Zapraszam do Radia Wolne Media

Zapraszam do słuchania radia Wolne Media, które porusza tematy, których maintreamowe środki przekazu raczej unikają i gra muzykę niekomercyjną, której w nie usłyszycie w żadnych „zetkach” ani innych, podobnych komercyjnych ogłupiaczach. Miałam przyjemność pogawędzić sobie z redaktorem Maurycym Hawrankiem o autorytetach, ideologiach i wolności, a kto jest ciekaw, do jakich wniosków wspólnie doszliśmy, może posłuchać w niedzielę o godzinie 19, zapraszam.

„Sekret” przetłumaczony na język racjonalistyczny

Pewna zaprzyjaźniona osoba przyniosła mi Newsweeka z 3 maja z rekomendacją, że koniecznie powinnam to przeczytać. Na okładce rzuca się w oczy wyróżniony tytuł: „Osho i inni duchowi oszuści”. A w środku… Przeczytałam ten tekst dwa razy, bo za pierwszym razem nie uwierzyłam w to, co widzę. Za drugim czytaniem musiałam się uszczypnąć, żeby nabrać pewności, że nie śnię. A potem nie mogłam zamknąć ust ze zdumienia. Dobrze, że muchy jeszcze się na dobre nie obudziły, bo któraś mogłaby mi do nich wpaść. Autor wprost dyszy z nienawiści… do czego właściwie? Trudno powiedzieć. Chyba do metafizyki najogólniej mówiąc, ale jak na mój rozum, jest to chyba manifestacja zapiekłego i fanatycznego światopoglądu materialistycznego. W każdym razie Tomasz Stawiszyński, pisząc o sprawach, których zupełnie nie rozumie używa słów tak mocnych, jakich ja nie użyłam nawet wtedy, kiedy pisałam o ludobójstwie i tyranii. A między autorką „Sekretu”, Rhondą Byrne, duchowym nauczycielem Osho i Hitlerem stawia znak równości. Spokojnie, proszę nie sądzić, że zwariowałam. Nie, naprawdę czuję się dobrze, chociaż po tej lekturze nie mogę dojść do siebie ze zdumienia, że można napisać coś tak toksycznie jadowitego, a co więcej – delikatnie mówiąc – nieprawdziwego. Zarzuty, które padają tam pod adresem Osho są wyssane z palca, ale nie takiego zwykłego, dziennikarskiego, lecz tajniackiego. Całą tę aferę z aresztowaniem guru zaaranżowali prawicowi politycy i agenci służb specjalnych wraz z władzami Kościoła Katolickiego, świętej,  pobożnej i nieskalanej grzechem instytucji znanej z podpalania stosów, organizowania pogromów pogan, nawracania niewiernych ogniem i mieczem, wykorzystywania seksualnego dzieci i innych, skandalicznych, a nawet wręcz zbrodniczych wyczynów. Każda niekatolicka wspólnota duchowa, a zwłaszcza taka, którą prowadzi guru tak skutecznie wyzwalający ludzi ze zniewolenia religijnego i umysłowego stanowi dla Kościoła i polityków wielką i groźną konkurencję. Ale autorowi, panu Tomaszowi Stawiszyńskiemu nic o tym nie wiadomo, a jeśli wiadomo, to mu to nie przeszkadza. Bo tak mu jest wygodnie, żeby móc bezkarnie i skutecznie uprawiać swoją antymetafizyczną i ateistyczną demagogię. Osho nie zmarł z przedawkowania psychotropów ani z powodu zaćpania, lecz na skutek  ciężkiego zatrucia talem, którym go potraktowano w państwowym, teksańskim więzieniu. Teksas jest najbardziej katolickim i nietolerancyjnym stanem USA, w którym rządzą partie prawicowe i w którym nie szanuje się ludzkiego (a najbardziej niekatolickiego i czarnego) życia. Zbrodnia ta oburzyła wiele szanowanych i sławnych osób, które wystosowały list protestacyjny do prezydenta USA, Ronalda Reagana. Ale służby specjalne puściły w świat swoją własną wersję zdarzeń, równie prawdziwą, jak oficjalne komunikaty na temat wydarzeń z 11 września. Kto chce poznać „w pigułce” mądrości przekazywane przez Osho może to zrobić odwiedzając stronę Fundacji Przyjaciół Osho. „Po owocach ich poznacie”. Porównajcie sobie sami, jakie owoce wydaje polityka i tajne służby, które nie wahają się mordować własnych obywateli w Pearl Harbor czy w WTC, a jakie nauka i praca Osho, najbardziej dziś lubianego i najczęściej czytywanego nauczyciela duchowego na świecie. Po przeczytaniu tego toksycznego paszkwilu zastanawiam się, czy naprawdę na świecie nie ma zjawisk bardziej zasługujących na napiętnowanie i  zmiecenie z powierzchni ziemi, niż treści przekazane przez Osho i Rhondę Byrne, autorkę równie nienawistnie sponiewieranego przez pana Stawiszyńskiego „Sekretu”? Nic w przyrodzie nie ginie, tylko zmienia formę istnienia. Niedawno w moich „Mapach świadomości” opisałam ludzi z III etapu rozwoju duszy. W tym odcinku moich rozważań pokażę, czym dziś zajmują się ludzie o mentalności niegdysiejszych kościelnych inkwizytorów, znanych z przerażających opowieści o polowaniach na czarownice i paleniu heretyków na stosach religijnej nietolerancji. Dzisiejsi tępiciele wolnej myśli nie występują już raczej z pozycji religijnych (wyjątkiem, takim można rzec reliktem zamierzchłej przeszłości lub żywą skamieliną jest ksiądz Posacki), lecz zgodnie z duchem czasu przeszli na stronę materialistyczno-ateistycznej nauki, gdzie zajmują się tropieniem herezji przeciwko tzw. „rozumowi”. Niestety, ich działalność oraz styl myślenia z rozumem nie mają nic wspólnego, podobnie jak trudno doszukać się rozumu w postępowaniu ich religijnych odpowiedników z dawno minionych czasów. Zarówno religijni, jak i racjonalistyczni siepacze mają kilka wspólnych cech: bezrozumny fanatyzm, nietolerancję i okrucieństwo. Chyba czytelnikom tego bloga nie muszę przedstawiać filmu i książki „The Secret”, uczących pozytywnego myślenia i przyciągania szczęścia. Jedni uczą się tej sztuki szybko i skutecznie, inni dopiero nad tym pracują, ale chyba większość przyzna, że coś w tym jest i że nasz sposób myślenia oraz stosunek do życia mają realny wpływ na nasz los i zdrowie. Nawet akademicka psychologia przyznaje, że osoby ponure, zgorzkniałe i nastawione pesymistycznie, a zwłaszcza przepełnione żalem i nienawiścią do całego świata nie tylko przyciągają do swojego życia pecha, ale są nielubiane przez innych i najczęściej poważnie chorują, a ich choroby określane są przez medycynę jako „nieuleczalne”. Osoby nie wierzące w moc ducha biernie poddają się zabiegom medycyny alopatycznej i oddają się w ręce onkologów nawet nie próbując ratować się metodami niekonwencjonalnymi i pokornie zasilają tabele statystyk zgonów. W najlepszym razie lekarze diagnozują u nich wznowę nowotworu. Jest to spowodowane niewiarą w siłę sprawczą własnego ducha i brak optymizmu, wynikającego z wiary w wyższy, duchowy porządek świata. Kto nie wierzy, że życie ma sens, ten nie ma motywacji, żeby zmagać się z problemami i tym samym nierzadko wydaje na siebie wyrok śmierci lub skazuje się na ciężką chorobę. Optymiści i ludzie wyznający jakąkolwiek religię są zdecydowanie zdrowsi i dłużej zachowują dobrą kondycję niż osoby nieświadome własnego pierwiastka duchowego. Nawet oficjalna medycyna przyznaje, że optymiści żyją dłużej i do późnej starości zachowują dobrą kondycję. Lekarze wiedzą też, że jeśli pacjent nie wierzy w wyleczenie i nie ma woli życia, jest mało prawdopodobne, że pokona chorobę. Niedawno pisałam na blogu o przypadku ateisty, Thomasa Mellen-Benedicta, który przez całe życie był pesymistą, zamartwiającym się z powodu ekologii, a w końcu doszedł do wniosku, że ludzkość jest pasożytem i nowotworem toczącym planetę. Złość i gorycz doprowadziły w końcu do tego, że sam został zaatakowany przez złośliwego raka. I tak, jak sam się zabił własnymi myślami, tak sam, również myślami, ale tym razem pozytywnymi, przywrócił się do życia. Wystarczyło, że zrozumiał prawa duchowe, żeby całkowicie i na zawsze pozbył się raka oraz wszelkich innych, trapiących go życiowych problemów. „Sekret” przekazuje nam wiedzę na temat praw duchowych. Uczy, że jeśli cierpimy, to znaczy, że błądzimy, czyli mówiąc inaczej pogrążeni jesteśmy w ignorancji, wynikającej z niewiedzy. Ale przecież błądzić jest rzeczą ludzką, więc nie ma w tym nic złego ani nagannego. Na szczęście błędy można naprawiać, niezależnie od tego, jak są poważne i jak głęboko pogrążyliśmy się za ich sprawą w nieszczęściach. Każdy błąd da się skorygować, trzeba tylko trochę siły woli i wiedzy, jak to zrobić. Nie powinniśmy wpadać w poczucie winy ani w panikę z powodu niewłaściwego myślenia, bo myśl jest tylko myślą i zawsze można ją zmienić. Prawie wszyscy zostaliśmy wychowani przez zrzędzących rodziców i dziadków, którzy zamiast nas chwalić i pozytywnie wspierać w rozwoju woleli nas krytykować, a nawet wyzywać nam od niedołęgów i życiowych nieudaczników. Co jeszcze gorsze, nierzadko uczyli nas pesymizmu i czarnowidztwa. Po takim „treningu” wchodzący w życie młody człowiek nie wierzy we własne siły ani w to, że cokolwiek może mu się udać. W co wierzysz, to masz. Jeśli wierzysz, że się do niczego nie nadajesz, to sukcesu na pewno nie odniesiesz. A jeśli zaczniesz ponosić klęski, utwierdzi cię to jeszcze silniej w przekonaniu, że nic ci się udać nie może i w ten sposób wpadniesz w spiralę niepowodzeń. To wiedzą nie tylko metafizycy, tę prawdę uznała nawet akademicka psychologia. Psychoterapia na tym właśnie polega, że człowiek uczy się pozytywnego postrzegania własnej osoby i działania z wiarą w sukces. Każda nasza myśl jest modlitwą. Jeśli nasze myśli są ponure, to tak jakbyśmy modlili się o nieszczęście i zło, a przy okazji takimi myślami rujnujemy swoje zdrowie, co wkrótce ujawni się pod postacią depresji, która otwiera furtkę do poważniejszych zaburzeń. Mądrość ludowa wyraża to prawo w postaci porzekadła „nie kracz, bo wykraczesz”. I odwrotnie: myśląc pozytywnie przyciągamy do siebie fortunę, życzliwych ludzi i dobre wydarzenia. Wielu ludzi wyszło z poważnej depresji ze stanami lękowymi tylko dzięki kontrolowaniu myśli, które produkuje ich umysł. „Sekret” (i nie tylko „Sekret”, bo akademicka psychologia również) uczy, że nie ma sensu płakać nad rozlanym mlekiem. Co się stało to się nie odstanie. Nie ma sensu stać w miejscu, a tym bardziej patrzeć za siebie, lejąc łzy z powodu dawnych niepowodzeń czy nawet tragedii. Stało się, no cóż, w życiu zdarzają się różne rzeczy, prawdziwe dramaty również. Śmierć dziecka na pewno jest przeżyciem traumatycznym i nie da się jej zbyć banalnymi, pocieszającymi słowami. Ale po naturalnym okresie żałoby należy wziąć się w garść i ruszyć do przodu. Jeśli cierpienie nie mija można skorzystać z pomocy terapeuty lub księdza, a w ostateczności medium, które pomoże nawiązać kontakt z zaświatami. Wszystko jest dobre, co prowadzi do pozytywnych zmian. Pogrążanie się w poczuciu beznadziei nie służy nie tylko osobie, która poniosła stratę, ale może być traumatyczne dla reszty rodziny, np. dla pozostałych dzieci i małżonka. Nie znając praw duchowych lub w nie nie wierząc sami sobie podstawiamy nogę i sabotujemy szczęście. Chciałam napisać, że mając niewłaściwy plan wiążemy się z niewłaściwymi ludźmi, ale to jest nieprawda. Ludzie, których spotykamy zawsze są „właściwi”, bo oni odzwierciedlają stan naszego umysłu. Jeśli przyciągamy toksycznych i nieżyczliwych ludzi, realizujemy prawo przyciągania: tacy ludzie są jak najbardziej „właściwi” z punktu widzenia stanu naszego ducha. Są oni po to, żebyśmy sobie uświadomili, że coś jest nie tak, jak być powinno. Być może życie musi nam porządnie dać po twardej i niereformowalnej głowie, żebyśmy w końcu zaczęli szukać jakiegoś wyjścia z labiryntu, w którym się znajdujemy. Jednak żeby się rozwijać potrzebna jest pokora i umiejętność przyznania się do błędu lub przynajmniej do bezsilności. Ta bezsilność i ogłoszenie duchowego „bankructwa” nierzadko są zbawienne, bo prowadzą do otwarcia się na poszukiwanie pomocy w świecie ducha. Ja sama nigdy nie znalazłabym drogi do zdrowia i szczęścia, gdybym wcześniej nie znalazła się na samym dnie. Arogancki ignorant nigdy nie przyzna się do błędu i będzie brnął w złą sytuację coraz głębiej i głębiej, aż w końcu sam doprowadzi się do zawału, raka a nawet śmierci w męczarniach. Rzecz jasna winą za to obciąży Boga, życie, okrucieństwo natury, złośliwą żonę, wykolejone dzieci, teściową, wrednego szefa i wszystko oraz wszystkich wokół (co uważa za „czynniki obiektywne”), ale nigdy siebie samego. To nie on jest winny. Winne jest „bezmyślne okrucieństwo ludzi i totalny bezsens życia”. I oczywiście doprowadzający go do szewskiej pasji fakt, że po tej ziemi chodzą ci wszyscy beznadziejni idioci, którzy mają czelność wierzyć w płaską ziemię lub zajmować się takimi kretynizmami jak astrologia, radiestezja i wszelka inna, odrażająca antynauka. Nawet nie próbuj mu pokazywać „Sekretu” ani tłumaczyć Prawa. Nie tylko nic nie zrozumie, ale wpadnie we wściekłość i szał nienawiści. Nie tylko go to nie uratuje, lecz jeszcze bardziej mu zaszkodzi. Jeśli jakimś cudem udało mu się dotąd uniknąć zawału lub wylewu, teraz naprawdę szlag go może trafić. Uważaj, żeby i ciebie nie oskarżył o spowodowanie jego śmierci.Oto jak przeciętny racjonalista rozumie prawa duchowe – cytaty z tekstu Tomasza Stawiszyńskiego (ani w książce, ani w filmie „Sekret” NIE MA tych treści, Stawiszyński celowo i cynicznie wprowadza czytelników w błąd):

