Wiadomości z tęczowego wariatkowa

Miałam nie pisać o tęczy. Nie lubię być banalna i pisać o tym, o czym piszą wszyscy. Ale jednak nie wytrzymam… No po prostu nie da się!

A ja tak kochałam tęczę! Tęcza to przecudne zjawisko optyczne! Jest szczególnie zachwycająca po burzy, kiedy milkną groźne grzmoty, a zza ciemnych chmur przeziera słońce.

Dziel i rządź – Niccolo Machiavelli

tęczaNiestety, tęcza została sprofanowana. Dziś tęcza kojarzy się ze wszystkim co najgorsze. A ja usiłuję zrozumieć, skąd bierze się ten nieziemski rwetes wokół niej. Czy przypadkiem nie jest to jakiś temat zastępczy? Coś, co ma odwrócić uwagę społeczeństwa od innych spraw? A może tęcza ma jeszcze bardziej skłócić Polaków?

Tęcza była podpalana wielokrotnie. Wygląda na to, że społeczeństwo stolicy nie akceptuje tego pomnika homoseksualizmu. Szczerze mówiąc i ja nie rozumiem, do czego jest on nam potrzebny i zastanawiam się głęboko, czy nie ma w Polsce żadnych szlachetnych inicjatyw lub osób, które zasługiwałyby na uhonorowanie jakimś pięknym, kolorowym symbolem w centrum stolicy?

To, co dzieje się wokół tęczy jest bardzo typowe dla polskiej „demokracji”. Nie po raz pierwszy widać, że władze mają gdzieś zdanie społeczeństwa, które traktują jak zwykły motłoch. Tęczę odbuduje się po raz kolejny. I po raz kolejny pójdą na to dziesiątki tysięcy złotych z budżetu stolicy, które znowu zostaną puszczone z dymem. A dzieci w szkołach wciąż będą głodne. Ale kto by się przejmował dziećmi? Tęcza jest najważniejsza.

Dlaczego wokół spalonej tęczy media robią tyle nieznośnego rwetesu?

Jak się spalił człowiek pod Kancelarią Premiera to wzmianka była i nikt po nim nie zapłakał, a tutaj od ponad tygodnia codziennie słyszę o tej tęczy, rzygam już na tęczowo od tego wszystkiego – komentarz na stronie TVN24

Wygląda na to, że w tym roku nie udało się tajniakom sprowokować prawdziwych zadym na Marszu Niepodległości (czyżby po zeszłorocznych doświadczeniach zabrakło im odwagi zmierzenia się z prawdą uwiecznioną na filmach nakręconych przez patriotów?), więc pozostała im jedynie ta nieszczęsna tęcza i ruska budka strażnicza? Mamy się więc tą tęczą (za przeproszeniem) branzlować do końca świata. W mediach i na blogach tęcza buzuje niczym promieniowanie w Fukushimie, a końca tego szaleństwa nie widać. Każdego dnia walą po oczach nowe tytuły z mediów:

Wplatają kwiaty w spaloną tęczę

Chcą podświetlenia PKiN w kolorach *spalonej* tęczy (obawiam się, że PKiN w kolorach spalonej tęczy będzie wyglądał jak pogorzelisko)

Całowali się pod tęczą

Afera korupcyjna w MSZ i GUS. Schetyna w prokuraturze – a kogo to obchodzi? Spalili tęczę!!!

STWÓRZ PROBLEMY, PO CZYM ZAPROPONUJ ROZWIĄZANIE

Ta metoda jest również nazywana „problem – reakcja – rozwiązanie”. Tworzy problem, „sytuację”, mającą na celu wywołanie reakcji u odbiorców, którzy będą się domagali podjęcia pewnych kroków zapobiegawczych. Na przykład: pozwól na rozprzestrzenienie się przemocy, lub zaaranżuj krwawe ataki tak, aby społeczeństwo przyjęło zaostrzenie norm prawnych i przepisów za cenę własnej wolności. Lub: wykreuj kryzys ekonomiczny aby usprawiedliwić radykalne cięcia praw społeczeństwa i demontaż świadczeń społecznych.

Noam Chomsky – Silent Weapons for Quiet War

Tusk: trzeba się zastanowić nad ograniczeniem praw obywatelskich

Przed zeszłorocznym marszem w TVP Info zebrała się „elita” polskiego dziennikarstwa. Zanim jeszcze marsz ruszył redaktor naczelny Wprost powiedział, że na marszu dojdzie do takich incydentów i aktów zdziczenia, że Polacy sami będą błagać o rządy silnej ręki. Nie wierzę, że dziennikarz jest jasnowidzem. Wiem natomiast, czym jest akcja pod fałszywą flagą. Między podpaleniem tęczy i podpaleniem Reichstagu zachodzi subtelne pokrewieństwo: incydenty te były władzy do czegoś potrzebne. Gdyby nie były, to władza znalazłaby skuteczny sposób, żeby do nich nie dopuścić.

Nie wierzę, że tęczę podpalili uczestnicy Marszu Niepodległości. Zrobili to w najlepszym razie zwyczajni chuligani, ale sądząc po tym, jak nośny jest to dla mediów temat podejrzewam, że raczej była to policyjna, tajniacka prowokacja.

Zaraz po 11 listopada po Facebooku krążyło zdjęcie, na którym widać, że w chwili podpalenia tęcza była wręcz otoczona przez policję. Szkopuł w tym, że była to policja drogowa. Policja tam stała i patrzyła i palcem nie kiwnęła, bo przecież jest powołana do wlepiania mandatów za przekroczenie prędkości, a nie do interweniowania w razie aktów wandalizmu. Świetne wytłumaczenie bezczynności, prawda? Tak samo świetne byłoby tłumaczenie lekarza, że nie ratował ofiary wypadku drogowego, bo jest okulistą.

O wydarzeniach na Marszach Niepodległości w Warszawie rządzonej przez Hannę Gronkiewicz i w Polsce rządzonej przez premiera Tuska powiem tylko tyle: jaka władza, takie marsze. Są kraje, gdzie władza stoi po stronie narodu, a naród po stronie władzy. Nie ma tam żadnych prowokacji, bo nie ma nikogo, kto na nich korzysta. A gdyby się jakaś zdarzyła, to wszyscy, od szarego obywatela na ulicy, poprzez policjanta stojącego na krawężniku, po służby specjalne zrobiliby wszystko, żeby sprawcę dopaść, zidentyfikować i należycie ukarać.

Oto dowód, że Polacy potrafią maszerować pokojowo i przyjaźnie – szkoda tylko, że nie w Polsce, gdzie władza ze szczególną starannością dba o to, żeby w tłumie nie zabrakło rzucających petardami tajniaków w policyjnych kominiarkach. Obejrzyjcie to do końca, bo na końcu jest najlepsze:

To, czego nie musimy już wypijać z wodą skażoną fekaliami „lekarze” wstrzykują naszym dzieciom prosto do krwiobiegu

Bleeeeeeeeeeeeee, obejrzałam właśnie GalileoExtra, w dzisiejszym odcinku była mowa o historii toalet na przestrzeni dziejów ludzkiej cywilizacji. Trzeba było wykazać nieco samozaparcia, żeby nie rzygnąć.

Ten odcinek powinien być OBOWIĄZKOWO pokazywany wszystkim pseudo-racjonalistycznym czcicielom bałwana szczepień.

Każdy pseudo-racjonalistyczny bezmyślny BEZMÓZGOWIEC natychmiast powinien się dowiedzieć (bo jak zawsze z wiedzą to u nich cieniutko, oj, cieniutko!!!), że oczyszczana i chlorowana / ozonowana woda w wodociągach to wynalazek końca XX wieku.

Kiedyś ludzie mieszkali na kupie, dosłownie i w przenośni. Osiedlali się w osadach i za przeproszeniem SRALI, GDZIE POPADŁO. Przy domach były doły kloaczne w najlepszym razie obudowane kamieniami lub kręgami z betonu, a zawartość nocników wylewano z okien wprost na ulicę, nierzadko na głowy przechodniów. Odchody ludzkie i zwierzęce trafiały do gruntu, a stamtąd przeciekały do studni lub… piwnicy sąsiada. Po każdym większym deszczu w piwnicach pływały ekskrementy, a smród był wprost nie do wytrzymania. Szczytem wynalazku była kanalizacja miejska, z której to, co tam wpadło, było spłukiwane prosto do rzeki. A woda z rzeki była z powrotem pompowana do mieszkań. BEZ ŻADNEGO OCZYSZCZANIA.

Latem rzeki zamieniały się w cuchnące ścieki, w których masowo ginęły ryby, które rozkładając się, powodowały jeszcze gorszy smród i zarazy, a wszystko to jest doskonale udokumentowane w zapiskach historycznych, a nawet na zdjęciach i starych filmach. Z tego to właśnie powodu (a nie z żadnego innego) regularnie wybuchały epidemie, zabijające tysiące ludzi, a przede wszystkim małych dzieci! Ludzie nie wiedzieli dlaczego tak się dzieje i wierzyli, że to kara boża.

A potem zjawił się jakiś kompletny idiota i wymyślił szczepienia. Wymyślił je, kiedy w miastach wybudowano już wodociągi i oczyszczalnie ścieków, dzięki czemu choroby zakaźne znikły.

