Zdrowotny Hyde Park czyli wolna dyskusja na temat zdrowia

Nie jestem lekarzem i nie podaję tu żadnych sposobów LECZENIA chorób!

Podaję tylko informacje, jak skutecznie, naturalnie i bezpiecznie zapobiegać chorobom, jak wzmacniać system immunologiczny, żeby robił to, co do niego należy (po to został ci dany, żeby cię chronić!), jak się w naturalny sposób uzdrowić w razie choroby oraz demaskuję alopatyczne oszustwo, przez niektórych zwane talmudycznym ludobójstwem (czyli pseudo-medyczny biznes z chorób wymyślony przez Rockefellera – szczegóły w dalszej części tekstu).

Modne bzdury dietetyczne

Piszę ten wstęp (2019 r.), bo jestem przerażona tym, co dzieje się w dietetyce.

Co jakiś czas wybucha wielka moda na nową, opartą na „najnowszych badaniach naukowych” dietę cud, która pozwoli schudnąć, odzyskać pełnię zdrowia i dożyć 150 lat. Młodzi ludzie dają się na to nabrać, bo nie wiedzą, że przed ich narodzeniem było mnóstwo innych dietetycznych mód, które zakończyły się w najlepszym razie fiaskiem, a bywało, że i wielkim skandalem z powodu szkód, jakie te mody spowodowały.

Myślałam, że takie antyzdrowotne mody lansują jedynie wielkie korporacje, które robią wielkie pieniądze na sprzedaży żywności i leczeniu skutków dietetycznych błędów. Ale myliłam się. Robią to również samozwańcze internetowe „autorytety”, które mają dobre chęci, lecz brak im rzetelnej wiedzy. Komuś coś tam pomogło, ktoś się wyleczył z raka czy cukrzycy i sądzi, że odkrył uniwersalne panaceum i może głosić dobrą nowinę.

Przede wszystkim musimy odróżnić dietę od zdrowego stylu życia.

Zdrowy styl życia to jest to wszystko, co robimy codziennie, żeby zachować zdrowie i nie dopuścić do nawrotu chorób.

Dieta ze swej definicji jest lecznicza.
Dieta ma nas wyleczyć, więc stosujemy przez krótki czas lub ponawiamy ją cyklicznie, aż do skutku, żeby naprawić szkody spowodowane niezdrowym stylem życia. Jest to lekarstwo, które stosujemy w celu wyleczenia się z choroby. Stosowanie lekarstwa przez całe życie jest błędem w sztuce. Lekarstwo stosowane zbyt długo jest szkodliwe!

Jeśli zachorowaliśmy z obżarstwa lub od chemii w pożywieniu musimy zastosować dietę, która nas oczyści i przywróci równowagę w organizmie. Najlepsza w takim przypadku jest głodówka. Ale jeśli boisz się głodówki możesz zastosować dietę surową, owocowo-warzywną. To też jest forma głodówki, ale jest mniej drastyczna. Tę dietę stosuje się przez 6 tygodni i nie powinno się jej powtarzać częściej niż raz na pół roku!!!

Powtórzę jeszcze raz, bo to jest bardzo ważne: surowa dieta to forma głodówki!

Organizm, nie otrzymując dowozu białka, cukru i tłuszczu musi je pozyskać ze starych zapasów i bierze się za sprzątanie tego całego bałaganu, który zgromadziłeś przez lata objadania się niezdrowymi i skażonymi produktami.

Taką głodówką lub dietą surową można skutecznie wyleczyć cukrzycę, nadciśnienie, miażdżycę i choroby serca, łuszczycę i inne choroby skóry, alergie, a nawet niektóre nowotwory (ale nie wszystkie).

To jest szybkie, skuteczne i bezpieczne.

Ale musisz zrozumieć, że głodówka nie może trwać wiecznie, bo długotrwały głód jest niebezpieczny!!!

Po 6 tygodniach głodowania lub półgłodowania na warzywach i kwaśnych owocach musisz wrócić do zrównoważonego stylu odżywiania, czyli musisz zacząć dostarczać organizmowi odpowiednią ilość białka, tłuszczu i kalorii.

W naszym klimacie dłuższą głodówkę i dietę surową można przeprowadzać jedynie w ciepłej porze roku (od połowy maja do końca sierpnia), nigdy w zimie. Krótkie, jednodniowe głodówki można, a nawet należy, przeprowadzać również zimą, najlepiej raz w tygodniu.

Dieta surowa jako styl życia w naszym klimacie jest niezdrowa, a nawet niebezpieczna. Człowiek musi dostosowywać swój styl odżywiania do pory roku i strefy klimatycznej, w której przebywa. Eskimosi jedzą tłuszcz i mięso i nie muszą jadać warzyw ani owoców, bo ich w krainie wiecznego lodu nie ma. Mimo to zachowują pełnię zdrowia do późnej starości. Mieszkańcy strefy równikowej mogą odżywiać się samymi owocami i czuć się znakomicie. W naszym klimacie mamy najbardziej zróżnicowaną ofertę i powinniśmy kroczyć drogą środka. W zimie, szczególnie w czasie mrozów, możemy jadać trochę mięsa i ryb, a latem, w czasie upałów więcej surowizny i opijać się sokami (byle domowymi, a nie z kartonu).

Jeśli chorujesz na chorobę przewlekłą zastosuj 6-tygodniową dietę surową lub pełną głodówkę, ale zrób to latem, gdy jest ciepło. Możesz ją rozpocząć w maju, a potem powtórzyć w sierpniu. Jesienią zacznij jeść ciepłe posiłki, najlepiej zupy gęste od kaszy z pełnego ziarna i warzyw lub kasze na sypko z niewielką ilością masła i z gotowanymi na parze warzywami. Jadaj też dużo kiszonek, najlepiej własnej roboty. Unikaj smażonego, a z mięsa zrezygnuj całkowicie, albo jadaj je jak najrzadziej.

Organizm ludzki nie zmienia swojej biologii i nie unowocześnia się. W XXI wieku mamy takie same organizmy, jakie mieli ludzie żyjący w średniowieczu czy starożytności. Dlatego nie daj się nabrać na najnowocześniejsze odkrycia w dietetyce, bo zasady zachowania zdrowia i długowieczności znane były od zawsze, tylko później zostały zapomniane i ukryte, bo było to w interesie przemysłu zarabiającego wielkie pieniądze na produkcji pseudo-żywności. Nie pozwól sobie wmówić, że masło jest szkodliwe, że żółtka są niezdrowe, że trzeba unikać soli albo że trzeba jeść według najnowszej piramidy żywieniowej opracowanej przez ONZ. Ta piramida jest gruntowanie przebudowywana co ok. 10 lat, co jest najlepszym dowodem na jej niewiarygodność. Nasze organizmy nie ewoluują w takim tempie. Pod tym względem wciąż jesteśmy w jaskiniach. Człowiek pierwotny nie wyrzucał żółtek ani nie kupował w hipermarkecie margaryny i odtłuszczonych wyrobów mlecznych, a sól była tak cenna, że wywodzi się od jej nazwy angielskie słowo „salary”, czyli „wynagrodzenie”. U nas czasem się mówi „sól się wysypała, będzie awantura”. Sól była cenna jak pieniądz.

Dawne ludy doskonale wiedziały, co jest dobre i zdrowe, na co dowodem jest fakt, że najlepszym zdrowiem i długowiecznością  cieszą się społeczności odcięte od wpływu cywilizacji (więcej piszę o tym w dalszej części tego tekstu). Te „dzikie” ludy odżywiają się nieprzetworzonymi produktami zbożowymi (kasze, ryż, razowe pieczywo), ogromną ilością warzyw i owoców, odrobiną nabiału, a mięso jadają tylko od święta i w minimalnej ilości. Na Okinawie i w basenie Morza Śródziemnego jada się sporo ryb i owoców morza, ponieważ mają ich obfitość, a ich organizmy przystosowały się do takiego żywienia i do środowiska, w którym żyją, ale dla nas ta dieta wcale nie musi być właściwa, a co więcej, dziś może być ona niebezpieczna z powodu skażenia mórz rtęcią.

Surowa dieta stała się u nas wielkim hitem jakieś 10 lat temu. Wciąż ma się dobrze i podbija serca naiwnych, ale powoli odchodzi już do lamusa.

Victoria Boutenko nie będzie już 100% surowa

Na horyzoncie pojawiła się już kolejna modna bzdura, czyli dieta ketogeniczna. Owszem, ta dieta jest genialna i ratuje życie dzieci z lekooporną padaczką, które nie mają dostępu do medycznej marihuany, dla cukrzyków oraz dla osób z nadwagą, które chcą szybko pozbyć się tłuszczu z organizmu. Jeśli ktoś w twojej rodzinie cierpi na zagrażające życiu ataki padaczki, koniecznie powinien przeczytać książkę Julii Schopick „Nieznana medycyna. Skuteczne i tanie terapie chorób zagrażających życiu”. Jednak pamiętajmy, że dieta to lekarstwo, a nie styl życia! Dietę ketogeniczną stosujemy przez ściśle określony czas i pod kontrolą specjalizującego się w tym dietetyka (szczegóły w książce Julii Schopick), a potem przechodzimy na zdrowy styl życia.

Nie wierzcie również w badania, które wykazują, że konkretne produkty (zielona herbata, jakieś egzotyczne owoce, oleje, warzywa z drugiego końca świata, witaminy czy mikroelementy) mają super właściwości, więc trzeba je koniecznie jadać. Analiza (rozkładanie na części) prowadzi donikąd. Na sprawy zdrowia trzeba patrzeć globalnie, całościowo, więc tu wskazana jest synteza. Dlatego radzę zapoznać się ze zdrową tradycją żywieniową, a nie wynikami badań nad jakąś wyrwaną z kontekstu substancją, choćby nawet wydawała się najcudowniejsza. Natura każdemu ludowi zapewnia dostęp do tego, co zdrowe więc nie ma potrzeby sprowadzać z zamorskich krain jakichś super-owoców, ziół czy żywności o cudownych właściwościach. Dla mieszkańców Okinawy najlepsze są owoce morza, bo żyją oni nad morzem, dla mieszkańców tropików są to owoce tropikalne, a dla nas lokalne zboża, warzywa, grzyby, owoce i zioła, rosnące na naszych łąkach. I nasza polska sól kłodawska (kamienna, niejodowana i nieoczyszczana), a nie himalajska, celtycka czy inna, pochodząca z dalekich krain.

Jeśli nie wiesz, czy modna dieta z wielkim hałasem lansowana przez internetowe „autorytety” jest właściwa użyj własnego rozumu – zapewniam cię, że go posiadasz i potrafisz zrobić z niego użytek! Nie miej zaufania do autorytetów z dyplomami lekarskimi. Zastanów się, czy lekarzom można ufać? Czy lekarze nigdy nie lansowali szkodliwych teorii, np., że cukier i papierosy są zdrowe (również w ciąży) albo że szczepienia są bezpieczne? Lekarz ma taki sam rozum jak wszyscy ludzie i tak samo jak reszta populacji ulega przeróżnym modom i złudzeniom. Uczelnie medyczne nie szkolą uzdrowicieli. One szkolą sprzedawców leków i usług medycznych, więc lekarz nie jest autorytetem od zdrowego stylu życia! Zadaj sobie kilka logicznych pytań, np. czy ludy pierwotne stosowały dietę ketogeniczną? Ta dieta musi być wyliczona przez profesjonalnego dietetyka i wymaga precyzyjnego odważania składników, więc pomyśl – czy człowiek pierwotny udawał się na konsultacje do jaskini gdzie przyjmował uczony dietetyk i czy biegał po lesie z wagą i recepturą pod pachą? Nie? Oczywiście, że nie! I dlatego ta dieta to modna bzdura (powtórzę – to jest dieta lecznicza, dzięki której możesz się pozbyć padaczki, cukrzycy itp., a nie sposób odżywiania). A teraz zadaj sobie pytanie, czy dieta surowa jest właściwa? Czy człowiek pierwotny jadał na surowo? Latem na pewno tak, bo latem jest obfitość zielonych liści, ziół i owoców. Ale zimą pozostają tylko korzonki, ziarna, suszone owoce i upolowana zwierzyna. Ogień został ujarzmiony wieki temu, więc ludzie mogli przyrządzać pieczone mięsiwo i nie musieli jeść surowego. Zbóż również nie jadali na surowo, lecz gotowane i pieczone w postaci placków i chleba. A czy dieta owocowa jest właściwa? Logika pokazuje, że w naszym klimacie jest ona niemożliwa. U nas nie rosną banany, a lokalnych owoców jest niewiele, a sezon na nie jest krótki.

Logika to potęga i masz ją za darmo, więc z niej korzystaj!

Jeśli boisz się głodówek i nie lubisz warzyw nie uda ci się zachować zdrowia. Lekarze ani aptekarze ci nie pomogą. Trucie się chemią nieorganiczną nikomu pomóc nie może. Ratunku musisz szukać w Naturze, a nie u chemicznych trucicieli.

MEDYCYNA ALOPATYCZNA TO NIE MEDYCYNA, LECZ POTĘŻNY BIZNES Z CHORÓB.

Słownik Grecko-Polski Nowego Testamentu:

farmakon – zaczarowany napój, napój miłosny, urok, czary, uroki, gusła.
farmakos – truciciel, guślarz, magik.
farmakeia – trucicielstwo, czary, magia.

Czyli, farmacja to czary, uroki i trucicielstwo!!!

Medycyna alopatyczna to nie żadna medycyna, lecz zupełnie prywatny biznes z chorób wymyślony przez Johna D. Rockefellera (1839 – 1937), który stał się monopolistą na rynku ropy naftowej i dorobił się na tym biznesie niewyobrażalnego majątku. Jednak nawet tego było mu mało, więc wraz z monopolistą przemysłu metalowego, Andrew Carnegie, wymyślili „genialny” i iście szatański plan zrobienia jeszcze większej fortuny na chemicznych lekach i syntetycznych pseudo-witaminach (tak, witaminy mogą być toksyczne, ale tylko syntetyczne, naturalne nigdy) objętych prawami patentowymi. W tym celu trzeba było się pozbyć konkurencji stosującej leki roślinne, prozdrowotną dietę i medycynę rdzennych mieszkańców Ameryki.

Wynajęli i wysłali w podróż po USA niejakiego Abrahama Flexnera, aby przyjrzał się wszystkim uczeniom medycznym i szpitalom w Stanach. Powstał z tego „Raport Flexnera”, który posłużył do walki z „czarownicami”, czyli lekarzami medycyny komplementarnej, homeopatami i zielarzami. Ogłoszono, że system nauczania w uczelniach medycznych jest przestarzały i wymaga reformy i ujednolicenia. Ogłoszono, że metody naturalne są nieskutecznym przesądem, zdemonizowano je i wyszydzono, zamknięto ponad połowę uczelni medycznych, a wielu lekarzy trafiło nawet za kraty. Do szeroko zakrojonej propagandy medialnej włączyli się sowicie opłaceni dziennikarze (tacy sami, jak Brian Deer, wynajęty przez kartele farmaceutyczne do zniszczenia dr Andrew Wakefielda). Media przekonały ludzi, że nie mają żadnego wpływu na stan swojego zdrowia i że choroba może dotknąć każdego bez wyjątku, przez czysty przypadek. Obecnie intensywnie lansuje się teorię genetycznego pochodzenia chorób takich jak rak czy cukrzyca, co jest totalną bzdurą. Gdyby to geny zabijały, to już dawno byśmy wszyscy wymarli, bo niby dlaczego ich zabójcza moc miałaby się ujawnić właśnie dziś, a nie dawniej? [Fakt występowania przez kilka pokoleń tej samej rodziny np. raka piersi nie stanowi dowodu na genetyczne podłoże choroby! Jest to spowodowane jedynie dziedziczonym przez pokolenia niewłaściwym trybem życia, głównie odżywania].

Rockefeller wiedział, że aby osiągnąć pełny sukces musi zmienić sposób myślenia młodych lekarzy i naukowców. Przeznaczył 100 mln dolarów (w tamtych czasach była to ogromna fortuna) na prywatne przedsięwzięcie, które nazwał „Zarządem Edukacji”. Pozwoliło mu to wprowadzić jednolity na całym świecie program nauczania przyszłych lekarzy i zrobić z nich bezmyślnych dilerów objętych patentami opartych na ropie naftowej, syntetycznych pseudo-leków. Młodzi uczeni otrzymali zadanie zbadania, a następnie wyprodukowania nieorganicznych odpowiedników substancji czynnych występujących w roślinach. I znowu chodziło o patenty, ponieważ naturalnych związków patentować nie wolno.

Dziesięciolecia nieustannego wyśmiewania medycyny naturalnej doprowadziły do tego, że dziś niemal wszyscy ludzie na świecie wierzą w cudowną moc chemicznej pigułki, skalpela i naświetlań, a każdego, kto stawia na Naturę traktują jak idiotę albo analfabetę z jaskini.

Każdy, kto zwalcza i wyszydza medycynę naturalną i homeopatię jest albo płatnym trollem BigPharmy albo użytecznym idiotą, który w ogóle nie ma rozumu i nie zna historii medycyny.

Ludzie umierają nie z powodu choroby (raka, cukrzycy itp.) lecz tylko i wyłącznie z powodu własnej, ogromnej ignorancji.

Ignorancja to coś więcej niż zwyczajna niewiedza (brak informacji). To ciężki stan ducha i umysłu, które sprawiają, że człowiek nie szuka samodzielnie wiedzy, że zrzeka się całej odpowiedzialności za siebie, swoją rodzinę i swoje własne zdrowie i zachowuje się jak małe dziecko, które oczekuje, że zjawi się jakaś cudowna postać, która go uratuje i zbawi. Głosuje na polityków, którzy za niego podejmują wszystkie życiowe decyzje, je to, co znajdzie na półkach hipermarketu (no bo skoro to zostało dopuszczone do sprzedaży, to znaczy, że jest zdrowe) i to, co rekomendują mu gadające głowy w mediach i dba o zdrowie tak, jak mówią w TV (szczep dzieci i siebie, zamiast masła jedz margarynę, nie jedz jajek, a zwłaszcza żółtek, bo powodują miażdżycę, unikaj słońca, bo jest rakotwórcze, regularnie poddawaj się badaniom profilaktycznym, a w razie zachorowania pędź do lekarza i rób wszystko, co ci każe, bo on zna się na zdrowiu)… Rób co ci każą i broń Boże nie myśl! Myślenie jest niebezpieczne i grozi śmiercią, bezpieczniej jest słuchać ekspertów, bo oni wiedzą najlepiej.

Pozornie brzmi to rozsądnie, jednak to tylko pozory.

To jest właśnie ignorancja. Ta straszliwa ignorancja co roku wpędza do grobu miliony ludzi, ale reszta ignorantów nie wyciąga z tego żadnych wniosków, lecz bezmyślnie pędzi ku zagładzie! Ignorant żyje w przekonaniu, że wszystko jest ogromnie skomplikowane i niemożliwe do pojęcia dla zwykłych ludzi, więc od wszystkiego musimy mieć wysoko wyspecjalizowanych profesjonalistów, do których musimy się udać jeśli mamy jakiekolwiek kłopoty, zwłaszcza zdrowotne.

W rzeczywistości zdrowie jest proste. Jest tak proste, że nikt nie jest w stanie w to uwierzyć.

Nikt nie potrzebuje leczenia! Potrzebujemy jedynie naturalnego powrotu do zdrowia.

Naturalna, zdrowa żywność, diety, oczyszczanie organizmu sokami i surówkami, zioła, medytacja itp. nie są lekami ani leczeniem, lecz przywracaniem naturalnej równowagi organizmu i zdrowym stylem życia!

Medycyna alopatyczna wraz z farmacją to jeden z najbardziej dochodowych biznesów na świecie.

W TYM BIZNESIE ZYSK GENEROWANY JEST PRZEZ CHOROBY!

W tym biznesie zarabia się na chorobach, a traci się na zdrowiu. Im jest więcej chorób i im bardziej są nieuleczalne tym więcej pieniędzy płynie do kasy.
ZDROWIE W TYM BIZNESIE OZNACZA JEDYNIE STRATY, bo pacjent wyleczony to klient stracony – nie płaci lekarzom, nie kupuje leków, nie potrzebuje operacji, przeszczepów, protez, zabiegów, sprzętu rehabilitacyjnego itp.

To, co medycyna alopatyczna nazywa chorobami to jedynie symptomy, którymi twój organizm cię informuje, że potrzebuje pilnej pomocy. Ale twój organizm nie domaga się toksycznej chemii nieorganicznej, czyli leków! On domaga się powrotu do uzdrawiającej natury. On cię błaga, żebyś go przestał zatruwać i zaczął dostarczać mu właściwego „paliwa”. Tak jak twój samochód nie będzie jeździł na niewłaściwej benzynie, tak i twój organizm odmówi w końcu współpracy, jeśli będziesz go karmił fast foodem i poił roztworem chemikaliów takich jak kwas fosforowy, sztuczne barwniki i aromaty. Zostaliśmy stworzeni do tego, żeby jeść organiczną, nieprzetworzoną, naturalną żywność prosto z pola uprawianego bez nawozów sztucznych, pestycydów, herbicydów i glifosatu (RoundUp).

Wyobraź sobie, że z sufitu w twoim domu kapie woda.
Czy w tej sytuacji biegniesz do sklepu, żeby kupić stos najbardziej wsiąkliwych szmat i zaganiasz całą rodzinę do wycierania podłogi? Czy uparcie zamalowujesz wciąż powstającą mokrą plamę piękną, białą farbą? A może lepiej byłoby wejść na dach i załatać dziurę zanim dom się zawali?
Sytuacja z chorobami jest taka sama jak z dachem – należy czym prędzej rozpoznać i zlikwidować PRZYCZYNĘ choroby zamiast maskować jej objawy toksyczną chemią i okaleczającymi operacjami.

Medycyna alopatyczna nigdy nie docieka jaka jest przyczyna choroby i nie próbuje jej usunąć, lecz oszukańczo zwala winę na wadliwe geny, rodzinną podatność lub przypadek. Pacjent słyszy, że medycyna nie zna przyczyn tej choroby i niestety nie jest wstanie jej wyleczyć, ale… proszę przyjmować te leki do końca życia i nie odstawiać, chociaż skutki uboczne są gorsze od samej choroby. Medycyna alopatyczna nie leczy, a jedynie przejściowo maskuje symptomy, które oszukańczo nazywa chorobami, czyli zamiata problem pod dywan. Przyczyna nie zostaje usunięta, więc objaw pojawi się wkrótce gdzie indziej, pod postacią innej, lub kilku innych, chorób.

