Uwaga – tylko dla ludzi o żelaznych nerwach!

Drogi czytelniku!

Po to Bóg (lub jeśli wolisz ewolucja) dał/a ci mózg, żebyś go używał. Do czego? Do myślenia i samodzielnego kojarzenia faktów, co oczywiste! Zamiast ślepo i bezkrytycznie wierzyć politykom i autorytetom rusz samodzielnie zwojami mózgowymi, gdyż w przeciwnym przypadku ten cenny narząd zaniknie ci z nieużywania. Myślenie naprawdę nie boli! Wiem, że w szkole nie uczono Cię myślenia, lecz wkuwania, a zadawanie pytań było źle widziane, ale teraz jesteś już zupełnie dorosły i nie musisz trzymać się mamusinej spódniczki ani pytać belfra o to, co masz o czym myśleć. Dziś możesz myśleć sam, nie potrzebujesz do tego niczyjego przyzwolenia. Dlatego zamiast bezmyślnie gapić się w telewizor, z którego dowiesz się tylko tego, co jest wygodne dla władzy sam poszukaj wiedzy o tym, co dzieje się w świecie, żebyś nie był zaskoczony, jeśli się okaże, że rzeczywistość jest zupełnie inna od tej, którą kreują media.

Po tym wstępie przeczytaj resztę, a potem pogoogluj samodzielnie…

Czy słyszeliście o chorobie, która nazywa się Morgellons (morgellonka)? Kiedy czytałam o tym po raz pierwszy, sądziłam, że ktoś sobie stroi żarty – żeby z ludzkiego organizmu wychodziły kolorowe włókna o nieznanym pochodzeniu, to zakrawa na jakiś ponury żart lub najbardziej odlotowy pomysł pisarza sf. Ale to niestety nie są żarty.

„Najzabawniejsi” są lekarze. Zachowują się jak typowi racjonaliści: jeśli czegoś nie znają i nie rozumieją, to znaczy, że tego nie ma. Po prostu – nie ma! Nie istnieje! Gdy przychodzą do nich pacjenci, cali pokryci wrzodami i opowiadają, co im dolega, lekarze nie potrafią postawić diagnozy, ponieważ o czymś takim nie uczono ich w czasie studiów. Skoro nie ma takiej choroby w spisie, to znaczy, że ta choroba nie istnieje. I co z tego, że cierpią już na nią tysiące – skoro choroby nie opisano i nie uznano oficjalnie, to każdy skarżący się na nią musi być symulantem i należy go uznać za wariata. Jeśli się upiera i pokazuje rany, to wniosek jest prosty – sam je sobie zadał. No, przecież mówię, że wariat. Sam się kaleczy, wciska sobie włókna pod skórę, a potem robi zamieszanie, zakłócając spokój szanowanemu lekarzowi. Jak tak można? Przecież to skandal!

Na planecie małp fakty muszą pasować do teorii, a nie odwrotnie. Jeśli nie pasują, to kończy się to fatalnie dla faktów. Teorii nic nie zaszkodzi, bo po jej stronie stoją szanowane autorytety. To zabawne, że racjonaliści śmieją się z indyjskich świętych krów, które poza tym, że blokują ruch uliczny przynajmniej nikomu krzywdy nie robią, w przeciwieństwie do świętych krów racjonalistycznych, które są tak samo nie do ruszenia z posad, ale za to czynią prawdziwe spustoszenie w nauce i polityce.

Obejrzyjcie ten film, a potem poszukajcie sami w sieci więcej informacji o chemtrails i Morgellons. Wiele wskazuje na to, że oba zjawiska są ze sobą związane: morgellonka występuje na terenach, na których obserwowano te tajemnicze smugi na niebie.

Nasi politycy grają sobie beztrosko w futbol, podczas gdy nad ich (i naszymi) głowami latają tajemnicze samoloty (NIE SĄ TO SAMOLOTY PASAŻERSKIE i prawdopodobnie również nie wojskowe) i rozpylają dziwne substancje. Mam nadzieję, że ich organizmy nie różnią się od naszych i że oni również odczują tego konsekwencje. A jeśli nie, to będę się zastanawiać, czy czasem nie pochodzą z innej planety lub czy nie są cyborgami, tylko udającymi ludzi.

Don’t Talk About the Weather [PL] (Nie rozmawiaj o pogodzie)

Nie Rozmawiaj o Pogodzie by 3rdEyeDeer (Skyline Productions/Rebel With a Cause Pictures/Room With a View Studios) Film dokumentujący prywatne, oddolne śledztwo dotyczące chemtraili, analizujący sprzeczne oficjalne wyjaśnienia i wskazujący oficjalne dokumenty mówiące, że chemtraile nie tylko SĄ prawdziwe, ale są także „SYSTEMEM BRONI. Dokument analizuje ponadto zaangażowanie mediów w zjawisko chemtraili szerzenie dezinformacji i posługiwanie się przekazami podprogowymi oraz przedstawia to zagadnienie na tle obecnej globalnej agendy politycznej. „Prawda jest dziwniejsza niż fikcja.” Tak dziwna, że doprawdy trudno w to uwierzyć. Na szczęście nie trzeba wierzyć, wystarczy spojrzeć. Smuga gwałtownie rozpoczynająca, bądź kończąca się w trakcie lotu samolotu oznaczałaby, że samolot wystartował z wyłączonymi silnikami, lub wyłączył je w trakcie lotu. Dokąd lecą samoloty latające tam i z powrotem nad miastem, tworzące na niebie kraciaste wzory? Jak to możliwe, że Agencja Ochrony Środowiska odmawia przyjęcia próbek do badań? Jak to ujął Alan Watt -„Opryskuje się nas z nieba jak insekty.” Nic dodać nic ująć. Zapoznaj się np. z dokumentem ze strony internetowej Ministerstwa Obrony Wielkiej Brytanii opisującym testy przeprowadzone na społeczeństwie angielskim w latach 1953 1964. Gdzie rozpylono niemalże 5 ton silnie kancerogennego ZnCdS w różnych lokalizacjach (patrz tabele) na Wyspach Brytyjskich. http://www.mod.uk/NR/rdonlyres/70A71F1A-831B-4618-918E-D263384DA684/0/ZincCadmiumSulphideDispersionTrials.pdf Eksperymentowano wówczas na niczego nieświadomych ludziach, jak na królikach doświadczalnych, ale teraz na pewno już się tego nie robi. Prawda? [Film ma 7 części (27 odcinków) i prace nad nim są jeszcze w toku. Co jakiś czas będę zamieszczał kolejne części, w miarę możliwości czasowych (i oczywiście jeśli operacji tej nie sabotuje youtube) .]

Playlista

Koniecznie  przeczytaj też tę notkę

Tu znajdziesz więcej informacji o chorobie Morgellons

I trochę przerażających zdjęć (mimo wszystko śpij dobrze!)

Ku przestrodze – w kolejną rocznicę wybuchu w Czarnobylu

Kto ma TV satelitarną lub kablówkę na pewno widział ten film. Kto nie ma – musi zobaczyć. Film jest długi, ale warto poświęcić trochę czasu na jego obejrzenie, zwłaszcza teraz, kiedy rząd postanowił nas uszczęśliwić budową co najmniej dwóch elektrowni atomowych.

Oczywiście, wiem, wszyscy postępowi i światli ludzie popierają nowoczesność.

Jasne, jeśli nie zbudujemy tych elektrowni staniemy się skansenem… Ja tam lubię skanseny, na pewno są zdrowe i ekologiczne, więc nie mam nic przeciwko nim.

No oczywiście, że „nasza” elektrownia będzie nowoczesna i na pewno nie wybuchnie!

Wszyscy znamy te bajki. „Na pewno” to nikt nie wie co będzie. Ja natomiast wiem, co może być. Może się zdarzyć awaria. Bo nie ma sposobu, żeby zapobiec wszystkim nieszczęściom. Może się zdarzyć wojna i jakiś niedobry terrorysta może naszą piękną, nowoczesną i bezpieczną elektrownię zbombardować. No nie to, żeby zaraz bombą atomową! Wystarczy zwykłą. I elektrownia zamieni się sama w bombę.