Dzisiejsze epidemie chorób zakaźnych (polio, gruźlica, koklusz i inne) spowodowane są przez szczepienia. To, czego nie musimy już wypijać z wodą skażoną fekaliami „lekarze” wstrzykują naszym dzieciom prosto do krwiobiegu. Genialne, nieprawdaż?

—————–

PS. Ten film mówił o sytuacji w miastach Europy Zachodniej, a szczególnie Wielkiej Brytanii. Nie piszcie mi w komentarzach, jak pięknie i czysto było na wsi za waszego dzieciństwa, bo tu nie chodzi o polską wieś XX wieku, lecz o rozbudowujące się miasta i osady w Anglii w erze industrializacji, czyli XVIII/XIX wiek.

Fragment o wsi usunęłam, bo w filmie nie było o tym mowy, to był mój, nieprzemyślany dodatek.

Ameryka, jakiej nie znacie (korespondencja „Niereligijnej” zza oceanu)

W zeszłym tygodniu pojechaliśmy w powszedni dzień do Filadelfii, akurat w czasie gdy szkoły kończyły pracę i dzieciaki wychodziły na ulice by trafić do domów. Skrzyżowania co 100-150 metrów, na każdym sygnalizacja świetlna, ale na każdym skrzyżowaniu jest też osoba w jaskrawym uniformie (mundurze) odblaskowym i z wielkim lizakiem z napisem STOP, oprócz tego, że są światła, takie podobne jak w Polsce, i o identycznym zastosowaniu, czyli czerwone stop! zielone iść! Ale chyba nikt amerykańskim dzieciom nie ufa, bo stawiają jeszcze tych bardzo aktywnych i jaskrawych ludzi, by przeprowadzali „uczniów” przez ulice.

Mój ciekawski mąż, gdy ja weszłam do sklepu, zagadał taką jaskrawą panią na skrzyżowaniu, czy ta praca to forma wolontariatu, czy zarobkowa, tzn. taki etat?

Jaskrawa pani z dumą odpowiedziała, że to praca związkowa, czyli mają solidne wynagrodzenie.

W tym czasie, gdy sobie tak gaworzyli, na ulicę wtargnął młodzieniec z piłką, którą zgrabnie odbijał o asfaltową ulicę, jednocześnie klikając na telefonie i wcale nie obchodziło go, że maszeruje na czerwonym świetle i zmusza samochody do hamowania z piskiem. Nawet nie spojrzał w stronę tych samochodów, tylko szedł dalej, jakby był ślepy i głuchy, a mój mąż przeprosił jaskrawą panią, że jej rozprasza uwagę podczas wykonywania tej odpowiedzialnej pracy.

Na drugi dzień pracowaliśmy w tym samym domu, on remontował, a ja to co zawsze….i wróciła właścicielka, więc mój mąż ją zapewnia, że telewizor już z powrotem podłączony (bo telAwizja codziennie wieczorem dla niej to jak dializa i transfuzja w szpitalu dla chorego pacjenta) i że my nie oglądamy wcale, tylko że ja często po pracy oglądam w Internecie rosyjskie fabularne filmy.

Więc im obojgu wytłumaczyłam dlaczego i teraz Wam wytłumaczę.

W rosyjskich filmach są bardzo dobre scenariusze, są źli i dobrzy ludzie, ale jest normalny świat, np. ludzie sobie ufają i pomagają. Facet w nocy trafił do jakiejś piwnicy w której żyją bezdomni, spotkał tam małą dziewczynkę i gdy już się pogościł to wziął dzieciaka za rękę i odprowadził do matki do domu. Matka go zaprosiła na herbatę, a dziewczynka zarządziła, że on ma jej opowiedzieć bajkę na dobranoc. Nikt nie wezwał na nikogo policji, ani on ma matkę, że się dzieckiem nie zajmuje, ani matka na faceta, że pedofil jakiś, bo zainteresował się jej dzieckiem.

Te filmy są zwyczajne, ze zwyczajnymi ludźmi. Dzięki nim nie czuję się jak wariat, bo tam dzieci chodzą same po ulicach, a tu nawet gdy się bawią, to muszą być pod obserwacją opiekunów. Ludzie są oduczeni pomagania sobie i bezinteresowności, rozmawiania tak po prostu z obcymi.

W Ameryce czuję się dokładnie tak jak rodzeństwo w filmie Pleasentville, które wpadło przez przypadek do czarno-białego filmu i tylko oni jedyni widzą kolory i dziwactwo miejsca i sytuacji.

Mój mąż opowiedział tej klientce o tych naszych obserwacjach w Filadelfii (to jest i u nas na wsi, tylko powolniej, bo mniejszy ruch) i mówi do klientki, że gdyby te durne dzieciaki co sobie nie radzą z sygnalizacją świetlną poginęły w wypadkach samochodowych, to byłoby z korzyścią dla przyszłych pokoleń, bo by nie przekazały swojego złego- niedorobionego genu.

Klientka dla której taka uliczna czy społeczna sytuacja jest normalna, bo innego świata ani życia nie zna, pewnie myśli ze mam makabrycznego męża.

A u innych ludzi w domu – kończyłam już prawie pracę, za ścianą w fotelach siedzi mąż i żona, żona mówi do męża: w przyszłym tygodniu muszę iść na mammogram! Wtedy ja wychyliłam się zza ściany i pytam: nie lubisz swoich cycków? A ona: no nie lubię, bo są za duże! Teraz ja: acha! więc myślisz, że to dobry pomysł, żeby dostać raka piersi i wtedy pójść na operację i lekarze zrobią cię na płasko? Ona: to co, ty nie chodzisz na mammogram? Ja: nie! Bo nie chcę dostać raka! Ona: jak to tak? Ja: czego się spodziewasz? Jeśli będziesz poddawać się radiacji regularnie, to dostaniesz raka! I wtedy udowodnisz sobie i innym, jakie to badanie dla ciebie „zbawienne” i słuszne, bo zdiagnozowali, że masz raka!

Przypuszczam, że pójdzie i tak, bo to ta głupia gęś, co z braku argumentów w poprzedniej rozmowie zaczęła recytować przysięgę (taką, co przysięgają bronić i służyć wiernie Ameryce – cokolwiek to znaczy).

Oni są moimi klientami, bo mnie im polecił mój inny klient o imieniu George, który umarł „na raka” w czerwcu w tym roku.

Mówię do niej i do jej męża: – George nie umarł na żadnego raka, to lekarze go wykończyli, gdyby nie poszedł do lekarza, to byłby zdrowy i żywy, a jak mu powiedzieli „masz raka!” chłop spanikował i dał się wrobić w radiację i chemioterapię i od tego umarł!!! A ona na to: ale on poszedł do lekarza, bo się źle czuł, co ja skwitowałam: popatrz na mnie! Ja się codziennie źle czuję i żyję! Mówię im dalej… moja babcia całe życie paliła papierosy, takie bez filtra, tylko ze szklaną lufką i zawsze chodziła po polnych drogach na obcasach, do końca życia, aż umarła! Wiesz, ile lat miała? 94! Bo na tych obcasach ani na bosaka nie chodziła do lekarza.

Nawet sobie nie wyobrażacie, jaka jestem zmęczona głupotą tych cywilizowanych ludzi.

Może nie trzeba ich ratować?

——————

Jeśli nie wiesz, o co chodzi z tym rakiem, z boku bloga znajdź kategorie, kliknij „Nieuleczalni” i „Rak”, poczytaj i wyciągnij wnioski. [przypisek: Astromaria].

KONSULTACJE SPOŁECZNE… PRZY ZAMKNIĘTYCH DRZWIACH! P R O T E S T

Koalicja POLSKA WOLNA OD GMO wyraża swój sprzeciw, gdyż nie może zgodzić się z sytuacją, w której: … pominięto przedstawicieli społeczeństwa polskiego zrzeszonego w największej organizacji w Polsce jaką jest Koalicja POLSKA WOLNA OD GMO . Koalicja działa bardzo aktywnie od 1 grudnia 2007 roku i zrzesza kilkadziesiąt tysięcy członków oraz setki tysięcy sympatyków, którzy są przeciwni uprawom roślin GMO, a także obecności GMO w produktach żywnościowych i paszach na terenie naszego kraju.

Mimo to ”z nieznanych powodów” nie zaproszono Koalicji na niezwykle ważną konferencję, która odbędzie się w dniu 3 kwietnia 2012 od godz.10-tej do 17-tej w Sali Kolumnowej Sejmu RP, ul.Wiejska 4-6-8.

Konferencja pt. GMO W ROLNICTWIE I PRODUKCJI ŻYWNOŚCI SZANSE CZY ZAGROŻENIA GENETYCZNEJ MODYFIKACJI ROŚLIN I ZWIERZĄT , z udziałem Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi, jest pod patronatem Pana Prezydenta RP Bronisława Komorowskiego.

STWIERDZAMY, ŻE JEST TO KOLEJNE SPOTKANIE ORGANIZOWANE PRZEZ RZĄDZĄCYCH, KTÓRE NIE SPEŁNIA WYMAGAŃ DEMOKRATYCZNEJ, RÓWNEJ I SPRAWIEDLIWEJ DEBATY SPOŁECZNEJ. Spotkanie jest tym bardziej istotne bowiem nastąpi na nim ”Powołanie Komisji Wnioskowej”.