Bez ustalenia przyczyny choroby i jej usunięcia leczenie nie może być skuteczne!
Jeśli  zlikwidujesz prawdziwą przyczynę choroby (zakwaszenie organizmu, zatrucie toksynami ze złego odżywiania, awitaminozę, niedobory minerałów i, przede wszystkim, stres / negatywne myślenie) jej symptomy same znikną!

Wiedziano o tym w starożytnych Chinach, gdzie lekarzom płacono wysokie pensje tylko wtedy, gdy wszyscy ich podopieczni byli zdrowi i karano ich zmniejszeniem dochodów, gdy ktoś zachorował. Lekarze ci stosowali więc skuteczną profilaktykę, czyli uczyli pacjentów przede wszystkim właściwego odżywiania, a dopiero wtedy, gdy to nie pomogło stosowali naturalne leki ziołowe, bańki i akupunkturę.

Jeśli pozbędziesz się destrukcyjnych myśli i zastosujesz naturalną (organiczną) i surową żywność organizm sam się oczyści, a system immunologiczny wzmocni i żadne leczenie, operacje ani tym bardziej przeszczepy nie będą potrzebne.

Podawanie zatrutemu toksynami pacjentowi jeszcze więcej trucizn pod postacią leków na bazie chemii nieorganicznej jest dolewaniem oliwy do ognia. To go na pewno nie wyleczy. To może mu wyłącznie zaszkodzić, i o to w tym wszystkim chodzi. Medycyna ostatnio ogłosiła, że wszystkie choroby są nieuleczalne, a rolą lekarza jest jedynie łagodzenie objawów. Nikt nie zarżnie kury znoszącej złote jaja. Medycyna nie wyrzeknie się zysków, które czerpie z chorób, bo na zdrowych lekarz nie zarobi ani grosza!!!

Koniecznie obejrzyj ten film, od początku do końca, żeby dowiedzieć się, jak się pozbyć cukrzycy, zagrażających życiu chorób serca i powodującego inwalidztwo artretyzmu!

UWAGA! Bardzo ważna wiadomość dla osób cierpiących na gronkowca złocistego, opornego na antybiotyki. TO JEST W PEŁNI ULECZALNE METODĄ NATURALNĄ.

Jak (naturalnie) wyleczyłam się z gronkowca złocistego

———————————

Dlaczego mam czelność zajmować się tematyką zdrowia skoro nie jestem lekarzem?

Mam do tego nie tylko prawo, ale wręcz obowiązek, ponieważ MOJE ZDROWIE I MOJE CIAŁO SĄ MOJĄ PRYWATNĄ WŁASNOŚCIĄ I MOIM NAJWIĘKSZYM SKARBEM! Nie znam nikogo, komu pomogłyby alopatyczne pigułki, zastrzyki i zabiegi, więc jest dla mnie oczywiste, że muszę wziąć odpowiedzialność za własne zdrowie we własne ręce!

Nie  jestem niczyją własnością, nie jestem hodowlanym bydlęciem (chociaż władze coraz częściej traktują ludzi jak bydło i swoją prywatną własność), więc nie podlegam władzy żadnego właściciela, pastucha ani totalitarnego państwa. Nikt nie ma prawa narzucać mi jak się odżywiam, czy i jak się leczę, a tym bardziej bogacić się zmuszając mnie przemocą prawną i fizyczną do badań, przyjmowania leków, poddawania się zabiegom i przymusowym szczepieniom.

Żadna firma farmaceutyczna nie ma prawa bogacić się w nieuczciwy sposób zmuszając ludzi do poddania się szczepieniom i oszukując ich, że tym sposobem zagwarantują zdrowie sobie i dzieciom, albo (co szczególnie kuriozalne) ochronią kogoś innego, kto zaszczepić się nie może. Skandalem jest rozsiewanie wzniecających panikę i zupełnie nieprawdziwych plotek, że z powodu odmowy poddania się szczepieniom spowoduję światową pandemię i ludzkość wymrze. Taka argumentacja śmierdzi Talmudem, który nakazuje poświęcić część lub nawet większość społeczności, żeby ratować dupy elitom. Poza tym jest to argumentacja nieuczciwa, nieoparta na prawdzie. Po pierwsze: szczepienia są nieskuteczne. Nie tylko nie chronią przed zachorowaniem (epidemie, w tym gruźlicy i porażającego polio, wybuchają głównie wśród zaszczepionych), ale nawet nie sprawiają, że choroba ma lżejszy przebieg. Po drugie zaszczepieni stają się nosicielami bardzo groźnych wirusów i bakterii, którymi zarażają wszystkich wokół, a więc i tych, dla których mieli stanowić parasol ochronny i po trzecie, ogólny stan zdrowia zaszczepionych, a więc i ich systemu odpornościowego, jest dużo gorszy niż nieszczepionych. Chorują oni częściej na choroby autoimmunologiczne (alergie, AZS, SM), cukrzycę, zaburzenia neurologiczne (autyzm, padaczkę, encefalopatię, paraliż, SM), a nawet nowotwory. Czyli: to się po prostu nie opłaca!!! No i oczywiście nikt nie może się ode mnie niczym zarazić, skoro jestem zdrowa, ale nieszczepiona. Tu widzimy rażący brak logiki szczepionkowych naganiaczy, ale nie ma się czemu dziwić, bo gdzie mówią pieniądze tam prawda milczy!

———————————

Nie neguję potrzeby istnienia lekarzy.

Są oni potrzebni gdy ulegniesz wypadkowi, złamiesz sobie kończynę, poparzysz się, doznasz wylewu lub ostrego ataku wyrostka itp. Lekarze złożą ci kości, zoperują i uratują cię przed śmiercią. Ale po pobycie w szpitalu doradzam wizytę u homeopaty lub lekarza naturalisty, a nie u alopaty, bo ten zamiast pomóc ci oczyścić organizm z chorobotwórczych toksyn jeszcze bardziej zatruje cię chemią nieorganiczną, która jest chorobotwórcza, a nie lecznicza.

Fragment „Samokrytyki lekarza medycyny konwencjonalnej”:

Spoglądając wstecz na swój sposób myślenia i podejścia do zdrowia i choroby zdałem sobie sprawę, że:

  1. Byłem agresywny. Zakładając, że życie to ciągła walka o przetrwanie oraz że życie ludzkie to najwyższa wartość, nie miałem żadnych wątpliwości używając całego arsenału broni przeciwko wszystkiemu, co uznałem za najeźdźcę lub agresora, choć i oni byli przejawami życia. [Dzięki makrobiotyce nauczyłem się, że nasz „wróg” może być naszym dobroczyńcą i że może zmienić się w naszego najlepszego sprzymierzeńca. Odkąd stałem się makrobiotykiem nie drażnią mnie nawet komary. Teraz widzę, że moje paranoidalne, agresywne i militarne podejście do życia miało swoje źródło w jadaniu produktów zwierzęcych (zwłaszcza mięsa i jajek)].
  2. Myślałem, że życie to skomplikowany proces biochemiczny, w którym mogą nastąpić nieprzewidziane reakcje. Im więcej poznawałem szczegółów, tym bardziej potwierdzały one moje poglądy. Nie miałem możliwości konfrontacji z innymi poglądami. I tak miałem dużo roboty z przyswajaniem złożoności teorii, którą wyznawałem. [Takie fragmentaryczne, czysto ANALITYCZNE i skomplikowane spojrzenie na świat spowodowane i spotęgowane było konsumpcją żywności sztucznie oczyszczonej (białej mąki i cukru), przemysłowo przetworzonej, z dodatkiem konserwantów, rozdrobnionej (np. jadanie tylko niektórych części owoców), a zupełnym brakiem prostego, zdrowego, podstawowego pożywienia].
  3. Myślałem, że jestem istotą myślącą. Kiedy Michio Kushi poprosił mnie, abym prosto, lecz wyczerpująco zdefiniował pojęcie miłości, pokoju, wolności, szczęścia, prawdy, zdrowia, choroby, życia, mogłem tylko podawać cytaty z książek i nie zastanawiałem się, dlaczego nie mogłem znaleźć właściwych definicji w encyklopediach, czy też tworzyć ich samemu. Myślałem, że odpowiedź na te pytania wymaga rzadkiej umiejętności i jest prawem przynależnym tylko mistrzom filozofii. [Moje studia filozoficzne w szkole medycznej nie były ani rozległe, ani głębokie; przedstawiono nam w zarysie poglądy tylko niektórych filozofów Zachodu oraz wyjaśniono logikę arystotelesowską. Dopiero teraz w pełni widzę, jak płytko myślimy po tego rodzaju edukacji. Umiemy jedynie podawać niekompletne, niejasne i zawiłe definicje, a te zmieniają się z dnia na dzień. Wybrałem się kiedyś do mojego byłego profesora filozofii i poprosiłem o podanie definicji. Uśmiechnął się, ale odpowiedzi nie usłyszałem. Dzięki makrobiotyce zrozumiałem, że ten brak głębi, umiejętności i precyzji myślenia ma dużo wspólnego z nie przeżuwaniem pełnych produktów naszej diety; innymi słowy z nie wykorzystywaniem naszych zębów „mądrości” w takim celu, do jakiego zostały przeznaczone, tzn. do dokładnego przeżuwania pełnych zbóż. Jedząc pełne zboża i przeżuwając je dokładnie zauważymy, iż zaczniemy poszukiwać, i to poszukiwać pełnej odpowiedzi, w której będzie też miejsce na te szczegóły, które już znamy. Zauważymy, że logika Arystotelesa to w pełni lustrzane odbicie logiki w kategoriach Yin Yang, a to z kolei to dynamika samego życia, wszystkich w nim zmian].
  4. Widzę teraz, że ja i moi koledzy dumni byliśmy, iż korzystamy z osiągnięć współczesnej medycyny oraz na tyle naiwni, aby wierzyć, że medycyna ta pewnego dnia pokona wszystkie choroby. [Teraz zdaję sobie sprawę z tego, iż człowiek dumny znajduje się na krawędzi upadku, a cały postęp – jeżeli nie jest w harmonii z życiem samym – jest w rzeczywistości regresją, a przynajmniej, że każdemu osiągnięciu towarzyszy pewnego rodzaju regresja. Duma i naiwność to czarujące, młodzieńcze cechy, szczególnie spotęgowane konsumpcją mleka, jego przetworów i cukrów prostych].
  5. Byłem przekonany, że jedynie „metodą naukową” można właściwie badać naturę. Z wyższością patrzyłem na dogmatyczne religijne i metafizyczne metody terapii, w rzeczywistości wykazując taki sam dogmatyzm w swojej dziedzinie.

Jakie jest biologiczne tło takiego dogmatyzmu? Odpowiedź na to pytanie pozostawiam do rozstrzygnięcia każdemu osobiście.

Jeśli świadomie lub podświadomie dominują w nas agresja, pomieszanie, duma, naiwność i fanatyzm, oczywistym jest, że nie patrzymy na siebie krytycznie. Patrzymy uparcie tylko na to, co osiągnęliśmy (wydłużenie życia, zlikwidowanie tego, czy tamtego), ale nie zawsze widzimy, jakim kosztem zostało to osiągnięte i jakie skutki uboczne przyniosło: zwiększającą się zachorowalność, coraz to nowe, poważne choroby, zwiększenie długości życia oznaczające utrzymanie przy życiu, a nie przywrócenie zdrowia i szczęścia.

Ponieważ my nie patrzymy krytycznie na siebie, krytyka musiała przyjść z zewnątrz. Pierwsza nadeszła ze Wschodu. Była nią praca całego życia George Ohsawy. Jednakże jego pouczenia nie były wyrażone we właściwym języku – nie były one sprawdzalne eksperymentalnie ani zilustrowane danymi statystycznymi. Do tej pory miały one niewielki wpływ na kierunek rozwoju współczesnej medycyny. Ponieważ nie ufamy nikomu tylko sobie i naszym metodom, jak możemy poświęcić Ohsawie odrobinę naszej cennej uwagi?

Oczywiście, dopóki nie zaczniemy się odżywiać według zasad makrobiotyki, trudno nam będzie zrozumieć, a nawet wyobrazić sobie logikę i siłę makrobiotyki. Ale też, jeżeli nie będziemy myśleć „holistycznie”, trudno nam będzie jeść właściwie. Czy zatem nie ma wyjścia? Według zasady Yin-Yang można zacząć od postępowanie przeciwnego do dotychczasowego: zacząć słuchać, zamiast mówić, patrzeć na całość zamiast na poszczególne części, myśleć: „Nie wiem zbyt wiele” zamiast „Wiem dużo”. W taki oto sposób można zobaczyć pełny obraz życia i doświadczyć go.

Marc Van Cauwenberghe

———————————

Jestem zdeklarowaną przeciwniczką transplantologii!

Jeszcze zupełnie niedawno byłam „racjonalistką”, a moją religią był tzw. rozum i nauka. Jeśli lekarz powiedział, że mamy do czynienia z przypadkiem śmierci mózgowej, co oznacza nieuleczalną śpiączkę, czyli de facto śmierć pacjenta, to była to dla mnie święta i niepodważalna prawda. Ludzie, którzy opowiadali o pobieraniu organów z żywych ciał, które się pocą z bólu i reagują skokiem ciśnienia, wydawali mi się świrami, którzy naoglądali się hollywoodzkich horrorów i opowiadają brednie. Jednak, na szczęście, mam otarty umysł, więc racjonalne dowody zdołały mnie w końcu przekonać, że jest inaczej, niż wierzyłam. WIERZYŁAM! Bo nie WIEDZIAŁAM! Teraz już nie muszę wierzyć, bo wiem, ponieważ dużo czytałam na ten temat i samodzielnie wszystko przemyślałam.

Przez całe wieki bijące serce i oddech były oczywistym dowodem na to, że człowiek żyje! Jedynym kryterium orzekania śmierci było nieodwracalne ustanie krążenia i oddychania.

Obecnie za kryterium śmierci uznaje się nieodwracalną śpiączkę lub śmierć pnia mózgu.

Nieodwracalna śpiączka i śmierć pnia mózgu to medyczne oszustwo. Komisja Harvardzka, która stworzyła tę nową definicję śmierci OTRZYMAŁA ZLECENIE uratowania dr Christiaana Barnarda przed więzieniem za zamordowania pacjenta, od którego pobrał bijące serce do przeszczepu.

Od tej chwili interes biorcy stawiany jest na pierwszym miejscu, a dawca został zdegradowany do roli cennego wraku, z którego można wyjąć działające części i dobrze na tym zarobić, a tym samym został pozbawiony szans na przeżycie.

Narządów nie pobiera się ze zwłok, ponieważ są one tak samo martwe jak te zwłoki. Kostnice pełne są świeżych, jeszcze ciepłych trupów, ale nikt ich nie patroszy – zastanów się dlaczego?

Żeby pobrać narząd od „dawcy” trzeba zmienić jego nazwę z „pacjenta” na „zwłoki z bijącym sercem”. Taka zmiana etykiety powoduje, że „dawca” przestaje być pacjentem, którego się z troską w sercu, a nawet z poświęceniem ratuje i staje się jedynie cennym (wartym do 2 mln $) magazynem części zamiennych, które trzeba utrzymać w jak najlepszym stanie do momentu ich pobrania.

Przerażająca prawda na temat transplantologiiprzeczytaj koniecznie!

Zamiast przeszczepiać narząd należy go wyleczyć!

Ale nie alopatycznie, czyli trującą chemią, lecz w sposób naturalny: surową dietą i sokami, postem Daniela, makrobiotyką, terapią Gersona, RSO (olejem konopnym Ricka Simpsona)itp. Wszystko da się wyleczyć, nawet to, co lekarze nazywają stanem beznadziejnym, chyba, że pacjent sam chce umrzeć!

Proszę nie zwracać się do mnie z apelami o wpłacenie 1% podatku na leczenie onkologiczne lub na wsparcie badań nad lekiem na raka.

Nie dołożę swojej cegiełki do onkologicznego ludobójstwa! Ludzie nie umierają na raka. Ludzie umierają z powodu chemioterapii, choroby popromiennej spowodowanej naświetlaniami i okaleczeń chirurgicznych. A lek na raka jest znany od zawsze: to witamina C w dużych dawkach, podawana w postaci wlewów dożylnych oraz naturalna dieta, np. makrobiotyczna. W niektórych przypadkach pomaga witamina B17 (laetril).
Jeśli idziesz na wojnę z rakiem lub innymi chorobami musisz się liczyć z tym, że na wojnie trup ściele się gęsto – po obu stronach! Dlatego wojna jest zła! Raka się nie zabija, nie na tym polega sztuka zdrowego i wolnego od chorób życia! Rak to choroba metaboliczna, więc wyleczyć go można jedynie zdrową dietą, oczyszczającymi sokami i końskimi dawkami witamin, głównie witaminy C, która NIE ZABIJA KOMÓREK RAKOWYCH, lecz szybko i skutecznie przywraca im stan naturalnego zdrowia. Tak, dobrze widzisz: pod wpływem witaminy C zdegenerowane komórki zostają przemienione w zdrowe komórki!
Nie wpłacam również pieniędzy na leczenie dzieci z autyzmem, chyba że rodzic przekona mnie, że korzysta jedynie z metod naturalnych i nie podaje dziecku żadnych leków alopatycznych.

Mafia medyczno-farmaceutyczna najpierw szczepieniami doprowadza dzieci do ciężkiego stanu chorobowego (za szczepionki płacimy kartelom farmaceutycznym wielkie pieniądze z naszych przymusowych składek i podatków), a potem ogłasza zbiórkę funduszy na rzekome leczenie, które w rzeczywistości jest dalszym zatruwaniem organizmu dziecka chemią nieorganiczną. W ten sposób niczego wyleczyć się nie da, a nawet gorzej, jest to celowe pogarszanie stanu zdrowia, za co rodzice muszą dodatkowo słono zapłacić. Tak się hoduje dozgonnego klienta dla mafii medyczno-farmaceutycznej, bo nie dość, że najpierw został doprowadzony do ciężkiej choroby, to jeszcze będzie stale potrzebował leków i dodatkowych leków, uśmierzających skutki uboczne leków. Prawdziwe perpetuum mobile!

———————————

Mądry człowiek powinien wiedzieć, że zdrowie jest jego najcenniejszą własnością i powinien uczyć się jak sam może leczyć swoje choroby – Hipokrates
Wolę zostać uzdrowiony przez szarlatana, niż uśmiercony przez sławę medyczną – prof. Julian Aleksandrowicz.
Lekarze mają wyjątkowe szczęście, że słońce opromienia ich powodzenie, a ziemia przykrywa ich błędy” – Sokrates
Nikt nie potrafi tak solidnie zakopać swoich błędów jak lekarz – Agrypa
Lekarze są tacy sami jak adwokaci; jedyna różnica między nimi polega na tym, że adwokaci cię ograbiają, podczas gdy lekarze nie tylko cię ograbiają, ale i zabijają – Anton Czechow
Zdrowie to stan, o którym medycyna nie ma nic do powiedzenia – W.H. Auden
Niedobrze czułby się lekarz, gdyby wszyscy czuli się dobrze – Publiusz Syrus
Medycyna stoi dzisiaj na wysokim szczeblu, stąd pewnie chorzy mają bliżej do nieba – Feliks Rajczak
Medycyna przynosi często pociechę, czasem łagodzi, rzadko uzdrawia – Hipokrates
Badania medyczne zrobiły taki niebywały postęp, że dziś praktycznie nie ma już ani jednego zdrowego człowieka – Aldous Huxley
Lekarz leczy chorobę, a zabija pacjenta – Francis Bacon
Niektóre lekarstwa szkodzą bardziej niż sama choroba – Publiusz Syrus
Bóg leczy, a lekarz pobiera opłatę – Benjamin Franklin
Bóg uzdrawia, a lekarz przesyła rachunek. Mark Twain
Jest wielkim błędem naszego czasu, że lekarze oddzielają duszę od ciała – Hipokrates
Istnieją choroby, które tylko przez pośrednictwo duchowe dają się uleczyć – Platon
Drobnoustrój jest niczym, kontekst jest wszystkim – Ludwig Pasteur
Osoba nieszczęśliwa to cel dla każdego rodzaju chorób – B. Larson
Choroba ciała może być niczym więcej jak tylko symptomem dolegliwości psychicznej, która dotknęła nas w przeszłości – Nathaniel Hawthorne
Żaden lekarz nie czerpie przyjemności z czyjegoś zdrowia, nawet gdyby to byli jego przyjaciele – Michel Eyquem de Montaigne
…Tym, którzy obawiają się, że szatańskie siły wnikają do leków homeopatycznych podczas ich wytwarzania, ponieważ stosuje się przy tym metodę wstrząsania, proponuję rezygnację z jazdy samochodami i pociągami, ponieważ i tam nie można uniknąć wstrząsów. Warto tu sobie przypomnieć, iż z magią mamy do czynienia tylko tam, gdzie istnieje świadome odwołanie się do szatana w celu uzyskania jego domniemanej, bo nigdy rzeczywistej, pomocy. Decyduje więc intencja działającego… – O. Jacek Norkowski
Absolutnie nie jestem zwolennikiem homeopatii. Za mało na ten temat wiem. Ale lepiej, by niedouczeni absolwenci uczelni medycznych używali przysłowiowej wody święconej, aniżeli narażali ludzi na utratę zdrowia. W USA ponad 16 000 chorych umiera z powodu brania antybiotyków. Z powodu przedawkowania narkotyków – tylko 2 000. Z powodu brania sprzedawanych na recepty środków przeciwbólowych umiera kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Jakim cudem do 1990 roku paracetamol był zabroniony dla dzieci, a obecnie można go kupować w kiosku bez recepty – właśnie dla dzieci? Żadnych prac naukowych wyjaśniających ten stan rzeczy nie ma. Jakie naukowe prace zezwalają na podawanie dzieciom 16 szczepionek zawierających aluminium w dawce powyżej 25 mcg [łącznie ponad 200], kiedy to wiadomo od 40 lat, że aluminium uszkadza układ nerwowy i powoduje demencję? Wg dr Hamankiewicza jest to naukowe uszkadzanie? – Dr Jerzy Jaśkowski

———————————

Jak powiedział dr Jerzy Jaśkowski: „publiczne to są domy, a zdrowie jest sprawą prywatną„. Nie licz na to, że państwo zadba o twoje zdrowie. Państwo już dawno przestało być państwem i przekształciło się w korporację, a zadaniem korporacji jest maksymalizacja zysków. Z twojej osoby również! Jeśli wierzysz, że państwo funduje, w dodatku za darmo, jakieś badania „profilaktyczne” z troski o obywatela, to jesteś naiwny jak dziecko. Wszystko co robi państwo (korporacja) obliczone jest na zysk. Nie twój! Korporacji! Twoja jest tylko strata, bo za wszystko płacisz ty, ze swoich (wymuszonych!) składek i podatków. Za te wszystkie zupełnie niepotrzebne badania, które są „za darmo” i za cały ten wielce wyrafinowany i drogi sprzęt do ich przeprowadzania oraz za późniejsze, nierzadko zupełnie niepotrzebne, leczenie tych rzekomo wykrytych chorób płacisz ty! Płacisz, nawet jeśli jesteś okazem zdrowia, który nigdy nie korzysta z pomocy lekarzy.

