeń. Uzyskują one tak wysokie stężenie, że mogłyby zakłócić prawidłowy przebieg reakcji i zaburzyć cały proces otrzymywania chloru.
Już sam powyższy fakt – dodawania do jedzenia odpadu przemysłowego – powinien wywołać natychmiastową i zdecydowaną reakcję odpowiednich służb. Ale tak się nie stało, a co więcej…
Co ujawniła analiza sanepidu?
W próbkach soli pobranych przez sanepid obecne były siarczany (naturalne), żelazocyjanek potasu (w minimalnych ilościach nieszkodliwy związek o działaniu antyzbrylającym, w większych ilościach szkodliwy), ponadto metale ciężkie (kadmu, ołowiu) oraz dioksyny. Pierwsze dwie substancje, choć brzmią złowrogo, można pominąć. Ale skupmy się na ostatnich dwóch. Związki metali ciężkich są rakotwórcze. Przy jednorazowym spożyciu śladowych ilości nic nam nie grozi, ale jeśli regularnie zjadamy je przez naście lat, sprawa się komplikuje. Pierwiastki te odkładają się w organizmie, który nie umie ich zneutralizować ani rozłożyć ani strawić ani w żaden inny sposób się ich pozbyć. Jeszcze gorsze są dioksyny – jedne z najbardziej toksycznych związków, jakie kiedykolwiek otrzymano w wyniku syntezy chemicznej. Ich obecność w soli wypadowej dziwi, ponieważ nie występują one naturalnie w soli kamiennej. Są zanieczyszczeniem, które dostało się do substancji prawdopodobnie już na terenie Anwilu, ale w trakcie późniejszych etapów produkcji winylu (jako produkt uboczny reakcji chloru z tlenkiem etylenu – jej produktem jest chlorek winylu). A to oznacza, że sól wypadową mieszano z innymi odpadami wygenerowanymi w zakładzie!
O czym analiza sanepidu nie mówi?
Nie mówi wcale o tym, co dodawane było przez ostatnie lata do jedzenia, lecz o tym, co znaleziono kilka dni temu na terenie pewnych firm, które miały kilka dób na przygotowanie się do kontroli. Prawidłowo przeprowadzona procedura powinna polegać na pobraniu próbek soli wypadowej z Anwilu, a następnie porównaniu wyników z badaniami soli zabezpieczonej na terenie firm podejrzewanych o przekręt, oraz soli obecnej w produktach spożywczych, do których mogła zostać dodana. Nie jest prawdą, że obecności niektórych związków „nie da się oznaczyć, bo jest zbyt niska” – przy obecnym zaawansowaniu urządzeń wykorzystywanych w chemii analitycznej można badać zawartość substancji śladowych w ilościach do milionowych części po przecinku (np. 0,00001% uranu). Ponadto Sanepid nie opublikował wyników badań soli wypadowej , tylko… soli i soli peklującej. A to taka różnica, jak między samochodem i samolotem – oba zaczynają się na „samo” i służą do przemieszczania, tylko diabeł tkwi w szczegółach.
Na filmach nagranych przez dziennikarzy TVN wyraźnie widać, w jaki sposób obchodzi się z solą przemysłową. Nikt nie dotyka jej w sterylnych rękawiczkach – chodzi się po niej butami, wozi brudnymi wywrotkami, przesypuje ciężkimi maszynami (np. ładowarkami). Analiza sanepidu dotyczyła składu makro pobranych próbek, czyli zawartości podstawowych związków chemicznych. Nikt nie badał ich (albo nie ujawniono wyników badań prowadzonych) pod kątem np. epidemiologicznym. Ktoś wcześniej trafnie porównał to do picia wody z kałuży (w sumie to też woda, prawda?).
Dlaczego jest tak cicho?
Od nastu lat dodawano odpady przemysłowe do żywności. Wiedzieli o tym kontrolerzy skarbowi, urzędnicy (również sanepidu), prokuratorzy, itp. Nikt nie zareagował, a właściwie zareagował, ale w dziwny sposób: zamiatając sprawę pod dywan. Od kilku/nastu dni wie o tym cała Polska. Nie doczekaliśmy się jednak ani jednego oficjalnego komentarza przedstawicieli najwyższych władz krajowych. Wręcz przeciwnie – prokurator, przedstawiciel sanepidu, wojewoda – jeśli już zabierają głos, to jednomyślnie przekonują, że nic się nie stało, sól jest nieszkodliwa, nie powoduje uszczerbku na zdrowiu, a wręcz powinna być traktowana jako suplement diety. A skoro nie wiadomo, o co chodzi, to przecież już wiadomo, o co chodzi. Sól dodawana była do wszystkiego. Pieczywa, mięsa, wędlin, przetworów warzywnych, ryb, nabiału – WSZYSTKIEGO. Przyznanie się do błędu spowodowałoby konieczność natychmiastowego wycofania całej żywności, albo prawie całej żywności dostępnej na rynku. A to oznaczałoby gigantyczne straty, nie tylko u drobnych firemek, lecz przede wszystkim u największych potentatów z branży mięsnej czy owocowo-warzywnej. Tymczasem wielu właścicieli ogromnych zakładów przetwórstwa spożywczego robi właśnie kariery w… no? proszę sobie samemu sprawdzić – i wszystko stanie się jasne.
Smacznego