Koalicja POLSKA WOLNA OD GMO stwierdza równocześnie, że w trosce o przyszłość polskiego rolnictwa, środowiska naturalnego i zdrowie Polaków, projekt rozporządzenia w sprawie wprowadzenia ZAKAZU stosowania materiału siewnego odmian genetycznie zmodyfikowanych powinien NIEZWŁOCZNIE wejść w życie, nim rolnicy rozpoczną sezon wiosennych siewów. Negocjacje z Komisją Europejską, które mogą trwać długie miesiące, należy prowadzić po uprzednim wprowadzeniu w życie zakazu w Polsce. Taką kolejność wydawania decyzji podjęły wszystkie kraje, które już dawno mają wprowadzone zakazy na kukurydzę MON810 i ziemniaka Amflora. W związku z tym również w dniu 3 kwietnia Koalicja POLSKA WOLNA OD GMO wspólnie z przedstawicielami innych organizacji wręczy Premierowi Tuskowi PETYCJĘ w sprawie zakazu rejestrowania nasion, obrotu i upraw roślin GMO w Polsce. Petycję podpisało ponad 38 tysięcy organizacji i osób prywatnych. TREŚĆ PETYCJI http://www.alert-box.org/petycja/rozporzadzenie-zakazujace-gmo/

Koalicja „POLSKA WOLNA OD GMO”

http://www.polska-wolna-od-gmo.org

OSOBY KONTAKTOWE:

dr Roman A. Śniady, tel: 604276751, e-mail: roman.sniady@up.wroc.pl

Anna Szmelcer, tel: 607295055, e-mail: annaszmelcer@gazeta.pl

INFORMACJE DODATKOWE:

W dniu MARSZU W OBRONIE PSZCZÓŁ – 15 marca 2012 r. – Minister Rolnictwa i Rozwoju Wsi Pan Marek Sawicki podpisał projekt rozporządzenia w sprawie wprowadzenia ZAKAZU stosowania materiału siewnego odmian genetycznie zmodyfikowanych. PROJEKT ten jest długo oczekiwanym aktem prawnym, który NIEZWŁOCZNIE powinien wejść w życie, nim rolnicy rozpoczną sezon wiosennych siewów. Tymczasem Minister Sawicki rozwiewa nasze nadzieje pisząc: ”Zakaz…będzie wprowadzony po uprzednim uzyskaniu zgody Komisji Europejskiej…” Negocjacje z Komisją Europejską, które mogą trwać długie miesiące, należy prowadzić po uprzednim wprowadzeniu w życie zakazu w Polsce. Taką kolejność wydawania decyzji podjęły wszystkie kraje, które już dawno mają wprowadzone zakazy na kukurydzę MON810 i ziemniaka Amflora.

W ciągu kilku dni setki osób prywatnych i organizacji z Polski i z innych krajów UE wysłało listy do Pana Marka Sawickiego domagając się NATYCHMIASTOWEGO wprowadzenia zakazu stosowania materiału siewnego wszystkich odmian genetycznie zmodyfikowanej kukurydzy MON 810 oraz uprawiania ziemniaka Amflora. Listy wysyłali/wysyłają rolnicy, naukowcy, artyści, studenci, ekonomiści, elektrycy, pracownicy socjalni, nauczyciele, zootechnicy, programiści… ludzie wszystkich zawodów.

PRZECIW GMO SĄ: IZBY ROLNICZE, KONWENT MARSZAŁKÓW, SEJMIKI WOJEWÓDZKIE, KOMITET OCHRONY PRZYRODY PAN, będący szeroką reprezentacją środowisk akademickich kraju, ZDECYDOWANA WIĘKSZOŚĆ POLAKÓW i EUROPEJCZYKÓW. CZYJ INTERES REPREZENTUJĄ ZWOLENNICY GMO?

TYMCZASEM PAN MINISTER SAWICKI MILCZY…

… Pragnę zwrócić uwagę na istniejący w świecie konsensus naukowy co do faktu, że raz uwolnione GMO do środowiska zapoczątkowują procesy, których nie da się już odwrócić (zob. np. stanowisko ekspertów FAO (2003) lub w dowolnym artykule najnowszego Biuletynu Komitetu Ochrony Przyrody PAN nr 2/2011, w całości poświęconemu zagrożeniom ze strony GMO uwalnianych do środowiska, na podstawie przeglądu wyników ok. 100 badań naukowych ze świata)… Tym pilniejsze staje się więc wprowadzenie zakazu uwalniania GMO do środowiska, zwłaszcza w formie upraw, gdyż proces skażenia biologicznego przez GMO upraw ekologicznych, tradycyjnych i konwencjonalnych, w krajach, gdzie je dopuszczono, postępuje…Ze względu zwłaszcza na cechę nieodwracalności tych procesów domagam się natychmiastowego wprowadzenia zakazu: stosowania materiału siewnego wszystkich odmian genetycznie zmodyfikowanej kukurydzy MON 810 oraz sadzenia i uprawy ziemniaka AMFLORA…Domagam się też wyciągnięcia sankcji wobec firm oferujących niedozwolony w Polsce materiał siewny transgenicznej kukurydzy odmian MON 810…

– napisał do Pana Ministra dr Jacek J. Nowak, specjalista m. in. w problematyce bezpieczeństwa żywieniowego, członek grupy naukowej z Koalicji „POLSKA WOLNA od GMO”.

Czy Polacy są celowo truci za przyzwoleniem Sanepidu i innych instytucji rządowych, odpowiedzialnych za nasze zdrowie?

Program TVN Uwaga! wytropił i sfilmował proceder cudownego zamieniania toksycznej soli wypadowej w sól spożywczą, więc spodziewałam się wielkiego trzęsienia ziemi, licznych aresztowań i masowego wycofywania „żywności” wyprodukowanej z użyciem tej toksycznej substancji.

Tego się spodziewałam (ooo! naiwna ja, naiwna), a co zobaczyłam w gazetach?

Chciałam napisać „przeczytałam ze zdumieniem”, ale nie napiszę.

Przeczytałam zupełnie BEZ ZDUMIENIA, że sól wypadowa, chociaż niby odpadowa, to jednak jest nieszkodliwa. Może jest troszkę zanieczyszczona, ale skażenie nie przekracza norm i nikomu to zaszkodzić nie może. Wycofano wprawdzie dość niemrawo 200 ton żarcia, ale spoko, zrobiono to tylko po to, żeby uspokoić opinię publiczną, no i dlatego, że tak się robi zwyczajowo, a nie dlatego, że żarcie było trujące.

Pisali tam jeszcze, że problem po raz pierwszy zgłoszono 12 lat temu, ale władze miały to gdzieś, więc ukręcono sprawie łeb i jest OK. Przez te wszystkie lata Polacy żarli odpad przemysłowy, ale to dobrze, wszak mamy przeludnienie i pilnie potrzebujemy jakiegoś środka ludobójczego. Idealny środek ludobójczy musi zabijać skutecznie, ale niezauważalnie, bo gdyby uśmiercał natychmiast naród mógłby się spłoszyć i zażądać wyjaśnień. Ale jeśli zabija powoli, to jest duża szansa, że nikt się nie zorientuje.

Oczywiście piszący te wszystkie artykuły w prasie powołują się na uczonych i naukę.

Jak wszyscy wiemy, nauka jest jak Bóg: jest wszechwiedząca, wszechmogąca i zawsze czyni samo dobro. Nauka w pocie czoła pracuje wyłącznie dla naszego dobra, ułatwiając nam życie. A broń Boże nie szkodzi. A naukowcy to anioły i święci, więc zawsze mówią prawdę. Dlatego powinniśmy im ufać, tak, jak ufamy, gdy zapewniają nas, że szczepienia, medycyna alopatyczna, energia atomowa, gaz łupkowy i GMO są dla nas zbawieniem. Amen!

Na szczęście mamy Internet. A w nim wiedzę baz cenzury.

Gazety i naukowcy zapewniają nas, że wszystko jest OK, ale my, na wszelki wypadek, dajemy nura w sieć i czytamy, co następuje (podziękowania dla Taurusa za wyszukanie tych komentarzy):

Zamiast surowo ukarać sprawców – którzy nadal cieszą się wolnością pomimo tego, że ich wina została starannie udowodniona czarno na białym przez TVN UWAGA – oraz natychmiast wycofać produkty, które mogły zostać skażone solą odpadową, GIS i SANEPID serwują nam wprost absurdalną propagandę typu „sól drogowa jest bezpieczna do spożycia”, bądź że „sól nie jest szkodliwa, bo gdyby była to wystąpiłyby zatrucia i sprawa wyszłaby na jaw szybciej”. Dziękujemy Sanepidowi za odkrycie, że choroba nowotworowa, ponieważ rozwija się latami, nie jest wcale szkodliwa. Czy Polska ma stać się teraz pośmiewiskiem całego świata?