A co z odpadami radioaktywnymi? Kto je przyjmie? Może tak zakopać je w jakimś potężnym sarkofagu pod Twoim płotem? Co? Nie chcesz?

Więc protestuj!

Są inne, naprawdę ekologiczne, naprawdę tanie i zupełnie oraz pod każdym względem bezpieczne źródła energii. Energia atomowa nie jest ani ekologiczna, ani tania, ani bezpieczna. Ma same wady i żadnych zalet.

BĄDŹ AKTYWNY ZANIM BĘDZIESZ RADIOAKTYWNY!!!

Skutki wybuchu, odczuwane do dziś:

Protestujmy!!! 3 powody, dla których powinniśmy przypomnieć politykom, że to oni mają służyć nam, a nie odwrotnie!

Parę dni temu Zaba wrzucił w komentarzach link do audycji z Radia Maryja na temat GMO. Nie słucham tego medium (z bardzo różnych powodów), ale kto wie, czy nie jest to jedyna stacja, która podaje prawdziwe wiadomości o takich sprawach jak globalne ocieplenie, GMO i różne podejrzane knowania wokół NWO (Nowy Porządek Świata) czy wprowadzenia Rządu Światowego, mające miejsce w Unii Europejskiej. Mainstreamowe media milczą na ten temat jak zaklęte, omijają pewne kwestie tak starannie, że nawet rezygnują z sączenia dezinformacji. Uważają, że najlepiej będzie, jeśli na pewne tematy spuści się szczelną zasłonę milczenia, tak szczelną, żeby ludzie w ogóle nic o nich nie wiedzieli.

Na szczęście jednak mamy Internet, którego (przynajmniej na razie) ocenzurować się nie udało. No i mamy Radio „z twarzą”, które jest jakie jest, ale które potwierdza głoszoną na tym blogu prawdę, że na tym świecie nie istnieje ani jedna rzecz, która byłaby wyłącznie dobra, i odwrotnie – ani jedna rzecz, która byłaby wyłącznie zła. Prawdy należy szukać wszędzie, nawet tam, gdzie jej szukanie wydaje się nierozsądne.

Czy jakiekolwiek oficjalne źródło informacji zajmuje się tematem Nowego Porządku Świata i Rządu Światowego, który uparcie lansują panowie Nicolas Sarkosy i Jose Barroso? Czy w wiadomościach pokazują europosła Nigela Farrage, który daje odpór tym planom? Czy jakakolwiek inna stacja radiowa czy telewizyjna informuje nas o projekcie wprowadzenia siłą (czytaj: pod groźbą surowych kar pieniężnych) upraw GMO na wielką skalę?

Jeśli jednak sądzisz, że czerpiąc informację z oficjalnych mediów możesz spać spokojnie, to bardzo się mylisz. To, że o czymś nie mówią w głównym (ani nawet nocnym) wydaniu telewizyjnych wiadomości nie znaczy bynajmniej, że tego nie ma. W Faktach TVN każdego dnia przynajmniej połowa czasu przeznaczona jest na ckliwe wspominanie papieża lub inne podobne „wiadomości wielkiej wagi”, dzięki czemu nie ma tam miejsca na sprawy naprawdę ważne i poważne, od których zależy przyszłość świata, a nawet nasze życie. O Unii nie mówi się tam nic, a jeśli się to zdarzy, to wyłącznie jest to informacja o sprawach organizacyjnych lub obyczajowych (wojna samoloty i o krzesełka), a nie o rzeczach istotnych z punktu widzenia naszej przyszłości.

Niedawno pisałam tu o fikcji, jaką jest dla mnie demokracja. Podtrzymuję swoje poglądy jeśli chodzi o wybór prezydenta czy premiera rządu. Oni naprawdę są już wybrani, a my uczestniczymy tylko w cyrku, stwarzającym pozory demokracji. Po głębszym zastanowieniu i przeanalizowaniu pewnych faktów stwierdzam jednak, że jeśli chodzi o zwykłych posłów i działaczy lokalnych, to na nich jakiś wpływ mamy. Nikt nie rodzi się jako prezydent, każdy musi zaczynać od podstaw, od działalności na szczeblu lokalnym, i dopiero stamtąd startować w górę. I to tych ludzi możemy, a nawet musimy zmuszać do służby na rzecz narodu, do czego zostali przecież powołani. Jeśli nie będą robili tego, czego żądamy, nie zostaną wybrani w następnych wyborach. Skoro nie chcemy GMO, Codex Alimentarius czy elektrowni atomowych, jeśli nie życzymy sobie ograniczania naszego dostępu do wiedzy (Internet), powinniśmy im to jasno i wyraźnie powiedzieć i domagać się, aby nas reprezentowali. Bardzo możliwe, że ci ludzie nie mają pojęcia o zagrożeniach, jakie niesie nasza przynależność do struktur międzynarodowych, takich jak Unia Europejska.

Jeśli chodzi o samą Unię, to miała ona tyle samo wad, co i zalet (obecnie ma coraz więcej wad). Kiedy głosowałam za Unią, nie przypuszczałam, co może nam grozić. Naiwnie sądziłam, że jest to ciało powołane do pilnowania pokoju i przestrzegania prawa, a zwłaszcza do czuwania nad prawami obywatelskimi. Wierzyłam, że Unia oznacza otwarcie granic i więcej wolności obywatelskich oraz, że czuwa nad tym, żeby nie dopuścić do odrodzenia się faszyzmu czy komunizmu. I na początku wszystko zdawało się potwierdzać moje nadzieje. Niestety, obecnie widzę, że może być wręcz przeciwnie.

Z jednej strony prawo unijne stoi na straży porządku społecznego, dzięki czemu homeopaci, specjaliści od medycyny naturalnej, astrolodzy i wróże mogą spokojnie robić swoje i nie obawiać się, że racjonalistyczna święta inkwizycja upiecze ich na stosach jako współczesne czarownice, kobiety pozbawiane prawa do badań prenatalnych i możliwości usuwania ciąży też mogą liczyć na pomoc unijnego prawa w dochodzeniu swoich racji, ale z drugiej strony wciąż pojawiają się hasła „Nowego Porządku Świata”, który ma cele jawnie przeciwne niż wolności obywatelskie.

Zasady działania Unii Europejskiej są jak dla mnie dość niejasne. Niby są jakieś obrady, europosłowie zabierają głos i głosują, ale jednocześnie wiele ustaw przechodzi ponad parlamentem, bez demokratycznego głosowania i bez przeprowadzania referendów narodowych. To wygląda na próbę ograniczania demokracji na rzecz rządów polityków, żby nie powiedzieć wręcz o totalitaryzmie. I tym sposobem przechodzą tam takie ustawy, jak te, które pozwalają na narzucanie wszystkim krajom obowiązku wprowadzania upraw GMO, stosowania aspartamu na wielką skalę czy ograniczania dostępu do witamin i medycyny naturalnej.

Wierzysz, że w Unii liczy się głos narodów? Bynajmniej! Nie tylko ja w to wątpię:

Ale z drugiej strony okazało się, że ci, którzy marzyli o wprowadzeniu NWO i zlikwidowaniu demokracji na rzecz faszystowskiego zamordyzmu, czemu miało służyć osłabienie zdrowia ludzkości m.in. poprzez wprowadzenie zakazu sprzedaży witamin i wymuszenie odżywiania się żywnością modyfikowaną genetycznie z toksycznymi dodatkami nie mają wcale łatwego zadania. Ludzka owczarnia okazała się trudniejsza do „poskromienia” niż im się w pierwszej chwili wydawało. Opór zwykłych obywateli okazał się tak silny, że rządy poszczególnych krajów musiały się ugiąć i wprowadzić zakaz tych upraw. Nasz rząd jak zwykle rżnie głupa i udaje, że nic zrobić nie może. A może!