W państwie-korporacji musisz pracować wydajnie, ze wszystkich swoich sił, aż się zepsujesz. Ale nawet wtedy musisz przynosić zyski – medycyna wydoi cię z ostatniego grosza obiecując ci iluzję przywrócenia zdrowia – nie za darmo oczywiście! Dlatego przez całe życie musisz poddawać się drogim badaniom, oszukańczo zwanym „bezpłatnymi badaniami profilaktycznymi”, fundowanym za coraz większe pieniądze kradzione podatnikom, w tym również tobie, kupować drogie leki i przed-leki, skomplikowane operacje (w tym również „profilaktyczne” operacje usunięcia piersi z urojonego powodu „wadliwych genów”), a kiedy w końcu śmierć zajrzy ci w oczy staniesz się magazynem cennych części zamiennych, które szpital sprzeda komu innemu. A nawet jeśli nie sprzeda, to zarobi na tobie hospicjum, gdzie jeszcze zapłacisz za własną śmierć, a kto wie, może nawet eutanazję. I możliwe nawet, że udręczony „opieką medyczną” jaką ci tam zaoferują, sam o nią będziesz błagać, żeby skrócić swoje męki. Nic się nie zmarnuje, pieniądze muszą się sypać wszędzie, gdzie stąpniesz.

Nie istnieje coś takiego, jak badania profilaktyczne.

Badania są jedynie diagnostyczne.

Badanie nie zapobiega, a jedynie wykazuje chorobę lub jej brak i decyduje o dalszym leczeniu lub jego braku. Jak mawia dr Leonard Coldwell „wczesne wykrywanie oznacza wczesne zabijanie„. „Badania profilaktyczne”, gwarantujące „wczesną wykrywalność” dadzą ci tylko tyle, że wcześniej trafisz w tryby systemu medycznego i wcześniej zostaniesz przez niego uśmiercony. W przypadku raka jest to szczególnie niebezpieczne, ponieważ w ludzkim organizmie wielokrotnie w ciągu życia tworzą się komórki rakowe, które zostają unieszkodliwione przez prawidłowo funkcjonujący system immunologiczny. Współczesna medycyna chlubi się tym, że jest w stanie wykryć nawet najmniejsze skupisko komórek rakowych i twierdzi, że im szybciej je zaatakuje skalpelem, chemioterapią i naświetlaniami tym pewniejszy sukces w leczeniu. W rzeczywistości organizm wcale nie potrzebuje „pomocy” medycznej, gdyż sam sobie poradzi. To nie rak zabija pacjenta, lecz niepotrzebne i toksyczne „leczenie”!

O prawdziwie mądrą i skuteczną profilaktykę musisz zatroszczyć się sam/a!

Wadliwe geny również są biznesowym oszustwem.

Oszukańcza teoria genowa została stworzona po to, żeby człowiek żył w przeświadczeniu, że o jego chorobach decyduje bezwzględny determinizm. Jeśli uwierzysz, że nic nie możesz zrobić, bo geny tylko czekają, żeby cię uśmiercić w młodym wieku, stajesz się bezwolną i nieodpowiedzialną ofiarą systemu medycznego

To naprawdę genialny komercyjnie pomysł: wmówić człowiekowi, że ma w ciele tykającą bombę zegarową, która z całą pewnością wybuchnie i go zabije, chyba że odpowiednio wcześniej „profilaktycznie” wytnie zagrożony narząd i będzie grzecznie łykał góry przepisanych leków.

Gdyby geny miały taką morderczą skłonność to nikogo z nas nie byłoby na tym świecie! Nie urodzilibyśmy się, ponieważ nasi przodkowie, którzy przekazali nam owe „wadliwe geny”, wymarliby zanim zdążyliby powołać nas do życia! Naprawdę, celem Natury nie jest unicestwianie życia, które stworzyła! Wręcz przeciwnie, Natura zrobiła naprawdę wszystko, żeby życie przetrwało nawet w najbardziej niesprzyjających warunkach. Zostaliśmy wyposażeni w system immunologiczny, który chroni nas przed chorobami i zatruciami, a nasze geny mają doskonałą zdolność samonaprawy. To nie Natura będzie sprawczynią zagłady życia na ziemi, lecz nauka i medycyna, które powołały do życia skażający środowisko przemysł, zabójcze leki, morderczą, oszukańczą propagandę oraz przemysł wojenny, z jego bombami i bronią biologiczną.

Jeśli wierzysz, że jedynym celem Matki Natury jest zabicie ciebie i twoich dzieci bakteriami, wirusami i chorobami i że żyjesz jedynie dzięki lekarzom, szczepionkom, lekom i zabiegom, to jesteś wprost idealną dojną krową i ofiarą dla mafii medycznej!

Żeby cię zmobilizować do tego wyścigu o korporacyjną, bardzo zyskowną „profilaktykę” i „leczenie” cynicznie wykorzystuje się media. Ich zadaniem jest naprzemienne straszenie chorobami, wypadkami i śmiercią i reklamowanie panaceum na te przypadłości. Musisz wierzyć, że musisz się stale badać, szczepić, leczyć, a nawet przed-leczyć, bo kochająca Matka Natura stworzyła cię tylko po to, żeby ciebie i twoje dzieci bezlitośnie uśmiercić.

Dlaczego rak / choroby serca / cukrzyca występują rodzinnie?

Jeśli kobieta mówi, że jej babcia i siostra babci umarły na raka piersi, matka i ciotka również młodo umarły na raka piersi i że jej siostra ma raka piersi, to rzeczywiście wygląda to na genetyczne dziedzictwo. Ale nim nie jest! Wprawdzie geny szybko mutują, ale żeby mutacja zadziałała powodując chorobę musi zaistnieć czynnik aktywujący. Dziedziczysz nie wadliwe geny, lecz psychologiczną „klątwę Atrydów” i fatalne nawyki żywieniowe. Jeśli babcia źle traktowała i źle żywiła swoje dzieci (bo była popędliwa, biła, poniżała i nie cierpiała warzyw, owoców i kasz), córka nauczyła się tego samego i przekazała to dalej wnuczce. Każda schorowana rodzina ma długą historię przemocy fizycznej i / lub psychicznej i taką samą historię braku dbałości o prawidłowe żywienie.

Tragiczne w skutkach powielanie modelu rodziny można określić mianem psychologicznego grzechu pierworodnego lub klątwy Atrydów, spadającej na kolejne pokolenia [C. G. Jung Mysterium Coniuncionis]

OBEJRZYJ KONIECZNIE!
Dlaczego lekarze są większym zagrożeniem niż broń palna?

Na pytanie „jak uzdrowić służbę zdrowia” odpowiadam: NIE DA SIĘ!

Co więc ma zrobić pacjent?

Musi zrobić jedyną rzecz, jaka ma sens: przestać wierzyć w te wszystkie rzekome plagi zdrowotne, pozbyć się irracjonalnych lęków z powodu raka, cholesterolu i konieczności szczepień i przestać korzystać z usług NFZ. Naucz się zasad profilaktyki, bo lepiej zapobiegać niż leczyć. Masz w necie istną kopalnię wiedzy o tym, jak naturalnie przywracać nawet mocno nadszarpnięte zdrowie. Jeśli nie stać cię na usługi lekarzy naturopatów lub homeopatów (z powodu konsekwentnie prowadzonej przez ludobójców „walki z nieuczciwą konkurencją”, czyli jedyną, prawdziwą, skuteczną i bezpieczną medycyną prawdziwi lekarze muszą liczyć drogo za swoje usługi, ponieważ nikt im do biznesu nie dopłaca z kasy chorych) masz tylko jedno wyjście: przejść na dietę makrobiotyczną lub wegańską. Płacisz raz za konsultację, a potem żyjesz zdrowo, długo i szczęśliwie w pełnym zdrowiu.

Na pewno wielokrotnie słyszałeś przestrogi przed przyjmowaniem witamin: że drogie, a ich skutkiem jest jedynie sikanie dolarami, że nieskuteczne, że nieprzyswajalne, że łatwo je przedawkować, a wtedy stają się toksyczne, że witamina C powoduje kamienie w nerkach, że ktoś się nimi zatruł, dostał raka, a nawet umarł, że syntetyczne nie działają w ogóle, że zwyczajna, supermarketowa pasza wystarczy w zupełności do pokrycia całodziennego zapotrzebowania na wszystkie witaminy i mikroelementy i pewnie znasz zalecenia WHO co do dziennego zapotrzebowania. Otóż wszystko to są zwyczajne kłamstwa, a badania naukowe, na których opierają się lekarze i „eksperci” z WHO są sponsorowane przez BigPharma (czytaj: kryje się za tym wielka korupcja). Witaminy (których nie wolno opatentować!!!) odbierają im pacjentów! Przemysł farmaceutyczny zbankrutowałby, gdyby ludzie zaczęli wlewać sobie w żyły witaminę C zamiast chemioterapii, gdyby przestali kupować insulinę, łykać statyny i szczepić się, poddawać operacjom i przeszczepom (serca, nerek, wątroby) itp.

Nigdy nie udowodniono ponad wszelką wątpliwość, że ktokolwiek umarł z powodu zażywania witamin (nawet syntetycznych)! Wielu natomiast zmarło z powodu awitaminozy. A jeszcze więcej z powodu zażywania leków przepisanych przez lekarza i dawkowanych ściśle według jego zaleceń (nie z powodu samowoli w dawkowaniu)!

Zegar śmierci BigPharma – kliknij i zobacz, ilu ludzi zmarło w USA z powodu leków:

Zegar śmierci BigPharma

obamacare

A ilu zginęło i zginie w przyszłości od tego?

http://www.iddd.de/umtsno/odpsejm/hum3.htm
http://educate-yourself.org/cn/wifiradiation07may14.shtml
http://emfsummit.com/wp-content/uploads/2014/10/WiFi-a-Thalidomide-in-the-making-who-cares.pdf

Wszystko to, co medycyna nazywa chorobą (a raczej niezliczonymi chorobami o przeróżnych nazwach) to wyłącznie różnie manifestujące się symptomy spowodowane przez poniższe czynniki:

  1. negatywne myślenie lub szok psychiczny,
  2. zatrucie organizmu toksynami (czyli silne zakwaszenie spowodowane złym odżywianiem lub lekami alopatycznymi),
  3. drastyczny brak witamin i minerałów.
  4. skażenia radioaktywne lub chemiczne gleby, wody i / lub powietrza

Typową chorobą będącą skutkiem negatywnego myślenia, szoku lub urazu psychicznego jest rak. Niemal wszyscy pacjenci oddziału onkologii podają, że ok. pół roku przed wystąpieniem objawów przeżyli jakieś traumatyczne wydarzenie. Białaczka u dzieci jest najczęściej spowodowana narodzinami młodszego rodzeństwa lub raptownym odstawieniem dziecka od piersi (po więcej informacji zajrzyj na tę stronę). Cała reszta (ze wszystkimi rodzajami raka włącznie) to skutek zakwaszenia, spowodowanego przez zatrucie toksynami, czyli niewłaściwego odżywiania. Aby wyleczyć dowolną chorobę należy po prostu oczyścić i zalkalizować krew, czyli radykalnie i na zawsze zmienić sposób odżywiania. Na dole podaję linki, które opisują jak przeprowadzić taką kurację. Są tam również autentyczne relacje osób, które pozbyły się rzekomo nieuleczalnych chorób, takich jak rak z przerzutami do wszystkich organów, cukrzyca, stwardnienie rozsiane itp.

Przemyśl SAMODZIELNIE poniższe punkty:

  1. Żyjesz w ustroju korporatokracji, w którym (zgodnie z nazwą) rządzą korporacje, a nie rządy, a jedynym kryterium ich sukcesu jest zysk finansowy. W takim systemie nie liczy się zdrowie ani dobro człowieka, lecz wyłącznie pieniądze. Obecnie placówka medyczna to instytucja nastawiona na zysk, a niegdysiejszy pacjent to dojna krowa, mająca dawać jak najwięcej mleka czyli chorób. Czy w tej sytuacji zdrowie owego „klienta” komukolwiek się opłaca? Oczywiście, że nie! Na zdrowiu się nie zarabia. To choroby przynoszą zysk, a więc w interesie „rynku zdrowia” leży mnożenie chorób, a nie ich likwidowanie. W ustroju korporatokratycznym jesteś stale oszukiwany. Lekarze i inni eksperci kłamią bez mrugnięcia okiem, bo każde kłamstwo przynosi im zysk i premię od firmy farmaceutycznej lub producenta sprzętu medycznego. Rozejrzyj się wokół i pomyśl samodzielnie: mamy XXI wiek, półki aptek uginają się od tysięcy leków, szpitale są wyposażone w sprzęt jak z filmu SF, badania nad rakiem pochłaniają miliardy dolarów rocznie, ale lekarze nie potrafią niczego wyleczyć skutecznie i bez powodowania kolejnych poważnych chorób, będących skutkiem ubocznym stosowanych leków i zabiegów. Czy w ogóle przyszło ci do głowy, żeby zastanowić się nad tym, dlaczego, mimo wielkiego postępu technicznego, chorób i zgonów nie tylko nie ubywa, ale lawinowo przybywa? Żyjąc nieświadomie, zwalając odpowiedzialność za swoje zdrowie na ekspertów i specjalistów stajesz się dojną krową dla Systemu. Płacisz, cierpisz, trujesz się lekami, pozwalasz sobie wycinać kolejne narządy i… chorujesz dalej, a nawet coraz bardziej! Na szczęście możesz się z tego wyzwolić w bardzo prosty sposób: wystarczy, że się przebudzisz, że przestaniesz być potulną owcą i że staniesz się Człowiekiem Rozumnym.
  2. Choroby (ani inne nieszczęścia) nie spadają na ludzi przez przypadek ani z wyroku boskiego, lecz są konsekwencją błędów, głównie żywieniowych. To ty sam/a jesteś kowalem własnego losu i własnego zdrowia. Na chorobę trzeba sobie samemu ciężko i latami zaniedbań zapracować. Jeśli jesz pozbawioną wartości odżywczych i witamin, ale za to bardzo bogatą w toksyczną chemię (barwniki, aromaty, konserwanty, niezliczone E-coś-tam) paszę z supermarketu (cukier, czipsy, chrupki, gorące kubki, Coca Colę, biały chleb i bułki, makarony z białej mąki, wędliny, zwłaszcza tanie, mięso z przemysłowego chowu, „antycholesterolową” margarynę, „dietetyczne” słodziki, gotowe sosy i przyprawy z glutaminianem, wyroby garmażeryjne, gumę Orbit, cukierki bez cukru, wyroby typu light i 0% itp.) to sam/a kręcisz sobie sznur na szyję. Tylko błagam, nie mów mi, że żywność dopuszczona na rynek jest dokładnie przebadana i bezpieczna, a produkty typu light mają udowodnione działanie prozdrowotne.
  3. To ty i tylko ty decydujesz o tym, czy i jak się leczysz i to ty i tylko ty jesteś odpowiedzialny/a, jeśli od tego poniesiesz uszczerbek na zdrowiu lub umrzesz. Nikt cię siłą ani pod karabinami nie prowadzi na szczepienia, badania ani na chemioterapię / radioterapię / chirurgię i nikt ci siłą nie wpycha do gardła leków. To ty decydujesz o tym, jakim autorytetom wierzysz. To ty decydujesz o tym, czy oddasz swoje zdrowie w ręce lekarzy, czy zatroszczysz się o nie sam/a. Jeśli poddajesz się dowolnego rodzaju procedurom medycznym i zażywasz leki alopatyczne nie sprawdziwszy dokładnie wcześniej jakie są ich skutki uboczne, to nie możesz mieć potem pretensji, jeśli się okaże, że lek powoduje groźne skutki uboczne lub śmierć. Jeśli więc ci one zaszkodzą, pamiętaj, że stało się tak dlatego, że ty sam/a podjąłeś / podjęłaś taką decyzję.
  4. Pamiętaj, że lęk jest najgorszym doradcą! Pod wpływem lęku (np. po usłyszeniu diagnozy „rak” lub jeśli lekarz orzeknie, że bez szczepień dziecko umrze) podejmujemy fatalne decyzje. System to wykorzystuje i doi pacjentów z pieniędzy, a kiedy wydoi z nich ostatni grosz (i resztki życia) odsyła ich do hospicjum, żeby tam sobie spokojnie umarli, bo i na tym da się jeszcze zarobić dzięki lekom rzekomo uprzyjemniającym  umieranie. To wprost niepojęte, co lęk robi z ludźmi: mimo że  niemal wszyscy pacjenci onkologii umierają (98%), chorzy, zamiast uciekać i szukać ratunku gdzie indziej, sami błagają o jeszcze więcej gazu musztardowego w żyły. Tak, to nie pomyłka: pewnie wiadomość, że onkolodzy podają pacjentom gaz musztardowy będzie dla ciebie szokująca, ale taka niestety jest prawda – sprawdź to sam/a! Trzeba jakoś utylizować wielkie zapasy tego gazu, które pozostały w magazynach od czasów I wojny światowej! Gaz ten nie został zużyty, ponieważ Konwencja Genewska zakazała jego używania w warunkach bojowych. Uznano, że to zbyt okrutny sposób mordowania żołnierzy. Ale pacjentów onkologicznych Konwencja Genewska nie chroni! Ponieważ nie wolno wrzucać odpadów toksycznych do morza, uznano, że najlepszym składowiskiem dla niego będą ciała chorych na raka. Czy teraz już rozumiesz, dlaczego większość pacjentów onkologii umiera?
  5. NIE PISZ, ŻE GDYBY KTOŚ WYNALAZŁ LEKARSTWO NA RAKA STAŁBY SIĘ MILIARDEREM! Nie wierz w bujdy, że lekarze szukają leku, ale mimo wysiłków wciąż go nie znaleźli. Lekarstwo na raka (i to niejedno) istnieje! Znanych jest mnóstwo skutecznych, bezpiecznych i tanich leków na raka, ale wszystkie są zakazane. Powtórzę to jeszcze raz: skuteczne leki na raka są nielegalne, wszystkie bez wyjątku, a wszyscy, którzy ośmielili się ogłosić radosną wiadomość, że odkryli skuteczny lek na raka zostali aresztowani lub zabici, a w najlepszym razie zastraszeni i uciszeni. Nie wolno skutecznie leczyć raka, bo bo to wielki biznes!!! Z jego rzekomego leczenia żyją tłumy cynicznych cwaniaków: lekarze i cały przemysł farmaceutyczny, który przynosi dochody większe niż narkotyki, prostytucja, alkohol i papierosy łącznie! Ale i tego im mało, wiec stale organizowane są zbiórki datków, koncerty charytatywne i społeczne akcje, w czasie których zbierane są pieniądze na badania nad rakiem. Idą na to miliardy dolarów, a leku wciąż nie ma – jak to możliwe? To oczywiście jest zupełnie niemożliwe, ale tego nie wolno ci wiedzieć. Bo ty masz się bać, badać się regularnie i oczywiście leczyć. Na śmierć! Dla ich zarobku!
  6. Nie przekonuj, że „wczesne wykrywanie” może uratować życie! Zacytuję tu doktora Leonarda Caldwella:

    Wczesne wykrywanie oznacza wczesne zabijanie

    Naiwnością jest wiara w to, że raka, będącego najczęściej skutkiem ciężkiego zatrucia organizmu kwasami, toksynami i grzybami Candida, można wyleczyć podawaniem jeszcze większej ilości toksyn w postaci tzw. chemioterapii, czyli aplikowaniem w żyły pochodnej gazu musztardowego (śmiertelnie trującego gazu bojowego używanego na frontach I wojny światowej). Chory na raka nie potrzebuje więcej toksycznej chemii, lecz przeciwnie: radykalnego oczyszczenia z chemii zalegającej w jego tkankach! Jeśli to zrobi pozbędzie się nie tylko raka, ale cukrzycy, nadciśnienia, osteoporozy, chorób serca i miażdżycy, marskości wątroby, niewydolności nerek i wszelkich innych dolegliwości. Nie ważne na co chorujesz, ważne jest tylko to, że każdej choroby pozbędziesz się szybko i skutecznie, jeśli oczyścisz organizm.