Argumenty Sanepidu i innych apologetów – poparte rzekomo obiektywnymi badaniami laboratoryjnymi – że sól odpadowa nie jest szkodliwa dla zdrowia są wprost absurdalne i są zniewagą inteligencji przeciętnego człowieka. Równie dobrze można by powiedzieć, że picie wody z kałuży ulicznej jest bezpieczne, ponieważ woda z kałuży w 98% ma ten sam skład chemiczny co woda z kranu, źródła czy z butelki (H20). Pies jest jednak pogrzebany gdzieś w tych ostatnich 2% czy nawet ostatnim 0,1%… woda w kałuży ulicznej może być zanieczyszczona brudem, piaskiem, benzyną, olejem i cząsteczkami ołowiu lub wyciekającymi płynami z przejeżdżających samochodów, a nawet drobinkami stłuczonego szkła. Nie mówiąc już o spłukanych odchodach ludzkich lub zwierzęcych.

Sól „wypadowa” to zgrabne, techniczne określenie jednego z ODPADÓW – dlatego bardziej pasuje tutaj określenie „odpadowa” – w procesie produkcji chloru w Zakładzie Chloru i Ługu Sodowego będącym częścią ogromnego kombinatu chemicznego we Włocławku (należącego do spółki ANWIL S.A.), który jest jedynym w Polsce producentem suspensyjnego polichlorku winylu (PCW).

Sól odpadowa jest więc chemicznym odpadem poprodukcyjnym powstałym w procesie produkcji chloru. Powtórzmy jeszcze raz: nie jest to sól kamienna, nie jest to solanka, nie jest to sól glauberska, nie jest to sól spożywcza – jest to chemiczny odpad poprodukcyjny.

Czym może zostać zanieczyszczony/skażony odpad poprodukcyjny w kombinacie chemicznym podczas jego odzyskiwania, osuszania i przetwarzania? Otóż mogą to być nie tylko osadzone cząstki szkodliwych związków chemicznych i metali ciężkich, pył, kurz, lecz mogą tam się dostać także inne osady i zanieczyszczenia jakie zwykle są obecne w każdym zakładzie przemysłowym. Na ten temat lepiej niż ja z pewnością mógłby się wypowiedzieć przedstawiciel/pracownik zakładów chemicznych – i rzeczywiście, Anwil S.A. sprzedawał sól odpadową z wyraźnym oznaczeniem, że produkt może być wykorzystany tylko do posypywania dróg lub w przemyśle garbarskim i absolutnie nie nadaje się do wykorzystania w przemyśle spożywczym.

Jak powiedział prof. dr hab. Włodzimierz Urbaniak z katedry chemii analitycznej UAM:

– Podczas produkcji chloru, sól przemysłowa jest produktem ubocznym. Z racji tego, że nie jest stosowana w produkcji żywności, nie musi spełniać określonych norm. Dlatego w soli przemysłowej możemy znaleźć zanieczyszczenia nieorganiczne, np. piasek, kawałki papieru lub drewna, czy metale ciężkie (gazeta Fakt z 2 marca 2012)

Nabywana przez 3 nieuczciwe firmy w Anwilu sól odpadowa transportowana była luzem brudnymi wywrotkami, a następnie wysypywana łopatami przez robotnika w kaloszach na plac w zakładzie niespełniającym żadnych norm higienicznych i sanitarnych (to wszystko pokazane w programie TVN UWAGA).

W czasie transportu, osuszania, składowania i przesypywania, sól mogła zostać DODATKOWO zanieczyszczona przez: pył, kurz, brud z ziemi, smary, osady i zanieczyszczenia atmosferyczne, drobinki skruszonego szkła, cząstki startego metalu z urządzeń nie nadających się do produkcji spożywczej, cząstki asfaltu, betonu, smołę, olej, benzynę, sadzę, piasek, spłukane odchody ludzkie/zwierzęce lub inną materię organiczną – nie można nic wykluczyć, przecież nikt nie sprawdzał tej soli ani jej przydatności do spożycia. To wszystko mogło znaleźć się w naszych wędlinach, serach i rybach. Pies jest niestety pogrzebany właśnie gdzieś w tych ostatnich 2% czy nawet ostatnim 0,1%……..

A może Sanepid, GIW, GIS, Ministerstwo Rolnictwa oraz oskarżone firmy nam udowodnią, że ŻADNA partia brudnej soli sprzedana od 2000 r. NIE ZAWIERAŁA W/W ZANIECZYSZCZEŃ.

Czy picie wody z kałuży jest bezpieczne? Kałuża kałuży nierówna. Wypicie z jednej może nie zaszkodzić, a z drugiej może skończyć się biegunką lub nawet śmiertelną cholerą. Z pewnością jednak, picie wody z ulicznej kałuży jak i spożywanie produktów z brudną solą odpadową na przestrzeni wielu lat nie ma prawa być ani zdrowe, ani bezpieczne.

Ten skandal jest szokujący nie tylko ze względu na ogromną skalę skażenia – do obiegu wprowadzono setki tysięcy ton skażonej soli – i fakt, że produktów zawierających trefną sól nie wycofano z handlu, co jest rzeczą właściwie bez precedensu w nowoczesnym świecie, lecz także dlatego, że istnieją poważne podejrzenia korupcji, a nawet zmowy w przemyśle spożywczym. Przecież Prokuratura i Sanepid zostały 10 lat temu poinformowane o tym przestępstwie, a sprawa została zamieciona pod dywan. Poza tym, w przemyśle spożywczym przez wiele lat krążyły plotki o wykorzystywaniu soli odpadowej z Anwil S.A.

Czy kraj, w którym przez 10+ lat sypano brudną sól odpadową do żywności i w którym pomimo donosów i otrzymanej dokumentacji ani prokuratura, ani organa ścigania, ani służby sanitarne nie zareagowały na ten szwindel, powinien w ogóle być w Unii Europejskiej i nazywać się krajem cywilizowanym? Obowiązkiem tych instytucji – już w 2002 r. – było nie tylko surowe ukaranie przestępców, lecz także ostrzeżenie opinii publicznej o masowym skażeniu żywności oraz podjęcie wszystkich możliwych działań, aby coś takiego nie mogło się powtórzyć – to wszystko powinno być zrobione 10 lat temu. Nie można tego nazwać inaczej niż bandytyzmem i zgwałceniem społeczeństwa przez instytucje zaufania publicznego.

Poniższy komentarz pewnie za chwilę zniknie z sieci, dlatego już teraz skopiuj go, zapisz, a potem prześlij do swoich znajomych. Zawiera odpowiedzi na pytania o sól wypadową, na które odpowiedzi na pewno nie znajdziesz w mediach, a tym bardziej nie udzielą ci jej (wielko)polskie instytuty powołane do badania żywności

Sól soli nierówna

Sól kamienna nie składa się wyłącznie z chloru i sodu. Jest skałą osadową, w której występują również domieszki różnych innych pierwiastków, np. siarki, kwarcu, żelaza czy miedzi, w tym również metali ciężkich czy związków promieniotwórczych. O tym, czy sól z danego złoża nadaje się do spożycia, decyduje tzw. Polska Norma. Jest to zbiór wytycznych informujących, jakie jest graniczne dopuszczalne stężenie zanieczyszczeń w soli, których przekroczenie dyskwalifikuje tę substancję jako bezpieczną dla zdrowia ludzkiego po spożyciu.

Skąd się bierze sól wypadowa?

Sól kamienna, w której poziom zanieczyszczeń przekracza dopuszczalne normy, klasyfikowana jest jako tzw. sól przemysłowa. Choć nie wolno jej trafić na stół, może być wykorzystywana w zakładach przemysłowych do przeprowadzania różnych reakcji chemicznych. Na przykład w procesie produkcji polichlorku winylu w firmie Anwil. Aby ten polichlorek winylu mógł w ogóle zaistnieć, potrzebny jest jednak chlor. Pozyskuje się go właśnie z soli przemysłowej w reakcji elektrolizy. Jeśli nie pamiętasz z lekcji chemii: sól rozpuszcza się w wodzie i w takim roztworze zanurza się dwie elektrody, przez które przepuszcza się prąd. W efekcie powstaje tlen, wodór i chlor, a na anodach osadza się sód. Gdy gazy przestają wydzielać się w pożądanej ilości, reakcję przerywa się, po czym przygotowuje kolejny roztwór soli – itd.

Co się dzieje ze zużytym roztworem? Mówiąc w uproszczeniu: jest to dalej sól, tylko z mniejszą zawartością chlorku sodu. Wystarczy odparować wodę, by substancja uległa ponownej krystalizacji i mogła zostać wykorzystana jako odpad przemysłowy, np. do rozpuszczania lodu na jezdniach.

Dlaczego tej soli nie rozpuści się po raz drugi i nie wykorzysta do ponownej reakcji, choć byłoby to uzasadnione ekonomicznie? To proste. Wraz ze spadkiem zawartości chlorku sodu relatywnie wzrasta poziom naturalnych zanieczyszczeń. Uzyskują one tak wysokie stężenie, że mogłyby zakłócić prawidłowy przebieg reakcji i zaburzyć cały proces otrzymywania chloru.

Już sam powyższy fakt – dodawania do jedzenia odpadu przemysłowego – powinien wywołać natychmiastową i zdecydowaną reakcję odpowiednich służb. Ale tak się nie stało, a co więcej…

Co ujawniła analiza sanepidu?