Jeśli chcesz uwolnić się od cierpienia – pracuj nad stanem umysłu, kontentuj wszelkie reguły, biegaj nago po ulicach, przejeżdżaj skrzyżowania na czerwonym świetle i – przede wszystkim bogać się. Prawda, że proste? I zarazem straszne. Chorujesz na nowotwór złośliwy? Twoje czteroletnie dziecko zginęło potrącone przez pijanego kierowcę? Rodzice zostali okrutnie zamordowani? Gwałcił cię ojciec i do tej pory nie możesz sobie z tym poradzić? Zdradzę ci sekret. To twoja wina. Nie miej więc żalu do losu, do bezmyślnego i ślepego okrucieństwa ludzi, przyrody albo świata, w którym żyjesz. To tylko mrzonki, którymi próbujesz zakłamać własną odpowiedzialność. Miej żal do siebie. Sam tego chciałeś. Sam sobie (i swoim bliskim) zgotowałeś ten los. Na szczęście jeszcze nie wszystko stracone – guz może zniknąć, dziecka nic wprawdzie nie przywróci do życia, ale możesz mieć inne, równie rozkoszne jak tamto, które zginęło (najlepiej z jakąś nową, piękniejszą żoną albo z nowym, bardziej przystojnym mężem). A srebrne Porche, sto milionów euro na koncie, prywatny jacht zacumowany przy jakimś urokliwym wybrzeżu Pacyfiku oraz ogromna posiadłość w Południowych Włoszech skutecznie złagodzą smutek po stracie rodziców i wspomnienia o ojcu gwałcicielu.

Przesłanie artykułu można streścić mniej więcej tak: pozostańcie wierni temu, w co wierzą wszyscy wokół, zaufajcie religii, politykom, medycynie i nauce. Tak jak jest jest zupełnie OK i nie trzeba nic zmieniać. Cierpcie, módlcie się, łykajcie przepisane leki, bądźcie pokorni, nie buntujcie się, nie podnoście głów, niczego nie zmieniajcie, niczego nie pragnijcie, bo i tak nie dostaniecie, do niczego nie dążcie, bo i tak wam się nie uda, wegetujcie w beznadziei, bo nie warto się narażać się na przeżycie nieuniknionego rozczarowania. A jeśli pijany kierowca przejechał wasze dziecko lub psychopata zabił waszych ukochanych rodziców, to do końca życia wyjcie z rozpaczy do księżyca, nie miejcie nadziei, że wam kiedykolwiek przejdzie i pamiętajcie, że życie pełne jest bezsensownego okrucieństwa, cierpienia i niezasłużonej niesprawiedliwości, a silniejszy zawsze zjada słabszego. Trzymając się tych mądrych zasad dociągniecie jakoś do grobowej dechy przeżuwając z goryczą dawne klęski i mądrze spodziewając się wszystkiego najgorszego, więc żadne, nawet najgorsze nieszczęście ani choroba was nie zaskoczą. Dążenie do realizacji marzeń i ambicji, a zwłaszcza dążenie do szczęścia są patologią i antyspołecznym wichrzycielstwem. A przede wszystkim są to groźne idee, bo skoro i tak się nie uda, to po co narażać się na ryzyko rozczarowania? Skądś znam takie „mądrości”… Gdzie je widywałam? Na stronach i blogach zdeklarowanych ateistów. Oto przykład – studentka, która przedstawia się w taki oto sposób:

Studentka filologii polskiej na Uniwersytecie Śląskim, kompletnie nieprzystająca do rzeczywistości. Osiągnięcia życiowe mizerne, dwoje rodziców i brak własnego miejsca na ziemi. Wieczne narzekadło szukające inaczej. Intelektualistka dręcząca się wytworami własnej chorej imaginacji. Tworzy plugawą, ekshibicjonistyczną literaturę w komercyjnym portalu.

Jak miło… A dalej? Jeszcze milej, proszę bardzo, oto jej przemyślenia pt. „10 kłamstw, w które wierzy człowiek” i np. punkt 3:

3. Wiara w szlachetną przyjaźń innych ludzi. Zdekonspirowanie tego kłamstwa kończy się najczęściej tragicznie: powieszeniami, utopieniami, przekarmieniami lekami psychotropowymi tudzież szalejącymi nałogami. Wiara w bezinteresowną dobroć innych ludzi zależy wprost proporcjonalnie od naiwnej niewinności (czyt. infantylności życiowej) oraz stopnia miękkości pośladków. Im człowiek bardziej ufa bliźnim, tym boleśniejszy zawód przeżywa. Nagle okazuje się, że ci wszyscy dobrzy, kochani ludzie potrafią wbić nóż w plecy, a ranę solą posypać. Najlepsza przyjaciółka idzie do łóżka z twoim mężem, kumpel zabiera ci zasłużony awans, sąsiadka donosi skarbówce, że nie wiadomo skąd masz nowy samochód. A ty stajesz przed lustrem oko w oko z największym, jak ci się wówczas wydaje, kretynem na świecie, naiwniakiem wszechczasów, samozwańczym królem głupców.