  7. Nie powołuj się na autorytet swojego lekarza. Lekarze wiedzą to, czego nauczono ich na studiach medycznych, a uczelnie medyczne zostały już dawno wykupione przez korporacje, głównie farmaceutyczne, ale nie tylko, bo przemysł mleczarski, mięsny i biotechnologiczny również jest nimi zainteresowany. Studenci uczeni są, że mięso i mleko to samo zdrowie, a jeśli ktoś zachorował, to nie z powodu złego jedzenia, lecz wadliwych genów i musi się leczyć chemią nieorganiczną, bo tylko taki sposób jest naukowy.
  8. Nie podawaj tutaj dawkowania witamin i ziół, zalecanego przez WHO, FDA i Codex Alimentarius, np. nie cytuj takich „prawd” z Wikipedii: „zalecane (przez amerykańską agencję FDA) dobowe spożycie witaminy x / mikroelementu y wynosi dla osób dorosłych … mikrogramów. Praktycznie, stosując normalną dietę nie ma możliwości wytworzenia niedoboru tej witaminy / tego mikroelementu”. Jest to parszywe i ludobójcze kłamstwo! Żywność jest niemal całkowicie pozbawiona witamin i mikroelementów z powodu wyjałowienia gleb (niewłaściwe, chemiczne nawożenie) i jakby tego było mało, pozbawiona reszty składników na skutek dalszej, przemysłowej obróbki. Wszyscy ludzie bez wyjątku cierpią na silne niedobory zarówno witamin jak i mikroelementów. Stąd właśnie obecna epidemia raka, chorób serca, cukrzycy i innych chorób. Te choroby szybko i skutecznie leczy się dietą i suplementami. Ale to jest nielegalne! WHO i FDA to organizacje ludobójcze, zadbały więc o to, żeby zalecane dzienne zapotrzebowanie na witaminy i dawki ziół zaniżyć tak, żeby nie miały działania terapeutycznego. Jeśli będziesz zażywać witaminy i zioła w dawkach zalecanych przez FDA, z całą pewnością ci nie pomogą. I o to właśnie chodzi, żebyś powiedział: „to nie działa, to jest oszustwo”. Masz cierpieć z powodu niedoborów i chorować, bo tylko dzięki temu lekarze i farmaceuci mają zarobek. Jeśli jednak chcesz wyzdrowieć bierz co najmniej 3 razy tyle, ile jest podane na opakowaniu.
  9. Nie pieprz głupot, że rak, cukrzyca, autyzm i cokolwiek innego „ma podłoże genetyczne”. Gdyby tak było, to nasi przodkowie wymarliby na raka, cukrzycę, autyzm i inne plagi, które dziś są powszechne i nas by tu nie było. Oni nie chorowali, a my wręcz wymieramy, jak te dinozaury – zastanów się, dlaczego? Jeśli nie wiesz, to pewnie dlatego, że z powodu braku witamin i mikroelementów nie jesteś w stanie samodzielnie myśleć. Uzupełnij braki, a zobaczysz, jak rozjaśni ci się umysł! I zapamiętaj sobie szokującą prawdę: GENETYKA = EUGENIKA. Jeśli nie wierzysz, sprawdź to samodzielnie!
  10. Nie waż się pisać w komentarzach, że medycyna alopatyczna leczy, a metody alternatywne zabijają. Jeśli wierzysz w te brednie, to musisz być mocno, wręcz do nieprzytomności zahipnotyzowany. Pokaż mi te stosy trupów po leczeniu alternatywnym. Pokaż mi „szarlatanów” siedzących w więzieniu za zabijanie pacjentów. Co? Nie potrafisz? Jaka szkoda! Za to ja ci pokażę stosy trupów na onkologii – 98% przypadków śmiertelnych vs 2% „wyleczonych”, czyli żyjących 5 lat po chemioterapii, to jest po prostu LUDOBÓJSTWO!!! To jest prawdziwy holokaust! Dodaj do tego tysiące ofiar Thalidomidu, Vioxxu, Mediatora, Yas, Xanaxu, Viagry, Prozacu i szczepionek. To nie teorie spiskowe, to fakty, o których piszą i gadają wszystkie media. Co zabiło Whitney Houston i Michaela Jacksona – witaminy i ziółka, czy leki przepisane przez doktora? Pokaż mi kogokolwiek, kto wyzdrowiał dzięki lekom alopatycznym  – mam na myśli osobę, która po kuracji mogła odstawić leki, np. insulinę czy leki na nadciśnienie i żyć długo i szczęśliwie bez ich zażywania – znasz kogoś takiego? Nie przejmuj się, ja też nie znam! Ale za to znam osoby, które całkowicie i na zawsze wyzdrowiały z cukrzycy, raka i nadciśnienia dzięki diecie i suplementom. Czy widzisz teraz, jak media i lekarze robią ci wodę z mózgu?
  11. Nie próbuj wyśmiewać leczenia raka i innych chorób dietą! Jeśli masz samochód to wiesz, że nie możesz nasikać do baku i próbować jeździć na takim „paliwie”. Twój samochód potrzebuje benzyny, a nie sików. Skoro samochód nie ujedzie na moczu, to jak możesz sądzić, że twój organizm jest w stanie „jeździć” i zachować zdrowie, jeśli tankujesz junk food i Colę? Zmień dietę, a rak i inne choroby same znikną!

———————————

NIEZWYKŁY  PRZYPADEK  WYLECZENIA

Wymienione wyżej naturalne sposoby leczenia chorób (opracowane głównie na podstawie wypowiedzi E. White) stosowało i do dzisiaj stosuje z powodzeniem wielu lekarzy oraz fitoterapeutów. Jednym z nich był Jethro Kloss – adwentysta, który wsławił się jako autor bardzo popularnej niegdyś w Ameryce książki pt. „Powrót do Edenu”. W tej bardzo interesującej książce opisuje on między innymi niecodzienny przypadek wyleczenia z raka pewnej kobiety,  której powiedziano, że przeżyje nie dłużej niż tydzień. Gdy zauważyła u siebie pewne objawy świadczące o chorobie, udała się do szpitala, gdzie ją zbadano i stwierdzono guza piersi.  Bardziej wnikliwe badania wykazały, że był to złośliwy nowotwór, więc amputowano jej chorą pierś. Niestety nastąpił przerzut i rak rozwinął się w jelicie grubym, co spowodowało, że zaistniała konieczność usunięcia części jelita grubego. Po pewnym czasie jednak w jelicie grubym ponownie pojawił się guz, który szybko się rozprzestrzeniał. Gdy chirurg otworzył jelito, zamierzając amputować następny jego fragment, zauważył, że rak zajął prawie cały obszar jelita grubego. W tej sytuacji nie widział innego wyjścia jak tylko zaszyć jelito i oświadczyć, że stan chorej jest beznadziejny, i że przeżyje ona nie dłużej niż tydzień. Wkrótce potem została odwieziona do domu, aby tam oczekiwać na zbliżającą się nieuchronnie śmierć. Ponieważ całe jelito grube zarośnięte było tkanką nowotworową, w jej brzuchu zrobiono otwór, przez który niestrawione resztki pokarmowe spływały bezpośrednio do specjalnego plastikowego pojemnika. Z drugiej strony brzucha znajdowały się jeszcze dwa inne otwory. Z jednego z nich spływał do pojemnika mocz a z drugiego gromadząca się obficie ropa. Chora cały czas cierpiąc z powodu przenikliwego bólu nie była już w stanie niczego zjeść ani wypić bez zwrócenia tego, co dostało się do jej żołądka. Jethro Kloss wyjaśnia, że dopiero w tej beznadziejnej sytuacji poproszono go o pomoc. Widząc stan chorej niczego nie obiecał, zapewniając, że ze swej strony uczyni wszystko, co w jego mocy, aby ją ratować a przynajmniej ulżyć cierpieniom. Najpierw polecił wyrzucić wszystkie szkodliwe leki włącznie z przeciwbólowymi, które zanieczyszczały tylko i osłabiały jej organizm. Ból natomiast uśmierzył stosując gorące okłady przeplatane krótkim zimnym nacieraniem. Następnie zrobił chorej długą serię głębokich lewatyw z odwarów ziołowych, co w pewnym stopniu oczyściło jelita z nieczystości, które blokowały ich przepływ. Dzięki tym zabiegom kał ponownie mógł być usuwany z organizmu naturalną drogą przez odbyt a otwory w brzuchu zostały zamknięte. Gdy te otwory zagoiły się, cztery osoby przeniosły chorą do łazienki i umieściły w wannie z gorącą wodą. Zabieg ten miał na celu podniesienie temperatury ciała, by ożywić siły obronne organizmu, poprawić krążenie krwi, usunąć zepsutą krew szczególnie z okolic jelita grubego oraz wywołać obfite pocenie w celu uwolnienia organizmu z nadmiaru toksyn powstałych w wyniku choroby. Te gorące kąpiele całego ciała robiono codziennie przez długi okres czasu i zawsze kończono je zimnym nacieraniem całego ciała mokrą solą oraz masażem. W międzyczasie, każdego dnia stosowano też gorące okłady na żołądek, jelita, wątrobę, śledzionę oraz kręgosłup. Kilka razy dziennie jej brzuch był dodatkowo masowany, aby jeszcze szybciej usunąć z jelit nieczystości. Regularnie podawano jej też do picia odwary z odpowiedniej mieszanki ziół o działaniu antyrakowym. Wszystkie te starania poparte były gorliwymi modlitwami wznoszonymi do Boga z prośbą o jego błogosławieństwo tych naturalnych aprobowanych przez niego środków. Chociaż wszystkie te zabiegi wymagały dużego wysiłku i poświęcenia, kontynuowano je przez cztery miesiące. Po upływie tego czasu pacjentka czuła się już na tyle dobrze, że ku zdumieniu wszystkich mogła wrócić do wykonywania swoich codziennych zajęć. Od tamtej pory stale uważała, aby nie robić niczego, co mogłoby ponownie pogorszyć stan jej zdrowia. Cały czas spożywała tylko zdrowe, wegetariańskie pokarmy. Jadła dużo świeżych i surowych owoców oraz warzyw a szczególnie dojrzewających na słońcu pomidorów. Może trudno w to uwierzyć, ale po pewnym czasie po raku nie było nawet śladu. Wszyscy byli zdumieni widząc, że ta kobieta będąc wcześniej z powodu raka niemalże w agonalnym stanie wróciła do zdrowia.

———————————

Pacjent-klient

Pacjent-klient to zbitka pojęciowa określająca zmiany, jakie zaszły w postrzeganiu pacjenta pod wpływem procesu ekonomizacji opieki zdrowotnej. Jego efektem stało się przesunięcie zależności pomiędzy lekarzem a pacjentem w kierunku zależności rynkowych. Przejawami procesu ekonomizacji, niekiedy utożsamianego także z reformami New Public Management, stało się wprowadzenie do opieki zdrowotnej:

  • mechanizmu rynkowego (w tym rynków wewnętrznych)
  • mechanizmu konkurencji
  • swobody wyboru usługodawcy (…)

[Wikipedia]

Dawne pojęcie „służba zdrowia” przeszło tym samym do historii, ponieważ ani to służba (jaśnie pan lekarz miałby być czyimś sługą?!) ani zdrowie. Lekarz to Bardzo Ważna Persona! Żeby móc skończyć trudne, jedne z najdroższych i najdłużej trwających studiów, musiał się zadłużyć tak bardzo, że będzie spłacał kredyt co najmniej do 50-ki. A kiedy zacznie pracę będzie musiał konkurować na rynku, czyli… prowadzić własny biznes lub przynosić dochód szpitalowi, który go zatrudni.

Kilka lat temu wszystkie nierentowne szpitale zostały zamknięte, co uznano za wielki sukces reformy systemu opieki zdrowotnej. Znaczy to, że te szpitale, które przetrwały są rentowne.

Kto i co sprawia, że szpitale są rentowne?

Ty, drogi pacjencie!

Im więcej chorujesz, im więcej zabiegów i leków potrzebujesz, tym większy dochód generujesz – stajesz się trybikiem mechanizmu rynkowego, zgodnie z definicją z Wikipedii.

I tym sposobem stałeś się dojną krową, która zamiast mleka daje choroby.

Twoje zdrowie nikomu się nie opłaca.

Na zdrowiu się nie zarabia! Zarabia się wyłącznie na chorobach. Im więcej chorób, tym większa rentowność.

Każdy skutecznie wyleczony pacjent to na zawsze stracony klient!

Po urynkowieniu usług medycznych źródłem dochodu lekarzy (a także aptekarzy, a przede wszystkim, znajdującego się na szczycie tej piramidy, przemysłu farmaceutycznego) stało się doprowadzanie klientów do chorób i kalectwa. Lekarzowi najbardziej się opłaca mieć poczekalnię pełną ciężko chorych ludzi, potrzebujących specjalistycznych badań, leków, różnego rodzaju zabiegów i protez.

Z tego powodu wszelkie metody naturalne, jako tanie, skuteczne, a przede wszystkim niemożliwe do opatentowania przez Big Pharma muszą być zakazane.

Żebyś nawet nie próbował szukać pomocy gdzie indziej, niż w szpitalu, rozpoczęto wielką medialną kampanię zwalczania „śmiertelnie groźnej szarlatanerii” czyli ścigania specjalistów leczących ziołami, witaminami i dietą oraz wprowadzono zakaz informowania o wynikach badań naukowych nad skutecznością tych metod.

Codex Alimentarius (łac. książka żywności, kodeks żywności) – jest to zbiór przyjętych w skali międzynarodowej norm żywności, kodeksowych praktyk, zaleceń i wytycznych wykorzystywanych przez urzędowe służby kontroli, przemysł rolno-spożywczy oraz środowiska naukowe.

[Wikipedia]

Powiesz, że to oczywiście wspaniała rzecz, że określa się normy, gdyż gwarantuje to bezpieczeństwo naszej żywności i leków.

Prawda wygląda jednak zupełnie inaczej.

Codex Alimentarius określa normy dla żywności, których muszą przestrzegać wszyscy: producenci żywności, służby kontrolne oraz… naukowcy. Co to oznacza? Oznacza to koniec wolności prowadzenia badań naukowych i podawania do wiadomości publicznej ich wyników – bo jeśli wyniki badań naukowych nie będą zgodne z normami ustalonymi przez Codex Alimentarius będą nielegalne. Prawda naukowa została ograniczona do ram zgodnych z normami urzędowymi. Uczeni, którzy uzyskają wyniki inne niż dopuszczalne ryzykują, że ich ośrodki badawcze będą zamykane, a oni utracą licencję do prowadzenia dalszych badań. I tak już się dzieje!

Ale to jeszcze nie wszystko!

Prawda na temat Codex Alimentarius jest tak szokująca, że większość ludzi odrzuca ją jako teorię spiskową. Nic dziwnego, bo przecież żaden uczciwy człowiek nie jest w stanie uwierzyć, że te normy mógł stworzyć zbrodniarz wojenny, skazany za LUDOBÓJSTWO wyrokiem Procesu Norymberskiego na karę więzienia!

Na tym zdjęciu (z więzienia!!!) Fritz_ter_Meerjest zbrodniarz wojenny, Fritz Ter Meer, późniejszy twórca Codexu Alimentarius. W czasie II wojny światowej był on pracownikiem kartelu IG Farben, znanym z tego, że testował „leki” alopatyczne na więźniach obozu Auschwitz-Birkenau (w ramach „eksperymentów naukowych” m.in. wstrzykiwał więźniom benzynę w serce). Po wojnie, po odsiedzeniu zaledwie 2 lat więzienia (nie został zwolniony „za dobre sprawowanie”, jak podaje Wikipedia, lecz wyciągnięty stamtąd przez Rockefellerów, bo był im potrzebny do kontynuowania planu ludobójstwa,, zapoczątkowanego przez Hitlera i jego „lekarzy”) i został szefem firmy Bayer, matki zbrodniczego kartelu IG Farben.. W głowie się nie mieści, prawda? To wprost nieprawdopodobne, nic więc dziwnego, że nikt o zdrowych zmysłach nie jest w stanie uwierzyć w tę historię.

book-pl-coverWięcej przeczytasz w książce „Nazistowskie korzenie Brukselskiej UE”.

Normy dziennego zapotrzebowania na witaminy i mikroelementy określone przez Codex są celowo zaniżone, a normy dozwolonych skażeń przez agrochemię celowo zawyżone, tak, żeby ludzie chorowali z niedoborów i toksyn.

To nie jest teoria spiskowa, to są fakty!

Jeśli nie wierzysz poszukaj prawdy samodzielnie. Poczytaj, obejrzyj filmy, wysłuchaj wykładów o Codex (linki w tej notce, w dyskusji pod nią i w innych miejscach w blogu, np. sprawdź kategorię „Zdrowie”). Poznaj też relacje ludzi, którzy wyzdrowieli z rzekomo nieuleczalnych chorób (raka, cukrzycy, miażdżycy itp.) dzięki witaminom i diecie.

Onkologia nie ratuje życia, lecz zabija. Po 5 latach od „leczenia” onkologicznego żyje tylko 2% pacjentów. Po 5 latach… a ilu umarło następnego dnia po 5. rocznicy „leczenia”? Tych już się nie liczy! To nie medycyna, to holokaust! Gdyby jakikolwiek „szarlatan” od ziół i diet uzyskał takie wyniki „leczenia” (a raczej uśmiercania) dostałby dożywocie!

Wypowiedzi renomowanego doktora od których włosy staną Ci dęba

Nazywa się Marty Makary. Jest chirurgiem zajmującym się rakiem oraz naukowcem na Johns Hopkins School of Medicine i School of Public Health.

Marshall Allen z Propublica przeprowadził z nim wywiad na temat ubytków zdrowotnych u pacjentów.

Weź pod uwagę, że cytaty te wyjęto z ust mainstreamowego lekarza, który jest wewnątrz systemu i który w niego wierzy. Czyni to oświadczenia Makarego jeszcze bardziej szokujące.

(…)

My [lekarze] jesteśmy oceniani poprzez „jednostki walorów” na koniec każdego kwartału fiskalnego. Masz manager siada razem z nami i mówi czy nasze jednostki pracy idą w górę czy w dół; jeśli chcesz otrzymać większy bonus musisz zwiększyć liczbę operacji…”

Dane z New England Journal of Medicine wskazują, że prawie połowa opieki zdrowotnej nie opiera się na dowodach.

(…)

Widziałem przypadki, gdzie pacjent nie był informowany o mniej inwazyjnych metodach leczenia w poszczególnych operacjach, ponieważ lekarz miał takie „upodobanie” i miał po prostu nadzieję, że pacjent nie dowie się o takich metodach.”

Pomyłki medyczne są na piątym bądź szóstym miejscu (w zależności od przyjętej metodologii) na liście najczęstszych przyczyn zgonów w Stanach Zjednoczonych.”

Chęć i refleks lekarzy są ofiarą dla pacjentów, nawet gdy nie ma nic innego do zaoferowania. Istnieje potężna motywacja finansowa. Doktorzy płacą za nowy sprzęt, który kupują za pożyczone pieniądze.” (Inaczej mówiąc, ‘mamy ten drogi sprzęt, musimy go używać by za niego zapłacić.’ -JR)

(…)

W USA roczna liczba zgonów jest bezpośrednim rezultatem medycznych zabiegów i wynosi 225.000. 106.000 ludzi jest zabijanych przez leki zatwierdzone przez FDA [agencja do spraw żywności i leków]. 119.000 obywateli amerykańskich ginie w szpitalach z powodu złej opieki medycznej. To trzecia najważniejsza przyczyna zgonów w Ameryce.

(…)

Obok tego istnieją medyczne okaleczania. W 2001 r. LA Times opublikował szokujący artykuł Lindy Marsa. Artykuł ujawnił, że w dodatku do 2,1 mln śmierci należy doliczyć kolejny milion śmierci w amerykańskich szpitalach każdego roku jako rezultat ostrych reakcji na farmaceutyki. Każdego roku w Ameryce występuje 36 milionów niepożądanych reakcji na leki.

———————————

Ważne strony (dla chorych na raka i inne choroby, oszukańczo zwane przez medycynę nieuleczalnymi):

Fundacja zdrowia dr Rath’a

Medycyna komórkowa

Medycyna komórkowa dr Rath’a na YouTube

Naturalne witaminy (inny kanał z filmami dr Rath’a)

Makrobiotyka mój styl życia

Ten blog to dokumentacja rewolucji jaka dokonała się w moim życiu za sprawą makrobiotyki w wersji wegańskiej. Do zainteresowania się nią skłoniła mnie przebyta choroba nowotworowa. Chciałabym podzielić się moimi doświadczeniami, pomysłami na pyszne wegańskie makrobiotyczne posiłki i rozważaniami o zdrowiu i naturalnym stylu życia.

Makrobiotyka to nie tylko „dieta”, ale styl życia, sposób myślenia i postępowania. Makrobiotyka, choć niektórym może wydawać się bardzo rygorystyczna (bo przecież trzeba zrezygnować z produktów pochodzenia zwierzęcego i większości tzw. normalnego jedzenia) i trudna do zrealizowania (posiłki przygotowywane są na bieżąco i kilka godzin dziennie trzeba spędzić w kuchni), jest tak naprawdę jedną wielką przygodą. Jedzenie makrobiotyczne jest pyszne, naturalne, energetyczne, służy naszemu zdrowiu, przywraca równowagę i daje jasność umysłu. Kuchnia makrobiotyczna to pole popisu dla osób kreatywnych, które lubią eksperymentować, ale jednocześnie w życiu realizują się w wielu innych dziedzinach. Im dłużej stosujesz makrobiotykę, tym mniej zastanawiasz się co ugotować, jak skomponować posiłki, wystarczy, że interpretujesz sygnały, które wysyła ci twoje ciało i po prostu gotujesz „intuicyjnie”. I każdy posiłek staje się prawdziwą ucztą.

Terapia Gersona

Pokonaj raka raz na zawsze Metoda NIA dr George E. Ashkara

Germańska Nowa Medycyna dr Gerda Ryke Hamera

Sięgnij po zdrowie

Adwentyści o zdrowiu

———————————

Poniższe teksty podesłał bladymamut:

McCarrison
Olbrzymie znaczenie odżywiania dla zdrowia udowodnił w swym słynnym doświadczeniu Robert McCarrison, który jako kierownik Instytutu Żywienia w Indiach usiłował rozwiązać za­gadkę ogromnych różnic w rozwoju fizycznym i stanie zdrowia poszczególnych plemion hinduskich.

Mieszkańcy północnych, górzystych okolic odznaczali się dobrą budową, doskonałym zdrowiem i odpornością, ale im dalej na południe, tym gor­szy był stan zdrowia ludności. Najbardziej wysunięte na połu­dnie plemię Madrasów było najnędzniejsze fizycznie i trapione przez liczne choroby. Podejrzewając, że przyczyna tkwi w od­żywianiu, McCarrison założył wielką hodowlę białych szczu­rów, którą podzielił na oddziały karmione tak, jak odżywiały się poszczególne plemiona hinduskie. Wszystkie te zwierzęta pochodziły od jednej pary i miały zapewnione identyczne, jak najbardziej korzystne warunki życia, a jedyną różnicę stanowiło pożywienie, przy czym oprócz diet indyjskich w jednym z od­działów zastosowano przeciętną dietę zachodnioeuropejskiego robotnika (biały chleb z margaryną, dżem, mięsne konserwy, gotowane kartofle i jarzyny, herbata z cukrem).