Jakim krajom się udało? Oto ich lista: Austria, Niemcy, Węgry, Grecja i Francja, a ostatnio również Wielkie Księstwo Luksemburga. Z tego, co wiem w żadnym z krajów skandynawskich ani w Wielkiej Brytanii GMO nigdy nie uprawiano. Badania opinii publicznej wykazały, że od 60 do 80% mieszkańców Europy nie życzy sobie upraw GMO w swoich krajach. Co więcej, niezależne badania naukowe dowiodły, że rośliny modyfikowane genetycznie szkodzą zdrowiu, zmniejszają płodność, a co więcej rozsiewają się w niekontrolowany sposób, skażając wszystko, co rośnie w pobliżu. Ostatnio dowiedzieliśmy się o kolejnej pladze egipskiej: z powodu stosowania wielkich ilości agresywnie działających herbicydów, niezbędnych przy uprawach GMO, część chwastów się na nie uodporniła, stając się prawdziwą zmorą rolników. Te same herbicydy powodują poważne choroby ludzi i padanie zwierząt gospodarskich.

Firma Monsanto zapewniała, że jeśli zostaną przedstawione naukowo potwierdzone dowody szkodliwego wpływu GMO na zdrowie, zgodzi się zrezygnować z ich wprowadzania. Dowody takie zostały przedstawione, ale zostały całkowicie zignorowane, nie tylko przez Monsanto, ale i przez władze Unii.

Najbardziej dziwi mnie w tym wszystkim jedno zagadnienie, które powinno budzić powszechne oburzenie i protesty: jak to w ogóle jest możliwe, żeby jakakolwiek firma mogła zdobyć taką władzę nad światem, żeby uzurpować sobie prawo do narzucania wszystkim, pod groźbą surowych kar pieniężnych, obowiązku uprawiania jej „wynalazku”, jakim są GMO i to bez przeprowadzenia badań nad bezpieczeństwem ich stosowania. Dlaczego nikt nie zauważył, że takie postępowanie jest niezgodne z prawem i powinno być przykładnie ukarane?

Mimo wszystko wierzę w sprawiedliwość i wierzę, że w końcu znajdzie się firma prawnicza, która odważy się złożyć pozew przeciwko temu potworowi. Skoro prywatnej osobie, takiej jak Percy Schmeiser udało się wygrać z tą hydrą, to innym też może się udać.

Przy okazji, skoro już wspominam o protestach przy tym samym ogniu upiekę dwie pieczenie:

Zbliża się rocznica awarii w Czarnobylu. Zdarzenie to powinno być przestrogą dla całej ludzkości, czym może się skończyć budowanie elektrowni atomowych. Nie minęło nawet 25 lat od tego dramatu, a nasz rząd już zapomniał o ofiarach i za naszymi plecami podpisał umowę na budowę co najmniej dwóch elektrowni. Lobby atomowe staje wprost na uszach, prowadząc kampanię dezinformacji na temat zdarzeń z 26 kwietnia 1986 roku. Nie dajmy się na to nabrać! Nawet, jeśli nasza elektrownia będzie „bezpieczna” i nie wybuchnie (przynajmniej sama), to zawsze może zostać zbombardowana w przypadku wybuchu kolejnej kretyńskiej wojny, zamieniając się z bombę atomową. Ale nawet jeśli i do tego nie dojdzie, musimy pamiętać o odpadach radioaktywnych, które gdzieś trzeba składować. Chcielibyście mieć ich skład blisko domu? Brak elektrowni atomowych oznacza brak problemów ze składowaniem odpadów. Na szczęście istnieje mnóstwo alternatywnych, a co najważniejsze ekologicznych i odnawialnych źródeł energii. Więcej na ten temat można przeczytać na Stronie Inicjatywy Antynuklearnej.

BĄDŹ AKTYWNY ZANIM BĘDZIESZ RADIOAKTYWNY!!!

Protest w Warszawie:

26.IV.2009 – 23 rocznica katastrofy w Czernobylu, z tej okazji następujące wydarzenia:

14:00 Plac Zamkowy demonstracja przeciwko budowie elektrowni atomowych w Polsce
16:00 Jedzenie Zamiast Bomb pod Sejmem (pod koniec demonstracji)
18:00 Koncert benefitowy na działalność Inicjatywy AntyNuklearnej na Elbie zagrają:

KRYZYS
Atomico Patibulo
Nowy Świat
Killa Familla

wjazd 15 zł

upowszechniaj to info jak tylko się da!

I jeszcze jedna sprawa: w kilku miejscach natknęłam się na informację, że rząd próbuje ograniczyć swobodny dostęp do Internetu. Medium to ma niepomiernie zdrożeć, a co więcej, klient będzie miał wyłącznie możliwość nabycia gotowych pakietów wyłącznie z dostępem do określonych stron. Pozostałe będą zablokowane. To odetnie nas zupełnie od wiadomości ze świata i znowu będziemy skazani wyłącznie na cenzurowaną i fałszowaną wiedzę z oficjalnych mediów. Brońmy się!

PILNE – GŁOSOWANIE W PARLAMENCIE UE 5tego MAJA 2009
Nie pozwól parlamentowi UE zamknąć dostępu do Internetu! Nie będzie drogi odwrotu!

Działajmy teraz!

Dostęp do Internetu nie jest warunkowy!

(…)

Miliony Europejczyków są teraz pośrednio lub bezpośrednio zależne od Internetu. Zabieranie go, dzielenie, reglamentowanie, ograniczanie i nakładanie na nas warunków jego użytkowania wpłynie negatywnie na nasze zarobki. W związku z ostatnimi zawirowaniami ekonomicznymi to nie może być dobre. Internet jaki znamy jest w niebezpieczeństwie z powodu proponowanych praw UE, które pojawiły się na horyzoncie w kwietniu. W związku z tymi propozycjami dostawcy Internetu będą mogli legalnie ograniczać liczbę stron jakie można przeglądać oraz będą mówić ci kiedy możesz korzystać z określonych usług. Będzie to przykryte płaszczykiem „nowych możliwości wyboru przez klienta”, z których ludzie będą mogli wybierać. Ludzie otrzymają więc podobne pakiety jak w telewizji kablowej – z ograniczonym dostępem do różnych usług i witryn w Internecie.

To oznacza, że Internet zostanie podzielony na „pakiety”, a twoje prawo do dostępu i dodawania treści będzie mocno ograniczone. Stworzy to pudełka z dostępnością do Internetu , które nie pasują do tego w jaki sposób używamy go teraz. Wynika to z tego, że Internet pozwala nam obecnie komunikować się bez kontroli lub „ułatwień” jakiegoś pośrednika (rządu lub przedsiębiorstwa) i ta możliwość wzbogaca życie obywateli, ale również powoduje utratę władzy i kontroli nad nimi. Właśnie dlatego duże przedsiębiorstwa lobbują na rzecz takich zmian. Robią to pod pretekstem kontroli nad przepływem muzyki, filmów, rozrywki zamiast kopiowania za darmo, ściągania i wymiany P2P- jednak prawdziwą ofiarą tego planu będzie cały Internet, użytkownicy i demokratyczny nieograniczony dostęp do informacji i dóbr kultury.

Pomyśl w jaki sposób używasz Internetu!

Ile znaczyłaby dla ciebie utrata otwartego dostępu do niego?

Protest można podpisywać na stronach Stop cenzurze i Blackout Europe

Lekarstwo na raka jest znane, lecz nie jest dostępne, ponieważ nie może być opatentowane

Tytuł tej notki jest skróconym cytatem z wykładu pt. „Nauka i polityka raka”. Całość brzmi tak:

Lekarstwo kontrolujące raka jest znane i pochodzi z natury, lecz nie jest szeroko dostępne dla społeczeństwa, ponieważ nie może być opatentowane, z czego wynika, że nie jest komercyjnie atrakcyjne dla przemysłu farmaceutycznego.

Jak zwykle podaję link do części I, resztę proszę znaleźć na YouTube. Jeśli filmy znikną, co na YT zdarza się bardzo często, wpisz tytuł do wyszukiwarki na YT i znajdź je sam/a.

Nauka i polityka raka:

Tak, kochani. Nie wierzcie „racjonalistom”, gdy na swych „antybzdurowych” blogach piszą, że medycyna naturalna jest szkodliwym zabobonem i że zabija.