W co wierzysz, to masz. Każda twoja myśl jest modlitwą, więc nie dziw się, że nie masz przyjaciół, że nie spotkałaś miłości i że nigdy jej nie spotkasz, a co najgorsze, że jesteś przepełnionym goryczą i nienawiścią do siebie samej i całego świata życiowym bankrutem, i to już w tak młodym wieku. Taka postawa sprawia, że ludzie sięgają po alkohol i narkotyki, bo czymś to piekło w sobie trzeba zagłuszyć. A że nie gwarantuje to żadnego sposobu wyjścia z życiowego labiryntu, skutki mogą być prawdziwie tragiczne. „Sekret” uczy jak być szczęśliwym i czuć się zrealizowanym. Jeśli nie potrafisz sobie wyobrazić szczęścia bez milionów euro i wielkich posiadłości, to proszę, bogać się, ale nie zdziw się, jeśli nie da ci to spodziewanej satysfakcji. Na szczęście nie każdy marzy o posiadaniu góry pieniędzy, są ludzie, dla których najważniejsze są zdrowie, harmonia, miłość i wypełnienie jakiejś życiowej misji. To ty sam wybierasz, co jest dla ciebie najważniejsze i jak pragniesz żyć. Żadna z osób wypowiadających się w „Sekrecie” nie namawia do zmieniania żon ani mężów na młodszych i piękniejszych ani nie wspomina o zagłuszaniu bólu po stracie bliskiej osoby w tak prymitywny i prostacki sposób, jak sugeruje to Tomasz Stawiszyński. Jeśli pierwszy cytat z ww. artykułu był dla kogoś szokiem, to ostrzegam, dalej jest jeszcze gorzej.

Pod warstwą lukru, którym ociekają książki Rhondy Byrne albo wyjątkowo u nas popularnego Osho, wiją się roje złośliwego i jadowitego robactwa. Pod plastrami, którzy ci specjaliści od poprawiania jakości życia oklejają nasze rany, te rany wcale się nie goją. Przeciwnie, pogłębiają się, ropieją i gniją. A gangrena jak wiadomo bywa śmiertelnie niebezpieczna. Czyż nie jest śmiertelną trucizną wmawianie ludziom, że wszystkie, najbardziej nawet niewyobrażalne nieszczęścia, jakie ich spotkały są efektem ich działania? Czyż nie jest śmiertelną trucizną uwodzenie naiwnych i pokiereszowanych przez los czytelników iluzją, że jeśli tylko zaczną sobie wyobrażać miliony na swoich kontach, to te miliony w krótkim czasie po prostu się na nich pojawią?

Gdzieś w książce padają oskarżycielskie słowa, że jesteśmy winni czemukolwiek, a zwłaszcza takim horrorom, jakimi epatuje nas autor artykułu? Może coś przeoczyłam, jeśli tak, to proszę o konkretne cytaty. Czym innym jest opowieść o pechowym geju, który dzięki zapoznaniu się z prawami duchowymi zmienił swój los, a czym innym pełne potępienia oskarżanie ludzi o powodowanie nieszczęść, o czym w książce nie ma ani słowa.

Jesteśmy faszystami

Tak kochani! Nie Kościół, który ma haniebną historię ludobójstwa, nie królowie i politycy rządzący światem, przez wieki wysyłający ludzi na wydumane wojny, nie ci, którzy zostali powołani do dbania o nasze zdrowie, lecz przeliczyli nas na pieniądze, które mogą z nas wycisnąć, po czym przehandlowali nas niczym barany, nie ci, którzy próbują pozbawić nas naszych demokratycznych praw w Nowym Porządku Świata… nie oni, lecz to my jesteśmy równi Hitlerowi i Stalinowi. Bo uwierzyliśmy w nauki Osho i w wiedzę przekazywaną przez „Sekret”. Nie rozumiecie? No to przeczytajcie:

Faszyzm w czystej postaci Tak nazywa te książki wybitny amerykański psycholog James Hillman. – Zasadniczym  przekonaniem leżącym u podstaw faszyzmu i każdej innej totalitarnej ideologii jest przekonanie, że można sobie całkowicie podporządkować rzeczywistość. Że człowiek jest panem i zdobywcą świata, który jest terenem jego nieograniczonej ekspansji. Takie przekonanie jest formą szaleństwa, napędzanego fantazją omnipotencji, którą owładnięci byli Hitler i Mussolini – mówi Hillman. (…) Dzięki „Sekretowi” każdy może dzisiaj stworzyć dla siebie raj. Składa się on – jak podkreślają rozmaici twórcy albo wizjonerzy wypowiadający się w tej książce – głównie z jachtów, pieniędzy, luksusowych samochodów oraz pięknych żon i przystojnych mężów. A także z miejsc parkingowych, które nigdy nie są zajęte. „Odkąd zacząłem sobie wyobrażać, że na parkingu jest dla mnie zawsze wolne miejsce, mówi w „Sekrecie” pewien doradca inwestycyjny, to za każdym razem, kiedy chcę zaparkować wóz w centrum miasta, miejsce już na mnie czeka. Wcześniej wszystkie zawsze były zajęte”. Z kolei specjalistka od feng shui tłumaczy: „Pewien mój klient marzył o wielkiej miłości, ale w domu miał pełno obrazów, na których kobiety były odwrócone plecami. Kazałam mu się namalować siebie z wymarzoną kobietą – i po roku był już szczęśliwym mężem, spotkał bowiem kobietę swojego życia”.

No cóż, mogę tylko powiedzieć, że ręce i nogi mi opadły. No bo cóż można powiedzieć o takim sposobie rozumowania? Co można powiedzieć człowiekowi, który nie widzi różnicy między ludobójstwem II wojny światowej i tyranią Stalina i Hitlera, a tym, że biznesmen w filmie opowiada o tym, jak zdobywa wolne miejsce na parkingu? Naprawdę można postawić znak równości między tymi „zbrodniami”? Rzeczywiście, wybitny musi być psycholog z tego pana Hillmana. Pewnie stanie się już niedługo doradcą jakiegoś szlachetnego polityka, pokroju George’a Busha jr. [Tu sobie uświadomiłam, że we wczesne sobotnie popołudnie znaleźliśmy od pierwszego podejścia miejsce parkingowe w stolicy, pod dworcem Centralnym, tuż pod Złotymi Tarasami, gdzie nikt trzeźwo myślący nawet nie próbuje parkować samochodu, bo wie, że tego nie da się zrobić. A nam się udało z przysłowiowym palcem w nosie… no, ale na szczęście racjonaliści znają uniwersalne wytłumaczenie dla wszystkiego: PRZYPADEK]. Dalej autor wykazuje się żenującą niewiedzą i nieznajomością europejskiej tradycji:

Wypełniają ją spłycone i wypaczone interpretacje wyjętych z kontekstu fragmentów nauczania religii wschodnich („Wszystko jest umysłem”)…

Myśl ta nie pochodzi z religii wschodu. Jest to I Prawo Hermetyzmu wg Szmaragdowej Tablicy Hermesa Trismegistosa, twórcy tradycji alchemicznej, czyli zachodniej ezoteryki przedchrześcijańskiej.

Od kiedy więc prawo przyciągania zostało – dzięki Rhondzie Byrne – przedstawione światu, nic już nie stoi na przeszkodzie, żeby cała kula ziemska zamieniła się w jeden wielki ekskluzywny kurort. No, może przesadziłem. Jeśli bowiem tyle milionów ludzi zapoznało się już z „Sekretem” i rozpoczęło regularną praktykę modelowania świata podług swoich marzeń o bogactwie i szczęśliwości, a tym światem nieustannie wstrząsają wojny, kryzysy, trzęsienia ziemi, czy epidemie, znaczy to niechybnie, że wciąż istnieje spora grupa wichrzycieli zakłócających moc pozytywnych wibracji. W którymś momencie trzeba się więc będzie zastanowić, co z nimi począć. Przecież prawo przyciągania działa, a raj jest na wyciągnięcie ręki. Ci, którzy ośmielą się je zakwestionować będą zatem w prostej linii odpowiedzialni za całe zło, jakie wciąż na świecie pozostanie.