Doświadczenie trwało 2,5 roku (rok w życiu szczura odpo­wiada okresowi 25 lat w życiu człowieka). W tym czasie stop­niowo narastały wyraźne różnice między zwierzętami różnie żywionych oddziałów. Szczury żyjące na diecie plemion północnych były dobrze rozwinięte, duże, miały gęste, lśniące fu­terko, były spokojne i sprawiały wrażenie zupełnie zdrowych.

Inne oddziały wyglądały dużo gorzej, a szczury żyjące na diecie Madrasów były najmniejsze i najnędzniejsze ze wszystkich. Wykazywały liczne zmiany skórne, wyłysienie, strupy, owrzodzenia, a przy tym były tak podniecone, że wprost zagryzały się nawzajem.

Po upływie 2,5 roku zabito i sekcjonowano wszystkie zwierzęta. U 1189 szczurów żyjących na diecie północnej, którą McCarrison nazwał „idealną”, nie stwierdzono żadnych zmian patologicznych w narządach wewnętrznych. Dieta ta składała się z surowych owoców, strączkowych, surowej marchwi i kapusty, surowego mleka, razowego chleba i mąki oraz raz na tydzień małej porcji surowego mięsa z kością, do tego woda.

Zbadano 2243 szczury żywione na wzór prowincji południo­wych oraz zachodniej Europy. Znaleziono u nich bardzo liczne i różnorodne choroby wszystkich narządów i układów, często guzy rakowe i gruźlicę, owrzodzenia przewodu pokarmowego, wszelkiego rodzaju stany zapalne i nieżytowe, niedokrwistość, przerosty migdałków, słowem: wszystkie te choroby, które ma­sowo dręczyły i nadal dręczą ludność odżywiającą się w taki sam sposób. Analogia szła tak daleko, że np. odsetek chorób nowotworowych przewodu pokarmowego czy pęcherza był identyczny wśród ludności pewnego okręgu, jak i w podobnie żywionym oddziale szczurzej hodowli. Sądzę, że tych informa­cji nie trzeba komentować.

Hunzowie
W czasie swej działalności w Indiach McCarrison odkrył i opisał społeczeństwo Hunzów żyjących w Himalajach w pobli­żu granicy Indii, Chin, byłego ZSRR i Afganistanu na wysokości około 2000 m n.p.m., wśród pokrytych lodowcami gór. Hunzowie twierdzą, że są potomkami wojowników armii Aleksandra Macedońskiego, którzy zdobyli górskie doliny Indii. Angielski badacz zdumiony był niezwykłym zdrowiem, tężyzną i długo­wiecznością tych ludzi, którzy nie znali żadnych chorób i zdolni byli do ogromnego wysiłku fizycznego. Ich 120-140-letni starcy nie tylko jeszcze pracowali, ale odbywali dalekie, wysokogórskie wędrówki. Również inni badacze, którzy odwiedzali ten kraj, podkreślali niezwykłe zdrowie i wytrzymałość, a także wyjąt­kową uprzejmość i gościnność oraz łagodny i pogodny nastrój tych ludzi, którzy nawet w okresach głodu nie tracili swego mi­łego, serdecznego uśmiechu. Nazwano ten kraj szczęśliwą doliną, choć przede wszystkim jest on doliną tzw. biedy i skrajnej oszczędności.

Mając bardzo mało ziemi uprawnej, Hunzowie nie hodują wcale psów, kotów, świń, a ich stosunkowo nieliczne owce, kozy i krowy dają na ogół mało mleka. Z ogromną pieczołowitością uprawiają Hunzowie sady i mało urodzajne pola, dla których zbudowali cały system kanałów zbierających wodę z lodow­ców. W tym skalistym kraju jest niewiele roślinności naturalnej i pastwisk, toteż Hunzowie oprócz drzew owocowych hodu­ją również topole, których liście służą za pokarm dla zwierząt domowych. Niezwykła oszczędność i staranne wykorzystanie wszystkich nadających się do użytku części roślinnych czy od­padków zwierzęcych sprawiają, że – jak piszą badacze – „jest to kraj najczystszy i najzdrowszy na świecie”.

Hunzowie bardzo rzadko jadają mięso – raz na kilka tygodni, głównie podczas świąt. Mleko i jego przetwory są cenione, lecz jest ich mało, przy czym mleko jest chude, a masło jest używa­ne tylko przy wyjątkowych okazjach. Dzieci piją więcej mleka prosto od zwierząt na pastwiskach. Małe dzieci są dokarmiane piersią matki aż do 3. roku życia. Jajek jest bardzo mało, gdyż kury są nieliczne, a przy tym same muszą troszczyć się o swe wyżywienie. Zaopatrzenie w białko stoi tam na najniższej gra­nicy normy. Głównym pożywieniem Hunzów są owoce, surowe w lecie, a suszone i rozmoczone w zimie, oraz placki z ciemnej mąki (z całego ziarna), sporządzane tuż przed posiłkiem, krótko pieczone i spożywane na gorąco bez żadnych dodatków. Spo­rządzają oni specjalny napój morelowy (który zawiera prawie wszystkie witaminy), wino morelowe, pite tylko przy uroczy­stościach, oliwę morelową, placki z dodatkiem pestek morelowych i wiele innych.

Hunzowie mają mało orzechów, lecz dużo słodkich migda­łów, które jedzą na surowo oraz wyciskają z nich olej. Uprawiają też sporo jarzyn. Dopiero od kilkudziesięciu lat wprowa­dzono tu ziemniaki oraz pomidory, które są bardzo cenione. Ogólnie jednak zjada się mniej warzyw niż owoców i potraw zbożowych. Soli używa się bardzo mało, a cukru nie stosuje w ogóle. Od czasu do czasu zdarzają się wiosenne przednów­kowe okresy głodu, kiedy jedyne, skąpe pożywienie stanowią jarzyny.

Hunzowie nie chorują, ponieważ dążą do całkowitej kontro­li nad swoim ciałem i umysłem. Potrafią w sposób doskonały zrelaksować się. Znajdują zawsze w ciągu dnia czas na spokoj­ną modlitwę i medytację. Pracują powoli, bez pośpiechu. Uwa­żają, że znane w cywilizacji Zachodu wysilanie się do granic szaleństwa w celu pomnażania majątku niszczy wewnętrznie człowieka, powoduje ciągłe napięcie i zmniejsza jego odpor­ność. Nie przejmują się spadkiem dolara na giełdzie nowojor­skiej, podnoszeniem cen paliw, bo nie posiadają samochodów ani dolarów i nie oglądają kretyńskich programów w TV, bo nie mają telewizorów.

Wszyscy, niezależnie od wieku, uprawiają sport. Popular­ne są gry w siatkówkę, w polo, biegi i wspinaczki górskie oraz zabawy zręcznościowe. Sport zapewnia im świetną kondycję i wytrzymałość. Aby nie doprowadzić do degeneracji społeczeństwa, śluby zawierane są między partnerami z oddalonych terenów, nad czym czuwają starsi wiekiem oraz administracja. Dzieci w społeczności Hunzów nie są karane. Niemniej gdy zro­bią coś złego, zwraca im się uwagę i poprawia. Zachęca się je do rozwijania inicjatywy i indywidualności. Dzieci uczą się znaj­dować szczęście nie w gromadzeniu bogactw doczesnych, lecz w rozwijaniu wartości duchowych.

Tego rodzaju kraj, odcięty od „dobrodziejstw” cywiliza­cji, ma dla nauki wartość wspaniałego eksperymentu diete­tycznego, prowadzonego na całym społeczeństwie od wielu pokoleń, a nawet setek lat. Dziś, gdy kraj ten stał się sławny w Ameryce oraz zachodniej Europie i gdy liczni turyści zaczęli w „szczęśliwej dolinie” rozpowszechniać słodycze, białą mąkę i papierosy, zdrowie Hunzów, choć jeszcze dobre, zaczyna się już powoli psuć i jeśli nie wytrwają oni przy starych zwyczajach, nie starczy go zapewne na długo.

Abchazi
Jednym z powodów, dla których maleńką republiką auto­nomiczną Gruzji zajmują się naukowcy wielu specjalności, jest długowieczność jej mieszkańców. W Abchazji 16 procent ludzi ma ponad 100 lat, a 35 proc. – ponad 90 lat.

Historia bez wątpienia wywarła wpływ na charakter i tryb życia mieszkańców Abchazji. Kult honoru, patriotyzm, powszechne poszanowanie narodowych obyczajów do dziś pozo­stają dla Abchaza najwyższymi wartościami. Jest on przy tym pogodny, lubi towarzystwo przyjaciół i stół biesiadny z rytua­łem kwiecistych toastów, kocha taniec i śpiew, jest rozmiłowany w przyrodzie swojej górzystej ojczyzny. Abchazi nazywają swój kraj – Krajem Duszy. Jest to określenie nader pojemne w treści, bowiem mieści się w nim zarówno łagodny klimat, zdrowotne plaże i bogate winnice, jak też gościnność i tradycyjna serdecz­ność tego ludu.

Sprawą honoru jest dla Abchaza zachowanie smukłej, wy­prostowanej sylwetki i zwinności ruchów. Człowiek otyły, nie-potrafiący dosiąść rumaka, budzi nie litość, lecz nieskrywaną pogardę. Stąd nawet w tak lubianych biesiadach Abchazi starają się wstawać od stołu nienasyceni do końca. Za prawdziwie uro­dziwe kobiety są w Abchazji uważane te, które mają talię osy, a przy tym niewielki biust.

Tamtejsi ludzie są przede wszystkim bardzo serdeczni. W abchaskiej etykiecie są dwa żelazne punkty: rozmowa i poczęstu­nek. Poczęstunek może mieć rozmaity przebieg w zależności od zamożności gospodarzy, jednak musi z całą pewnością zawie­rać świeżą zieleninę (koperek, pietruszka, kolendra, szczypio­rek, czosnek) oraz abystę, która jest podstawowym pokarmem Abchazów. Jest to rozgotowana na papkę mąka kukurydziana – jedyna bodaj potrawa, do której nie dodaje się przypraw.

Istotne jest jednak to, że mieszkańcy Abchazji przez cały rok spożywają mnóstwo świeżych owoców i warzyw, niewiele mię­sa, bardzo mało ryb, unikają natomiast tłuszczu i wysokokalorycznych produktów. Tradycyjnie nie jada się tam zup ani tym bardziej rosołów, które po ugotowaniu mięsa po prostu wylewa się jako szkodliwe dla zdrowia.

Mężczyźni w Abchazji tradycyjnie żenią się bliżej czterdziest­ki, kobiety także nierzadko czekają na ślub do 30 lat. W Abchazji istnieje obyczaj zakazujący zbliżeń seksualnych przed ślubem oraz kontaktów pozamałżeńskich po ślubie. Dawniej, jeśli dziewczyna traciła niewinność przed ślubem, rodzina mogła ją nawet sprzedać w niewolę, aby zmyć hańbę, którą okryła dom. Świadome tej kary dziewczyny nawet nie ośmielały się rozma­wiać z młodzieńcami, aby nikt nie miał powodu do podejrzeń. Faktem jest to, iż tamtejsi mężczyźni są aktywni płciowo nawet po siedemdziesiątce, zaś prawie 14 procent abchaskich kobiet ma regularne miesiączki po ukończeniu 55. roku życia.
Ludzie starsi otoczeni są nadzwyczajnym szacunkiem i cieszą się prawdziwym autorytetem. Starzy ludzie w Abchazji nie tyl­ko codziennie uczestniczą w życiu rodziny, ale też przynajmniej raz w tygodniu spotykają się w gronie rówieśników. Honorowe miejsce w społeczeństwie umacnia w starszych ludziach poczu­cie własnej godności, co bez wątpienia sprzyja zdrowiu i długie­mu życiu. Abchazom nieznany jest „stres emerytalny”, kiedy to człowiek czuje się wyobcowany i niepotrzebny. Przeciwnie, sta­ry Abchaz doznaje nieustannych dowodów szacunku ze strony członków rodziny i całej miejscowości – jako skarbnica mądro­ści, doświadczenia, tradycji i narodowych obyczajów. Do niego wszyscy zwracają się o radę, do niego też należy ostateczne sło­wo w ważnych sprawach.

Człowiek ponadstuletni nie jest w Abchazji przeżytkiem, ale aktywnym współtwórcą współczesności, jest potrzebny. W tej pięknej, surowej krainie nie ma problemu samotności człowie­ka. Każdy z nich, choćby nie wiadomo jak był chory, nie zosta­nie pozostawiony samemu sobie. Bliskich krewnych zastąpią dalsi, a jeśli i tych braknie, to członkowie rodu albo po prostu sąsiedzi. Chorego rodzina oddaje do szpitala w ostateczności, kiedy potrzebna jest operacja czy kroplówka. W przeciwnym razie lekarz czy pielęgniarka nawet codziennie będą pacjenta odwiedzać w jego domu, sprawując nad nim niezbędną opiekę. Tak tam było zawsze i tak jest do dzisiaj.
Dlaczego jednak Abchazi są długowieczni? Pierwsza przy­chodzi na myśl hipoteza genetyczna. Z całą powagą traktują ją badacze, wskazując, że predyspozycje do długiego życia prze­kazywane są z pokolenia na pokolenie. Statystyka rzeczywiście zdaje się potwierdzać, że w Abchazji długowieczność należy do rodzinnej tradycji. Posuwający się tym tropem biolodzy mówią, że jeśli nawet istnieje gen długowieczności, to wcale nie jest po­wiedziane, iż nie ma genów trwałości życia, które ujawniają się pośród reprezentantów stosunkowo małych grup etnicznych, gdzie obserwuje się tendencję do zawierania małżeństw w ob­rębie plemienia. Liczba mieszkańców Abchazji wynosi ponad 90 tyś., więc tradycyjne korzenie małżeństw narodowych, przy najsurowiej przestrzeganym zakazie zawierania związków przez odległych nawet krewnych (grozi za to haniebne wygna­nie z republiki), rzeczywiście w ciągu tysiącleci mogło dopro­wadzić do odpowiednich zmian genetycznych.

Wielu Abchazów twierdzi, że prawdziwym źródłem długo­wieczności jest codzienna praca fizyczna. Nikt nie może pracować bez odpoczynku, ale bez pracy odpoczynek nie ma sensu – głosi abchaska mądrość.

Podstawowym warunkiem długowieczności jest prawidłowe jedzenie, ruch; ponieważ w Abchazji dominuje teren górzysty, mieszkańcy zmuszeni są do nieustannego ruchu, w dół i w gó­rę, a konie jedynie trochę ten ruch ograniczają.

Kochając życie, kochamy również ludzi, czyli Abchazi repre­zentują miłość w pełnym tego słowa znaczeniu. A poczucie ho­noru (słowo zapomniane w Polsce, a nawet wykreślone z ency­klopedii przez „ciemne siły”) na co dzień pozwala na spokojny sen. Podobnie jest z innymi izolowanymi ośrodkami.

Yilcabamba to leżąca w dolinie wioska usytuowana półtora tysiąca metrów nad poziomem morza i oddalona trzysta pięćdziesiąt kilometrów na południe od równika. Ta odizolowana od świata wioska w Andach, zgodnie z przeprowadzo­nym w 1982 roku spisem mieszkańców, ma populację liczącą 819 osób, w tym 17 mężczyzn i 2 kobiety w wieku powyżej stu lat. Ludzie Yilcabamby zajmują się przede wszystkim rolni­ctwem na własne potrzeby i generalnie pracują fizycznie jesz­cze w wieku 90 lat. Od wczesnego dzieciństwa rozpoczynają wytężoną pracę fizyczną i do końca są bardzo aktywni. Starzy ludzie mają bardzo wysoki status społeczny i aktywnie biorą udział w problemach i zadaniach społeczności lokalnej, tak jak u Hunzów i Abchazów.

Ich dieta jest niskokaloryczna, zawiera szczególnie mało tłuszczów i białek zwierzęcych. Typowy posiłek składa się z fa­soli, kukurydzy, ziemniaków, liści juki (bardzo bogate w skro­bię warzywo), zupy z bananów, chleba, owoców (takich jak: papaje, pomarańcze i winogrona) i czasem z bardzo niewielkiej ilości mięsa. Wszyscy piją produkowany we własnym zakresie rum i palą tytoń w niewielkich ilościach.

Na małej atlantyckiej wyspie Tristan da Cunha mieszkańcy nie znali próchnicy zębów ani reumatyzmu, żywiąc się jarzynami, owocami, mlekiem, mięsem i rybami. Od czasu jednak gdy Amerykanie zaczęli masowo dowozić tu białą mąkę i cukier, choroby te zaczęły się szerzyć z niezwykłą szybkością, a ogólny stan zdrowia bardzo się pogorszył. Takie samo „dobrodziej­stwo” wyświadczono wyspom hawajskim i wielu innym kra­jom, które uszczęśliwiono wytworami europejskiej cywilizacji. Indianie Tarahumara z Meksyku są również jedną z nielicz­nych społeczności żyjących w zgodzie z tradycją. Ich pożywie­nie składa się z pełnego zboża, fasoli, dyń oraz innych warzyw i owoców z najbliższego im otoczenia. Badania lekarskie prze­prowadzone wśród ludu Tarahumara nie wykazały u nich wy­sokiego ciśnienia krwi, otyłości, chorób serca, udarów mózgu ani innych chorób układu krążenia.

Krótko mówiąc, receptą na długowieczność są: prawidłowa dieta, ruch i wzajemna życzliwość. Cechy te z pewnością charakteryzowały naszych przodków, jak piszę dalej.
W Polsce przeprowadzono badania związane z odżywianiem się w okresie dzieciństwa wśród 756 starszych ludzi. Większość z nich pochodziła z biednych, wiejskich, wielodzietnych rodzin, a ich odżywianie w dzieciństwie było niedostateczne. Wśród 100 osób w wieku ponad 80 lat było 8 w wieku 83-95 lat z dobrą sprawnością fizyczną i umysłową. Po bardzo drobiazgowych wywiadach i dociekaniach ustalono skład i wartość odżywczą ich jadłospisu w okresie uczęszczania do szkoły podstawowej. Dzieci te cierpiały nędzę, a ich pożywienie było bardzo skąpe – według wyliczeń – średnio 1158 kcal na dobę. U jednego z ba­danych racje te były jeszcze mniejsze – 611 kcal. Dodać do tego trzeba owoce, do których te wiejskie dzieci miały dostęp zwłasz­cza latem i jesienią. Niektórzy z tych starszych ludzi podkreślali nawet, że bywały okresy, gdy żywili się prawie wyłącznie owo­cami. Obliczenia te potwierdzają oczywisty związek między odżywianiem się w dzieciństwie a zdrowiem na starość.

Teraz kilka słów na temat różnych diet cieszących się coraz większą popularnością.

Anopsologia
Kierunek ten zapoczątkował 26-letni szwajcarski fizyk Guy-Claude Burger, który będąc beznadziejnie chorym, uznał, że po­nieważ jego choroba jest wynikiem cywilizacji, to trzeba od tej cywilizacji odejść. Zaszył się więc na farmie w prymitywnych warunkach, gdzie objawy choroby zaczęły stopniowo zanikać, a po kilku miesiącach doszło do wyzdrowienia. Odczyt na ten temat wygłoszony przez Burgera w Akademii Medycznej w Pa­ryżu w roku 1983 rozpoczął kierunek odżywiania nazywany anopsologią.

Zaaprobowanie anopsologii wymaga całkowitego odrzucenia balastu tradycyjnego myślenia. Jest to bowiem czysty instynkt/ którym obdarzone są niemowlęta i małe dzieci i który jest zabijany poprzez wychowanie i tradycyjne odżywianie. Instynktowne odżywianie się oparte jest na założeniu, że natura obdarzyła nas węchem i smakiem, aby umożliwić nam zaspokojenie podsta­wowych potrzeb, a organizm ludzki wie, czego mu potrzeba lub czego mu brakuje. W anopsologii nie ma miejsca na przekony­wanie dziecka, że to wprawdzie niesmaczne, ale takie zdrowe. Jeśli nie jest smaczne, nie może być zdrowe, w danym momencie bowiem organizm nie ma na to zapotrzebowania. Za parę dni czy tygodni to samo może być smaczne i pociągające, bo zaspo­koi jakieś nowo powstałe niedobory w organizmie. Działanie ba­riery smaku bardzo dobrze zobrazować może sytuacja, w której dziecko np. je jabłko i nagle odkłada je na bok, na pytanie zaś, czemu nie je go dalej, odpowiada, że już mu nie smakuje. Zapo­trzebowanie zostało bowiem zaspokojone i dalsze jedzenie jest już zbędnym obciążaniem organizmu. Dziecko często jednak zo­staje niepotrzebnie zmuszone do zjedzenia jabłka do końca.

Od wczesnego dzieciństwa jesteśmy zmuszani do przeja­dania się. Takie działanie jest niewłaściwe, nie wolno bowiem kończyć tego, co nam nie smakuje i za żadną cenę nie wolno niszczyć bariery smaku, która stanowi nasz najcenniejszy me­chanizm obronny. Co ważne, nieprzejadanie się powoduje, że procesy biologiczne przebiegają sprawnie i harmonijnie bez po­wstawania produktów odpadkowych. Taki sposób odżywiania się uaktywnia system immunologiczny, a ponieważ nie obcią­ża ustroju, wyzwala ogromne ilości energii. Nie trzeba tu rów­nież mówić o odtruwaniu organizmu, bo samozatrucie naszego ustroju w ogóle tu nie występuje.

Przy takim żywieniu odpada właściwie przygotowywanie posiłków, ponieważ absolutnie wszystko zjada się na surowo – mięso, jajka, jarzyny oraz owoce. Mało kto wie, że słynny dr Albert Schweitzer chorował na cukrzycę. Za poradą dokto­ra Maksa Gersona przeszedł na dietę składającą się początko­wo wyłącznie z surowych soków jarzynowych i owocowych. Poprawa była tak znaczna, że w ciągu miesiąca można było odstawić insulinę.