Medycyna naturalna rzeczywiście jest szkodliwa, ale wyłącznie dla koncernów farmaceutycznych i rzeczywiście zabija, ale nie pacjentów, lecz dochody, jakie te koncerny uzyskują z owych rzekomych chorób i ich równie rzekomego leczenia.

Na tym blogu pisałam nie raz, że to, co medycyna nazywa „chorobą” lub „rakiem” jest w rzeczywistości symptomem, a to, co nazywa „leczeniem” jest wyłącznie likwidowaniem symptomów. Choroba nie zostaje wyleczona, usuwa się tylko jej objawy. Nic więc dziwnego, że wkrótce lekarze stwierdzają „przerzuty”. I zabawa z truciem raka wraz z pacjentem zaczyna się od nowa, co kosztuje nas wszystkich niewyobrażalne wprost pieniądze (płacimy za to wszyscy, nawet ci, którzy przez całe życie, od urodzenia do śmierci pozostają w 100% zdrowi, z naszych coraz wyższych podatków) i co gorsze najczęściej kończy się to śmiercią raka wraz z jego żywicielem, czyli pacjentem.

Z powodu pazerności koncernów farmaceutycznych stopniowo delegalizuje się witaminy i suplementy jako szkodliwe toksyny, wprowadza się pod groźbą więzienia zakaz informowania o witaminach i medycynie naturalnej, a studentów medycyny nie uczy się niczego o dietetyce ani o znaczeniu witamin i mikroelementów w zapobieganiu chorobom. Robi się to wszystko, ponieważ ani witamin, ani ziół opatentować nie wolno, a to oznacza, że nie da się na nich zarobić tyle, co na chemicznych lekach. A leki, nie dość, że wszystkie bez wyjątku mają skutki uboczne, nierzadko śmiertelne, to jeszcze celowo są nieskuteczne, co zmusza pacjentów do nieprzerwanego zażywania ich aż do śmierci.

Kto nie wierzy, niech obejrzy film i posłucha załączonej audycji, a może zrozumie, że można w ogóle nie chorować i nigdy nie odwiedzać lekarza. Zdrowie jest bajecznie tanie, w przeciwieństwie do choroby, która ludzi rujnuje pod każdym względem: zdrowotnym i finansowym.

Świat bez raka:

Jak się nie leczyć i nie chorować:

Oczywiście, amigdalina NIE jest jedynym lekarstwem na raka! Amigdalina pomaga wielu, ale nie każdemu! Jest mnóstwo innych, skutecznych sposobów na raka, np.:

dieta makrobiotyczna, terapia dr Maxa Gersona, metoda NIA dr George Ashkara, suplementy dr Matthiasa Ratha, Totalna Biologia oparta na odkryciach dr Ryke Geerd Hamera i inne, warto poznać je wszystkie i wybrać najlepszy dla siebie.

Absolutnie nie wolno zapominać o wpływie psychiki na stan zdrowia!

Większość raków fundujemy sobie sami, dzięki negatywnemu stosunkowi do życia, ponurym myślom i niewybaczeniu doznanych krzywd. Nienawiść zabija nienawidzącego, nie czyniąc najmniejszej szkody nienawidzonemu!!! Bardzo skutecznie zabija również wiara w to, że rak jest dziedziczny! Anna Przybylska i Magda Prokopowicz były święcie przekonane, że umrą na raka, bo wcześnie straciły jedno z rodziców. Przybylska tak bardzo wierzyła, że umrze na raka, że postarała się zostać mamą w młodym wieku, aby osierocić już odchowane dzieci. W co wierzyła, to zrealizowało się w jej życiu. Obie panie tak bardzo uwierzyły w nieuniknione fatum, że żadna z nich nawet nie próbowała szukać ratunku na własną rękę.

Poprzez światło – Przypadek śmierci klinicznej

W latach 70-tych interesowałem się informacją, czytając o kryzysie nuklearnym, ekologicznym i innych, stopniowo traciłem nadzieję i ogarniało mnie zniechęcenie. Ponieważ nie miałem podstaw duchowych, zacząłem wierzyć, że natura pomyliła się i że prawdopodobnie byliśmy rakiem na naszej planecie. Nie widziałem rozwiązania żadnego z problemów, które sami stworzyliśmy sobie i naszej planecie. Uważałem wszystkich ludzi za raka i dostałem raka. Właśnie to mnie zabiło. Uważaj, jaki masz pogląd na życie. Może się on odbić na tobie, zwłaszcza jeśli jest negatywny. Mój był bardzo negatywny. To właśnie doprowadziło do mojej śmierci. Wypróbowałem różne rodzaje alternatywnych metod leczenia, ale nic nie poskutkowało.

Wykłady dr Leonarda Coldwella pl

Poczytaj również (bardzo ważne!):

Na kanale Wyspa444 znajdziecie bezcenne informacje o tym, jak bez pomocy lekarzy i ich śmiercionośnych wynalazków pozbyć się raka raz na zawsze:

https://www.youtube.com/user/Wyspa444

http://www.naturalnews.com/053570_cancer_industry_lies_natural_cures.html

Tłumaczenie: Wojtek

20 największych KŁAMSTW przemysłu rakowego:

  1. To pech powoduje raka, a nie że rak jest powodowany przez przyczynę i skutek.
  2. Nie ma znanego lekarstwa na raka.
  3. Chemioterapia leczy raka.
  4. Nie ma żadnej antyrakowej diety lub ziół leczących raka.
  5. Żaden z chemikaliów używanych w kosmetykach nie powoduje raka.
  6. Pestycydy i herbicydy nie powodują raka.
  7. Rak jako Twoje przeznaczenie, nie masz żadnej możliwości by od tego uciec.
  8. Onkolodzy pomogą Ci wyeliminować raka.
  9. Mammografia wyłapuje wczesne fazy raka, dlatego też ratuje życie.
  10. Diagnozy wykrywania raka są zawsze trafne i prawdziwe.
  11. Korporacje farmaceutyczne pragną znaleźć lek na raka.
  12. Grupa Komen zbiera pieniądze aby wyeliminowac raka.
  13. Rak to wróg, który zaatakował Twoje ciało, stąd też powinien być wyeliminowany poprzez potraktowania Twojego ciała bronią chemiczną.
  14. Kiedy tylko kartel farmaceutyczny znajdzie lek na raka, świat otrzyma go za darmo.
  15. Podwójna mastektomia zapobiega rakowi piersi.
  16. Światło słoneczne powoduje raka (odpowiednie kremy i filtry uv temu zapobiegną).
  17. Jedynym powodem dlaczego nie znaleziono do tej pory leku na raka to za mała ilość zainwestowanych pieniędzy w badania tej kwestii.
  18. Nowoczesne metody leczenia raka są wysoce efektywne i popierane przez naukowy świat jako efektywne i bezpieczne.
  19. Nie ma powiązania pomiędzy dietą i rakiem.
  20. Biznes rakowy podąża za tym by podciąć pod sobą gałąź.
Kanał Jak pokonałem raka (złośliwego!) bez pomocy lekarzy: https://www.youtube.com/channel/UC3RbDwg_kRA7UDITPSutn-g/feed

Brak świadomości zabija

Jeszcze o przyczynach raka

Każda wiara wymaga świętych męczenników

Cukier krzepi? Słodziki lepiej! A Codex Alimentarius najlepiej.

Ian Crane o Codex Alimentarius

ZANIM NAPISZESZ KOMENTARZ PRZECZYTAJ DYSKUSJĘ POD NOTKĄ, BO BYĆ MOŻE ZNAJDZIESZ TAM WYJAŚNIENIE TWOICH WĄTPLIWOŚCI.

Przeczytaj również zasady komentowania bloga, bo kłamliwych komentarzy, które wbrew dowodom naukowym wciskają ciemnotę, że jedynie onkochemia leczy raka nie przepuszczam. Chemia zabija, chorzy umierają z powodu chemioterapii i naświetlań, a nie na raka! Jeśli chcesz pozbyć się raka musisz odtruć organizm dietą, a nie zatruwać go rakotwórczą chemią nieorganiczną i rakotwórczymi naświetlaniami – to logiczne i oczywiste, więc nie będę toczyć sporów na ten temat.