Czyżby autor coś tu sugerował? Że nadciąga jakieś „ostateczne rozwiązanie”? Jakaś masowa eksterminacja owych „mącicieli” przez adeptów „Sekretu”? Hmmm, tu mróz przeszedł mi po plecach. Człowiek, który sugeruje takie podejrzenia przypomina mi szekspirowskiego Jagona. Gdyby to napisał jakiś religijny fanatyk, nie zdziwiłabym się. Filozofia „Sekretu” i nauczanie Osho są dla Kościoła poważną konkurencją odrywającą owieczki od pokornego i bezrefleksyjnego klepania pacierzy i bicia się w piersi. Przez wieki religia przekonywała nas do życia w cierpieniu, wmawiając ogłupionej ludzkości, że tylko dzięki wyrzeczeniu się wszelkiego ziemskiego szczęścia i radości można osiągnąć życie wieczne. A więc płać na tacę, a jeśli się nie daj Boże wzbogacisz oddaj wszystko co posiadasz Kościołowi, a w zamian za to zaznasz nieustającego szczęścia w raju. Perspektywa spędzenia wieczności w piekle skutecznie trzymała ludzi w ryzach i zamieniała ich w pokorne, bezwolne i do granic możliwości zastraszone istoty, które na samą myśl o samodzielnym myśleniu zamierały z przerażenia. I o to właśnie chodziło: gdyby ludzie zaczęli myśleć, dostrzegliby, jak są oszukiwani, a wtedy na pewno zrzuciliby kajdany i odeszli wolni. Ale tego nie napisał ksiądz. Jest to tekst racjonalisty o materialistycznym światopoglądzie. Czyżby po raz kolejny potwierdzała się moja teza, że religia i materialistyczna nauka idą ręka w rękę i że obie mają podobne cele? Ludzie z III stopnia rozwoju nie mają najmniejszego szacunku dla tradycji duchowej ludzkości, więc ją bezceremonialnie depczą. Nie mają też poszanowania dla godności człowieka jako takiego. Dla nich liczy się tylko dzisiejszy stan wiedzy, zgodny z aktualnie i oficjalnie obowiązującym paradygmatem i tylko „swoi”, czyli ci, którzy myślą tak samo i mają takie same cele. Tylko dzisiejsi racjonaliści posiadają wiedzę i mądrość wszelaką, a dawniej to tylko małpoludy żyły w jaskiniach lub przez pustynie przewalały się hordy zabobonnych i zarośniętych prymitywów modlących się do błyskawic. Cenzura, zakazy, nakazy i terror oraz zakłamana (i przymusowa) szkolna edukacja to ich narzędzia służące wymuszaniu „porządku” przez ludzi o świadomości inkwizytorskiej, z wielką bezwzględnością wcielających w życie swój osobisty światopogląd, bez różnicy, czy religijny, czy materialistyczny. Po okresie totalitaryzmu religijnego czeka nas totalitaryzm ateistyczno-materialistyczny, czyli tyrania naukowo oświecona. Prawdziwa Era Wodnika: racjonalistyczna kontrola totalna, o której Kościołowi, zdanemu wyłącznie na swoje zdolności propagandowe (czytaj: zastraszanie) nawet się nie śniło. Uczeni zrobią to lepiej. Zaczipują nas wszystkich, a jeśli to nie pomoże zastosują chemiczną lub elektroniczną kontrolę umysłu. I już nikt nie będzie marzył o kryminalnej wolności duchowej czy finansowej, o szczęściu w ramionach ukochanej osoby ani o swobodnym harcowaniu po świecie, jakby cała planeta była jego domem. A przede wszystkim dzięki takiemu prostemu rozwiązaniu nikt nie będzie samodzielnie kombinował. Bo od tego kombinowania mógłby wpaść na jakiś niebezpieczny pomysł i zrobić coś głupiego, na przykład wystąpić przeciwko prawowitej władzy lub co gorsze dokonać morderstwa lub zamachu. Lepiej więc zapobiegać niż leczyć. Żeby się odstresować po tej przerażającej lekturze po raz kolejny obejrzałam „Sekret” i jakby na złość panu Stawiszyńskiemu poczułam się lepiej. Ci ludzie wyglądają na szczęśliwych i zrealizowanych, nikt nie robi wrażenia krwiożerczego faszysty posiadającego stada pracujących na niego niewolników ani potwora psychopatycznie karczującego dla zysku amazońską dżunglę. Ale może ja czegoś nie rozumiem – może pomysł napisania książki i zarobienia dzięki niej miliona dolarów jest przestępstwem? Na tym świecie jest mnóstwo szaleństw i zbrodni, wielu żądnych krwi i władzy tyranów, ale pan Stawiszyński nie ma im nic do zarzucenia. Wszystkiemu winny jest Osho, którego życiową misją było uwolnienie ludzi z kajdan ogłupiającej i wiodącej na duchowe manowce religii, wyrwanie ich z matrixowej iluzji tego świata, kreowanego przez cynicznych polityków i zatruwanego przez wynalazki nowoczesnej nauki i pokazanie im, że liczy się tylko osobista wolność. Że życie na klęczkach, w religijno-politycznej iluzji, w szaleństwie zdobywania dóbr materialnych i w ogłupianiu przez telewizyjną rozrywkę jest nic nie warte, więc nie ma innego wyjścia, jak po prostu się przebudzić i zacząć realizować własny, przytomny plan istnienia na tej planecie lunatykujących małp. PS. Ponieważ w tekście padł zarzut, że nauki przedstawione w „Sekrecie” nie opierają się na żadnej tradycji pozwolę sobie tu przytoczyć kilka cytatów z Biblii. Chyba nikt nie zaprzeczy, że chrześcijaństwo jest tradycją.

Temu, którego umysł jest stały zachowujesz pokój, pokój mówię, bo Tobie zaufał (Iz. 26,3) Myśl o tym, co miłe, co sprawiedliwe, co uczciwe i czyste… O tych rzeczach myśl Nie wspominajcie wydarzeń minionych, nie roztrząsajcie w myśli dawnych rzeczy (Iz. 43,18) …zapominając o tym, co za mną, a wytężając siły ku temu, co przede mną, pędzę ku wyznaczonej mecie, ku nagrodzie (Flp. 3,13-14) Bo to, czego się bałem nawiedziło mnie (Job 3,25) Cokolwiek postanowisz uda ci się, a nad twoimi drogami zabłyśnie światło (Job 22,28) Jeśli coś możesz, to wszystko jest możliwe dla wierzącego (Mk. 9,23) Czy nie przykazałem ci: bądź mocny i mężny! Nie bój się i nie lękaj się, bo Pan, Bóg twój, będzie z tobą wszędzie, dokądkolwiek pójdziesz (Jozuego 1,9) Ja, Pan, twój lekarz (II Księga Mojżeszowa 15,26) … wiara twoja uzdrowiła cię, idź w pokoju (Łk 8,48) Rzekłem: wyście bogami i wszyscy jesteście synami Najwyższego (Ps. 82,6) Według wiary waszej niechaj się wam stanie (Mt. 9,29) Wszystko jest możliwe dla wierzącego (Mk. 9,23) Bo zaprawdę powiadam wam, gdybyście mieli wiarę jak ziarnko gorczycy, to powiedzielibyście tej górze: przenieś się stąd tam, a przeniesie się i nic niemożliwego dla was nie będzie (Mt. 17.20) Zaprawdę powiadam wam, ktokolwiek by rzekł tej górze: wznieś się i rzuć się w morze, a nie wątpiłby w sercu swoim, lecz wierzył, że stanie się to, co mówi, spełni mu się (Mk. 11,23)

Pięć kroków do tyranii

Pewnie większość zna ten film, ale są też i tacy, którzy go nie widzieli. Zamieszczam go tu, ku przestrodze. Niech każdy sam się zastanowi, czym grozi słuchanie zapalczywych słów „uczonych” oraz agitacji uznanych autorytetów.

Richard Dawkins w swoim najnowszym filmie „Wrogowie rozsądku” nawołuje do starcia z powierzchni ziemi wszelkich zabobonów, nawet takich, które nikomu nie szkodzą, np. medytacji, modlitwy, klepania mantr. Nasi „światli” uczeni, zafascynowani autorytetem tego wielkiego guru rozpętali wojnę „w obronie rozumu”, nie widząc, że jednocześnie rzucili wyzwanie pokojowi, porządkowi społecznemu, demokracji i wolnościom obywatelskim.

Jest rzeczą żenującą, że psycholog z tytułem magistra nie zna tak sławnych eksperymentów psychologicznych (patrz: film poniżej), jak np. ten, który przeprowadziła Jane Elliot z Iowa w USA, dzieląc grupę trzecioklasistów (a później również dorosłych) na „lepszych” (niebieskookich) i „gorszych” (brązowookich). Pan psycholog również jak widać podzielił ludzi na niebieskookich (racjonalistów) i brązowookich (wierzących w to, co on uważa za zabobony). Jest to wstyd i kompromitacja dla polskich uczelni – komu wydają tam dyplomy?!

Dziś nie wolno prześladować Żydów ani gejów, bo jest to w złym tonie. Ale psychopata bez prześladowań nie umie żyć. Bez pogromów się nudzi, bo nie czuje, że żyje. Więc teraz to my staliśmy się czarownicami do palenia. Idzie kolejna noc kryształowa – uważajcie wróże, bo będą tłukli wasze kryształowe kule!

Co robić, gdy na wojnę zbroją się tytani? Proponuję kupić schrony (produkują takie „jednorodzinne”) i przeczekać, aż świat po raz kolejny oczyści się w krwawym zrywie z idiotów i fanatyków. Nie radzę nikomu włączać się do walki. Kto walczy, ten robi wojnę. Pokoju przy pomocy wojen nikt jeszcze nie wprowadził. Wojna rodzi wyłącznie wojnę, chyba, że wszyscy waleczni „rycerze” wyrżną się w pień, wtedy na jakiś czas zapanuje spokój.

[Tu jest playlista]

Zapraszam też do przeczytania mojego tekstu, próbującego wyjaśnić, skąd bierze się tyrania i jakie są źródła uległości wobec niej (oraz dlaczego ludzie zachowują się tak, jak niektórzy komentatorzy tego bloga).

Jeszcze o religiach i ateizmie

Obecnie lansowany jest pogląd, że religie są źródłem wszelkiego zła. Owszem, przyznaję, że religie mają raczej kiepską reputację. Stosy, pogromy, zamachy na kliniki, religijny terroryzm, wtrącanie się klechów w sprawy świeckiego państwa i nie podzielających ich wierzeń obywateli… długo można by wymieniać.

Wszystko to prawda, ale obecnie daje się zauważyć istną inwazję napastliwego i fanatycznego ateizmu. Rozumiem, że przez lata ateiści mogli czuć się zepchnięci do niebytu. Było ich mało, a przyznawanie się do ateizmu nawet dziś może być ryzykowne. Teraz ich szeregi rosną, a oni czują się coraz pewniej, więc pragną się ujawnić i zamanifestować swoją obecność. OK. Problem w tym, że nie jawią mi się oni jako anioły dobroci, tolerancji ani nawet mądrości. Wręcz przeciwnie. Obserwując ich popisy w różnych miejscach postrzegam ich tak samo jak ciemnych, prymitywnych i brodatych talibów.

Tu od razu spieszę donieść, że dostrzegam zasadniczą różnicę między tym, co obserwuję na zachodzie Europy, a tym, co dzieje się na naszym, krajowym podwórku. Na zachodzie ateiści po prostu nie praktykują żadnej religii. I to wszystko. Polski ateista to jakiś krwiożerczy siepacz.

Religie nie są „źródłem wszelkiego zła”, to tylko Richard Dawkins tak twierdzi. Źródłem wszelkiego zła jest człowiek, który daje sobą manipulować. Dawniej wykorzystywano do tego religie, a dziś nadchodzi terror ateizmu. Popatrzcie trzeźwo, co się dzieje, jak ateiści nawołują do nienawiści, nietolerancji i zwalczania religii, metafizyki i innych „zabobonów”. Nawet nauka bierze w tym udział, na co dowodem był niedawny „List w obronie rozumu”, będący w rzeczywistości listem nawołującym do nietolerancji światopoglądowej. Domagano się tam ni mniej ni więcej tylko ograniczenia swobód obywatelskich, bo jak można nazwać żądanie zakazania uprawiania jakiegokolwiek zawodu, który nie wymaga przelewu krwi ani wykorzystywania bezbronnych bliźnich? Czym jest próba odebrania obywatelowi prawa do decydowania o tym, czy i jak chce być leczony?