W próbkach soli pobranych przez sanepid obecne były siarczany (naturalne), żelazocyjanek potasu (w minimalnych ilościach nieszkodliwy związek o działaniu antyzbrylającym, w większych ilościach szkodliwy), ponadto metale ciężkie (kadmu, ołowiu) oraz dioksyny. Pierwsze dwie substancje, choć brzmią złowrogo, można pominąć. Ale skupmy się na ostatnich dwóch. Związki metali ciężkich są rakotwórcze. Przy jednorazowym spożyciu śladowych ilości nic nam nie grozi, ale jeśli regularnie zjadamy je przez naście lat, sprawa się komplikuje. Pierwiastki te odkładają się w organizmie, który nie umie ich zneutralizować ani rozłożyć ani strawić ani w żaden inny sposób się ich pozbyć. Jeszcze gorsze są dioksyny – jedne z najbardziej toksycznych związków, jakie kiedykolwiek otrzymano w wyniku syntezy chemicznej. Ich obecność w soli wypadowej dziwi, ponieważ nie występują one naturalnie w soli kamiennej. Są zanieczyszczeniem, które dostało się do substancji prawdopodobnie już na terenie Anwilu, ale w trakcie późniejszych etapów produkcji winylu (jako produkt uboczny reakcji chloru z tlenkiem etylenu – jej produktem jest chlorek winylu). A to oznacza, że sól wypadową mieszano z innymi odpadami wygenerowanymi w zakładzie!

O czym analiza sanepidu nie mówi?

Nie mówi wcale o tym, co dodawane było przez ostatnie lata do jedzenia, lecz o tym, co znaleziono kilka dni temu na terenie pewnych firm, które miały kilka dób na przygotowanie się do kontroli. Prawidłowo przeprowadzona procedura powinna polegać na pobraniu próbek soli wypadowej z Anwilu, a następnie porównaniu wyników z badaniami soli zabezpieczonej na terenie firm podejrzewanych o przekręt, oraz soli obecnej w produktach spożywczych, do których mogła zostać dodana. Nie jest prawdą, że obecności niektórych związków „nie da się oznaczyć, bo jest zbyt niska” – przy obecnym zaawansowaniu urządzeń wykorzystywanych w chemii analitycznej można badać zawartość substancji śladowych w ilościach do milionowych części po przecinku (np. 0,00001% uranu). Ponadto Sanepid nie opublikował wyników badań soli wypadowej , tylko… soli i soli peklującej. A to taka różnica, jak między samochodem i samolotem – oba zaczynają się na „samo” i służą do przemieszczania, tylko diabeł tkwi w szczegółach.

Na filmach nagranych przez dziennikarzy TVN wyraźnie widać, w jaki sposób obchodzi się z solą przemysłową. Nikt nie dotyka jej w sterylnych rękawiczkach – chodzi się po niej butami, wozi brudnymi wywrotkami, przesypuje ciężkimi maszynami (np. ładowarkami). Analiza sanepidu dotyczyła składu makro pobranych próbek, czyli zawartości podstawowych związków chemicznych. Nikt nie badał ich (albo nie ujawniono wyników badań prowadzonych) pod kątem np. epidemiologicznym. Ktoś wcześniej trafnie porównał to do picia wody z kałuży (w sumie to też woda, prawda?).

Dlaczego jest tak cicho?

Od nastu lat dodawano odpady przemysłowe do żywności. Wiedzieli o tym kontrolerzy skarbowi, urzędnicy (również sanepidu), prokuratorzy, itp. Nikt nie zareagował, a właściwie zareagował, ale w dziwny sposób: zamiatając sprawę pod dywan. Od kilku/nastu dni wie o tym cała Polska. Nie doczekaliśmy się jednak ani jednego oficjalnego komentarza przedstawicieli najwyższych władz krajowych. Wręcz przeciwnie – prokurator, przedstawiciel sanepidu, wojewoda – jeśli już zabierają głos, to jednomyślnie przekonują, że nic się nie stało, sól jest nieszkodliwa, nie powoduje uszczerbku na zdrowiu, a wręcz powinna być traktowana jako suplement diety. A skoro nie wiadomo, o co chodzi, to przecież już wiadomo, o co chodzi. Sól dodawana była do wszystkiego. Pieczywa, mięsa, wędlin, przetworów warzywnych, ryb, nabiału – WSZYSTKIEGO. Przyznanie się do błędu spowodowałoby konieczność natychmiastowego wycofania całej żywności, albo prawie całej żywności dostępnej na rynku. A to oznaczałoby gigantyczne straty, nie tylko u drobnych firemek, lecz przede wszystkim u największych potentatów z branży mięsnej czy owocowo-warzywnej. Tymczasem wielu właścicieli ogromnych zakładów przetwórstwa spożywczego robi właśnie kariery w… no? proszę sobie samemu sprawdzić – i wszystko stanie się jasne.

Smacznego

Opowieść o twoim niewolnictwie (i jak się z niego wydostać)

PS. Joe Rogan wyjaśnia, kto zbudował piramidy :))))

Może was trochę zdziwiło, co ma Joe Rogan i jego satyra wspólnego z tym, o czym mówią te filmy, ale tu jest związek. Nauka wmówiła nam, że pochodzimy od małpy, a Zecharia Sitchin, że zostaliśmy stworzeni przez kosmitów jako debilni i nietrzymający moczu niewolnicy do pracy w kopalni. Ten sposób myślenia sparaliżował umysły do tego stopnia, że nawet tropiciele starożytnych kultur nie są w stanie uznać, że piramidy zbudowali… LUDZIE!

Rogan naćpał się troszkę i zobaczył coś innego, więc się z tego śmieje. Ja nie ćpałam, ale też widziałam, hehe :P

Nawykli do starego sposobu myślenia musimy zaprosić do kierowania pracami jakichś „bogów”, a ludziom przyznajemy tylko rolę niewolników, ciągnących bloki lub napędzających maszyny do cięcia skał. Zupełnie nikomu nie przyjdzie do głowy, że przecież (nawet zgodnie z wersją biblijną!) zostaliśmy stworzeni „na wzór i podobieństwo Boga”! To my byliśmy „bogami”, którzy budowali te starożytne cuda, to my dysponowaliśmy techniką topienia kamieni (mikrofale?) i unoszenia ich w górę przy pomocy nieznanej energii. Ale potem najechali nas jacyś wredni kosmiczni bandyci i dokonali owej „deewolucji” gatunku ludzkiego, o której mówi Rogan. Czas na ewolucję, musimy znowu stać się bogami!

Wiadomości (radioaktywne) z wariatkowa, odcinek 15

Odwiedziłam nasz sklep osiedlowy, obejrzałam sobie cenę cukru (prawie 6 zł), ale spoko, tylko mnie to pocieszyło, bo brązowy trzcinowy, który kupuję jest teraz niewiele droższy. Pomyślałam ze złośliwą satysfakcją: niech pożeracze białego cukru też trochę pocierpią, dlaczego tylko ja mam przepłacać? Dobrze im tak, skurczybykom!

Uradowana poszłam po masło, a tu… masła nie ma! Góry margaryny-samo-zdrowie nietknięte, a masło trucizna-cholesterol-zatkane-żyły-zawał-i-śmierć wyżarte! Do gołej półki! Zdziebko się wkurzyłam, bo ersatzu nie jadam, a zapasy masła w domu stopniały. Co tu robić? Klnąc pod nosem musiałam kupić osełkę (ostatnią!!!), której nie lubię, a jeszcze bardziej ją znielubiłam, kiedy spojrzałam na cenę: 8 zł!!!

Potem, wiedziona pragnieniem ulżenia biednym kurom, które nie dość, że z poświęceniem jak te maszyny znoszą jajko za jajkiem, to jeszcze siedzą zamknięte w ciemnościach i smrodzie, wrzuciłam do koszyka jajka ekologiczne (tak w każdym razie było napisane na opakowaniu). Wywalam wszystko na taśmę przy kasie, a pani kasjerka dziwnie na mnie patrzy. Zamieniam się w ? a pani mówi: „Czy pani wie, że te jajka są po 15 zł?” Uuups. Trudno, widocznie poświęcenie dla kur musi boleć.

Przychodzę do domu, a tu Ministerstwo Prawdy trąbi z mojej skrzynki dla idiotów, że Kadafi bombarduje cywilów, więc z miłością bliźniego w sercu Ameryka musi zbombardować Kadafiego. Rzecz jasna – na jednolitą masę, razem z cywilami, bo niby jak odróżnić kto jest kim? No problem, Bóg i tak ich rozróżni. Trzeba przecież jakoś otworzyć światowym elitom drogę do ropy naftowej, która nie wiadomo jakim prawem znajduje się w łapskach jakichś barbarzyńców. Jak jej będzie więcej wszyscy na tym zyskamy, bo benzyna znowu zdrożeje, a wraz z nią ekologiczne jajka, cukier i masło.

Ci Libijczycy to mają szczęście, skurczybyki, że mają tę ropę. Sam wuj Sam się fatyguje, żeby ratować ich głupie dupska. Inni uciemiężeni, żyjący w dyktaturach, ale nie mający ropy nie mają co liczyć na wyzwolenie, pokój i demokrację. No, ale przecież za darmo ich nikt bombardować nie będzie, pomyślcie, ile takie bomby muszą kosztować!