Jeszcze kilka słów o chorobach, uzdrawianiu, zdejmowaniu blokad karmicznych i podobnych sprawach

Powracam do tego, ponieważ w komentarzach po raz kolejny pojawił się temat skuteczności uzdrawiania i „naprawiania karmy” przez różnych terapeutów oraz pytanie, „kto może mi pomóc”.

Jedni twierdzą, że można ingerować w karmę i naprawiać blokady, a co za tym idzie zmieniać charakter oraz los człowieka, a inni temu zaprzeczają i uważają to za mrzonki.

Różnice w poglądach biorą się z różnego zaawansowania w rozwoju tych, którzy uzdrawiają i tych, którzy są uzdrawiani.

Gdy o karmę i duchowe uzdrawianie spytać ortodoksa religijnego ten na pewno odpowie, że wszystko to grzech, mimo że Jezus twierdził coś zupełnie innego (…A takie znaki będą towarzyszyły tym, którzy uwierzyli: w imieniu moim demony wyganiać będą, nowymi językami mówić będą, węże brać będą, a choćby coś trującego wypili nie zaszkodzi im. Na chorych ręce kłaść będą, a ci wyzdrowieją – Mk 16:15-20). Racjonalista z kolei oburzy się, chociaż tak szanowane przez niego statystyki zgonów wskazują na coś zupełnie innego, że uzdrawianie jest niezgodnym z nauką przesądem, bo liczy się tylko medycyna alopatyczna i nic poza tym. Ci, którzy osiągnęli wyższe stopnie świadomości też nie do końca są oświeceni, więc mają różne wyobrażenia na ten temat. Na przykład można usłyszeć, że karma jest rodzajem kary, więc trzeba pokornie pokutować za swe czyny. Ktoś inny z kolei może być przekonany, że nie ma żadnych przeciwwskazań do tego, żeby uzdrawiać wszystkie choroby i zdejmować karmiczne blokady.

Ja powiem tak: „Po owocach ich poznacie”. To naprawdę genialne i proste zdanie Mistrza Jezusa jest najlepszym kryterium oceny skuteczności działań terapeutów.

Jeżeli terapeuta jest skuteczny w trwałym przywracaniu ludziom zdrowia i rozumu, a jego działania nie niosą ze sobą niepożądanych skutków ubocznych w postaci zaburzeń psychicznych, to znaczy, że faktycznie wie co robi. Jednak, żeby nabrać pewności co do skuteczności jego poczynań potrzeba nieraz lat wnikliwych obserwacji, a kto ma na to czas i ochotę, zwłaszcza gdy sam pilnie potrzebuje pomocy? Wśród uzdrowicieli jest wielu takich, którym się tylko wydaje, że wiedzą i że potrafią. Jeśli poprawa jest krótkotrwała i potem stan człowieka powraca do punktu wyjścia, to widocznie zadziałała tylko chwilowa sugestia, że „będzie dobrze”. A więc terapeuta miał wielkie mniemanie o sobie, ale niewiele umiał. Niestety, bywa też znacznie gorzej, o czym za chwilę.

Jeśli o mnie chodzi, to radziłabym pewną ostrożność w poddawaniu się takim praktykom. Wprawdzie to, co piszą o tych sprawach ortodoksi religijni najczęściej jest mocno przesadzone i podlane sosem zabobonnego lęku, ale pamiętajmy, że nie ma dymu bez ognia.

Nieodpowiedzialni, ale za to obdarzeni wielkim Ego ludzie robią różne, delikatnie mówiąc nierozsądne rzeczy. W swoim życiu widziałam różne, dziwne przypadki. Np. człowiek, który zaliczył zaledwie kurs początkowy bioterapii rzucił się nagle na jedną z moich koleżanek twierdząc, że jej czakra serca nie jest wystarczająco otwarta i nie czekając na przyzwolenie zaczął przy niej majstrować. Dziewczyna nawet nie miała czasu zastanowić się, czy chce tej „pomocy”, a tym bardziej zaprotestować. Zabawa skończyła się poważną arytmią serca i fatalnym samopoczuciem, a pacjentka była naprawdę w strachu, że zaraz umrze. Widziałam też przypadek, kiedy intensywne ćwiczenia zaawansowanej jogi doprowadziły do schizofrenii i przypadek, w którym uderzenie energii kundalini do głowy nieprzygotowanego adepta zakończyło się utratą przytomności, po której długo miał poważne problemy ze zdrowiem i psychiką. To nie są żarty, więc radzę unikać kontaktów z osobami, które nie mają odpowiednich dyplomów, uprawniających do praktykowania bioenergoterapii.

Rozwoju człowieka nie da się tak łatwo przyspieszyć. Najbezpieczniej dochodzić do tego powoli, upadając i ponosząc się, ponieważ w ten sposób nie zaburza się naturalnego procesu rozwoju. Medytacja (o ile wiem) jeszcze nikomu nie zaszkodziła, ale z jogą i innymi podobnymi praktykami różnie bywa.

Doczekaliśmy takich czasów, że dziś każdy ma dostęp do wiedzy, która do niedawna była uważana za „tajemną”, a w rzeczywistości była zastrzeżona tylko dla odpowiedzialnych, szlachetnych i zaawansowanych w rozwoju adeptów, starannie wyselekcjonowanych przez swoich mistrzów. Skutkiem tego każdy kombinuje, jakby tu wspiąć się na wyżyny rzekomej duchowości, oczywiście na skróty i bez bólu. Taka wiedza w rękach osoby nieprzygotowanej zamienia ją w szalonego ucznia czarnoksiężnika. Niewielu jest świadomych duchowo, za to wielu, za podszeptem rozdętego Ego, pragnie mocy sidhi oraz wywierania nadprzyrodzonego wpływu na innych. To właśnie ci ludzie biorą się za magię, której nie potrafią odróżnić od pospolitego czarostwa. Uzdrawiają bez przyzwolenia, rzucają klątwy i zaklęcia, manipulują innymi w sobie tylko znanym celu, a potem się dziwią, że sami stają się ofiarami zjawisk, które ich przerastają. Ci wszyscy skruszeni i nawróceni byli okultyści, wypisujący przerażające rzeczy na forach kościelnych są najlepszym dowodem na to, że piszę prawdę. Oni nie kłamią. Oni naprawdę wpadli w potworne tarapaty. Nie ma co nad nimi płakać, bo dostali dokładnie to, na co zasłużyli i muszą teraz odpokutować do czasu, aż dorosną i zrozumieją o co tu chodzi. Prawa duchowe są doskonałe i działają niezawodnie.

Zdejmowanie z innych blokad karmicznych może się wydawać świetną sprawą, ale pod warunkiem, że terapeuta spytał najpierw Przewodników Duchowych (swoich i pacjenta) o pozwolenie. I oczywiście, jeśli ma kontakt z rzeczywistymi Przewodnikami Duchowymi, a nie z demonicznymi istotami, które się za nich podają. W przeciwnym wypadku takie uzdrawianie może się źle skończyć.

Człowiek musi dokładnie opanować wszystkie lekcje na duchowej ścieżce. Jeden „zalicza” je szybciej, a inny wolniej, ale nie da się iść na skróty, bo to się potem zemści. Chodzi o to, że człowiek musi zrozumieć pewne podstawowe prawdy. Nie można dostać się na studia zaraz po skończeniu podstawówki. Podobnie kamień nie można osiągnąć oświecenia.

Pamiętajmy też, że przechodzenie na kolejny, wyższy stopień rozwoju zawsze wiąże się z poważnym kryzysem psychicznym. Żeby móc się rozwijać musimy najpierw zanegować i rozmontować wszystkie swoje wcześniejsze sztywne przekonania, które chroniły nas przed lękami i niepewnością. Takie burzenie murów sprawia, że nagle czujemy się zawieszeni w próżni, niczego niepewni, zagubieni i przerażeni. Zanim zbudujemy swój system wartości na nowo czeka nas okres niepewności, zawieruchy i nierzadko silnych lęków.