Godny podkreślenia jest fakt, że pod tym listem podpisywali się wspólnie, ręka w rękę, przedstawiciele racjonalizmu i religii, dając najlepszy dowód na głoszony przez ezoterykę pogląd, że oba te rzekome przeciwieństwa są w istocie tym samym. Tę tezę głoszę na tym blogu od zawsze!

Nie tylko NWO jest wrogiem. Nie tylko NWO chce nas pozbawić wolności obywatelskich. Wśród zwykłych „naukowców” i „oświeconych racjonalistów” znajdziecie wielu takich, którym marzy się „młot na czarownice”, prześladowania i pozbawianie ludzi praw. Ateizm może się okazać jeszcze gorszy, niż religie. Religie już znamy, więc przynajmniej wiemy, czego się po nich spodziewać.

Zlikwidujemy religie? OK, pięknie! Ale trzeba wiedzieć, że natura nie znosi próżni. Nisza po religiach natychmiast zapełni się inną szumowiną. Oby nie gorszą.

Każda skrajność jest niebezpieczna. A zarówno religia, jak i ateizm są skrajnościami właśnie!

Dostrzeganie tylko prawej i lewej strony, czyli wyłącznie dwóch punktów leżących na płaszczyźnie, przystoi płaszczakom, żyjącym w dwuwymiarowej rzeczywistości, ale nie ludziom żyjącym w rzeczywistości trójwymiarowej. My, istoty trójwymiarowe mamy do wyboru więcej niż tylko dwie opcje. Żeby to zobaczyć trzeba stanąć na nogach, w pozycji pionowej, zamiast leżeć płasko plackiem przed kapłanami czy Richardem Dawkinsem.

Władzy zależy na tym, żebyś widział tylko dwie, przeciwne strony medalu. Władza poprzez środki masowego przekazu każdego dnia pierze ci mózg, starając się sprawić, żebyś nie dostrzegł żadnych innych możliwości. Hipnotyzują cię, żebyś się dokładnie zafiksował na tym sposobie myślenia i postrzegania. Dzięki temu mogą zrobić z ciebie uniwersalnego żołnierza.

Jeśli dasz się namówić do opowiedzenia się po którejkolwiek z przeciwstawnych opcji, cwani politycy natychmiast wykorzystają sytuację, żeby skłócić ze sobą przeciwne obozy. Poczekaj tylko, niech wzrośnie liczba ateistów. Gdy staną się liczącą się siłą wtedy napuści się na nich armię Boga, a władza będzie patrzeć, jak sobie wzajemnie urywacie łby. Tym sposobem nigdy nie zakończymy wojen ideologicznych. I żadnych innych również.

Jeśli staniesz z boku, zobaczysz głupców, którzy dali się zmanipulować: jedni posłuchali kapłanów, a inni ateistów. Jeśli przyjmiesz pozycję neutralną nie dasz się namówić do prześladowania ani zabijania nikogo, bo to nie będzie twoja wojna. I staniesz się człowiekiem wolnym.

Myślisz, że światem rządzą demokratycznie wybrane rządy? Bynajmniej! Kontrolę sprawują ci, których istnienia nawet się nie domyślasz. Rządy (i wojny) służą im, a nie obywatelom. Nie daj z siebie zrobić mięsa armatniego!

LIST OTWARTY PUBLICYSTÓW W OBRONIE TOLERANCJI I WOLNOŚCI WYKONYWANIA ZAWODU

W związku z podpisanym przez grupę naukowców i skierowanym do ministra pracy i polityki społecznej tzw. „Listem otwartym w obronie rozumu”, w którym de facto zakwestionowano prawo wykonywania zawodu m.in. przez radiestetów, naturalnych terapeutów, osoby zajmujące się paranormalnym prognozowaniem itp., oświadczamy, co następuje:

Wspomniany „List” niezależnie od jego wysoce obraźliwych i niedopuszczalnych sformułowań (vide sam nagłówek „W obronie rozumu” sugerujący bezrozumność osób, które zajmują się określoną działalnością, jak również tych, którzy z ich usług korzystają) stanowi zaprzeczenie zasad tolerancji, a jednocześnie brutalną próbę ograniczenia praw i wolności obywatelskich.

W Polsce nie istnieje obowiązek wyznawania światopoglądu naukowego, czy religijnego. Nie jest też możliwe nakazanie komukolwiek, by uczęszczał na naukowe wykłady zamiast korzystać z usług radiestetów, niekonwencjonalnych terapeutów czy paranormalnych prognostów. To prywatna sprawa każdego człowieka, który dokonuje w tej sferze suwerennych wyborów, kierując się przy podejmowaniu decyzji własnym systemem wartości, zasobem osobistych doświadczeń i najlepiej pojętą wiedzą, która nie musi być zgodna z kryteriami uznanymi przez autorów „Listu” za jedynie słuszne.

W tej sytuacji uwzględnienie wspomnianych zawodów oraz specjalności w przepisach – co stanowi konsekwencję ich trwałego funkcjonowania w praktyce społecznej – jest nie tylko uzasadnione, lecz wręcz niezbędne, gdyż umożliwia pobór z tego tytułu podatków, uiszczanie składek na ubezpieczenia społeczne, zdrowotne itp.

Za niedopuszczalny i szczególnie godny ubolewania uważamy pogardliwy i niestroniący od obelg ton „Listu w obronie rozumu” w odniesieniu do osób o innych zapatrywaniach i poglądach niż jego autorzy. Takie sformułowania jak: Niżej podpisani uważają za skandaliczne umieszczenie na tej liście (chodzi o urzędową klasyfikację zawodów i specjalności) szeregu profesji niemających nic wspólnego z cywilizacją XXI wieku, a już na pewno z oficjalnie głoszoną przez Rząd RP ideą tworzenia społeczeństwa opartego na wiedzy; szerzenie zabobonów i pseudonaukowego spojrzenia na otaczającą nas rzeczywistość; obraza itp. – naruszają godność ludzi, którzy udzielają innym niejednokrotnie skutecznej pomocy, czyniąc to za ich zgodą i aprobatą. Stanowi to zarazem niczym nieusprawiedliwioną próbę anarchizowania obowiązującego porządku prawnego, który musi uwzględniać różne postawy i modele społecznych oraz indywidualnych zachowań wraz z towarzyszącym im systemem wartości. Dlatego stanowczo sprzeciwiając się takiej metodzie forsowania własnego punktu widzenia, jaką obrali autorzy „Listu otwartego”, apelujemy do kolegów dziennikarzy o przyłączenie się do naszego protestu.

Warszawa, 5 marca 2009 r.

UWAGA: Jak sam tytuł wskazuje, publikowany tu list jest LISTEM PUBLICYSTÓW, dlatego warunkiem podpisania się pod nim jest spełnienie kryterium podmiotowego (publicysta), przy czym nie musi to oznaczać wykonywania zawodu dziennikarskiego. Wystarczy w tej mierze publicystyczna aktywność (obecność) w mediach włącznie z elektronicznymi. Swój akces prosimy składać przysyłając e-maile do Redakcji NŚ: redakcja@nieznany.pl

List tej treści został opublikowany przez redakcję Nieznanego Świata. Zachęcam wszystkich blogerow i autorów stron www do jego podpisywania!!! A tych, którzy nie są publicystami zachęcam do wpisywania się w komentarzach pod listem.

Astrologia w szkołach?

Jeszcze nie przebrzmiały echa kabaretowej „afery” z zawodem wróżbita, a mamy kolejną, równie inteligentną. Tym razem podobno mają uczyć astrologii w szkołach.

O, przepraszam, to była wiadomość z radia Erewań

Tak naprawdę chodzi o to, że

Szkoła nie może odwracać się od zagadnień, które uczniowie spotykają w życiu. A dziś zalewają nas teorie pseudonaukowe podawane tak, jakby ich autorami byli uczeni – tłumaczy prof. Zbigniew Marciniak, wiceminister edukacji. Jak dodaje, „obowiązkiem szkoły” jest powiedzenie, że astrologia jest „nic nie warta z punktu widzenia naukowego”, a teoria inteligentnego projektu „wyssana z palca”.

Ale ta jakże piękna i zbawienna idea i tak nie podoba się naukowcom, którzy (słowami zasłużonego dla ośmieszania powagi nauki i rozumu, profesora Turskiego) protestują:

Nie pisze się błędnego wzoru na tablicy, by powiedzieć: pamiętajcie dzieci, żebyście takiej bzdury nie napisały, bo spora część ją zapamięta. Mówienie w szkole o paranauce jest schlebianiem nieuctwu. Możemy pożegnać się z marzeniem, że Polska dogoni cywilizacyjnie resztę świata.

Tak się składa, że to nieuctwo i cywilizacyjne zacofanie przyszło do Polski z reszty świata, a nie odwrotnie. To my musieliśmy dostosować nasze przepisy do prawa światowego i unijnego, wpisując te obmierzłe zawody na oficjalną listę.

Wielcy uczeni i politycy trzymający władzę skaczą sobie do oczu, a życie toczy się dalej własnym torem. I toczyć się będzie tak samo, jak toczyło się zawsze. Wróżbici, astrolodzy, czarownicy, lewitujący asceci i inni znienawidzeni szarlatani byli, są i będą. Nie dała im rady święta inkwizycja, która podobnie jak don Vito Corleone miała zwyczaj przedstawiać propozycje nie do odrzucenia, tym bardziej nie da im rady światła nauka, której przecież nie godzi się podpalać stosów ani nasyłać na wrogów krwawych siepaczy.

Tak więc drodzy czytelnicy, nie wpadajcie w panikę i nie piszcie do mnie pełnych przerażenia maili, bo nie ma się czego obawiać.

Astrologia istniała na długo przed tym, zanim cesarz Konstantyn sklecił katolicyzm z mitów o bogu-słońce i bogini Izydzie i na długo przed powstaniem smarkuli nauki. W czasach prześladowań i upadku rozumu schodziła do podziemi, a po nastaniu świtu ponownie wychodziła na powierzchnię, jest więc zaprawiona w bojach i z całą pewnością przetrwa to wszystko bez szwanku.

Tutaj można podyskutować o tych pomysłach.

Polski racjonalizm ma oblicze faszyzmu czy raczej kompletnego idiotyzmu?

Polska nauka akademicka wystawia na szwank swój autorytet i powagę, wypowiadając świętą wojnę… wróżkom!!!