Media, wolne i zniewolone, prześcigają się w podawaniu najnowszych wieści z Libii i z Japonii.

A ja zastanawiam się, jaką niespodziankę może szykować Kadafi, bo kto jak kto, ale ten facet ma honor i na pewno się nie podda. Możemy się więc spodziewać, że zrobi jakieś nowe Lokerbie, ale tym razem prezent dostanie Sarkosy, za wydymanie dyktatora na grubą kasę, którą pożyczył na kampanię wyborczą i nie oddał. I jak zwykle za czyny psychopatycznych polityków zapłacą cywile. Szykuj się Paryżu, możesz się spodziewać fajerwerków jakich jeszcze nikt w tym mieście nie widział.

Kiedy uwaga mediów na chwilę odrywa się od Kadafiego, skupia się na ruchach chmury radioaktywnej. Wszyscy z zapartym tchem obserwują, czy idzie na zachód, czy na wschód i zastanawiają się, jak poważne może być skażenie. Z całą pewnością z mediów nie dowiemy się słowa prawdy. Dlaczego? A dlatego, że jak donosi Alex Jones, Amerykanie wysłali do Japonii zespół profesjonalnych dezinformatorów. Pytanie brzmi: jaki jest ich cel? Zatuszować powagę sytuacji, żeby ludzie pozostali nieświadomi i dali się spokojnie zasypać śmiertelnym pyłem, a więc zdepopulować niczym te owieczki, czy też przeciwnie: wzniecić panikę i zadziałać według klasycznego, ogranego, ale wciąż niezawodnego scenariusza: PROBLEM – REAKCJA – ROZWIĄZANIE.

Powstał PROBLEM: jest poważne skażenie. Władza trzyma rękę na pulsie, więc następuje REAKCJA: spokojnie, wszak jesteśmy przygotowani do działania w stanie kryzysu. Będzie więc ROZWIĄZANIE: trzeba przesiedlić ludzi do obozów FEMA, które od dawna stoją w pełnej gotowości. Żeby uniknąć chaosu wprowadzi się stan wyjątkowy. Jasnowidze ze służb specjalnych już dawno mieli widzenie, że źródło najczystszej i najbezpieczniejszej energii wybuchnie i skażeni ekologicznie ludzie będą potrzebowali pomocy.

Tak więc drogie owieczki, czy będzie tak, czy inaczej zawsze dostaniecie po waszych owczych łbach, bo taki już jest wasz owczy los.

Ale to jeszcze nic! Spodziewajcie się wkrótce desantu jaszczurowatych lub zielonych kosmitów, którzy najadą naszą piękną planetę z jak najbardziej niegodziwymi intencjami. Wobec tej wrogiej siły poczujemy się jednością! Pokażemy im, że jesteśmy jedną rasą, jednym tworem politycznym, zjednoczymy się jak nigdy dotąd i przemówimy, po raz pierwszy w dziejach ludzkości, jednym głosem! Nareszcie! Nareszcie zwycięży Nowy Porządek Świata i powstanie Rząd Światowy! A do zwycięstwa poprowadzi nas sam Zbawiciel, który na promieniu Blue Beam przyjdzie powtórnie w chwale i nareszcie zaprowadzi tu porządek swoim ognistym mieczem, zabijając grzeszników niemiłych Jahwe!

Przestraszyliście się?

Spoko!

Zajrzyjcie na Fejsbuk, a zrobi się wam lepiej.

Fejsbuk aż tętni od pozytywnych wibracji, którymi emanują harcujący tam Oświeceni Mistrzowie Duchowi (co mnie podkusiło, żeby dodać ich do znajomych?) Jeśli się niepokoisz, to mają dla ciebie radę: wyłącz telewizor i uśmiechnij się. Niech uśmiech nigdy nie znika z twojej twarzy, a zobaczysz, jak zrobi ci się fajnie. Świat jest piękny i zależy wyłącznie od twojego umysłu. Nie myśl o strasznych rzeczach, pomedytuj, poafirmuj, a będzie OK i wszystko co złe zniknie. Przecież świat jest iluzją. Jest czystym złudzeniem. Jak sobie wyobrazisz, że skażenia nie ma, to go nie będzie. Jeśli uwierzysz, że bomb nie ma, to ich nie będzie. Nawet chemtrails i GMO znikną z twojego świata! Kochani Libijczycy, jaką wy macie chorą wyobraźnię! O czym wy myśleliście przez ostanie lata, że ściągnęliście sobie na kark tych ropodojów?

Oświecony Mistrz Duchowy jest taki doskonały, nieskazitelny, święty, przepełniony miłością i łagodnością… Boski po prostu!

A spróbuj mu się sprzeciwić!

A spróbuj mu powiedzieć, że gdy psychopaci szykują światowy spisek afirmacje nie pomogą i trzeba podjąć konkretne działania. Tylko spróbuj, a tak cię zbluzga, obrzuci obelgami i wymiesza z g…nami, że poczujesz się jak w rynsztoku, a nie na elitarnych, ezoterycznych salonach, na które wstęp mają tylko najsławniejsze i regularnie występujące w pudle dla idiotów gwiazdy.

Ja wiem skąd ta reakcja.

Biedy Oświecony ma ze strachu pełne gacie, woli więc żyć w zakłamaniu, niż spojrzeć prawdzie w oczy. Nawet nie próbuj go budzić, bo jak ten stary, śpiący niedźwiedź z ruskiej bajki może stać się bardzo zły i cię pożreć.

Wiadomości z wariatkowa odcinek 12

Wiadomości z wariatkowa będą ukazywać się rzadziej (chyba, że samo życie sprawi inaczej), ponieważ w trosce o moje zdrowie psychiczne postanowiłam nie włączać radia TokFm. W czwartek diabeł mnie podkusił żeby włączyć na chwileczkę, tylko na sekundeczkę, może jednak będzie coś fajnego…

Ale… o nie!!!

Usłyszałam tych samych, antypatycznych i pozbawionych charyzmy komentatorów co zawsze, międlących ten sam temat co zawsze (Jarosław i Smoleńsk gdyby ktoś się pytał) i musiałam pobiec do kibelka, ponieważ zachciało mi się rzygać.

Powiedziałam sobie DOŚĆ!!!

…ale w poniedziałek nie wytrzymałam i z czystej ciekawości włączyłam na moment – tylko na sekundkę – żeby sprawdzić, czy coś się tam może zmieniło…

Nie! Nie zmieniło się!

Dalej nadają tam tę samą audycję, w tej samej obsadzie: Cezary Łasiczka i jakiś uczony profesor, a nazywa się to „Słowotok”. No, faktycznie, słowa się toczą… A raczej kłamstwa. Sam Goebbels w grobie się przewraca, widząc takie zastosowanie dla swojego prawa. Powiedział przecież, że kłamstwo powtórzone 100 RAZY staje się prawdą.

Panowie, na Boga, 100 RAZY!!!

Goebbels nie kazał więcej! Nie bądźcie tacy nadgorliwi!

1000 razy to i świnia nie zje, litości!

I kogo wy przekonujecie?

Przekonanych?

Ci, którzy was słuchają i bez tego wierzą w bzdety, które serwujecie. Oni wiedzą, że to, co stało się 10 kwietnia pod Smoleńskiem to był WYPADEK KOMUNIKACYJNY. Oni naprawdę w to wierzą!

Ci, którzy nie wierzą was nie słuchają!

Możecie sobie gadać do usranej śmierci, możecie zedrzeć sobie struny głosowe, a oni i tak was nie usłyszą, bo mają radia włączone na inną częstotliwość.

Nie słuchałam Radia Pejs chyba z miesiąc, ale widzę, że zupełnie nic a nic nie straciłam.

Galileo, program popularno-naukowy

Nawet da się oglądać, np. dziś była relacja z przygotowań do wielkiego corocznego bankietu Klubu Podróżnika w nowojorskim hotelu Waldorf Astoria. Szef kuchni i ekipa stanęli na wysokości zadania. Podano zakąski z karaluchów, tarantuli i smażonych w głębokim tłuszczu, chrupiących, świeżych dżdżownic oraz pięknie garnirowane gotowane oczy cielęce, jako danie główne był pieczony krokodyl i świńska głowa, a na deser truskawki w białej czekoladzie, panierowane prażonymi na chrupko larwami much domowych. Podróżnicy byli szczerze zachwyceni bogactwem smaków i maestrią kucharzy. Sądzę, że Indiana Jones byłby nieco rozczarowany, jako że nie serwowano żywych małpich mózgów.

Jak się domyślam jest to program przeznaczony dla młodych racjonalistów. Wszystko pięknie, ale co druga (DOSŁOWNIE!!!) reklama przekonywała „Żuj gumę Orbit po każdym posiłku”. Teraz już rozumiem, dlaczego „racjonaliści” nie myślą racjonalnie.

Rewolucja światowa?

Czy na tym świecie wybuchła chociaż jedna rewolucja, która byłaby spontaniczna i nie sponsorowana przez wiadome, tajemnicze siły?

Na naszych oczach kolejni światowi tyrani i dyktatorzy upadają… LOL! Żona tunezyjskiego satrapy zwiała z kraju zabierając w „bagażu podręcznym” 1,5 tony złota. Taką wiadomość podały oficjalne media. Kurczę, tylko pozazdrościć kondycji fizycznej, też bym tak chciała. A Kadafi właśnie zwinął swój legendarny namiot i zapewne już wkrótce rozbije go w jakimś azylu politycznym. Może stracił władzę i majątek (hahahaha), ale przynajmniej ma gdzie mieszkać.