To wszystko wydaje się przerażające, ale nie ma obawy – na tej ścieżce nie istnieją błędy, upadki ani klęski. Nikt nie zginie ani nie poniesie ostatecznej klęski, nawet jeśli upadnie, zbłądzi lub nawet umrze. Prędzej czy później każdy dojdzie do celu, bo takie są reguły tej gry. Jak pisałam wcześniej: życie jest grą komputerową. Przegrałeś, popłakałeś się, poczułeś się pokonany, ale jak ochłoniesz powrócisz do niej po raz kolejny, żeby grać i będziesz to robić tak długo, a w końcu przejdziesz na wyższy poziom, a potem na kolejny i następny, aż do osiągnięcia mistrzostwa.

Czy warto liczyć na pomoc innych? Na początku pewnie tak, ale w miarę jak stajesz się mistrzem zaczynasz radzić sobie coraz lepiej sam, bez niczyjej pomocy.

A jeśli nerwowość, a zwłaszcza dolegliwości fizyczne bardzo ci przeszkadzają, tak bardzo, że aż nie możesz grać, wtedy pomyśl o duchowym uzdrawianiu.

Ale tu uwaga: duchowe uzdrawianie nie pomoże na żadną chorobę, jeśli nie zmieni się najpierw twoja mentalność. Zmiany duchowe są najważniejsze. Bez tego nie ma postępu. Uzdrowiciele tak często zawodzą, a metoda Bruno Gröninga okazuje się nieskuteczna w wielu przypadkach właśnie dlatego, że chorzy nie rozumieją tej podstawowej zasady i oczekują cudu w postaci natychmiastowego uzdrowienia. Nie można z nikogo zdjąć karmicznej blokady, dopóki ten ktoś nie zmieni swojej mentalności. Jeśli poddajesz się uzdrawianiu i nie widzisz żadnego postępu, poproś jasno i wyraźnie o pomoc w zdjęciu blokad umysłowych i zmianę świadomości i zaczekaj cierpliwie. Może potrzebujesz trochę więcej czasu. Nie obawiaj się, otrzymasz pomoc, ale bądź cierpliwy i nie zniechęcaj się. I nie obawiaj się – na pewno nie umrzesz, nawet jeśli chwilowo poczujesz się gorzej.

Tłuc, czy wychowywać bezstresowo?

Za każdym razem, gdy tylko ktoś wspomni w towarzystwie lub na forum dyskusyjnym o wychowaniu bez bicia i przemocy, natychmiast jakiś inny ktoś z ironią rzuca hasło „wychowanie bezstresowe, hahaha” i już po chwili wybucha straszna awantura. Wrogowie „bezstresowego wychowania”, którzy, co oczywiste, są zwolennikami domowej przemocy, wpadają w istny amok, stając się głusi jak pień na wszelkie argumenty, a najbardziej na ten, że jest jeszcze trzecia opcja do wyboru.

Tytułowe pytanie jest tak samo „mądre”, jak to, czy lepiej być wierzącym czy ateistą. Na oba odpowiadam tak samo: obie opcje są błędne, ponieważ reprezentują przeciwstawne skrajności.

Wszystko jest podwójne; wszystko ma swoje bieguny; wszystko tworzy parę ze swoim przeciwieństwem; podobne i niepodobne są tym samym; przeciwieństwa są identyczne w swojej naturze, lecz różne w stopniu; skrajności się spotykają; wszystkie prawdy są jedynie półprawdami; wszystkie paradoksy da się pogodzić (IV Prawo Hermetyzmu, Kybalion)

Każde z tych wychowawczych przeciwieństw wydaje takie same owoce: zarówno dzieci bite, jak i wychowywane bezstresowo są nieprzystosowane do życia, zalęknione i pozbawione poczucia własnej wartości.

Przeglądając w Internecie różne opinie na temat wychowania łatwo zauważyć, że poglądy autora zależą od jego światopoglądu. Katolicy nawołują do trzymania się tradycji, do kształtowania dzieci na obywateli szanujących hierarchię społeczną i autorytety, potępiają relatywizm i uważają, że dziecko należy do rodziców, którzy mają wszelkie prawa, żeby traktować je tak, jakby było ich własnością. Wszelką ingerencję ze strony państwa czy prawa uważają za skandaliczny zamach na ich prywatność i rodzinę jako taką.

Ateiści przejawiają zdecydowanie więcej empatii i otwartości, uważając, że dziecko należy traktować po partnersku i przyjacielsku, wyjaśniając mu, dlaczego powinno zachowywać się w określony sposób.

O biciu i idącym w ślad za nim braku emocji, współczucia i serdeczności (wychowanie autorytarne) już pisałam, więc wyliczę tylko w skrócie, jakie są jego skutki. Co otrzymaliśmy i czego nauczyliśmy się w domu rodzinnym, to przekazujemy później światu jako ludzie dorośli. Ci, którzy doświadczyli rodzicielskiej wściekłości i bicia, sami stają się wściekli i agresywni i co oczywiste – gotowi są bić każdego, kto się im sprzeciwi. Ci, którzy mieli rodziców tyranów i równie bezwzględnych nauczycieli czują się najpewniej, gdy sami są tyranami i podporządkowują sobie innych. Tacy ludzie wierzą w prawo pięści, w tradycyjną hierarchię, a przede wszystkim w to, że świat można naprawić tylko żelazną dyscypliną, pruskimi szkołami, drakońskimi karami (np. karą śmierci) i krwawymi wojnami. To właśnie ci ludzie zostają bezwzględnymi, wymyślającymi „oś zła” politykami i to właśnie przez nich wojny nigdy się nie kończą.

Czasem się zdarza, że ci, którzy doznali brutalnej przemocy ze strony rodziców zaczynają rozumieć, jak wielkie zło im wyrządzono. Nie chcą krzywdzić własnych dzieci, więc postanawiają, że sami będą wychowywać swoje pociechy zupełnie inaczej. Bez bicia, tresury, krzyków ani innej brutalności (leseferyzm). Problem w tym, że ci ludzie nie wynieśli z rodzinnego domu żadnych wzorców, na których mogli się uczyć właściwego postępowania z dziećmi. Z tego powodu czują się, jakby zawiśli w próżni. Tak bardzo boją się brutalności, że przeginają w przeciwną stronę. Każdy rodzaj dyscypliny kojarzy im się z tresurą, brutalnym terrorem lub okrucieństwem, więc postrzegają go jako niebezpieczny i zły. To prowadzi do zupełnego braku jakichkolwiek reguł, obowiązujących ich dzieci. I w ten sposób wpadają z deszczu pod rynnę, w pułapkę bezstresowego wychowania, które kończy się równie fatalnie jak drakońska tresura.

Wygląda na to, że legendarne „bezstresowe wychowanie” jest jakimś rodzajem samowoli wychowawczej, do której nie przyznaje się żadna szkoła pedagogiczna. Jest to idea, która pojawiła się już dawno temu. Zalecał ją np. J. J. Rousseau, który pisał, że „człowiek jest z natury dobry, ale wypacza go cywilizacja”. Z innych znanych ludzi podobne poglądy głosił Lew Tołstoj oraz twórcy psychologii humanistycznej, A. Maslow i C. Rogers. Późniejszy autorytet pedagogiczny, dr Benjamin Spock, któremu przypisywano autorstwo tej idei zdecydowanie się od niej odciął.

Dlaczego bezstresowe wychowanie jest pomyłką?

Bezstresowe wychowanie nie jest przejawem miłości. Co gorsze – sprawia, że dzieci wychowywane w ten sposób nie mają poczucia bezpieczeństwa i są niedojrzałe. Dowodem na to jest ich zachowanie. Często można odnieść wrażenie, że prowokują one swoich opiekunów do zdecydowanego powiedzenia „dość!”, a nawet można odnieść wręcz wrażenie, jakby chciały dostać po pupie. Kiedy rodzic nie podejmuje żadnych działań, dziecko zachowuje się coraz gorzej, aż w końcu staje się tak nieznośne, że nikt nie chce takiej rodziny gościć w swoim domu ani przebywać z nią na wakacjach.