Mam przed sobą „Dziennik”, a w nim artykuł pt. „Protest przeciwko zawodowi wróżbita”. Własnowierca podał mi też link do petycji, którą podpisuje elita (pożal się Boże) intelektualna Polski. Nazywa się to szumnie „List otwarty w obronie rozumu” i jest polemiką z dokumentem pt. Klasyfikacja zawodów i specjalności, w której wymienione są takie zawody jak wróżbita, refleksolog, radiesteta, astrolog czy bioenergoterapeuta.

Niestety, z przykrością stwierdzam, że ta akcja nie ma nic wspólnego z rozumem. Profesor uniwersytecki, który organizuje takie akcje wystawia się zwyczajnie na pośmiewisko.

Zaprawdę, niskie poczucie własnej wartości intelektualnej musi mieć uczony, jeśli oburza go fakt istnienia w społeczeństwie obywateli myślących inaczej niż on, a zwłaszcza, jeśli chciałby wszystkim nie-naukowcom pozamykać usta i zakazać działalności.

Jeśli grozi nam powrót do średniowiecza, to nie za sprawą wróżbiarskich zabobonów, lecz z powodu powrotu prześladowań identycznych jak te, którymi wsławiła się święta inkwizycja. Mamy tu niechlubny popis nietolerancyjnej i zaściankowej mentalności, zdecydowanie niegodnej prawdziwego intelektualisty i uczonego. No i niestety, jeśli potraktować to poważnie – jest to przejaw nikczemnej małostkowości, która nie przystoi osobie o szerokich horyzontach intelektualnych.

Przypomnę, że na zakazach, nakazach, cenzurze i totalnej kontroli obywateli opierają się ustroje totalitarne, z faszyzmem na czele. Tak więc ja nie obawiam się powrotu zabobonów, lecz raczej faszystowskiej dyktatury, w której będzie można zakazać uprawiania jakiegoś zawodu, a co gorsze – niezależnego myślenia.

Prof. Łukasz Turski z Centrum Fizyki Teoretycznej PAN pyta dramatycznie, niczym postać z greckiej tragedii: „Gdzie jest granica idiotyzmu? (…) Nie można czuć się bezpiecznie w państwie, w którym powstają takie dokumenty”. Wtóruje mu grzmiący z oburzenia psycholog, dr Tomasz Witkowski, potępiający „zabobony” niegodne XXI wieku.

Nie wiem, jaki interes ma fizyk, ale domyślam się, co boli psychologa. Nie dalej jak dwa dni temu Radio TokFm podało wiadomość, że kryzys stopniowo obejmuje wszystkie branże z wyjątkiem wróżbiarskiej, która wręcz rozkwita. Ludzie na gwałtu rety poszukują wiedzy o tym, co ich czeka, masowo udając się do specjalistów od zaglądania w przyszłość. Widocznie gabinety psychologów, a zatem i ich portfele opustoszały, stąd ten żal…

Ministerstwo Pracy, ustami minister Jolanty Fedak wyraża zdziwienie i na tym, przynajmniej na razie, kończy dyskusję.

Sądzę, że wróżbici nie mają się czego bać, a raczej mogą się śmiać, bo czysta ekonomia uratuje ich przed popadnięciem w niełaskę. Wystarczy policzyć, ile wpływa do państwowej kasy dzięki podatkom z tej niecnej działalności, żeby spać spokojnie.

Jeśli natomiast chodzi o poczucie bezpieczeństwa w państwie, idące w ślad za jego prawodawstwem, to ja czułabym się śmiertelnie zagrożona, gdyby wprowadzono zakaz uprawiania dowolnego, nie stanowiącego zagrożenia dla bezpieczeństwa i zdrowia obywateli zawodu i zmuszono służby porządkowe do jego egzekwowania.

Państwo musi stać na straży porządku i bezpieczeństwa obywateli, a jego policje mają pilnować, żeby tego porządku nie naruszano. Jeśli ich moce zostaną skierowane na walkę z wiatrakami może się okazać, że zabraknie ich tam, gdzie są naprawdę potrzebne. Ja oczekuję, że prawo i policja będą chroniły mnie przed naprawdę groźnymi zjawiskami, takimi jak kradzieże, rozboje, podpalenia, gwałty czy morderstwa. Jest to szczególnie ważne teraz, gdy policja nie ma pieniędzy na benzynę i pensje dla pracowników. Nie chcę przeczytać w prasie, że dzielni stróże prawa uganiali się przez cały dzień za jakąś babcią ukrywającą pod płaszczem karty tarota czy za innym bioterapeutą, niecnie nakładającym ręce na ludzi, którzy zgłosili się do niego z własnej, nieprzymuszonej woli, zamiast przyjechać na miejsce morderstwa czy poważnego wypadku komunikacyjnego.

Jako wolna obywatelka wolnego kraju domagam się poszanowania dla moich własnych decyzji i wyborów. Jeśli mam ochotę dać pieniądze pijakowi leżącemu na ulicy, to moja sprawa. Jeśli chcę je wydać na edukację moich dzieci, to mam do tego prawo. A jeśli zapragnę zasięgnąć porady zaćpanej i rozczochranej czarownicy, siedzącej w cuchnącym bagnie, to kogo to może obchodzić? Kto ma prawo ingerować w moje osobiste życie i zabraniać mi robić czegokolwiek, nawet, jeśli miałyby to być głupoty, idiotyzmy i totalne kretynizmy?

Domagam się przyznania mi prawa do robienia głupstw!

Idąc do wróżki, lekarza leczącego homeopatią, radiestety wyznaczającego mi miejsce do postawienia łóżka nikomu nie robię krzywdy, a tym bardziej nie popełniam zbrodni. A to, co robię sobie, to wyłącznie moja własna sprawa i nikt nie ma prawa bronić mnie przede mną samą.

Jak tak dalej pójdzie, będziemy zmuszeni do posiadania kaftana bezpieczeństwa w każdym mieszkaniu, żeby jakaś dobra dusza mogła nas powstrzymać przed szaleństwem wydawania naszych własnych pieniędzy na to, na co chcemy (być może nierozsądnie) je wydać. Któregoś dnia jakiś fanatyczny i pełen frustracji „intelektualista” od siedmiu boleści może dojść do wniosku, że tańce stanowią obrazę dla rozumu, bo nie wykłada się ich w uczelniach wyższych, zażąda więc ich delegalizacji i wydania zakazu urządzania zabaw. Strach pomyśleć, jak długa musiałaby być lista zakupów czy czynności dozwolonych i zakazanych i jakie wojny w sejmie toczyliby posłowie, ustalając, co nam wolno, a czego nie. Może się okazać, że któregoś dnia zakażą używania cukru lub soli, bo niezdrowe. Lub nielegalne stanie się wychodzenie z domu, bo cegła może spaść z dachu, jakiś samochód może nas potrącić lub inna franca zagrozić naszemu zdrowiu.

Od takiego myślenia ku systemowi totalitarnemu wiedzie prosta droga (a wiele wskazuje na to, że dążą do niego potężne i wcale nie śmieszne siły).

Najlepiej będzie, jeśli nas wszystkich totalnie ubezwłasnowolnią jako kompletnych kretynów, mogących sobie potencjalnie zaszkodzić. Jako bezmyślne i nieodpowiedzialne bydło powinniśmy zostać zaczipowani, niczym krowy posiadające kolczyki w uszach i poddani stałej (naukowo-racjonalistycznej) inwigilacji. A jeśli to za mało, to zawsze przecież można przeprogramować czipy tak, żeby sterowały nami, niczym bezwolnymi automatami. Po co mamy sami myśleć? Po co mamy sobie szkodzić własną głupotą? Przecież są mądrzejsi od nas, którzy wiedzą lepiej, jak powinniśmy żyć i na co umierać.

Tak, panowie i panie „intelektualiści”, rzeczywiście, wasz intelekt jest wielki. Kłaniam się wam z szacunkiem do samej ziemi. Możecie mnie pocałować w zadek, który przy okazji wypinam.

Na sąsiedniej stronie Dziennika widzę tekst pt. „Zakaz in vitro wkrótce trafi do sejmu. Wszędzie tylko zakazy i nakazy, ograniczające wolność osobistą i prawa obywatelskie. Czy państwo nie ma nic lepszego do roboty, tylko dyktować ludziom jak mają żyć i jak się rozmnażać?

Skoro panom naukowcom nie podoba się, że religijni inkwizytorzy wtrącają się w ich badania naukowe nad komórkami macierzystymi, niech sami nie robią innym tego, co im niemiłe. Czym w końcu różni się mentalność światłego naukowca od mentalności religijnego prymitywa?

Na zakończenie kilka linków:

ISCO (Intenational Standard Classification of Occupations)

Klasyfikacja zawodów i specjalności – opis zawodu astrolog

Zawód numer 5150201

Ministerstwo ustaliło: wróżka to też zawód („Klasyfikacja zawodów i specjalności” nie jest największym problemem. – Czy warto z takiego powodu pisać listy i traktować to tak poważnie? Naukowcy też nie zawsze zajmują się poważnymi rzeczami, proszę spojrzeć choćby na Antynoble –  Bożena Diaby, rzeczniczka Misisterstwa Pracy)

Derren Brown, ateiści i NLP – podsumowanie

Na wstępie po raz kolejny i do znudzenia wyjaśniam: nie mam i nigdy nie miałam żadnych związków z New Age, to nie moja branża i nie jest moją intencją rozstrzyganie jaka jest prawda na temat tego ruchu. Ja tylko ujawniam i pokazuję psychomanipulacje tzw. racjonalistów i ateistów. [Astrologia jest o całe tysiąclecia starsza zarówno od religii, jak i od nauki, więc z całą pewnością jako taka nie jest „New”, nawet jeśli jest włączona do praktyk New Age].

Jak sam Derren Brown przyznaje w wygłaszanej przed każdym swoim występem formułce, jego sztuczki są mieszanką magii, sugestii, psychologii i OSZUSTWA. Nie twierdzę, że wszystkie są oszustwem, ale wierzę mu na słowo, że przynajmniej niektóre.

Derren nie lubi New Age. Dlaczego? Nie powiedział. Czyżby jakiś newageowiec zrobił mu jakąś krzywdę i teraz się za to na nich odgrywa? Nie, nic z tego. To wrogość czysto ideologiczna.