Kochani, nie przyłączajcie się do żadnych zadym, bo zostaniecie zastrzeleni jak kaczki. Naszym orężem jest przebudzona świadomość. Musimy się przeciwstawić Systemowi rozumem, a nie siłą fizyczną, bo oni dysponują siłą o wiele większą.

Gdzie ta wiosna???

Załamka… wiosna równo za miesiąc!

Dlaczego nie wezmę udziału w paradzie gejów?

Zapewne sądzisz, że jestem moherem i elektoratem PiSu. Przykro mi, ale bardzo się mylisz. W żadnym stopniu nie utożsamiam się z jakąkolwiek religią, światopoglądem czy opcją polityczną. Nie deklaruję również przynależności do żadnej „tradycji”, ani „tradycyjnego porządku”, ponieważ żadna tradycja nie jest gwarantem dobra. Tradycja może być czymś dobrym, ale nie musi. Często jest tylko skostniałą formą obyczajową, strzeżoną przez ludzi bojących się każdego rodzaju zmian. Walka z tradycją również nie jest rzeczą dobrą, ponieważ historia świata i ludzkości udowodniła ponad wszelką wątpliwość, że każda bez wyjątku rewolucja kończy się wylaniem dziecka z kąpielą, a więc zniszczeniem „zła” wraz z dobrem. Jako osoba „za, a nawet przeciw” widzę zawsze obie strony medalu i odradzam gwałtowne działania.

Zgodnie z tym co napisałam na winietce bloga nie jestem ani katoliczką, ani ateistką. Nie wyznaję żadnej religii, nie jestem ateistką, ale nie jestem również agnostyczką. Mam taką niezłomną zasadę, że nigdy nie przystępuję do żadnego stada, bo przynależność do niego ograniczałaby moją wolność osobistą i niezależność myślenia. Zapoznałam się z licznymi definicjami agnostycyzmu i żadna z nich do mnie nie pasuje. Tym bardziej nie pasuje do mnie etykietka ateistki, ponieważ ateizm jest równie prostacki w wymiarze duchowym, jak sekta moherów i tak samo jak religia, z którą walczy opiera się na irracjonalnej wierze. O ile ludzie religijni wierzą w istnienie Boga, o tyle ateiści w jego istnienie nie wierzą. Tak czy inaczej oba światopoglądy oparte są na wierze, a nie na racjonalnej wiedzy.

Jako osoba totalnie niezrzeszona i głęboko tolerancyjna uważam, że każdy ma prawo do życia jakie mu odpowiada i że nikt nie powinien być prześladowany z powodu swoich wyborów. Szanuję wszystkie religie, preferencje seksualne (z wyjątkiem pedofilii), dowolne formy rodziny (monogamię, poligamię itp.) itp., ale uważam, że są to sprawy prywatne i że nie ma powodu, żeby obnosić je na sztandarach.

Skoro jestem za tym, żeby usunąć ze szkół i urzędów państwowych krzyże, jako symbol wywyższenia katolicyzmu ponad pozostałe religie i ateizm, nie mogę popierać dominacji i demonstrowania przynależności do jednej z wielu istniejących orientacji seksualnych. Bądźmy logiczni i konsekwentni.

Żadna parada równości nie zagwarantuje homoseksualistom akceptacji społecznej. Powiedziałabym, że nawet może się stać przeciwnie: jak widać wyzwala to agresję ze strony konserwatywnej części społeczeństwa. Ale deptanie praw ludzi dorosłych i plucie w twarz środowiskom przywiązanym do tzw. „chrześcijańskiej moralności” jest niczym w porównaniu z inwazją na młodą i niedojrzałą psychikę naszych dzieci, bez względu na to, w jakiej tradycji są wychowywane. Narażanie dzieci na kontakt z rzeczami, do których nie dorosły i jeszcze nie powinny nic o nich wiedzieć jest rzeczą niezwykle ryzykowną. Rodzice małych dzieci powinni w dniach poprzedzających paradę wyjechać z nimi do ciemnego lasu, gdzie nie dotrą echa tej parady i zrezygnować z włączania wszelkich mediów. Cieszę się, że nie mam małych dzieci i że nie muszę przeprowadzać z nimi pod presją sytuacji rozmów uświadamiających. Wystarczy, że z powodu akcji plakatowej i telewizyjnego jazgotu zostałam zmuszona do rozmawiania z nimi o aborcji, chociaż były w takim wieku, w którym jeszcze nie powinny nic o tym wiedzieć.

To naprawdę zdumiewające, że ludzie rządzący mediami i władze Kościoła (to aluzja do akcji antyaborcyjnych) nie wiedzą takich rzeczy i swoim nieodpowiedzialnym działaniem narażają dzieci na urazy psychiczne. Równie niepojęte, że psycholodzy nie grzmią i nie wzywają władz do opamiętania.

Po raz kolejny zwracam uwagę czytelników na to, że przeciwieństwa są tym samym i że świat faluje: od skrajności w skrajność. Mnie jest naprawdę obojętne, czy moje dzieci zostaną narażone na traumę psychiczną z powodu akcji oszołomów religijnych broniących „wartości chrześcijańskich”, czy przez zgraję ateistów z ich ideami „tolerancji” i „postępu”. Każdy postęp kończy się przegięciem w przeciwną stronę, więc możemy być pewni, że po latach wstydliwego ukrywania się homoseksualiści nie tylko się ujawnią, ale bycie homo stanie się trendy i seksy, a młodzież będzie się na ten styl snobować.

Ośmielę się wyrazić swoją opinię, że przynależność do religii i orientacja seksualna to rzeczy, które zaliczają się do sfery prywatnej, a nawet intymnej. Mnie bardzo razi demonstracyjne i wyzywające obnoszenie się ze swoim katolicyzmem. Podobnie razi mnie demonstrowanie swojej seksualności, bez względu na to, czy jest ona homo czy hetero.

I na samo zakończenie: jeśli chcesz przetestować swoją tolerancję i otwartość zastanów się, jaki jest twój stosunek do lekarzy homeopatów, zielarzy, astrologów, radiestetów i jasnowidzów. Na próbę wyobraź sobie, że organizują oni w twoim mieście paradę równości i tolerancji dla różnych światopoglądów. Jeśli masz ochotę złapać kij bejsbolowy i walić w nich jak popadnie, to nie jesteś osobą tolerancyjną, lecz światopoglądowym fanatykiem, takim samym jak fundamentaliści religijni lub użytecznym idiotą na usługach systemu i nie myślisz, lecz pozwalasz, żeby różnej maści ateistyczni i „racjonalistyczni” guru robili ci wodę z mózgu.

Feminizm

Zostałam sprowokowana do wypowiedzenia się na temat feminizmu. Zgodnie z tytułem tego bloga jestem za, a nawet przeciw. Dlatego nie jestem ani za patriarchatem ani za matriarchatem. Jestem za tym, żeby każdy mógł żyć tak, jak chce i lubi i żeby nikt mu nie mówił, że musi żyć tak, jak mu każą.

Jeśli ktoś ma zamiar rozpętać wojnę damsko-męską, to powiem krótko: wojna rodzi wojnę. Z wojny, a szczególnie z wojny płci, jeszcze nigdy nie wynikło nic dobrego, więc może lepiej skierować złość gdzie indziej, na przykład na wyczynowe uprawianie sportu?

A teraz zastanówmy się przez chwilkę: czy przed czasami równouprawnienia kobietom rzeczywiście było aż tak źle? Obawiam się, że feministki grubo przesadzają, twierdząc, że kobiety były prześladowane i ciemiężone. Radzę zajrzeć do powieści obyczajowych i tam poszukać odpowiedzi. Jakoś nie przypominam sobie, żeby kobiety przeżywały jakieś straszne dramaty z powodu rzekomej niemożliwości pracowania w biurze i przekładania tam papierów. Oczywiście w historii były okresy, kiedy kobietom działo się źle, na przykład gdy w Wielkiej Brytanii obowiązywało prawo majoratu, zabraniające kobietom dziedziczenia majątku (czasy powieściopisarki Jane Austen). Prawo to sprawiło, że burdele zapełniły się damami wypędzonymi z majątków, przejętych po śmierci ich mężów przez najbliższych męskich krewnych. Innym przykrym dziedzictwem patriarchatu jest pogarda dla kobiet i kobiecości. Przyznaję, że grube dowcipasy poniżej pasa i inne wcale nie śmieszne żarty na temat kobiet i bab oraz przekonanie niektórych facetów, że kobieta jest tylko seksualną zabawką, którą można bezkarnie obmacywać mogą mocno wkurzać i z tym rzeczywiście należy zdecydowanie walczyć.

Ale jeśli chodzi o konieczność zagonienia wszystkich kobiet do pracy, to ja mam naprawdę bardzo poważne wątpliwości.