Dziecko musi przestrzegać pewnej umiarkowanej i rozsądnej dyscypliny (autorytatywny styl wychowania). Czuje się ono dobrze tylko wtedy, gdy reguły są jasno określone, kiedy każdy dzień ma swój rozkład, a ono ma konkretne obowiązki do wypełnienia. W pracy wychowawczej lepiej sprawdzają się zachęty i nagrody niż kary, ale i bez kar żyć się nie da. Z dziećmi tak już jest, że czasem ich zachowanie wymyka się spod kontroli i należy przywołać je do porządku. Zapewniam państwa, że to „przywoływanie do porządku” wcale nie musi oznaczać przemocy fizycznej. Dziecko, które kocha i szanuje swojego rodzica czuje się podle, że zawiodło jego zaufanie, a to już może być wystarczająca kara. Wystarczy więc „wezwać je na dywanik” i patrząc mu głęboko w oczy spytać, co dane zachowanie miało znaczyć i co ma na swoje usprawiedliwienie. Jeśli się wstydzi i obiecuje, że to już nigdy więcej nie powtórzy, sprawa powinna być uznana za zakończoną.

Jeśli wykroczenie jest poważniejsze, wtedy zupełnie dobrze sprawdza się metoda „rachunku sumienia”, które kończy się samodzielnym wskazaniem rodzaju kary, jaką trzeba ponieść. Musi to być kara dość dotkliwa, ale nie okrutna. Zwykle rodzic i dziecko są w stanie wynegocjować jakiś rozsądny kompromis.

Ci wszyscy, którzy zostali wychowani przez wymagających, konsekwentnych, ale jednocześnie kochających i sprawiedliwych rodziców w naturalny i spontaniczny sposób odnoszą się do bliźnich z miłością i szacunkiem. Tacy ludzie nie cierpią na zaskakujące ataki furii ani nie potrzebują zaglądać do dekalogu, żeby kontrolować swoje zachowanie, ponieważ i bez tego miłują bliźniego z całego serca, a wszelka przemoc i mordowanie, również na wojnie, jest im wstrętne. Takie dzieci w dorosłym życiu w naturalny sposób tworzą zdrowe związki partnerskie, cieszą się satysfakcjonującym pożyciem małżeńskim i wychowują swoje dzieci na łagodnych, nastawionych pokojowo ludzi.

Jako ilustrację zamieszczam tu tabelkę ze strony Wychowawca:

diana-baumrind1

I na samo zakończenie: proszę zwrócić uwagę na podwójną moralność ludzi zalecających bicie dzieci.

Gdybym ja w czasie ostrej dyskusji z takim osobnikiem przywaliła mu w tyłek lub w twarz, natychmiast wezwałby policję i domagał się dla mnie najsurowszej kary za naruszenie jego nietykalności cielesnej, mimo, że oboje jesteśmy dorośli, a ja, jako kobieta, nie dorównuję mu ani siłą fizyczną ani wielkością. Ale kiedy on, wielki i silny facet, tłucze maleńkie dziecko, nie uważa tego za naruszenie jego nietykalności fizycznej i dowodzi, że „to co innego”. Gdzie w tym jakakolwiek logika?

Ludzie maile piszą

Co jakiś czas dostaję maila-curiosum. Panna Justynka przestała do mnie pisywać, pogrążając mnie w głębokim smutku (Justynko, tęsknię do twoich głębokich przemyśleń), ale chyba doczekała się godnej następczyni.

Czy ktoś wie, o co chodzi tej pani:

Według mnie tacy ludzie jak pani wierzą w głupotę. Katolizmu uczono mnie od dziecka. Wierzę tylko w Boga.Nie widziałam go lecz nie mało mi życie uratował gdy wisiało na włosku. skoro mam w to uwierzyć rzuć na mnie urok. Ale taki co mnie zmieni w szczeniaczka westleya 3 miesięcznego oczywiście na początku wakacji. Nie zapomnij jeszcze o jednym paniusiuod głupoty skoro będę tym pieskiem postaraj się by wziął mnie Kamil M. z miejscowości B. Reszta moja sprawa. W tedy w to uwierzę

Nawet jak na bardzo młodą nastolatkę to dość kuriozalne.

Kogo pan Bóg stworzył, tego nie umorzy?

Dziś w Radiu Tok FM gościł prof. Wiktor Pawłowski, chemik, który jest botanikiem-amatorem. Niestety, załapałam się tylko na samo zakończenie audycji, ale i to, co usłyszałam zrobiło na mnie duże wrażenie. Mam dobrą wiadomość: jeśli władze wprowadzą zapisy Codex Alimentarius, a nawet jeśli GMO zniszczy wszystkie rośliny uprawne (odpukać, ale to niestety bardzo prawdopodobne), też będziemy w stanie przeżyć. Chyba, że zakażą wstępu na pola, łąki i do lasu. Ale to raczej mało realne, bo musieliby ogrodzić miasta drutem kolczastym i pilnować, żeby nikt nie przelazł przez ogrodzenie. W Polsce nie do wykonania, hehe, bo Polak potrafi 😛

Kochani, jeśli obawiacie się zamorzenia głodem i śmierci z braku witamin uczcie się botaniki i ziołolecznictwa.

Wpisałam sobie do Googla hasło „jadalne chwasty” i aż oniemiałam z wrażenia: są książki i dokumenty PDF do ściągnięcia, poza tym na forach dyskusyjnych ludzie wymieniają się przepisami i doświadczeniami. Na szczęście temat nie jest mi obcy, ale wiedza nieco mi się zakurzyła, bo jej nie musiałam używać, więc czas ją odświeżyć. W naturze żarcia jest po uszy, a co najważniejsze – zupełnie za darmo. Jak powiedział prof. Pawłowski: rolnik będzie zachwycony, że oczyściliśmy mu pole z chwastów, a my wrócimy do domu z koszem pełnym zdrowego jedzenia.

Zaraz po świętach kupuję książkę pana Łukasza Łuczaja i idę nad Wisłę zrobić rozpoznanie w terenie.

Uważajcie plagiatorzy!!!

Po raz kolejny odkryłam plagiatorkę moich tekstów. Osoba, która na eioba używa pseudonimu contra bezczelnie spisała nawet mój życiorys, podając go jako swój. Pozostałe teksty również są praktycznie czystymi plagiatami, z niewielkimi dopiskami z jakichś innych źródeł.

Czy niektórzy ludzie są nienormalni? Czy oni sądzą, że mogą robić takie rzeczy i pozostać bezkarnymi? Że nikt, a zwłaszcza autor, niczego się nie dowie?

Napisałam do niej maila o tej treści:

Witam,
jestem właścicielką oraz autorką strony www.astro.eco.pl oraz blogów: https://astromaria.wordpress.com/
http://astromaria.blogspot.com/
http://astrofaq.blogspot.com/
Chyba wiesz, co mam zamiar ci powiedzieć. Daję ci 3 dni na usunięcie wszystkich moich tekstów z eioba. Jeśli tego nie zrobisz podejmę bardziej zdecydowane kroki.
Pozdrawiam niegrzecznie
MS

Ze zdenerwowania nie zauważyłam w pierwszej chwili, że obok każdego tekstu na eioba znajduje się przycisk do zgłaszania naruszenia praw autorskich. Gdy tylko go zauważyłam, natychmiast z niego skorzystałam. Nikt nie zgłosił żadnych wątpliwości co do moich roszczeń, które zostały uwzględnione przez adminów natychmiast i bez żadnych zastrzeżeń.

Dopisek z ostatniej chwili (11 kwietnia): contra skasowała WSZYSTKIE swoje wcześniejsze artykuły (mam ich kopie), nie tylko te, które splagiatowała ode mnie. Czyżby to znaczyło, że wszystkie były plagiatami?