Co Derren sądzi o New Age? A to, że WSZYSCY newageowcy wierzą w bzdury i NIGDY NICZEGO nie sprawdzają (patrz: film Messiah z lalką voodoo i panienką leczącą kryształami). Skąd taki wniosek? Nie mam pojęcia, ale śmiem twierdzić, że choćby pękł nie byłby w stanie poznać poglądów WSZYSTKICH newageowców świata ani ustalić tego, co zweryfikowali osobiście i naukowo, a czego nie.

Jakie wnioski z popisów Derrena wyciągają ateiści, uważający siebie za mistrzów logiki i za jedynych posiadaczy oświeconego rozumu?

Że WSZYSTKIE wróżki, jasnowidze, media, uzdrowiciele, astrolodzy itp. to New Age (czyli Biblia i o całe wieki starsze od niej księgi to też New Ag?) i że zostali tym sposobem zdemaskowani jako szarlatani i hochsztaplerzy.

A ja w dalszym ciągu nie wiem, jak to się mogło stać, ponieważ w programie nie występują ŻADNI inni hochsztaplerzy poza samym Derrenem Brownem. Jeśli więc kogoś zdemaskował, to wyłącznie siebie.

I tu dochodzimy do NLP i stosowanych tam psychomanipulacji – przypomnijcie sobie, jak w rozmowie z profesorem pograł dziennikarz – rzucił zupełnie bezpodstawną i wyciągniętą jak królik ze sztukmistrzowskiego kapelusza insynuację, że za poglądami profesora kryje się antysemityzm. A z antysemitą przecież się w ogóle nie rozmawia…

Analogicznie: skoro wszystkie wróżby i jasnowidzenie to New Age – jest oczywiste, że każdy jasnowidz to sekciarz i oszust.

Czyli, jak w każdej psychomanipulacji, mamy tu prawdziwą komedię pomyłek (a raczej sprytnych psychologicznych zmyłek), mącących w głowach niewytrenowanych w samodzielnym i krytycznym myśleniu.

Jak to mówi prosty lud: „nieważne, czy on ukradł, czy jego okradziono, w każdym razie był zamieszany w kradzież”. Mówiąc inaczej – chłop zawinił, a Cygana powieszono. Albo może tak: Derren oszukał, a przedstawicieli New Age za to odsądzono od czci i wiary.

Reinkarnacyjno-karmiczna refleksja dopisana jakiś czas później: w ziemskiej szkole życia dusza przechodzi przez siedem fundamentalnych stopni rozwoju. Pierwszym jest etap zupełnego uśpienia duchowego, kiedy dusza jest jeszcze częściowo zwierzęca.  Tacy ludzie żyją w dżungli, jako członkowie pierwotnych plemion, prowadzonych przez szamanów (jako zwierzęta żyli w stadzie i posiadali duszę zbiorową). Na drugim zaczyna naukę życia społecznego, a jej główną motywacją jest lęk. Mamy tu do czynienia z wszelkimi fundamentalizmami, głównie religijnymi i społecznymi. Na trzecim etapie zaczyna się powolne budzenie, ale ponieważ świadomość jest jeszcze bardzo silnie zmącona, zachodzi tu najczęściej porzucanie fundamentalizmu religijnego na rzecz zatwardziałego ateizmu. To wyjaśnia, dlaczego większość ateistów to tak okrutni i bezwzględni wrogowie obcych im idei. We wcześniejszych stadiach ludzie ci „pracowali” jako religijni inkwizytorzy, bezwzględnie tępiący wszelką herezję i nie widzący niczego złego w torturach czy mordach. Gdy odrzucają religię, ich krwawa natura wciąż silnie dochodzi do głosu. Teraz już nie mają przyzwolenia na mordowanie czy tortury, ale w dalszym ciągu nie są w stanie zaakceptować żadnych idei, niezgodnych z wyznawanym przez nich, nowym, materialistycznym światopoglądem. Nie mogą torturować, ale mogą prześladować. Jeśli nie da się ogniem i mieczem, to przynajmniej słowem i prawem karnym, kategorycznie zakazującym działalności każdemu, kto „nie z nami”. A kto jest „nie z nimi”? Oczywiście, „szarlatani i hochsztaplerzy” spod znaku astrologii, tarota, homeopatii, zielarstwa, kręgarstwa i innej przeklętej „antynauki”. Na razie na tym zakończę swój wykład, może kiedyś rozwinę ten temat.

PS. Bez względu na to, jaki jest procent oszustwa w sztuczkach Derrena, lubię je i będę je dalej oglądać, bo się przy nich dobrze bawię. Dobra zabawa to jest właśnie to, co cenię sobie w programach rozrywkowych. I nie mam zamiaru dorabiać do czystej rozrywki jakiejkolwiek ideologii.

Dlaczego ludzie to robią?

Postanowiłam trochę popracować nad swoim szczęściem intensywnie inwestując w pozytywne myślenie, a to wymagało odcięcia się od świata. Obłożyłam się stosownymi poradnikami i tak podbudowana zajęłam się medytowaniem.

Rzeczywiście, w krótkim czasie poczułam się znacznie lepiej, zarówno fizycznie, jak i psychicznie, a co więcej, w księdze gości przy mojej stronie www pojawiła się nagle istna lawina entuzjastycznych wpisów (co w dawniejszych czasach bynajmniej nie było tam normą). Oto dowód, że „czary” działają…

Dziś jednak coś mnie podkusiło i włączyłam radio (wszystko dlatego, że rozładował się mój odtwarzacz mp3).

O mój Boże!

Czegóż to ja się nasłuchałam… Najpierw zraniły moje uszy „dżingle” z cytatami wypowiedzi pana Prezydenta – wprost zwaliło mnie z nóg. Potem wysłuchałam podsumowania minionego roku i prognozy na nowy – dowiedziałam się, że było źle, ale w przyszłości będziemy wspominali ten rok jako szczęśliwy w porównaniu z tym, co nastanie w najbliższej przyszłości. Oczywiście gwoździem programu była wojna na Bliskim Wschodzie i kłótnie komentatorów, rzucających się sobie do gardeł w ocenie roli jednej lub drugiej strony konfliktu.

Wyłączyłam radio i zajrzałam do sieci. Studiując wnikliwie pozycję mojego bloga w rankingu na WordPress natknęłam się na blog znajomej feministki. I cóż tam zobaczyłam? Ano to, co zawsze – że faceci to obleśne świnie, a kobiety to głupie pindy, bo im pozwalają, zamiast walić po mordach i ciągać po sądach.

Przerzuciłam się więc na blog gwiazdora racjonalizmu. A tam oczywiście pełen nienawiści atak na radiestezję. Kto oglądał przedostatni odcinek „Strefy tajemnic” ten wie, że w Warszawie jest kilka skrzyżowań ulic, na których ludzie w biały dzień wchodzili pod koła tramwajów i samochodów i gdzie była rekordowa ilość tragicznych wypadków. Nie pomagało przebudowywanie tych miejsc ani wysyłanie tam patroli policji. W tej sytuacji władze stolicy w wielkiej desperacji chwyciły się ostatniej deski ratunku i wezwały na pomoc radiestetę (czyli rzemieślnika, uprawiającego legalny zawód). Ten przybył, przy pomocy różdżek i wahadeł zbadał co trzeba, po czym sporządził odpromienniki i zakopał je w wyznaczonych miejscach. Od tego momentu na tych skrzyżowaniach nie zdarzył się ani jeden (!) wypadek. Moim zdaniem jest to sukces, a co więcej: dowód naukowy, że radiestezja działa.

(to jest część I, linki do kolejnych części znajdują się na YouTube obok filmu)

Problem w tym, że racjonalisty nie przekonają żadne fakty ani dowody – zatrudniając radiestetę Zarząd Dróg obraził jego uczucia racjonalistyczne, więc domaga się zadośćuczynienia (gdy katolicy mówią o obrazie uczuć religijnych racjonalista nie posiada się z oburzenia).

Poczułam się zniesmaczona, więc przeniosłam się na YouTube, gdzie obejrzałam piękny i budujący film naukowo udowadniający górowanie ducha nad materią.

Z przyczyn, których nie pojmuję, po zakończeniu seansu YT „podpowiedziało” mi kilka filmów, rzekomo podobnych do tego, który się właśnie skończył. Jednym z nich był… „Ateista”!!! Coś mnie podkusiło i kliknęłam. I cóż zobaczyłam? Jakiś niespecjalnie przystojny facet w niezbyt inteligentny sposób wygłasza pseudofilozoficzne rozważania, w jaki sposób powinno się zwalczać wiarę religijną.

Tu już mi opadły ręce.

Panowie ateiści i racjonaliści, prezentujecie moralność Kalego!

Pragnienie zwalczenia dowolnego światopoglądu bierze się z zupełnie mylnego i niczym nie uzasadnionego przekonania, że posiadło się jedyną prawdziwą i nieomylną wiedzę jaka istnieje. Dokładnie tym samym przekonaniem kierowała się święta inkwizycja, gdy zwalczała heretyków. Zwalczanie ateistów przy pomocy stosów pewnie bardzo się ateistom nie podobało (i wcale się nie dziwię). Ale zwalczanie religii podoba się panom ateistom jak najbardziej. Oto właśnie logika Kalego – czym to różni się od logiki dowolnego fanatyka? NICZYM!

Od tego wzajemnego zwalczania na ziemi nieustająco leje się krew. Może czas wreszcie pozwolić ludziom wierzyć, w co chcą i żyć jak chcą? Mnie ateizm w niczym nie przeszkadza, dokładnie tak samo jak głęboka wiara moherów, dopóki żadna z tych frakcji nie zaczyna prowadzić zbyt intensywnej działalności misjonarskiej i nie włazi na moją głowę. Ja nie jestem wyznawczynią ani ateizmu, ani religii – mam gdzieś zarówno jedno, jak i drugie, ponieważ są to kompletnie urojone idee.

Moja przygoda z oficjalnymi mediami i topowymi blogami niniejszym dobiegła końca. Znowu zakopię się w mojej pustelni i popracuję nad swoimi celami. Moje plany są bardzo pozytywne, jeśli uda mi się je zrealizować będę żyć w raju na ziemi. Niech feministki szukają upojnego szczęścia w kastrowaniu facetów, a ateiści w pieczeniu na stosie wyznawców dowolnych zabobonów. Ja się od tego odcinam. Wolę realizować plany o bardziej pozytywnym charakterze.