Makrobiotyka
18-letni Japończyk Sakurazawa Nyoti, znany później jako George Ohsawa, skazany na śmierć przez oficjalną medycynę, szuka ratunku. Lekarze stwierdzają u niego gruźlicę płuc oraz jelit i przepowiadają mu zaledwie parę miesięcy życia. Młodego chłopca ratuje jednak książka o starodawnej medycynie orien­talnej. Stosując podaną tam dietę – opartą głównie na ciemnym ryżu, zupach i jarzynach – odzyskuje zdrowie, a umiera dopiero w wieku 73 lat.

Uratowany Ohsawa rozpoczął dogłębne studia nad filozofią i tradycjami orientalnymi i na tej podstawie opracował system wskazań, obejmujący całokształt życia, znany dziś jako makrobiotyka. Początkowo rozwijała się ona w Japonii, ale w latach 50. Ohsawa podróżował po Europie i Stanach Zjednoczonych z pre­lekcjami i wtedy rozpoczął się rozkwit makrobiotyki i w tych rejonach. Termin „makrobiotyka” nie był nowy, używał go już w początkach zeszłego stulecia niemiecki lekarz Christoph W. Hufeland w odniesieniu do europejskiego wegetarianizmu. Oh­sawa nadał mu jednak nowe, szersze znaczenie, tłumacząc go jako sztukę długowieczności i szerokiego poglądu na świat. Je­steś tym, co jesz! Tak brzmi naczelna zasada makrobiotyczna i rozumie się ją zupełnie dosłownie:
jeżeli jadasz tłusto, jesteś tłusty, a twój umysł staje się leniwy i ociężały,
– jeżeli jadasz zbyt kwaśno, stajesz się lękliwy, podejrzliwy i bezradny,
jeżeli jadasz zbyt słono, stajesz się niepohamowany i gwał­towny jak morskie fale,
– jeśli odżywiasz się w sposób zrównoważony, wtedy twoje ciało jest zdrowe, lekkie i wdzięczne, twoje życie duchowe i psychiczne staje się spokojne i pełne harmonii.

Przez wiele lat wmawiano nam, że warunkiem zdrowia jest regularne dostarczanie wielkich ilości białka, witamin i soli mineralnych. Wymyśliła to nauka zachodnia, która cały świat dzieli na drobne cząstki, a człowieka na poszczególne organy, które osobno bada i leczy, nie widząc całości i wzajemnego po­wiązania zjawisk. Ileż jest leków, które leczą jakiś organ, jedno­cześnie niszcząc cały organizm.

Makrobiotycy twierdzą, że ich sposób życia jest właściwy ludziom od tysięcy lat i chroni przed większością chorób, po­nieważ wzmaga i podtrzymuje siły odpornościowe organizmu. Przestrzegając diety makrobiotycznej, chudnie się i młodnieje, mimo spożywania dużej ilości węglowodanów. Piękna cera czy zgrabna figura nie są same w sobie celem życia, otrzymujemy je wraz ze zdrowiem jako skutek zrównoważonego, makrobiotycznego stylu życia.

Po śmierci twórcy makrobiotyki najbardziej aktywni w pro­pagowaniu tej metody byli jego uczniowie: Michio Kushi wraz z żoną Aveline i Herman Aihara. Według Michio Kushi i innych autorów efekty diety makrobiotycznej są wprost nadzwyczajne. Daje ona wysoki poziom energii, zdrowia i spraw­ności fizycznej, a lekkie niedożywienie mobilizuje organizm i zmusza go do lepszego funkcjonowania. Dobór diety jest indywidualną sprawą wyboru i dopasowania do aktualnych potrzeb i możliwości.

Naukowcy, lekarze i dietetycy wciąż na nowo odkrywają cudowne właściwości produktów makrobiotycznych. W jadło­spisie makrobiotycznym zawarte są wszystkie witaminy oraz wszystkie ważne składniki odżywcze w naturalnej postaci. W kapuście, pietruszce, bobie, soi, kaszy gryczanej, nasionach se­zamu, słonecznika, brokułach, migdałach, orzechach laskowych jest znacznie więcej wapnia niż w mleku, jajach, serach i jogur­cie, natomiast nasiona sezamu i siemienia lnianego mają prawie dziesięć razy tyle wapnia co mleko. Dodać należy, że w nasio­nach sezamu naukowcy odkryli substancję chroniącą przed nowotworami. Buraki ćwikłowe, pietruszka naciowa, bób, korzeń łopianu, korzeń imbiru, zielony groszek, cebula, zimowe odmiany dyni zawierają szczególnie dużo złożonych węglowodanów i mają ogromne ilości żelaza – pięć razy więcej niż mięso.

———————————

Dr Stanisław Rymsza
(Artykuł opublikowany w tygodniku „Ład” 27 października 1985 r.)

W związku z artykułem R. J. Baja pt. „Adwentyści wobec nowotworów” (Ład nr 33) poczuwam się do obowiązku moralnego i naukowego ukazania wyników moich badań biologicznych nad profilaktyką i autoterapią raka.

Tę wielką sprawę ogólnoludzką zapoczątkował drobny „prywatny” konflikt z medycyną, reprezentowaną przez kilku lekarzy pracujących w klinikach, którzy odmówili mi współpracy, „nie ufając nowinkom biologicznym”. Byłem więc zmuszony uciec się do testu publicznego. W styczniu i lutym 1954 r. w ramach akcji odczytowej TWP wygłosiłem cztery popularnonaukowe prelekcje otwarte o moich badaniach nad rakiem u zajęcy i królików oraz obserwacjach porównawczych chorych ludzi. Umówiłem się ze słuchaczami, aby donosili mi o każdym pozytywnym i negatywnym wyniku zastosowania przedstawionej im mojej metody sterowania samoleczeniem się organizmu w każdym przypadku (wykrytego przez specjalistyczną medycynę) raka u nich i ich bliskich. Odtąd w ciągu 25 lat otrzymałem 46 takich doniesień pozytywnych (guzki sutkowe — 32, nadżerki szyjki macicy — 8, guzy wątroby — 2, induratio penis — 2, nowotwór skóry — l, rak płuc — 1). Negatywnych zaś nie otrzymałem. A te contra factum non valet argumentum, więc nie czekając zaplanowanej początkowo setki (do bilansu procentowego), opisałem te godne uwagi owoce moich zignorowanych przez medyków „nowinek biologicznych” i rozesłałem komunikat do wszystkich uczonych parających się tą problematyką.

Był to wynik moich żmudnych badań: odkrycie nowej prawdy o specyficznej roli kwasu L-askorbinowego (C6H8O6) w tworzeniu się i funkcjonowaniu fagocytów, zdolnych do pożerania komórek rakowych. Mikrobiologicznicznie, ponad wszelką wątpliwość stwierdziłem, że ten kwas (acidum L-ascorbinicum), zwany witaminą C, przekształca bierne leukocyty, zwłaszcza neutrofilne w aktywne fagocyty, które drapieżnie bronią organizm przed wszelką infekcją zewnętrzną i przed neocytozą wewnętrzną, zakłócającą Jego genetyczny porządek rozwojowy, stabilnie zaplanowany w DNA. Pełne zaopatrzenie krwi i limfy w molekuły witaminy C tak potężnie uzbraja tworzące się pod jej wpływem fagocyty i makrofagj, że absolutnie żadne obce mikroorganizmy nie są zdolne rozwijać się w jej środowisku osmotycznym. Tu fagocyty przy pomocy witaminy C rozpuszczają (rozmiękczają) ścianki niepotrzebnych komórek egzogennych (mikroby chorobotwórcze) i endogennych (tkanki martwicowe, neocyty i neoplazy rakowe), a następnie je pożerają, same przy tym ginąc i trupami swymi wypełniając gruczoły chłonne, skąd są systematycznie wydalane do moczu jako tzw. „ciała ropne”, znane powszechnie z elementarnych analiz lekarskich.

W świetle tej prawdy o kwasie L-askorbinowym witamina C, może śmiało awansować do rangi wymarzonego przez ludzkość panaceum. Jeżeli wszyscy będą mieli zawsze swoją krew nasyconą witaminą C, to nie tylko rak, ale również inne dolegliwe cierpienia (grypa, katar, torbiel przyzębna, szkorbut etc.) zostaną wykreślone z rejestru chorób człowieka. Są tu jednak pewne bardzo istotne restrykcje, które przeoczają inni badacze (np. Pauling). Dlatego ich wyniki są połowiczne, a wnioski błędne. Przede wszystkim trzeba sobie uświadomić, ze witamina C nie jest lekiem sensu stricte, lecz koniecznym składnikiem organizmu, jak woda (H2O) i sól (NaCl), których naturalne uzupełnienie należy do kulinarii — nie do terapii. Dopiero brak tych składników lub ich niedobór wywołuje stany chorobowe, wymagające ingerencji medycyny. Takim właśnie deficytowym składnikiem krwi człowieka jest dziś kwas L-askorbinowy (C6H8O6), którego ubytek powiększa się coraz bardziej w miarę postępu technizacji życia codziennego (wibracja, promieniowanie, hałas, ultradźwięki) i chemizacja pokarmów (konserwacja, dezynfekcja, dezynsekcja). Szczególnie szkodliwa tu jest pironizacja żywności, zapoczątkowana wkrótce po wynalazku ognia, a dziś doprowadzona do perfekcji. Surówki spożywa człowiek coraz rzadziej. A więc, w rezultacie deficytu witaminy C w jego krwi, rozwijają się tzw. „choroby cywilizacyjne”, pośród których rak zajmuje czołowe i najgroźniejsze miejsce pobudzając uczonych (Rosenthal, Galio) do snucia najbłędniejszych hipotez i teorii. Np. nie wiedzą oni, że modny dziś interferon jest bezwartościowym odpadkiem (askorbinofagocytozy) antagonistycznych wirusów, a więc „śmieciem” witaminy C.

Rola witaminy C w organizmie Jest dwojaka. Primo: Jest ona konieczna jako czynnik (enyzm askorbinaza) metabolizmu, bez którego proces życia (przemiana materii) byłby niemożliwy. Secundo: służy fagocytom i makrofagom jako niezbędne narzędzia obrony organizmu przed egzo- i endoinfekcją. Stosownie do tej dwoistej funkcji witaminy C, jej zapas w organizmie dzieli się niejako na dwa magazyny. Pierwszy — bazowy, konstytutywny, stały, metaboliczny, nienaruszalny (na rzecz drugiego). Drugi — obronny, niestały, ilościowo zmienny, w zależności od dopływu z zewnątrz, z pokarmów, zużywalny po zaspokojeniu zapotrzebowań pierwszego (po jego nadmiarze ilościowym).

Normalnie organizm sam wytwarza witaminę C dla obu tych „magazynów” w dostatecznej ilości. Niestety. cywilizacja techniczna permanentnie utrudnia to wytwarzanie oraz niszczy (denaturalizuje) potrzebne do tego surowce pokarmowe. Stąd wiele ludzi nie posiada dostatecznego stężenia witaminy C we krwi, wystarczającego na zaopatrzenie obu tych „magazynów” stale się opróżniających wskutek procesu życia i obrony fagocytarnej. Cywilizacja techniczna prowadzi do tego, te zapas witaminy C zabezpiecza już tylko zaspokojenie konstytutywnych potrzeb metabolizmu i to w coraz uboższym zakresie Na potrzeby obronne mamy jej coraz mniej. Wynaturzony przez technikę i starzejący się organizm wytwarza ją coraz skąpiej, a schemizowane pokarmy dostarczają coraz mniej surowca, przydatnego na to wytwarzanie. Oba te nieszczęścia idą w parze! Na ich tle powstają różne choroby zakaźne, które medycyna nauczyła, się zwalczać za pomocą osobnych szczepionek. Ale wobec neocytozy kancerogennej okazała się bezradna, wskutek niewiedzy o istotnej roli witaminy C w organizmie, gdzie ona stanowi uzbrojenie fagocytów, zabijających i pożerających wszelkie niepotrzebne komórki (neocyty, mikroby, nekroby).

Odkrycia tych niepodważalnych prawd o witaminie C dokonałem na zasadzie: necessitas mater, studiorum. W roku 1952 lekarze stwierdzili, że mój najbliższy przyjaciel jest chory na „raka wątroby z przerzutem na płuca”. Zaproponowali jako jedyny ratunek chirurgiczne usunięcie guza oraz rentgeno- i chemioterapię z gwarancją życia przez 2 lata po operacji. Odrzuciłem tę „łaskę” medycyny i jako biolog na własną rękę podjąłem walkę ze śmiercią człowieka, poświęcając badaniom ponad 400 królików, co zawdzięczam pomocy prof. Jana Dembowskiego, który uwierzył w moją hipotezę intuicyjnie. Po wielu eksperymentach stwierdziłem, że 88 proc. rakowatych królików powróciło do zdrowia po wprowadzeniu dużych dawek witaminy C do ich pożywienia. Dalsze próby, już po wyeliminowaniu dostrzeżonych błędów transplantacyjnych, wykazały 100-procentowe wyzdrowienie zwierząt, dożywianych witaminą C. Podkreślam: dożywianych! — nie leczonych! Onkolodzy bowiem pouczyli mnie, że witamina C jest lekiem za mało toksycznym, więc nie zatruje raka(!)

Równolegle z królikami i mój najbliższy przyjaciel został w ten sam sposób uratowany od niechybnej śmierci, prognozowanej przez medycynę. Już w styczniu 1954 r. był on prawie zdrowy: z płuc całkowicie zniknęły wszystkie 4 guzki wielkości fasoli, a na wątrobie guz (wielkości mandarynki) zmalał do rozmiarów orzecha laskowego. Po następnym roku rtg nie wykazał Już żadnych zmian. A niedoszły „umarlak” jest dziś uosobnieniem zdrowia i siły (mężczyzna ten liczy dziś lat 89. 180 cm. 89 kg). Przez ostatnie 25 lat, odkąd pozbył się swego raka. nie chorował ani razu, nawet na katar — wyraźnie odmłodniał. A to dzięki witaminie C, której dawkę obliczyłem mu na 9 g dziennie krystalicznego kwasu L-askorbinowego, rozpuszczonego w litrze wody z cukrem. Po wyzdrowieniu pacjenta redukowałem stopniowo tę dozę aż do 2 g. które utrzymałem, na stałe jako minimum profilaktyczne, wykluczające nawrót nowotworu — co również wybadałem na zwierzętach. A więc (uczciwie wyprodukowanych przez „Polfę”) 18 drażetek a 0,2 g witaminy C dziennie całkowicie zabezpiecza mu zdrowie przed nowotworami, ale również przed innymi chorobami i schorzeniami.

Jako wskaźnik kontrolny nasycenia organizmu kwasem L-askorbinowym przyjąłem jego śladową obecność w urynie. Kto w moczu ma kwas askorbinowy, temu nie grozi rak ani inna choroba. Zrozumiała więc jest naiwność amerykańskich uczonych (np. Burzyńskiego), którzy z moczu wypreparowują ten nadwyżkowy odpadek witaminy C jako specyficzny „antyneoplaston”. Przecież to substancja już mało aktywna biochemicznie, „zmęczona” pracowitą wędrówką po organizmie! Ale oni tego nie rozumieją i nie wiedzą, że to odpad witaminy C.

Odkrywszy tak niezwykłe walory witaminy C, przeprowadziłem bardzo dokładne badania mikrobiologiczne i biochemiczne nad jej działaniem. Tu m. i n. okazało się, że jest ona bardzo wybredna i kapryśna pod względem „towarzyskim”. We krwi nie znosi ona obecności alkoholi, alkaloidów, glikoalkaloidów. sulfamidów etc. Pod ich wpływem struktura kwasu L-askorbinowego ulega przekształceniom izomerycznym i traci niektóre atomy, przemieniając się w kwas dihydroaskorbinowy (C6H6O6) albo w inne bezwartościowe „askorbiniaki” (kwasy: d-askorbinowy, L-izoaskorbinowy, d-izoaskorbinowy), których mieszaninę fabryczną sprzedają apteki pod nazwą „witamina C”, ale bez literki „L” przed nazwą łacińską: acidum ascorbinicum. To pociąga za sobą bezskuteczność terapeutyczną i profilaktyczną tej handlowej witaminy C. A w organizmie traci ona wszelką wartość ochronno-fizjologiczną, gdy spotyka tam różne „używki” przyjemnościowe, nie stanowiące pokarmu.

A zatem kto chce mieć w swoim organizmie prawidłową gospodarkę askorbinową, gwarantującą absolutne zdrowie pod każdym względem, ten musi zrezygnować z wielu rozkoszy „cywilizacyjnych”, jakimi codziennie zanieczyszcza swoją krew (alkohol, nikotyna, kofeina, solanina etc.). To jest warunek konieczny skuteczności działania witaminy C. którą należałoby ustawowo wprowadzić do wszystkich produktów spożywczych, poddając je askorbinizacji przemysłowej. Bo tylko w ten sposób wszyscy ludzie będą mieli krew nasyconą tą witaminą bez uciążliwej konieczności łykania drażetek. Opłaciłoby się to wielokrotnie bardziej niż budowanie kosztownych ośrodków onkologicznych — albowiem tańsze jest zapobieganie aniżeli leczenie.

Aby uniknąć nieporozumień powtarzam, że tylko jeden kwas askorbinowy jest witaminą C, chociaż wszystkie one mają identyczny wzór ilościowy (C6H8O6), z wyjątkiem dihydroaskorbinowego (C6H6O6). Różnica polega na budowie molekuł (drobin) tych kwasów. Prawdziwa witamina C musi mieć literkę „L” przed swą nazwą: acidum L-ascorbinicum. To jest klucz do zagadki, na której załamują się badania i odkrycia wszystkich uczonych. A ich kosztowny interferon jest mało skuteczny, bo to odpad fagocytarny kwasu L-askorbinowego. powstający przy antagonizacji wirusów.

Dr STANISŁAW RYMSZA

———————————

Hovara opowiada, jak jej siostra wyleczyła się z grypy sokiem z kiszonych ogórków (domowych i ekologicznych):

Na początku ubiegłego roku moja siostra podłapała grypę, była to bardzo ciężka postać grypy. Miała biegunkę, nudności, kaszel i gorączkę. Bolały ja wszystkie kości i miała okresowo duszność. Leżała z grypą juz dwa dni, bardzo osłabła, kurowała się aptecznymi lekami i nic. Po trzech dniach nie miała siły wstać z łóżka. Gdy ją odwiedziłam trochę się przeraziłam i chciałam dzwonić na pogotowie. Zawsze jak idę do rodziny to coś tam swojego domowego niosę. Tym razem wzięłam słoik ogórków kwaszonych, własnej roboty. Ogórki z pewnego źródła bez nawozów. Siostra widząc ogórki, oznajmiała, że nie ma apetytu na ogórki, ale ma wielką ochotę na wodę z ogórków i wypiła najpierw pól szklanki, potem za jakiś czas trochę więcej. O dziwo po dwóch godzinach wrócił jej apetyt, zaczęło się jej odbijać i spadła gorączka. Na drugi dzień czuła się już dużo lepiej. W sumie wypiła ok 1,5 litra kwaszonej wody z ogórków.
Nie wiem jak ta woda kwaszona zadziała na innych, ale warto to przetestować, jak nic innego nie pomoże. Lepiej to, niż drogi lek za blisko 300zł, który promuje wiadoma firma.
Moje ogóreczki robię tak:
Myję upycham do słoja, dodaję laseczki chrzanu, koper i czosnek (na litr duży ząbek i dwie laseczki chrzanu, grubości małego palca, koper-pół górnego “kwiatu”). To wszystko zalewam gorącą przegotowaną wodą z solą (łyżka stołowa na litr). Sól gruboziarnista, w tym roku zrobiłam z solą himalajską, są przepyszne i się nie psują.
Być może kwasielica z ogórków, również innym pomoże na grypę ;-)

———————————

Tabelka 5 przemian

5przemian

———————————

Autentyczne historie ludzi, którzy skutecznie i bezpiecznie, a co najważniejsze, raz na zawsze pozbyli się raka i innych, tzw. nieuleczalnych chorób bez pomocy medycyny alopatycznej:

Nieuleczalni – wstęp

Marlene Marcello McKenna i czerniak złośliwy z przerzutami

Rak płuc z przerzutami, czyli historia Janet Sommer

Profesor Oxfordu i terapia dr Gersona

Billy Best i chłoniak Hodgkina

Za młoda, by umierać

„Mam wolną wolę, więc wybrałem życie” – książka „Głodny anioł” Stanisława Karolewskiego. Nakład wyczerpany, ale jeśli wykażecie się sprytem zdołacie zdobyć swój egzemplarz, bo to lektura, którą bardzo gorąco polecam!

Jak w 90 dni pokonałem raka

Naukowcy odkrywają witaminę B17 (Laetrile)

Walter Last – „Kulisy leczenia nowotworów przez oficjalną medycynę”

Zabijanie pacjentów w imię naukowej medycyny jest sztuką lekarską, a skuteczne przywracanie zdrowia metodami naturalnymi jest przestępstwem

Michael Collins i retinopatia cukrzycowa, z serii „Nieuleczalni”

Zatruwa cię bisfenol A

———————————

Blogi ludzi wyleczonych z rzekomo nieuleczalnych chorób:

Żyj bez candida wstrząsająca, ale szczęśliwie zakończona historia dziewczyny, która ciężko chorowała od 14 roku życia, rzekomo na zaburzenia hormonalne, a lekarze nie dawali jej żadnej nadziei na wyzdrowienie. Mały fragment jej historii:

Kiedy pytałam się lekarzy „czy jest jakiś lek na wyleczenie?” słyszałam: „niestety nie ma takiego leku bo nie da się tej choroby wyleczyć tylko zahamować żeby nie postępowała”.

Diagnoza podcięła mi skrzydła. W 2007 roku okazało się, że mam torbiele na tarczycy, choroba zamiast chociaż „ciut“ zatrzymać się postępowała nie ubłagalnie dalej. W 2008 roku pierwsza operacja i diagnoza: torbiel czekoladowy i zrośnięte wszystkie organy. Dostałam cudowny lek miało być dobrze. Uwierzyłam. Owszem na usg wszystko było pięknie – książkowo, ale po pół roku przeprowadzono kontrolną laparoskopię i znowu nie dobrze! Choroba nadal postępowała. Kolejny wyrok: zrośnięte jelito grube z macicą i jajnikiem. W kolejnych latach co pół roku leczenie szpitalne i nic…kompletnie nic… żadnej najmniejszej poprawy. Przez 1,5 roku aby normalnie funkcjonować musiałam brać całą garść leków przeciwbólowych w tzw. „końskich dawkach” aż do 2011 roku. Wtedy nastąpiła kulminacja, czyli kolejna operacja, która notabene też nic nie dała. Dalej wszystko zrośnięte, nawet nie pomógł zastrzyk przeciw zrostom. Powoli zaczęłam się przyzwyczajać do tej „chorej sytuacji“ i nie zdziwiłam się gdy po raz kolejny podano mi “cudowny lek hormonalny”. Choroba i jej leczenie przeistoczyło się w istny horror… woda w organizmie i problemy z jedzeniem.