Ale to jeszcze nic! Pewien bardzo ordynarny użytkownik, który najpierw mnie obrzucił oszczerstwami, a potem napisał plugawy i rynsztokowy tekst o czarownicy, mając ewidentnie mnie na myśli (uwaga panie J.S. – jego kopię również mam w swoim komputerze) również nagle skasował WSZYSTKIE swoje artykuły. Nie tylko ten o czarownicy. A zgromadził za nie pokaźną ilość 2.870 punktów.Wygląda na to, że zaczyna biedaczek pracę od podstaw. Czyżby się czegoś przestraszył? Jedno tylko jest pewne – nienawidzi mnie płomienną nienawiścią i jakby mógł, to by mnie spalił na stosie. Jak czarownicę.

Widzę w statystykach, że zaglądacie tutaj z eioba. Więc Wam coś powiem: kochaliście contrę za jej oświecające teksty? Taka mądra z niej była kobieta? I jaka oświecona, prawda?

Pięknie.

Sęk w tym, że podziwialiście mnie, a nie contrę. Bo to ja byłam autorką tego, co uważaliście za dzieło contry. Nie rozumiem więc, skąd nienawiść niektórych jej wielbicieli do mnie. Co złego zrobiłam? Że zgłosiłam plagiat? Czyż nie mam prawa do swojej własności?

Zostałam okradziona, więc mam prawo domagać się sprawiedliwości.

Dlaczego więc plujecie na mnie, a nie na złodziejkę?

A contra?

Napluj takiej w twarz, a powie, że deszcz pada. Za grosz honoru ani wstydu nie ma.

Gdyby mnie udowodniono plagiat zapadłabym się pod ziemię ze wstydu, a ta bezczelna baba jeszcze śmie mnie agresywnie zaczepiać i obrażać.

No i sprawa się wyjaśniła: contra jest członkinią sekty Himavanti, a eioba jest tej sekty własnością i  polem działania.

Jakże mogłam się tego nie domyślić? Znam te niskie wibracje, a oni znają mnie i to stąd wzięła się nienawiść tych sekciarzy do mnie od pierwszego momentu, kiedy tam się pojawiłam.

I uwaga końcowa: wrażenie, że sekta zgromadziła licznych wyznawców i że posiada duże wpływy jest mylne.

Podążając za linkami w statystykach mojego bloga natrafiłam na WordPress na kilka blogów, ewidentnie prowadzonych przez ludzi z Himavanti, ale kiedy przyjrzałam się tym blogom bliżej stało się dla mnie oczywiste, że wszystkie one należą do Mohana i są pisane przez niego osobiście. Niech was nie zwiedzie ilość nicków i nazwisk autorów obu płci. Facet ma tak charakterystyczny styl, że nie może być mowy o pomyłce. Również osoby tak licznie i aktywnie komentujące te blogi są tylko i wyłącznie kolejnymi klonami Mohana.

Mohan skarbie, twój obłąkany styl wypowiedzi identyfikuje cię od razu, jak odcisk twojego palca. Ani mnie, ani innych inteligentnych ludzi nie zwiedziesz. Ale jestem ci wdzięczna za ruch, jaki wygenerowałeś na moim blogu. Dzięki twoim linkom do mnie i reklamie, jaką mi robisz mam teraz imponujące wyniki popularności.

O moich potyczkach z tą sektą możecie przeczytać w tym wpisie.

A tu… sami oceńcie, jak charyzmatyczną postacią jest ten wielki guru. Ale uwaga!!! Proszę nie jeść ani nie pić w czasie oglądania, bo oplucie monitora gwarantowane.

Jeśli należysz do naiwniaków, którzy pisaninę Mohana i jego licznych klonów biorą na serio zapoznaj się  z tymi linkami:

Eioba.pl = Himawanti = Prema Dharmin= Mohan?

Bractwo Zakonne Himawanti – refleksje w związku z niektórymi formami działalności Bractwa.

Prawdziwy Himawanti

Jak to się robi w Bractwie Zakonnym Himawanti?

Flecista z Hameln

Dzisiejszy wpis będzie nieco enigmatyczny…

Czy znacie legendę o fleciście z Hameln? Bajkę o nim napisali bracia Grimm. A z bajkami tak jest, że zwykle mają one drugie, bardzo „okultne” dno. Prostaczkowie i małe dzieci odczytują bajkę dosłownie, a ci, którzy WIEDZĄ doszukują się w niej ukrytych, symbolicznych treści. I ta bajka oczywiście jest niezwykle wprost symboliczna.

Zadałam dziś pytanie mojemu Opiekunowi (temu tam na górze), kim jest pewna popularna na tym blogu postać, nad której prawdziwą misją łamią sobie głowy bywalcy forów i portali zajmujących się tropieniem spisku Iluminatów. Padają tam wręcz określenia „agent”, „prowokator” itp. Coś w tym jest, bo facet jest totalnie niezatapialny.

Mój Opiekun jest dość figlarnym osobnikiem i bardzo rzadko udziela mi odpowiedzi wprost. Zwykle lubi się ze mną podroczyć i bywa, że muszę czekać kilka dni, aż zdarzy się coś symbolicznego, co naprowadzi mnie na trop. Tym razem jednak… natychmiast zobaczyłam flecistę!!!

I wtedy przypomniałam sobie, jak to się wszystko zaczęło…

Moje pierwsze zetknięcie z tą osobą było dość charakterystyczne. Otóż mam „wbudowany” w swoją psychikę system ostrzegawczy, który zawsze stawia mi „szlaban”, kiedy wchodzę na niebezpieczne terytorium. Nie chodzi o to, że nie wolno mi tam wejść (bo mi wolno wszystko ;)), ale o to, że otrzymuję ostrzeżenie w postaci krótkotrwałego lęku. Ten lęk informuje mnie, że muszę uważać i nie dać się zwieść pięknym i lucyferycznym treściom tam głoszonym. Tamtym razem wprost mnie odrzuciło do tego stopnia, że zamknęłam stronę www i postanowiłam tam więcej nie zaglądać. A czego szukałam na tej stronie? Znajomy podał mi link, bo była tam mowa o monumencie w Georgii. Przeczytałam i uciekłam, zastanawiając się, o co w tym wszystkim chodzi. Po tym incydencie pozostał ślad w moim forum, gdzie na gorąco podzieliłam się swoimi zdecydowanie złymi odczuciami w związku z tą sprawą i całą tą stroną.

Ale potem…

Potem natknęłam się w wielu miejscach na wzmianki o tym monumencie i o tej osobie. Zaczęłam uważnie przysłuchiwać się temu, co facet gada i z lekka mnie przytkało. Jak na mój rozum i moją intuicję gadał prawdę, samą prawdę i tylko prawdę. Nie udało mi się go przyłapać ani razu na fałszu. Hmmm… zaczęłam się zastanawiać, czy przypadkiem moja intuicja nie wywiodła mnie w pole. I nawet już prawie w to uwierzyłam. Byłoby to bardzo, ale to bardzo dziwne, ale pomyślałam sobie, że kiedyś musi się zdarzyć ten pierwszy raz. W końcu nikt nie jest nieomylny. Na szczęście dziś wpadłam na pomysł, żeby po prostu spytać…

Czy powinnam wywalać tu kawę na ławę?

Powiem więc tak: facet rzeczywiście gada prawdę. Nic a nic nie kłamie.

Ale nie idźcie za nim.

Ta prawda to melodia fletu. Pójdziecie tam, gdzie was zaprowadzi i znajdziecie się w rzece.

Jego wiedza ma charakter lucyferyczny. A wiecie, co się dzieje, gdy uwierzycie Lucyferowi? Odda was w ręce Arymana (a dokładnie: we władanie „boga osobowego”) i skończy się fajna zabawa.

Lucek to taki fajny koleżka, który lubi ludzi inteligentnych, uczciwych i idealistycznych. Bezrozumne baranki go nie interesują. One i tak trafią w ręce „zbawiciela” z rzeźnickim nożem. Stworzenia inteligentne tam nie wlezą, więc trzeba wysłać kogoś uczonego, wygadanego, charyzmatycznego i koniecznie… prawdomównego! Żadnego kitu, bo się spryciarze zorientują i uciekną.