Gdyby każdy z nas zajął się budowaniem swojego osobistego szczęścia i nauczył swoich przyjaciół, jak to robić, świat byłby naprawdę zupełnie przyjemnym miejscem do życia. Gdyby ludzie byli zadowoleni ze swojej sytuacji na pewno nie byliby chętni do wyruszania na żadne wojny. Bo pewnie nie byłoby o co toczyć tych wojen.

Ankieta

Dostałam dziś maila z zaproszeniem do wzięcia udziału w badaniach naukowych nad ludźmi „niewierzącymi”. Słowo „niewierzącymi” biorę w cudzysłów, bo to określenie straszliwie mnie irytuje. Jak pisałam na swojej stronie:

Według obyczaju panującego we wszystkich środkach masowego przekazu w Polsce (a może z racji odgórnego nakazu) ludzi generalnie dzieli się na wierzących i niewierzących. Jest to tak powszechne zjawisko, że nikt nawet się nie zastanawia, co właściwie znaczy słowo „wierzący”. Jednak z ogólnego tonu tych wypowiedzi wynika, że owi „wierzący” to katolicy, a „niewierzący” to cała reszta.

Za „niewierzących” uważa się w Polsce wszystkich tych, którzy odeszli od Kościoła i jego nauczania, co jest bzdurą, bo można być nie-katolikiem, a mimo to wierzyć w Boga lub coś w rodzaju Boga (w jakąś nieosobową „Siłę Wyższą” lub „Źródło Pierwotne”, jak o tej Istocie mówią czanelingi).

W innym mailu z dzisiejszej poczty dotyczącej mojego tekstu pt. Wiara przeczytałam:

Witam. Bardzo ciekawe przemyślenia. (…) Przez te lata chodziłam do kościoła, ale nie odróżniałam wiary w Boga od religijności.
Pozdrawiam.
A.

Z kolei w programie telewizyjnym o medium, Johnie Edwardzie padły takie słowa:

Po tych wszystkich nieszczęściach tata stracił wiarę. Ale po rozmowie z Johnem wrócił do Kościoła.

Te stwierdzenia mówią wszystko – dla większości ludzi religijność i Kościół = Bóg.

Kto obraża się na Kościół i narzucane przez tę instytucję nauki, ten automatycznie bierze rozwód z Bogiem i nie widzi w tym żadnego braku logiki. A przecież to, że Kościół propaguje antyrozumowe dogmaty, że opowiada naiwne religijne bajeczki, to że księża żyją niemoralnie lub to, że Kościół wtrąca się do polityki, próbując narzucać wszystkim ludziom świata swoje normy moralne nie świadczy w żaden sposób o Bogu, lecz tylko i wyłącznie o religii i Kościele jako instytucji.

Tę samą trudność z odróżnieniem jednego od drugiego mają nawet uczeni, a dowodem na to są pytania w ankiecie, którą wypełniłam.

Ponieważ nie wiem jak skontaktować się z autorem badania, wysłałam takiego maila na adres redakcji, w nadziei, że zostanie on przekazany komu trzeba:

Pierwsze i zasadnicze pytanie:  jaka jest definicja „niewierzącego”, bo z ankiety wynika, że chyba nie ma żadnej (występuje w niej wielkie pomieszanie z poplątaniem).

  • Czy jest to nie-katolik?
  • Nie-chrześcijanin?
  • Agnostyk?
  • Zupełny ateista?
  • Czy np. buddysta jest też „niewierzący”, skoro buddyzm nie zajmuje się bogiem, a wyłącznie rozwojem osobistym?
  • A może jest to nowa klasa ludzi, określających siebie mianem „własnowierców”?

W Polsce przyjęło się dzielić ludzi na „wierzących”, czyli należących do KRK oraz „niewierzących”, czyli tych, którzy do KRK nie należą, a to duuuży błąd.

Ja jestem niewierząca, ale wyłącznie w religię. Wierzę w to, że istnieje Madagaskar, chociaż nigdy tam nie byłam. Wierzę w to, że ziemia krąży wokół słońca, chociaż na oko wygląda, że jest odwrotnie.

Odrzuciłam religię, ale nie odrzuciłam idei Siły Wyższej, pojmowanej na mój własny, osobisty sposób, nie mający nic wspólnego z nauczaniem KRK. Czy więc jestem „wierząca”, czy „niewierząca? Kto odpowie na to pytanie? Bo ja nie umiem.

Wypełniłam ankietę, ale jest tu sporo nieścisłości: np.

Zanim przestał/a Pan/i wierzyć, którego z poniżej wymienionych wyznań był/a członkiem?

Kto powiedział, że każdy człowiek startuje w życie jako wierzący i / lub należący do jakiegoś wyznania, a potem tę wiarę traci? Znam przypadki odwrotne, kiedy to urodzony ateista nagle się nawrócił. A mój przypadek jest taki, że nigdy nie należałam do żadnego wyznania, bo pochodzę z rodziny od zawsze (od kilku pokoleń) ateistycznej. Obecnie określam siebie jako „bezwyznaniową” lub „własnowierczynię”, ponieważ stworzyłam swój własny system wartości, nie mający nic wspólnego nie tylko z religią i ateizmem, ale nawet z agnostycyzmem.

Co uważa Pan/i za najważniejszy i decydujący powód swojego odejścia od religii?

Jak mam odpowiedzieć na to pytanie, skoro nigdy nie należałam do żadnej religii?

Jaki jest Pana/i stosunek do apostazji?

Brak opcji „Nie mam potrzeby dokonywać apostazji” (bo nigdy nie byłam członkiem KRK).

Jeśli nie dokonał/a Pan/i apostazji, dlaczego Pan/i tego nie zrobił/a?

Nie można dokonać apostazji, gdy nigdy nie było się członkiem KRK!!!!

Czy sądzi Pan/i, że na dłuższą metę rozwój naukowo-techniczny pomoże czy też zaszkodzi ludzkości?

Zaznaczyłam opcję „trudno powiedzieć”, z braku innych możliwości. Moim zdaniem rozwój naukowo-techniczny może zarówno pomóc, jak i zaszkodzić – dokładnie tak samo jak nóż, którym można ukroić chleb lub zabić mamusię. To są pytania zupełnie bez sensu! Wszystko może pomóc lub zaszkodzić, prawo to dotyczy również religii oraz ateizmu.

Czy wierzy Pan/i w…

  • horoskopy – a co pan ma na myśli używając słowa „horoskopy”? Chodzi o te bzdety z kolorowych gazetek dla bezmózgowców, czy o profesjonalną astrologię (wykładaną na wielu zachodnich uczelniach w katedrach psychologii)? Bo ja nie wiem, jak mam na to odpowiedzieć. Jako profesjonalny astrolog nie mogę napisać, że nie wierzę, ale w te kretynizmy z gazet rzecz jasna wierzyć się nie da, bo to jest idiotyzm. Szkoda, że inteligentny człowiek zadaje tak głupie pytania w poważnej ankiecie. Wyniki na pewno będą się nadawały tylko do kosza.
  • talizmany i amulety przynoszące szczęście – wierzę w to, że talizmany z całą pewnością przynoszą szczęście – gdy się w nie mocno wierzy. A gdy się w nie mocno nie wierzy, to z całą pewnością szczęścia nie przyniosą – kolejne bezsensowne pytanie!

Do których z poniżej wymienionych sakramentów Pan/i przystąpił/a?

A jeśli do żadnego, to co mam tam wpisać, skoro brak takiej opcji?

Na ile Pana/i zdaniem ważne jest, żeby tak przełomowym momentom w życiu, jak narodziny, ślub i śmierć, towarzyszyła ceremonia religijna?

To ma być pytanie do „niewierzących??? Jaki niewierzący pragnie ceremoniałów religijnych? Litości!!! Przecież ci, którzy potrzebują religii i religijnych ceremonii to ludzie „wierzący”, co oczywiste. Moim marzeniem jest, żeby moje zwłoki zostały spalone, a prochy rozsypane. Nie czuję potrzeby, żeby moje szczątki spoczywały w grobie i nie czuję się komfortowo z myślą, że moje dzieci mogłyby czuć się zobowiązane do odwiedzania tego miejsca.

Czy ochrzcił/a Pan/i swoje dziecko?

Oprócz odpowiedzi „tak” i „nie” należy tu dodać: „Czy ktoś z rodziny (babcia, siostra itp.) ochrzcił pani dziecko bez pani wiedzy i zgody? Mówiąc inaczej – za plecami. Takie rzeczy naprawdę sie zdarzają!

Obecnie w polskim Internecie powstaje coraz więcej różnego rodzaju stron kierowanych do osób niewierzących. Z których z poniżej wymienionych typów stron kiedykolwiek Pan/i korzystał/a?

Nie jestem ateistką i nie utożsamiam się z żadnym z tych nurtów, bo są one równie agresywne i jadowicie nietolerancyjne jak portale fundamentalistów religijnych.

Ateizm jest równie zły, jak religia! W tym przekonaniu utwierdzają mnie sami ateiści, którzy prześladują mnie dokładnie tak samo, jak moherowe berety ojca dyrektora.

I jedni i drudzy jednakowo zatruwają mi życie, obsmarowują mnie w Internecie i piszą do mnie pełne nienawiści maile. Każda skrajność jest złem!!!

Które z przykazań Dekalogu uważa Pan/i za osobiście wiążące lub osobiście nie wiążące, czyli za takie, które zobowiązują Pana/ią, bądź też nie, do określonego postępowania w życiu codziennym?

Brak opcji: „żadne, w ogóle nie uznaję tego kodeksu”. Dekalog jest prymitywnym i obraźliwym dla ludzkości pseudo-kodeksem pseudo-moralnym, a Jahwe do postać demoniczna. O dekalogu pisałam tutaj.

Nie potrzebuję żadnych zakazów ani nakazów z rodzaju „nie zabijaj”, bo i bez tego nie czuję potrzeby zabijania, a synów wychowałam tak, że z niechęci do zabijania wykręcili się od służby w armii.

Gdyby pana uczonego interesowało niekonwencjonalne podejście o tematu „wiary” i Boga, to zapraszam do lektury, a potem do dyskusji i przemyślenia pewnych kwestii: wspomnianego już tekstu Wiara i Moje credo, czyli co sądzę o religii i ateizmie