Autorka bloga jest dziś zupełnie zdrowa. W blogu opisuje, w jaki sposób odzyskała zdrowie i jak dba o nie obecnie.

Rak Jest Uleczalny! czyli kolejny dowód na to, że terapia Gersona jest skuteczna!

———————————

Linki i filmy:

Lekarstwo na raka (radykalne oczyszczanie limfy metodą NIA)

Terapia dr Maxa Gersona

Medycyna komórkowa dr Matthiasa Ratha

Nowa Germańska Medycyna (doktor Gerd Ryke Hamer wyjaśnia, jakie są przyczyny raka)

Po prostu na surowo. Cofanie cukrzycy w 30 dni!

Caldwell Esselstyn – Jak zatrzymać choroby serca?

Prawdziwa historia witaminy D

Prof. Thomas Szasz ostrzega przed dzisiejszą psychiatrią

60 proc. badań klinicznych w Polsce i UE zawiera nieprawdziwe dane

Heretycy Nauki

Człowiek z wewnątrz ujawnia tabu leczenia

Dlaczego lekarze umierają inaczej

Miliony osób zostały błędnie poddane leczeniu „raka” – przyznaje Raport Narodowego Instytutu Raka USA

Drugi rzut nowotworów po chemioterapii

Solfeggio, uzdrawiające częstotliwości

174 Hz – uwalnianie od podświadomych lęków
285 Hz – optymalne zdrowie, leczy rany i fizyczne dolegliwości
396 Hz – uwalnia od strachu i poczucia winy, uziemia
417 Hz – transformuje, usuwa negatywne wpływy z przeszłości, pozwala ruszyć naprzód
528 Hz – częstotliwość cudów, naprawia DNA, zwiększa jasność umysłu, kreatywność, prowadzi ku oświeceniu
639 Hz – częstotliwość relacji międzyludzkich, pozwala połączyć się z własnym ja, pomaga tym, którzy mają problemy w relacjach z innymi
741 Hz – budzi intuicję, oczyszcza ciało z toksyn, wirusów, bakterii i grzybów, pomaga zmienić nawyki żywieniowe
852 Hz – pobudza siły wewnętrzne, ułatwia samorealizację, pozwala uwierzyć w siebie i ruszyć naprzód
963 Hz – częstotliwość szyszynki, oczyszcza ją, aktywuje trzecie oko, budzi duchowość i odczucie niewidzialnego

Częstotliwości solfeżowe – tu są dokładnie omówione wszystkie leczące częstotliwości

4 699 komentarzy do “Zdrowotny Hyde Park czyli wolna dyskusja na temat zdrowia

  1. Adopcja to świetny pomysł. Można adoptować dziecko, ale można też pieska lub kotka, a w ostateczności nosorożca lub słonia. Wprawdzie w domu się nie zmieści (dobre dla ludzi, którzy mają za małe mieszkanie dla psa), ale odwiedzanie go w ZOO jest bardzo uzdrawiające.

  2. Z mojego wlasnego doswiadczenia wynika, ze zakochanie sie w drugim czlowieku lub zwierzaku depresje rozwiaze polowicznie, a raczej ja uspi. Robimy wtedy blad, ze obiektu tej milosci czepiamy sie wszystkimi pazurami a robimy to wlasnie z tego powodu, ze ma nas wyleczyc z dolka, w ktorym utkwilismy. Po pewnym czasie od tego zakochania sie – ja przynajmniej tak zauwazylam – ze to wcale nie jest lekarstwo, bo partner zaczyna byc jakis inny, niz sobie go wyobrazilam, ze mial byc. Moja kolezanka musiala(?) uspic swojego ukochanego psa, po ktorym 3 miesiace nie mogla dojsc do siebie, szlochala bez przerwy i byla potwornie nieszczesliwa a i dzisiaj jeszcze potrafi miec atak placzu i mowi, jak jej psiny okropnie jest brak i jak teskni. Zakochiwania sie kazdy z nas doswiadczyl nie raz ale malo kto z nas doswiadczyl prawdziwej milosci. My myslimy, ze tej milosci trzeba szukac na zewnatrz, ze ktos ma nam jej dostarczyc, a nie szukamy jej w sobie. Brak milosci do siebie, akceptacji siebie, odrzucenie siebie, itp. sa przyczyna szukania jej poza soba i tym samym przyczyna depresji. Postrzegamy swiat jako nieprzyjazny i sie od niego odcinamy. Uwazam, ze najlepszym lekarstwem jest poszukanie przyczyn w sobie jako ze swiat jest odbiciem mojego wlasnego wewnetrznego zycia. Ja mysle, ze kazdego z nas predzej czy pozniej dopadnie depresja, szczegolnie tych, ktorzy nigdy nie zastanawiali sie nad sensem zycia, bo popadajac w depresje zaczynamy sie wlasnie nad tym pytaniem zastanawiac. Wielu nie zdaje sobie z tego sprawy, ze depresja jest „palcem bozym”, ktory chce Cie na cos pokierowac, na inna sciezke zycia, inna niz ta, ktora obrales. Doswiadczales wzlotow i porazek, miales nadzieje na kolejny wzlot, bo uznales, ze styl zycia jaki wszyscy naokolo prowadza to jest wlasnie zycie i na tym ono polega, a tu sie nagle okazuje, ze tego oczekiwanego wzlotu jakos nie ma i nie ma a za to jest dolek, w ktory wpadles. Wiec zamiast przyjrzec sie temu „zyciu” i przynaleznym mu w tej formie zasad jego stosowania, ktore narzucil system, ktoremu sie poddalem i uznalem za jedynie wlasciwy, leci sie po pigulki antydepresyjne i nie dociera sie do chorej duszy (niektorzy wcale nie wiedza, ze ja w ogole maja). Wedlug mnie osoba w depresji otrzymala grunt pod nogi do zaczecia przygladania sie sobie i swojemu zyciu – nie pod katem krytyki a pod katem znalezienia innej perspektywy. Sam proces ozdrowienczy jest bardzo indywidualny szczegolnie czasowo, bo to zalezy od tego jak szybko chce sie otworzyc na poznanie czegos, co mnie w jakis sposob przeraza bo do tej pory znalo sie tylko jedna strone medalu a tu trzeba sie przyjrzec tez i drugiej, tej „ciemnej”, ktora chce sie wydobyc na swiatlo dzienne a przede wszystkim zdac sobie sprawe z istnienia tej drugiej strony medalu. To wymaga odwagi. Jednak czlowiek w ciezkiej depresji czesto rozmysla tez i o zakonczeniu tego miernego zywota, wiec wlasciwie nie majac juz nic do stracenia, co mu szkodzi zajrzec za wlasna kurtyne zbudowana z iluzji? Wcale nie twierdze, ze to latwa droga ale smiem twierdzic, ze warto z niej skorzystac. Swego czasu probowalam tez i prochow, ktore niczego mi nie zmienily bo moja dusza byla ciagle chora. Nagle zaczely mi wpadac w rece lektury, ktore staly sie dla mnie pomoca. Kiedys z tych lektur bym sie smiala, a nagle okazalo sie, ze rozumiem o czym w nich jest mowa. To bylo takie niesamowite ze w trakcie czytania ze szczescia sie nie raz poplakalam! Zaczelam wychodzic z cienia na swiatlo! Po drodze mialam tez w rekach ksiazki New Age ale te od razu zauwazylam, ze usiluja mnie sprowadzic na nowe manowce. Poprostu czytajac je nie odczuwalam wewnetrznego komfortu wiec wszystkich sie pozbylam. Nie bede tu zadnych ksiazek sugerowac, bo kazdy musi sobie sam wybierac az trafi na taka, ktorej tresc zacznie do niego docierac. Najlepiej jest sie wybrac do ksiegarni z dobrze zaopatrzonym dzialem ezoterycznym i zaczac tam grzebac. Przekartkowac na miejscu kilka roznych ksiazek i na pewno cos w reku zostanie. Od tej ksiazki nalezy zaczac a pozniej juz samo pojdzie. Zrobic ten pierwszy krok w nieznane. Zaznaczam, ze nic na sile nie da sie zrobic, to jest proces, ktory potrzebuje czasu i nie nalezy sie zrazac i wpadac w zwatpienie „ja tego nie rozumiem” czy „jak mam to osiagnac bo juz bym chciala”. Malymi kroczkami. Jesli w trakcie czytania poczuje sie wzruszenie, to najlepszy znak na to, ze idziesz w dobrym kierunku. Ale to tylko kierunek i droga a nie cel. Nie ma celu jest poznanie. Po pewnym czasie depresja sama sie wyleczy, wroci apetyt i chec do zycia. I jeszcze jedno, stronienie od ludzi nie jest samo w sobie zle. Czasami wlasnie tego potrzeba zeby moc zajac sie soba. Jak juz sie do siebie dotrze, to i ludzie nie beda „przeszkadzac”. Nie nalezy tego co ja tu napisalam odczytywac jako jedyna wlasciwa recepte. Napisalam tylko o tym co mi pomoglo.

  3. Kontra Systemowi pięknie napisałaś. Ja właśnie to chciałam zasugerować, tylko mam problem z wyrażaniem myśli i intencji. Nie można kochać kogoś jak się nie kocha siebie, to taka podstawa. Drogi do tego są różne i dla każdego inna.
    Zwierzaczek generalnie pomaga się otworzyć, zaczynamy mówić do niego, do siebie i dalej to już jest prościej.

  4. Nie da się żyć bez miłości. Jeśli nie ma pod ręką nikogo, kogo można kochać (bo dzieci wyniosły się z domu, a mądra matka wie, że nie wolno ingerować w ich życie), wtedy zaproszenie zwierzątka lub sierotki do rodziny może być mądrym pomysłem. Mądry człowiek wie, że każde stworzenie jest śmiertelne, więc i zwierzątko nie jest wieczne. Należy więc je kochać dopóki jest i pozwolić mu odejść (i z filozoficznym spokojem pogodzić się z tym), gdy przyjdzie jego pora. Mądry człowiek wie również, że prawdziwa miłość daje kochanemu obiektowi wolność. Życie bez miłości jest bez sensu. Kto nie kocha i nie zaznaje miłości ten usycha jak roślinka bez wody. Ludzie wpadają w depresję, chorują i umierają, bo po odejściu dzieci z domu tracą poczucie sensu życia. Należy więc szybko wykombinować coś, co temu życiu nada nowy sens. Można zacząć od zwierzątka, a potem pomyśleć co dalej.

  5. Kochani, dziekuję wszystkim za rady. Naprawdę mądrze piszecie. Muszę to wszystko przemyśleć. Póki co dziś rano pobierałam energię 🙂 Staram się wierzyć, że uporam się z tym dziadostwem…

  6. Ewa

    Za Kalandrafel – tylko z drobna zmianą – poszukaj Faster EFT, albo Robert Smith. Sprawdziłem na sobie – dużo prostsze i szybsze niz eft (swoją drogą genialne). Są filmiki tłumaczone na polski, cały wykład w Polsce, dokładne wytłumaczenie różnic.
    A na YT , po angielsku, kilkaset (teraz już chyba ponad 700) filmików z opiniami i pracą z konkretnymi przypadkami – pomocne hasło „HealingMagic”

    powodzenia:)

    p
    m

  7. @Ewa, dla pocieszenia moge Ci powiedziec, ze ja jak popadalam w depresje to tracilam na wadze 12-15 kg w ciagu dwoch miesiecy a nigdy nie nalezalam do osob z nadwaga, Cale zycie bylam szczupla, no to sobie wyobraz jak ja wygladalam jak tyle kilogramow ze mnie zeszlo. Musialam zmieniac garderobe bo wszystko na mnie wisialo, w normalnym dziale damskim nic dla mnie nie bylo, wiec chodzilam do dzialow mlodziezowych. Jaja jak berety! I latwiej mi bylo pozbyc sie kilogramow jak je pozniej zyskac. Jak chcesz poczuc glod to mozesz sprobowac oszukac zoladek. Robi sie to tak, ze zujesz gumy (najlepiej z xylitolem i uwaga na aspartam). Jak jest cos w ustach, co pobudza dzialanie sliny, to zoladek dostaje sygnal, ze ma sie przygotowac do trawienia. Poniewaz nic nie dostaje poza sygnalem, po jakims czasie zaczyna w zoladku zsac i wtedy siega sie po cos do zjedzenia. Dobre jest tez stosowanie przypraw podnoszacych apetyt jak np. cynamon i gozdziki (ugotowac sobie kompot), bazylia, tymianek (np. posypac sobie na pomidory), imbir, jalowiec, kolendra, majeranek, poza tym apetyt pobudza smak kwasny, pikantny i gorzki. Staraj sie przebywac na lonie przyrody, nie zapominaj o sloncu bo to i dobra energia i wit. D zwalczajaca depresje. Nie boj zaby, zycie jest dla nas laskawe!

  8. @Ewa-(45)- nie chce sie powtarzac, ale masz klasyczne objawy sugerujace nietolerancje glutenu lub wrecz celiaklie tzn. depresja, anemia, niskie zelazo, niski poziom witamin i mineralow, wychudzenie, problemy jelitowe, brak apetytu. Nietolerancja glutenu moze sie pojawic w starszym wieku nagle po ostrej infekcji, tak jak u ciebie. Moglas tez miec ja od lat, ale dopiero infekcja gwaltownie nasilila objawy. Gluten i inne bialka wchodzace w sklad pszenicy, zyta i innych zboz glutenowcyh niszcza ci jelita, co powoduje uposledzone wchlanianie substancji odzywczych (stad anemia, niskie zelazo itd). Brak pierwiaskow sladowych i innych substancji odzywczych we krwi prowadzi tez do depresji. Gluten jest rowniez neurotoksyna i samo to moze wywolywac depresje lub objawy neurologiczne.
    Obecnie w Kanadzie niskie zelazo we krwi jest waznym kryterium w ustalaniu diagnozy celiaklii. Pamietaj, ze badania moga nic nie wykazac, bo niestety nie ma dobrych i niezawodnych testow. Najlepszy test to wyrzucic z diety gluten na miesiac lub dluzej I zobaczyc jakie sa efekty. Jesli dobre, to wyrzucic z diety na zawsze.
    Obecnie jest bardzo duzo zrodel na internecine dla ludzi cierpiacych na celiaklie I nietolerancje glutenu, nawet w jezyku polskim. Jest to rosnaca epidemia ze wzgledu na to ze zboza zostaly sztucznie tak zmodyfikowane, ze zawieraja ogromna ilosc niszczycielskich bialek, gluten jest tylko jednym z nich.

  9. Hehe, zgadza sie, ze Amerykanie nalogowo zuja gume ale nie na pusty zoladek. Ich zoladki sa caly czas pelne, wiec ich po gumie nie ssie. Uczucie ssania zoladka wystepuje przy zuciu gumy wtedy jak nic w nim poza gotowymi do pracy sokami trawiennymi nie ma.

  10. Ewo, kiedyś tu na blogu ktoś zwracał uwagę, że zwykła sól tez może być przyczyną depresji i najlepiej ją zastąpić morską, tylko nie wiem jak z tymi substancjami przeciwzbrylającymi?

  11. Polska szara sól kłodawska bez jodu (trudno taką znaleźć, ale bywa w niektórych supermarketach) jest tania, zdrowa i „nasza”. Uważam, że to, co pochodzi z tej samej materii, z której i my pochodzimy (z polskiej) jest najlepiej dopasowane do naszych organizmów. Sól kamienna to też sól morska – powstała z wyschniętego morza. Według makrobiotyki powinno się jeść to, co pochodzi z okolic nie dalszych, niż 30-50 km wokół miejsca zamieszkania, ale sól, ryż i glony są wyjątkiem i mogą być importowane. Ja ostatnio używam soli potasowej. Na razie nie wiem, czy jestem od tego zdrowsza, ale chyba faktycznie ciśnienie się od tego reguluje.

    Mam pytanie: czy ktoś z tu obecnych umie zrobić pasztet z grochu lub fasoli, który się nie kruszy?

  12. Co do pasztetu: wprawdzie nie robilam ani takiego co sie kruczy ani takiego co sie nie kruszy, ale podpowiedzialabym ryz uzywany na risotto (okragly) bo sie rozkleja i, ze sie tak wyraze, kituje czyli skleja pozostale skladniki. Moglyby tez byc ziemniaki ale tak ryz jak i ziemniaki to weglowodany i nie wiem czy pasuje do wyoskobialkowych dan typu groch czy fasola. Mozna tez sprobowac dodania utartych i podsmazonych warzyw (marchew, seler, cukinia, por), co ja robie do moich wegetarianskich golabkow, ktore jakos trzymaja sie kupy (no ale jest tam wlasnie albo ryz albo kasza). Kasze tez dobrze moga skleic (np. jaglana albo gryczana, ktore powinny byc ugotowane nie na sypko wiec z wieksza iloscia wody i pozostac kleiste) ale to znow moze sie gryzc z bialkiem. Innych pomyslow nie mam.

  13. Okrągły ryż! Faktycznie, klei się jak diabli. Z tym niełączeniem białka ze skrobią to chyba chodzi o białko zwierzęce. Roślinne chyba nie podlega temu prawu, bo w każdej bogatej w skrobię roślinie jest też białko. Spróbuję z ryżem.

  14. @45 Ewa. Z depresji wyleczyła się córka Niereligijnej dzięki soli kamiennej szarej. Ja depresji raczej nie miałam, ale po poście Niereligijnej, będąc w Polsce kupiłam zapas soli w Wieliczce przy Kopalni Soli. Używając tej soli czujemy się jakoś tak lepiej. Wróciliśmy z Grecji lekko zaokrągleni ale po dwóch dniach solenia szarą solą ciała wróciły do normy. Na jesieni wybierzemy się do Kłodawy po sól.
    Przy okazji, dwa tygodnie na Lesbos minęły bez jednej smugi na niebie. Naprawdę cudowny czas pod czystym niebem. Lesbos jest wyspą bez masowej turystyki lecz większość odwiedzanych przeze mnie plaż była pełna plastikowych śmieci. Poznana tam Walijka powiedziała nam, że przez rok mieszkała w Maroku nad oceanem i tam plaże codziennie były pełne odpadków.
    W wielu miejscach w Grecji widać pojemniki do recyklingu śmieci, które pełne są śmieci mieszanych. Z tym recyklingiem to musi być wielka ściema. To samo widzę w Irlandii i to samo będzie w Polsce. Po prostu umysły maluczkich są zajęte segregacją a wielcy tworzą korporacje recyklingu. Nie chcę marudzić. Jestem na etapie życia huną. Maria mnie przekonała. Na nic narzekanie i odkopywanie nieboszczyków. Przykład; zabukowane auto czekało na nas przed lotniskiem na Lesbos, do spisania umowy potrzeba prawo jazdy mojego partnera. Ten załamany stwierdza: zostało w Dublinie. Pracownik wypożyczalni nie poddaje się i prosi mnie o prawo jazdy (posiadam takowe ale nie prowadzę od lat). Nie mówię, że moje prawo jazdy od dwóch lat jest nie ważne (noszę okulary więc muszę przedłużać co 5 lat). Umowę spisaliśmy na mnie. Wyjeżdżając spod lotniska umówiliśmy się: huna, wspaniałe wakacje bez problemów. Cztery dni później zatrzymuje nas policja i prosi kierowcę o prawo jazdy. Udajemy, że szukamy, ja szukam umowy z wypożyczalni. Nie znalazłam i mówię, przepraszam wszystkie dokumenty zostały w hotelu. Policjant odpowiedział: ok. możecie jechać. Wakacje mieliśmy udane bez problemów. Huna działa.
    Ewa, może też zerknij na hunę.

  15. Ech, z tymi śmieciami… przez ostatnie tygodnie Polska żyje tylko ustawą śmieciową. I faktycznie, ona jest śmieciowa, tak jak śmieciowe umowy. Jedno wielkie oszustwo i nic więcej. Kiedyś zbieraliśmy butelki i słoiki, bo można je było odnieść do skupu i odzyskać trochę grosza. Złom stalowy zawsze był cenny, więc też się go zbierało. Za makulaturę można było dostać bezcenny papier toaletowy. Czyli, że zbieranie tych odpadów jest zajęciem DOCHODOWYM. Te firmy, które je zbierają ZARABIAJĄ na tym, wiec dlaczego my mamy im jeszcze PŁACIĆ? Podwójne złodziejstwo! Każą nam to segregować, co jest stratą czasu, a kiedy przyjeżdża samochód firmy od śmieci okazuje się, że wszystko jest wysypywane na jedną przyczepę. W kuchni mam wieczny bałagan, bo stoją tam worki: jeden na papier, drugi na plastik, trzeci na szkło i jeszcze ma być czwarty, na odpady organiczne. Niedługo w kuchni się nie zmieszczę, bo wszędzie będą stały pojemniki na śmieci. A najfajniej przerobili właścicieli domków letniskowych, bo każą im płacić za wywóz śmieci przez cały rok, podczas kiedy ludzie mieszkają tam tylko przez miesiąc lub dwa. Obłęd w czystej postaci. Ale przynajmniej mendia mają się czym zająć w sezonie ogórkowym, bo stało się to hitem tego lata.

  16. I jeszcze co do śmieci na plażach: część być może wyrzuca morze, a reszta to pomnik kultury ludzi. U nas to samo jest w lasach i nad rzeczkami (nad Wisłą i Świdrem). Strach wyjść na wycieczkę, bo człowiek wraca zszokowany.