Rozumiem kobiety, które mają ambicje naukowe. Uniemożliwianie kobietom studiowania i robienia kariery naukowej tylko dlatego, że są kobietami jest po prostu chore i każdy, kto głosi takie poglądy powinien udać się do psychiatry. Wiem oczywiście na jakie problemy napotykały kiedyś kobiety-uczone, ale jak pokazuje historia dla chcącego (a przede wszystkim prawdziwie utalentowanego) nie ma nic trudnego, skoro udało się nawet Hypatii, żyjącej w czasach ortodoksyjnego patriarchatu. Wiem, zamordowali ją pobożni ludzie, którzy nie mogli pojąć tego zuchwalstwa, ale jednak byli tacy, którzy docenili jej mądrość i przyjęli do elity. Zofia Kowalewska, Emmy Noether, Maria Skłodowska i naprawdę całkiem spora grupa innych dzielnych kobiet wdarła się do tego męskiego świata i pokazała facetom, że też potrafią. W czasach carskich w Warszawie studiowało sporo kobiet. W Warszawie nikt z tego nie robił sensacji. A reszta? Może nie chciała? Może się bała szykan? Może tatuś nie pozwolił? A dziś takie rzeczy się nie zdarzają? Dziś też bywa, że tatuś się nie zgadza i każe iść w pole.

Kobiety z plebsu zawsze pracowały, bo musiały. Były chłopkami pańszczyźnianymi, robotnicami w fabrykach, służącymi we dworach i domach zamożnych mieszczan. Ale czy uważały, że robią karierę? Bardzo wątpię.

Damy z bogatych domów nie pracowały, bo nie musiały. I bardzo wątpię, żeby chciały. Zajmowały się prowadzeniem domu, ploteczkami, organizowaniem bali i przyjęć oraz wychowywaniem dzieci. Jestem bardzo ciekawa, jaka byłaby ich reakcja, gdyby zaproponowano im robienie kariery w biurze, od 9 do 17. Obawiam się, że niezbyt pozytywna.

Feministki krzyczą, że kobiety są prześladowane. A jeśli nie ma na co narzekać u nas, to kierują palec na kraje islamskie i podnoszą krzyk, że tam kobietom dzieje się straszna krzywda, więc trzeba tam pędzić, bombardować ich kraje i wyzwalać biedaczki spod władzy mężczyzn. Ale takie rzeczy gadają tylko ci, którzy nigdy nie byli w żadnym muzułmańskim kraju. Gdyby byli, to musieliby zauważyć, że kobiety widać tam wszędzie: w kasach na lotnisku, w recepcjach hoteli, w urzędach, sądach i szpitalach. Są również na uczelniach, nie tylko jako studentki, ale również jako wykładowczynie. Nawet w Afganistanie, który jawi się nam jako dziki kraj bezwzględnie znęcający się nad kobietami można spotkać kobiety-lekarzy. W islamie mężczyzna nie może dotykać obcej kobiety. Dlatego kobieta nie może iść do lekarza-mężczyzny. Kto więc leczy kobiety i przyjmuje porody? Inna kobieta. Kobieta-lekarz. Kobieta islamu może pracować, ale jako panna, do momentu wyjścia za mąż i potem jako matka, która odchowała już dzieci i nie ma nic lepszego do roboty. Kobieta, która ma małe dzieci siedzi w domu i zajmuje się tylko obowiązkami domowymi. Nie musi się o nic troszczyć, bo obowiązek utrzymania rodziny spoczywa na mężczyźnie. Ja nie wiedzę w tym żadnej patologii, wręcz przeciwnie, też bym tak chciała.

I proszę mi nie mówić, że teściowa znęca się nad biedną muzułmańską żoną, bo tam mają rodziny wielopokoleniowe. A u nas nie ma konfliktów? Żyjemy w takim świecie, w którym zawsze jest źle i zawsze jest powód do narzekania, kłótni i awantur. Nie ma idealnego świata, zawsze coś jest nie tak, jak być powinno.

Co nam dały feministki i ich walka o równouprawnienie?

Kobiety MUSZĄ pracować. Czy tego chcą czy nie chcą, nie mają wyjścia, choćby dlatego, że pensja przeciętnego mężczyzny nie wystarczy do utrzymania rodziny. A co więcej, kobieta, która nie pracuje jest prześladowana. Przez kogo? A przez walczące o prawa kobiet feministki. Kobieta wychowująca własne dzieci to głupia kura domowa, z której feministki się wyśmiewają. Ale czy można z dumą powiedzieć, że dzięki temu każda kobieta robi karierę? Jeżeli przekładanie papierów w urzędzie można nazwać karierą, to tak, jak najbardziej. A może karierę robią panie w korporacji? Oczywiście, jasne, pytanie tylko, dlaczego złośliwcy nazywają to wyścigiem szczurów?

Popatrzmy na te korporacyjne panie. Wszystkie chodzą w takich samych uniformach, czyli w kostiumach lub spodniach i marynarkach, w których w ogóle nie wyglądają jak kobiety. One nie mogą wyglądać jak kobiety, bo zbyt kobiecy wygląd mógłby świadczyć o niekompetencji lub narazić je na seksualne zaczepki kolegów albo wzbudzić zazdrość koleżanek. Ktoś mógłby też rzucić podejrzenie, że chcą zrobić karierę dzięki urodzie i seksowi. Muszą więc wyglądać jak chłopczyce i konkurować z mężczyznami jak równy z równym.

Mają problemy z założeniem rodziny, bo spędzają całe dnie w pracy, a tam jest kategoryczny zakaz flirtowania. Ale jeśli jakimś cudem im się to uda, nie mogą cieszyć się macierzyństwem, bo straciłyby z takim trudem wywalczoną pozycję zawodową. Jeśli więc mają dzieci muszą je powierzyć innym: ukraińskim nianiom lub opiekunkom w żłobku i przedszkolu. Jeśli któraś ma na tyle obrotnego męża, że może pozwolić sobie na rezygnację z pracy, ryzykuje, że odpadnie z wyścigu szczurów i już do niego nie wróci. Ale jeśli jej na tym nie zależy, to i tak nie nacieszy się swoimi dziećmi, ponieważ państwo na to nie pozwoli. Wasze dzieci drodzy obywatele już nie są wasze. To są przyszli obywatele Unii Europejskiej, więc państwo musi dopilnować, żeby zostały wychowane zgodnie ze standardami. Dlatego dziecko musi iść do przedszkola, nawet jeśli ma matkę siedzącą w domu. Musi tam trafić, bo jak naukowo przekonują specjaliści od pedagogiki, bez przedszkola nie poradzi sobie w szkole, a potem w życiu. Dawniej do szkół szły siedmiolatki, dziś sześciolatki, ale już mówi się o tym, że mają tam trafiać pięciolatki. Jak tak dalej pójdzie, państwo będzie odbierać rodzicom niemowlęta. Oczywiście, dla dobra i niemowląt i rodziców: bo rodzice dzięki temu będą mogli bez przeszkód rozwijać się zawodowo i robić karierę, a dziećmi zajmą się najwyższej klasy profesjonaliści, którzy zapewnią im doskonałe, bo oparte na naukowych podstawach wychowanie. Super niania w każdym żłobku i przedszkolu sprawi, że dzieci będą należycie wytresowane i nigdy nie będą sprawiać problemów swoim rodzicom.

Nowy, wspaniały świat…

A co z mężczyznami?

Przyznaję, że dla mężczyzn przyszły ciężkie czasy. Dawniej małżeństwo było zawierane na całe życie i nikogo nie obchodziło, czy było dobre, czy złe. Była to prawdziwa rosyjska ruletka: albo się trafiło na swoją drugą połowę i żyło się w szczęściu, albo życie zamieniało się w piekło. Mężczyzna był panem, a żona i dzieci były całkowicie pod jego kontrolą (chyba, że bogata rodzina kupiła kobiecie unieważnienie małżeństwa). Były to czasy, kiedy mężczyzna zwykle był górą. Dziś górą są kobiety. Mężczyzna, który nie musi troszczyć się o utrzymanie rodziny przestaje czuć się potrzebny i wartościowy, bo kobieta poradzi sobie bez niego. Ona przecież pracuje i zarabia, więc jeśli mąż ją zawiedzie, to się z nim rozwiedzie, a sąd wywalczy dla niej alimenty. Czy można więc się dziwić atawistycznym, męskim lękom, że świat stanie się taki, jak w filmie „Seksmisja”?

Który układ jest lepszy, a który gorszy? Odpowiedzcie sobie sami.

Na zakończenie: gdyby ktoś pytał, dlaczego feministki postanowiły wyzwolić te biedne, uciśnione kobiety, powiem coś zupełnie niepoprawnego politycznie. Nie chodziło o dobro kobiet, lecz o interesy bankierów, którzy wyliczyli, że podatki z jednej pensji to za mało. Gdyby udało się zagonić do roboty kobiety, wtedy wynagrodzenie mężczyzn musiałoby zostać obniżone mniej więcej o połowę, a tę drugą połowę dostałyby kobiety. Podatek z dwóch pensji to coś znacznie lepszego, niż z jednej. Przy okazji państwo zyskuje kontrolę nad obywatelami, o czym napisałam wyżej. W tym celu bankierzy zasponsorowali kampanię uświadamiania kobiet, jak bardzo są nieszczęśliwe i prześladowane oraz stworzyli zorganizowany ruch feministyczny. Resztę tej historii znacie z autopsji.