  17. Hej! ja też kupiłam sól himalajską różową i mam jedno pytanie. Czy twoja też ma zapach i smak jajek. Dla mnie to jest dziwne i zaburza mi smak innych potraw i dlatego mało jej używam. Do tej pory raczej grubą, morską i pasuje do wszystkiego – od ciasta do pasztetów. Syn oczywiście powiedział, że wydziwiam 🙂

  18. @ Astromario, ad. 65
    Ten pasztet jest pyszny:
    http://wegetarianka.blox.pl/2010/01/PASZTET-Z-CZARNEJ-FASOLI-I-DYNI.html

    Tylko musisz mieć surową dynię (ale sezon dyniowy tuż tuż), ja robiłam z białej fasoli. Bałam się trochę dać jak w przepisie czubatą łyżkę curry i dałam mniej, co było błędem, bo to wcale nie jest za dużo i znakomicie wpływa na smak. Polecam go do zrobienia. Takie warzywne pasztety najczęściej sklejają właśnie kaszą manną.

  19. @ kalandrafel: napisałam, że są wyjątki od tej reguły: sól, ryż i warzywa morskie (glony). Pewnie coś jeszcze, ale chwilowo nie pamiętam.

    @ Alex: manna jest z pszenicy, a ja ostatnio jej unikam, więc spróbuję z tym klejącym, okrągłym ryżem. Nawet mam go na półce, więc będzie jak znalazł. A dyni na razie nie ma 😦 ale pewnie marchew też może być.

    Siedzę od paru dni na tej stronie: http://www.twojawizja.pl/ i ze zdumieniem czytam lekarza, który opiera się na filozofii hermetycznej. Żeby lepiej zrozumieć o co chodzi z tymi prawami należy zapoznać się z tym: http://franzbardon.pl/ksiazki/kybalion/ [na obu stronach są odniesienia do Biblii, co niektórych może zniechęcać, ale Biblia to taka dziwna księga, gdzie mądre jest wymieszane z głupim, więc można tam znaleźć również perły duchowości].

  20. Wynajdywacze chorób – jak robi się z nas pacjentów

    Zależna od przemysłu farmaceutycznego obecnie panująca medycyna akademicka, zapewnia sobie ciągle nowych pacjentów kreując i propagując nowe choroby w oparciu o naturalne reakcje organizmu. Film zawiera fragment wywiadu z niemieckim reporterem, który opowiada o tym w jaki sposób dochodzi do systemowego urabiania fałszywej opinii publicznej za pomocą mediów tworząc tym sposobem nowy rynek zapotrzebowania na leki…

  21. Omega-3. Czyim kosztem?

    Kapsułki z kwasem tłuszczowym omega-3 to bardzo popularny suplement, zażywany przez każdego, kto chce podnieść odporność organizmu lub walczyć ze stanami zapalnymi. Nic dziwnego, że ich produkcja stała się bardzo lukratywnym biznesem. Biznesem, który ukrywa przed konsumentami swe ciemne strony.

    Nienasycone kwasy tłuszczowe omega-3 mają zbawienny wpływ na zdrowie — spowalniają starzenie, podnoszą odporność, działają przeciwzapalnie i przeciwnowotworowo. Problem w tym, że ludzki organizm ich nie wytwarza. Pozyskać można je jedynie z zewnątrz, a najbogatszym źródłem cennych kwasów jest rybi olej.

    Pomysł nakręcenia niniejszego dokumentu pojawił się w kwietniu 2009 roku, gdy twórcy filmu dowiedzieli się, że kapsułki sprzedawane na norweskim rynku nie są wcale wypełnione tranem z miejscowych łososi, lecz wyciągiem z południowoamerykańskich ryb, co do świeżości których można mieć poważne zastrzeżenia. Tak rozpoczęło się śledztwo, które zaprowadziło ich m.in. do Chile i Peru. Wkrótce na jaw wyszły nadużycia miejscowych hodowców — okazało się, że tony organicznych odpadów, toksycznych środków i żrącej sody wyrzucają wprost do morza lub na okoliczne plaże. Paradoksalnie, gdy chilijskie i peruwiańskie lokalne społeczności cierpią na coraz liczniejsze choroby, ludzie w Europie łykają produkowany tam tran. Dla zdrowia.

    Pomimo surowych przepisów i nadzoru nad hodowlami proceder kwitnie w najlepsze, na co przymykają oko norwescy zleceniodawcy. Nie obchodzi ich, że niskie standardy produkcji i transportu doprowadzają do sytuacji, w której rybi olej dociera z Ameryki do Europy zepsuty.

    Reżyserka Marit Higraff i jej ekipa przyjrzeli się z bliska funkcjonowaniu przemysłu, którego nikt wcześniej nie odważył się wziąć pod lupę. Norwescy filmowcy szybko przekonali się, że wart miliardy euro biznes jest naprawdę potężny i wpływowy, i skutecznie potrafi uciszać śmiałków gotowych wytykać mu nadużycia.

  22. Astromaria, ja polecam zamiast ryżu komosę ryżową – quinoa (biała lub czarna), pycha jak nie wiem co, zdrowa niezmiernie i pożywna, pełna witamin i minerałów ora zpozbawiona wszelkich klajstrów.

  23. To by pewnie również wyjaśniało, dlaczego tran nie działa. Dr Jaśkowski napisał, że kiedyś podawał pacjentom norweski tran, bo jest bogaty w witaminę D i dzięki temu nie chorowali na grypę. A teraz tran nie pomaga, więc zastanawiał się, z czego oni go robią i podejrzewał jakiś przekręt z innymi rybami niż należy.

  24. Otrzymuje miemiecki Newsletter o zdrowiu i w najnowszym wyczytalam nastepujaca wiadomosc: McDonalds po 14 latach pisania samych strat wyniosl sie z Boliwii! W przeciwienstwie do innych nacji, boliwijczycy nie dali sie skusic McDonaldsowi ani reklamami, ani niskimi cenami ani tym, ze reszta swiata zglupiala i chce jesc trucizne, nie, Boliwijczycy zostali wierni swojej wlasnej tradycji zywieniowej, woleli „stolowac sie ” na szybko w tubylczych prostych kuchniach i wystawianych przez mieszkancow przy ulicach 1-2 stolikach, gdzie im serwowano to co sami w domu gotuja z dodatkiem duzo swiezej roznorodnej salaty a serwowane dania pochodzily z rodzimych upraw i hodowli na bazie natury. Jaka to szkoda, ze Polacy (oczywiscie nie tylko) nie byli tacy madrzy i wszystko co amerykanskie i trendy bez chwili namyslu kupuja, daja sie obcym i chorym korporacjom u siebie zagniezdzac chetnie zapominajac o wlasnych tradycjach i kulturze sprowadzajac ja do wyginiecia. Dzieki takiej postawie spoleczenstwa latwo nie-rzadowi narzucic kretynskie prawa jak np. to o stosowaniu GMO, zabranianiu sprzedawania wlasnych produktow rolnych itd,, itp.

  25. Cześć, to znowu ja 🙂 Dostałam tyle dobrych rad, wprowadzam je w życie… dziekuję jeszcze raz. Niestety wychodzenie z depresji to bardzo powolny proces. Są dni, kiedy jest lepiej a potem znowu dół. Zrobiłam sobie badania na ukrytą nietolerancję i wyszła mi nietolerancja glutenu, co Zielarka (nr 60) bezbłędnie zdiagnozowała na podstawie moich objawów. Przeszłam więc na dietę bezglutenową, trudno mi bedzie na niej przytyć. Powinnam też zażywać magnez i witaminy z grupy B a także mikroelementy – czy znacie jakieś dobre suplementy?
    Mam jeszcze prosbę o wskazówki dotyczące bezsenności, która znowu mnie zaatakowała, co najlepiej pomaga? Ja budzę się np. o 2 czy 3 w nocy i już nie moge usnąć. A potem cały dzień chodze nieprzytomnna. Nie wiem co mam robić. Piję ziółka, zażywam kropelki homeopatyczne L72, walerianę, melisę – co jeszcze mogę brac? Przepraszam, że tak przynudzam i zawracam głowę swoimi problemami, ale szukam ratunku a tu dostałam już wsparcie i na tę bezsenność też na pewno coś poradzicie. Dla mnie bardzo cenne są przykłady z życia. Jak piszecie, że tez się z tym zmagaliście i wyszliście z tego, to we mnie narasta nadzieja i widze światełko w tunelu…

  26. Ewo, a może przestać szukać tego, co można „brać” i zacząć szukać tego, co masz w sobie? wszystkie ziółka, suplementy, diety to dobra rzecz, ale nie rozwiążą problemów leżących u podstaw Twojego stanu. Depresja to tylko wołanie duszy o to, byś dała jej i sobie należny szacunek i miejsce. Poszukaj w sobie starych pasji i zacznij sie im oddawać. Całą sobą. Z czasem znużenie minie, pokonasz pierwsze kaprysy podświadomości, która bardzo chce Cię trzymać w tym stanie depresyjnym. na przekór jej zrób coś, na co zawsze miałaś ochotę, albo coś, z czego zrezygnowałaś, bo dzieci, bo mąż, bo praca, bo nie wypada, bo za drogo… Twoja podświadomość będzie sie broniła, podpowiadała, że to nie dla Ciebie, będzie Cię odciągała i wymyslała tysiące wykrętów. Nie słuchaj jej tylko rób. Zobaczysz, że przygnebienie i brak energii miną, będziesz napędzała się tym, co kochasz i z czasem Twoja podświadomość przejmie nowe jako normę. A za tym pójdzie ciało, zacznie przyjmować i wykorzystywać to, co jesz i nabierać sił.
    Pomyśl o tym, warto. Wiem to z własnego doświadczenia.

  27. Do niedawna cierpiałam na bezsenność. Nie było mowy, żebym położyła się wcześniej niż o 2 w nocy, a i tak nie mogłam zasnąć i leżałam licząc barany do 3, a nawet 5. Kiedy w końcu zasnęłam wciąż się budziłam i rano byłam zmęczona. Nie pomagała melatonina ani ziółka. W końcu moja przyjaciółka zaczęła mi robić masaże stóp (refleksologia), a ja zaczęłam jeść kaszę jaglaną z warzywami i stał się cud: padam na twarz ok. 10-11 w nocy, śpię jak niemowlę, a rano wstaję wypoczęta i bez budzika. Okazało się, że miałam zanieczyszczaną (zakwaszoną) krew i to powodowało bezsenność oraz inne problemy.

    Spróbuj diety dr Ewy Dąbrowskiej. To powinno oczyścić organizm po zatruciu glutenem. Z suplementów na depresję najbardziej przydałby ci się magnez w postaci chlorku magnezu. Ale nie kupuj Delbetu, bo jest potwornie drogi, lecz np. na Allegro, tylko musi być „czysty do analizy”, „farmaceutyczny” lub „spożywczy”. Można to pić, ale nie polecam, bo jest odrażający w smaku. Najlepiej wcierać go w skórę po rozcieńczeniu wodą. Przy okazji możesz też zamówić u tego samego sprzedawcy kwas L askorbinowy, również czysty lub farmaceutyczny. Potem radziłabym suplementy dr Ratha, bo są skomponowane w naukowych proporcjach, zależnie od potrzeb zdrowotnych.

    Tu jest wszystko na temat magnezu

  28. @Ewa, budzenie sie w nocy o tej porze z niemoznoscia pozniejszego zasniecia znam bardzo dobrze. Wyglada mi na to, ze masz problemy tez z watroba, ktora jest aktywna wlasnie w nocy w godzinach miedzy 1 a 3. Przebadaj enzymy watrobowe (badanie krwi). Najlepszy na watrobe jest ostopest albo w ziarenkach albo olej z ostropestu (ja wole to drugie bo ziarenka sa twarde i dla mnie nieprzyjemnie sie je zuje aczkolwiek zmielone). Z tego budzenia sie w nocy juz wyszlam ale za to mam okresy, kiedy w ogole nie moge zasnac i siedze cala noc a klade sie spac dopiero w dzien. Do tego zauwazylam, ze te problemy ze spaniem mam u siebie w domu a jak jestem poza wlasnym domem, to spie bez problemu. Przyczyny nie moge odkryc bo sa znow okresy, kiedy i we wlasnym domu spie normalnie jak kazdy czlowiek. Nie wiem czy jeszcze pracujesz, bo jesli nie to nie widze problemu w tym, zeby poddac sie pod wlasny organizm i jesli czujesz sie w ciagu dnia rozbita po nieprzespanej nocy to sie poloz w ciagu dnia lub pospij sobie dluzej. Nie ma co narzucac sobie sztucznej dyscypliny (bo „obowiazki” czekaja) albo przejmowac sie uwagami kogos z zewnatrz.Na jedno trzeba by tylko zwrocic uwage, zeby klasc sie tylko wtedy kiedy chce sie spac i nastawic sobie budzenie po 1-2 godzinach bo jak sie polozysz a zasnac nie mozesz bo tluka Ci sie jakies mysli po glowie to lepiej jest wstac. A jak obudzisz sie w nocy i nie mozesz zasnac to tez albo wstan i wez jakas ksiazke do reki, albo podlacz sie do pradu wg Bruno Gröninga albo zastosuj sobie Alexandra Loyda (polecam ksiazke) albo lezac w lozku sprobowac wejsc w OBE czyli wyjsc z ciala fizycznego co ja przy okazji mojej bezsennej nocy tez chce sprobowac. Ktos wrzucil chyba wczoraj filmik z Jarkiem Bzomem (dzieki !) i zamierzam tym sie blizej zainteresowac. Kiedys juz probowalam (po lekturze Roberta Monroe i jakiejs ksiazki Darka Sugiera) jednak nic mi z tego nie wychodzilo ale wtedy bylam jeszcze zakrecona jak sloik od moich wlasnych mysli i „problemow”. Ja osobiscie takie nocne siedzenie nawet lubie, bo jest wtedy cisza jak makiem zasial, czego czlowiekowi w ciagu dnia brakuje. Ja wlasnie dzieki tym nieprzesypianym nocom zaczelam wchodzic na inna sciezke doswiadczen. Grunt to nie przejmowac sie swoim stanem a raczej go wykorzystac poddajac sie temu na co chce Cie skierowac sila wyzsza. Zamiast wsluchiwac sie w swoje niezadowolenie, wsluchaj sie w potrzeby ciala i duszy.
    Przy okazji robienia badan krwi zbadaj sobie tez poziom witaminy D bo jej za niski poziom tez sprzyja depresji. Moze zebralo sie u Ciebie wiecej fizycznych czynnikow depresyjnych jak tylko nietolerancja glutenu. Niedobor tej witaminy jest w naszych szerokosciach geograficznych norma – mamy za malo slonca w ciagu roku, zatankowac go na zas sie nie da wiec pozostaje nam stala suplementacja. Zreszta wystarczy pojechac do jakiegos poludniowego kraju i zobaczyc na wlasne oczy ze mieszkajacy tam ludzie sa bardziej radosni i czesciej sie smieja jak ci, ktorzy zamieszkuja tereny blizej polnocy. My, w porownaniu z nimi, jestesmy ponuracy wiecznie z zycia niezadowoleni. Na samych sobie tez mozemy sie przekonac, ze lepszy humor nam dopisuje wtedy, kiedy swieci slonce. 🙂

  29. Kaszę jaglaną staram się jeść, ale przy moim braku apetytu jem jej oczywiście za mało. Jesli chodzi o magnez to chyba na początek kupię ten delbet, bo jest już gotowy do spożycia a ten z Allegro, to u którego sprzedawcy zamówiłaś?
    Czy to jest jakieś duże opakowanie? Ta dyskusja, do której podałaś linka jest z 2011 roku, ciekawe czy są jakieś nowości w tym temacie…
    Czy Twoja przyjaciółka robi gdzieś w Warszawie masaże stóp albo może kogoś polecić?
    Zazdroszczę Ci, że się wyleczyłaś z bezsenności. Staram się mieć nadzieję, że mi mnie się uda, choć dzisiaj trudno mi uwierzyć, że będzie lepiej 😦

  30. @ Ewa: nie mogę robić kryptoreklamy sprzedawcom na Allegro, więc wpisz hasło „chlorek magnezu” i wybierz tego, który oferuje lepszą cenę. Delbet to jest to samo, co oni tam sprzedają, tyle tylko, że ktoś to wymieszał z wodą i liczy sobie za to wielką kasę (kasa jest za nazwisko pana Delbeta). Chlorek jest na wagę, więc wybierasz ofertę, która ci najbardziej pasuje. Możesz się podzielić z rodziną i znajomymi, jeśli dla ciebie byłoby tego za dużo.

    Moja przyjaciółka jest z Warszawy, a raczej spod Warszawy. Jest mgr pielęgniarstwa i ma papiery na wszystkie swoje usługi, a ja zaręczam swoją osobą, że jest skuteczna. Jeśli jesteś zainteresowana napisz do mnie na priv (adres jest pod ikonkami społecznościowymi, po prawej stronie bloga). Koleżanka może wpaść do ciebie, ale ja zachęcam, żebyś wybrała się do nas za miasto, bo odetchniesz na łonie natury, co na pewno dobrze ci zrobi.

    Praktykuj Bruno i nie zniechęcaj się, jeśli nie ma postępu. Ja musiałam długo czekać, bo byłam „głęboko niewierzącą” racjonalistką i musiałam trochę zapracować na to, żeby mi ta niewiara przeszła. Poza tym pamiętaj, że „bóle regulacyjne” dotyczą nie tylko ciała, ale i duszy / psychiki, dlatego nie zdziw się, jeśli ci się chwilowo pogorszy. Nie przejmuj się, a nawet ciesz się jeśli tak się stanie i praktykuj wytrwale, a zobaczysz, że na pewno poczujesz się lepiej.

  31. Truciciele kreca swoje „lody” o roznych „smakach” dla dwunoznych i wszystkozernych gownojadow glupszych nawet od pozytecznego zuka gnojarza kierujacego sie ponoc swiatlem Drogi Mlecznej.

    http://www.naukawpolsce.pap.pl/aktualnosci/news,393856,zuk-gnojarz-kieruje-sie-swiatlem-drogi-mlecznej.html

    Ciekawe czym sie kieruje goj kupujac czarcie zarcie, alhohol czy tez inne mieszanki z kwasem fosforowym i aspartamem ?

    Na odtrutke w kloacznej tematyce slucham uskrzydlajacego glosu najwiekszej polskiej artystki z odwaznym sercem i nieskalana dusza :

  32. Hej dziewczyny 🙂

    Jak bierzesz magnez to trzeba zażywać WAPŃ !! Bo jedno bez drugiego nie działa właściwie.

    cytat
    „Warto wiedzieć, że ważna jest proporcja wapnia i magnezu. Aby procesy nerwowe przebiegały bez zakłóceń, stosunek wapnia do magnezu powinien wynosić jak 2:1. Nadmiar wapnia, spowodowany dużym spożyciem nabiału – mleka, serów, twarogów, jogurtów, stanowi problem, ponieważ wapń zmniejsza przyswajanie magnezu, a brak magnezu zmniejsza przyswajalność wapnia i kółko się zamyka. Dlatego problemem staje się przyjmowanie pojedynczych preparatów tylko magnezowych lub tylko wapniowych, które zakłóca prawidłowe proporcje pomiędzy tymi pierwiastkami. Dlatego poszukując odpowiedniego suplementu zwracaj uwagę na to, aby preparat był wapniowo-magnezowy.”

    @Nieustraszona
    „Truciciele kręcą swoje “lody” o różnych “smakach” dla dwunożnych i wszystkożernych gównojadow, głupszych nawet od pożytecznego żuka gnojarza kierującego się ponoć światlem Drogi Mlecznej”

    🙂 🙂 🙂 🙂 🙂

    Twoja zdolność do kojarzenia tak dalekich od siebie tematów,i łączenia w jedno celne uderzenie,jest zadziwiająca 🙂

    zaczynam Ci zazdrościć ;-P

  33. Psychoanalityk Feldmar Andras ,od 40 lat mieszka w Kanadzie ,na psychiatrach nie zostawia suchej nitki..twierdzi ,ze to czarna magia co robią..naganiaja kase biznesowi farmaceutycznemu..warto posłuchąc..
    Tutaj mówi o depresji i schizofreni..

  34. @ kingovnot: kiedyś starych nazywano wapniakami, bo na starość się wapnieje. Dlatego my potrzebujemy magnezu. Magnez sprawia, że wapno z naszych stawów zostaje wypłukane i przestajemy skrzypieć przy chodzeniu.

  35. @AstroMaria
    ale wapniakiem się zostaje jak szyszynka wapnieje !! 🙂
    Podobno to skrzypienie w nogach można wyleczyć pijąc duże ilości soku z cytryny,ale tego nie sprawdzałem.
    Jak ktoś coś wie na ten temat to pisać…bo się qrcze nie można skradać !! ;-(

  36. @kingovnot
    przyczyny strzelania w stawach może być od pęcherzyków powietrza,które znajdują się w stawach.Dobre są czereśnie i wiśnie na ból stawów.

  37. Ja się nie mogę skradać, bo mi kręgosłup zesztywniał 😉 ale popijam sobie wodę z octem jabłkowym i czasem z cytryną i może faktycznie mniej zgrzytam.

  38. Jest kuracja dotycząca zanieczyszczonych stawów liściami laurowymi,które trzeba zalać w termosie i pić małymi porcjami przez cały dzień.
    Nie wolno wypić całego od razu,bo można dostać krwotoku wewnętrznego !!
    I kuracja sokiem z cytryn.
    Jak zrobię to napiszę ,czy pomogło.
    Na razie nici ze skradania się 😉

  39. Dr.Jadwiga Kempisty radzi : umyć 3 cytryny obrać cieniutko z żółtej skórki i zmiksować .Pić nie rozcieńczając i nie słodząc.Taka cytryna ma witC1 , witC2. i utrzymuje się cały dzień w organiźmie.Bo jak wyciśniemy sok to szybko witC1 wysiusiamy.
    Ciekawe z tymi stawami tyle ludzi się skarży na kolana i kręgosłup. Czy my to nie mamy po szczepionkach z dzieciństwa.

  40. Tu ciekawie mówi o piciu wody.
    Odchudzanie i żywienie w otyłości – lek. med. Jadwiga Kempisty – 3.0

Nie mam żadnego wpływu na to, że komentarze stałych bywalców bloga lądują w moderacji! Proszę się nie awanturować w tej sprawie - patrz: strona "Komentowanie bloga" (na górze). Wolną dyskusję prowadzimy w Hyde Parku, a o zdrowiu w Zdrowotnym Hyde Parku.

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.